Transfer Dawida Kownackiego do Werderu Brema miał być dla niego ruchem wręcz doskonałym – obliczonym na regularną grę i powrót do reprezentacji Polski. Po czterech miesiącach, oprócz awansu do Bundesligi, nic innego się nie zgadza. Napastnik albo siedzi na ławce, albo jest najgorszym piłkarzem swojego zespołu, a wizja powołania do kadry stała się bardzo odległa. Jego pierwszy okres gry po powrocie do niemieckiej elity można spisać na straty. Co jednak stoi za tym stanem rzeczy?
16 bramek i 10 asyst w poprzednim sezonie 2. Bundesligi to wynik rewelacyjny. Kownackiego śmiało można było nazwać jednym z najlepszych piłkarzy tych rozgrywek. Nic więc dziwnego, że ustawiła się po niego długa kolejka chętnych, tym bardziej, że napastnik był do wzięcia za darmo. Jego kontrakt z Fortuną wygasał w czerwcu i choć klub z Duesseldorfu długo zabiegał o to, żeby go przedłużyć, to nic nie wskórał. Spośród pięciu opcji (oferty złożyły m.in. Union Berlin czy Hoffenheim) Kownacki wybrał Werder Brema.
Na papierze doskonały ruch
– Myślę, że jest to dobra decyzja. Długo to analizowałem, rozmawiałem z ludźmi i wiedziałem, czego potrzebuję. Od razu zaczęliśmy nadawać na tych samych falach. Ważnym czynnikiem dla mnie było dobre samopoczucie w klubie. A tego doświadczyłem w Bremie – powiedział na antenie “Kanału Sportowego” Kownacki, który zdecydował związać się z bremeńczykami długoterminową umową.
Dobre samopoczucie w klubie, szybko złapana nić porozumienia z trenerem Ole Wernerem, który miał pomysł na jego wkomponowanie w skład Werderu, a także perspektywa, że zwolni się dla niego miejsce w ataku, napawały zawodnika dużym optymizmem. Sam do zespołu wnosił spore doświadczenia z poprzednich lat gry w Serie A czy Bundeslidze, świetną dyspozycję po roku regularnej gry dla Fortuny, a także boiskowe wskaźniki pracy, z którymi zespół miał problem, czyli liczba sprintów czy intensywnych biegów. Po czterech miesiącach w zasadzie nic z tych obietnic nie zostało, choć początkowo wszystko zanosiło się na doskonały ruch.
Przed sezonem Kownacki wystąpił w czterech meczach kontrolnych. Zdobył w nich cztery bramki i sprawiał świetne wrażenie. Nie trafił do siatki tylko w starciu z Racing Strasbourg. Swoją grą przyćmiewał nie tylko Niklasa Fuellkruga, który myślami był już poza klubem, ale również Marvina Duckscha. Mimo tego w trzech pierwszych meczach sezonu otrzymał od Ole Wernera tylko szesnaście minut. Gdy jednak w końcu wyszedł w podstawowym składzie, Werder ograł przekonująco 4:0 Mainz, a polski napastnik miał swój wkład w jednego ze strzelonych goli. Finalnie opuścił boisko kwadrans przed końcem meczu bez bramki czy asysty. W “Kickerze” uznano go jednak za najsłabszego piłkarza bremeńczyków, przyznając mu notę 3,5. Jeszcze gorzej sprawy się miały w następnej kolejce.
Trzy mecze w podstawie, trzy razy najgorszy
Werder niespodziewanie dostał lanie od beniaminka z Heidenheim, przegrywając 2:4. Kownacki zakończył mecz już w przerwie. Ponownie był najsłabszym piłkarzem drużyny obok Anthony’ego Junga i Marco Friedla. Wszystkim wlepiono “piątki”. Co to dla niego oznaczało? Przyspawanie do ławki. W kolejnych trzech meczach otrzymał tylko pięć minut od Wernera, przez co ominęło go powołanie od selekcjonera Michała Probierza na październikowe zgrupowanie. Czas na kadrę spożytkował jednak całkiem dobrze – w meczu kontrolnym ponownie spisał się bardzo dobrze, strzelając gola z St. Pauli, czym zapracował na wyjściowy skład w meczu z Borussią. W Dortmundzie poruszał się po boisku jak ciało obce. Jego męki po nieco ponad godzinie ukrócił trener, ściągając Polaka z murawy. Dziennikarze “Kickera” znowu nie byli łaskawi – wplepili Kownackiemu trzeci raz w tym sezonie najgorszą notę w zespole Werderu. Tym razem dali mu 5,5.
Nic więc dziwnego, że Werner przestał traktować Polaka jako zawodnika do podstawowego składu. – Mamy pięciu piłkarzy, którzy walczą o miejsce na dwóch pozycjach, co oznacza, że na boisku może przebywać tylko dwóch zawodników. Ostatnio Marvin Ducksch i Justin Njinmah utworzyli duet napastników, ale o swój czas na boisku walczą także Rafael Borre i Nick Woltemade. Zawsze jest konkurencja. Monitorujemy wydajność. Dawid też otrzyma okazję do gry, zresztą dostawał je już w różnych rolach – wyjaśniał trener Werner na konferencji prasowej przed meczem z Hoffenheim.
A przecież, jak już wspominaliśmy, trener Werner był zwolennikiem napastnika i pozostawał jedną z kluczowych osób, które przekonały go do przyjścia. Szkoleniowiec potrafił w okresie przedsezonowym świetnie wkomponować Dawida w taktykę bremeńczyków. Mało tego, w jednym sparingu starał się pomieścić całą trójkę napastników, czyli Fuellkruga, Duckscha i Kownackiego, żeby nie trafić nic z siły ofensywnej. Gdy pierwszy z nich odszedł do Dortmundu, stało się jasne, że jego miejsce zajmie Kownacki. Życie potoczyło się inaczej.
Jeden z pięciu napastników
Więcej minut niż polski napastnik otrzymuje Woltemade, który co prawda świetnie radził sobie na wypożyczeniu w Elversbergu, ale był to trzeci poziom rozgrywkowy. Do tego Werder po sprzedaży Fuellkruga sprowadził Rafaela Borre, który ma uznaną markę w Niemczech po zdobyciu z Eintrachtem Frankfurt Ligi Europy. Kolumbijczyk strzelił już nawet debiutanckiego gola. Niemniej jednak największym zaskoczeniem pozostaje postawa Justina Njinmaha. 22-latek do tego sezonu nie zagrał żadnego meczu w pierwszej drużynie Die Gruen-Weissen, a w Bundeslidze zaliczył tylko jeden 21-minutowy epizod jeszcze w barwach BVB. Niespodziewanie wskoczył do składu bremeńczyków, popisał się już dwoma golami i asystą. Wygląda nie tylko na świetnego jokera, ale i talizman Werderu. Njinmah trafiał do siatki w dwóch jedynych wygranych ligowych spotkaniach ekipy Wernera.
Jak na ich tle wygląda Kownacki? Gra mniej niż Woltemade i więcej niż Borre oraz Njinmah. W przeciwieństwie do tej dwójki wciąż czeka jednak na pierwszego gola. Jest zatem napastnikiem, od którego oczekuje się trafień, ale nie daje mu się odpowiednio dużo szans na przełamanie, bo nie spełnia innych oczekiwań trenera względem postawy napastnika w układzie taktycznym Werderu.
Za tę sytuację bezpośrednio winny jest Werner, który widząc nieudolność swojego zespołu, dalej ślepo brnie w obraną przez siebie taktykę. Cierpi również na tym Kownacki, bo grając obok Duckscha, musi mu ustępować miejsce w głębi boiska, sam stając się klasyczną dziewiątką, którą nie jest. W Fortunie to on pełnił podobną funkcję, co Ducksch w Werderze. Miał więcej swobody, cofał się po piłkę, chętnie rozgrywał i atakował z drugiej linii. Zaowocowało to nie tylko 16 golami, ale również 10 asystami. Dziś po tym nie ma śladu.
Jest źle, a może być gorzej
Sama postawa zespołu z północy Niemiec również ma wpływ na dzisiejsze postrzeganie Kownackiego. Werder gra po prostu źle i tylko słabość kilku innych drużyn na początku sezonu sprawia, że ekipa z północy Niemiec nie znajduje się w strefie spadkowej, tylko tuż nad nią. Bremeńczycy stwarzają sobie mało okazji bramkowych. Oddali 90 strzałów od początku sezonu, co jest drugim najniższym wynikiem w Bundeslidze. Mecze prowadzi w jednostajnym tempie, przez co ani nie zaskakuje rywali w kontrataku, ani w ataku pozycyjnym. Wskaźnik sprintów pozostaje drugi najgorszy w lidze, a przecież w tym aspekcie miał pomóc Kownacki.
Do tego wszystkiego Werder jest tragiczny w obronie. Dał sobie wbić osiem goli dwóm beniaminkom, którzy od Bundesligi odstają nie tylko poziomem finansowym, ale również sportowym, jeśli spojrzymy na indywidualne umiejętności każdego z zawodników. Poprzez swoją niefrasobliwość i nieudolność, a może też brak umiejętności, Bremeńczycy wielokrotnie dawali napastnikom przeciwnych drużyn szanse wykazania się. A ci z nich chętnie korzystali, czego owocem jest 18 wpuszczonych goli po ośmiu kolejkach.
A problemy dopiero się zaczną. Do 2 grudnia Werder czekają spotkania z samymi wymagającymi rywalami. Union Berlin, czyli uczestnik Ligi Mistrzów, Wolfsburg, Eintracht Frankfurt, Bayer Leverkusen i Stuttgart to kolejni ligowi przeciwnicy Die Gruen-Weissen. Nikogo nie powinno zdziwić, gdyby bremeńczycy nie zdobyli punktu w najbliższych pięciu seriach gier, i piszemy to, mając świadomość słabości Żelaznych na początku sezonu. Berlińczycy są bowiem jedną z tych drużyn, która na starcie sezonu radzi sobie jeszcze gorzej od Werderu, ale i to powinno się odwrócić.
Karma za złe rozstanie
W całej tej sytuacji cierpi każda ze stron. Werder, bo liczył na świetnego napastnika, którego udało się ściągnąć za darmo. Fortuna, bo nie znalazła dla Kownackiego odpowiedniego następcy. A o tym, jak wiele znaczył dla tej drużyny, najdobitniej świadczy fakt, że szef działu sportowego “Rheinische Post” Gianni Costa napisał dla niego pożegnalny tekst w języku polskim.
No i finalnie dla samego napastnika, który nie wiedzieć czemu był pomijany przez Fernando Santosa w reprezentacji Polski. Gdy w końcu wrócił do upragnionej Bundesligi i zmienił się selekcjoner, przestał grać, a jego forma jest daleka od optymalnej. Z tego powodu nie znalazł się w kadrze na październikowe zgrupowanie, nawet pomimo nieobecności Roberta Lewandowskiego. Lepszy od niego okazał się Adam Buksa, który jak na ironię stracił poprzedni sezon.
Być może dopadła go w pewnym stopniu karma za nieprzyjemne rozstanie z Fortuną. Klub z Duesseldorfu wielokrotnie wyciągał do niego rękę, gdy ten był w potrzebie, gdy kibice zrównywali go z błotem, lub po prostu dochodził do siebie po kontuzji. Na końcu napastnik nie przedłużył umowy z F95, odszedł za darmo, choć klub pobił rekord transferowy, sprowadzając go z Sampdorii. Pożegnanie odbyło się w atmosferze skandalu. Ogłoszenie transferu przez Werder nastąpiło przed końcem sezonu, gdy snajper wciąż był piłkarzem Fortuny.
– Nie było z nami żadnej komunikacji. Wolelibyśmy, żeby było inaczej. Zastanawiamy się, jak do tego doszło – mówił “Bildowi” rozgoryczony dyrektor sportowy F95 Christian Weber. Po czym dodał o samym zawodniku: – Odkąd stało się jasne, że Dawid nie przedłuży kontraktu, zachowywał się wzorcowo. Nie jesteśmy na niego źli. Biorąc pod uwagę, jak często grał z kontuzją. Do końca dawał z siebie wszystko, poświęcał się dla drużyny i strzelał gole.
Niemniej jednak niesmak pozostał, o czym mówił rzecznik prasowy Werderu na łamach „Rheinische Post”: – To wszystko było dość niefortunne. Z pewnością mogliśmy zaplanować to bardziej optymalnie. Prowadzimy rozmowy z Fortuną na ten temat i wyjaśniliśmy go.
Wskoczy do furgonu ze złotem?
To dopiero pierwsze kroki Kownackiego w Werderze. Zapewne nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, ale trudno nie odnieść wrażenia, że napastnik po prostu stracił pierwszą część sezonu. Kolejny skok “Kownasia” na Bundesligę się jednak jeszcze nie skończył, więc jeszcze wiele się może wydarzyć. Pewnie jak w “Kiler-ów 2-óch” znienacka przejedzie obok niego furgonetka ze złotem. Pytanie, czy snajper do niej wskoczy, by móc zaintonować piosenkę Elektrycznych Gitar”:
“Bo ja mam szczęście, ja mam szczęście,
Chcecie to wierzcie, chcecie nie wierzcie.”
W końcu jeszcze przed poprzednim sezonem wydawało się, że szczęście opuściło 26-letniego napastnika i na dobre wypadnie z orbity zawodników znajdujących się na celowniku selekcjonera. Choć znajdował się blisko kadry, to ostatnio znowu się od niej oddalił, ale może niebawem do niej powrócić, o ile pozwolą mu na to Werder, Werner i wiara w swoje umiejętności.
WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:
- Strzelał gole za chipsy i fantę, dziś jest gwiazdą Lipska – Lois Openda
- Trela: Ostatnia przysługa Hasana. A może Bayern faktycznie znalazł nowego Mbappe?
- Trela: Kozak w necie wreszcie w świecie. Xavi Simons gwiazdą już nie tylko Instagrama
Fot. Newspix