Wyspy Owcze. Nigdy o tamtejszej piłce nie było głośniej, niż teraz. To wszystko za sprawą świetnych wyników reprezentacji, która dwa razy zdołała sprać Grecję, tę samą, której pobić nie daliśmy rady my. O realiach tamtejszego futbolu, coraz lepszym szkoleniu i życiu na Wyspach opowiada Łukasz Cieślewicz, piłkarz B36 Torshavn, jedna z gwiazd farerskiej Effodeildin. Zapraszamy.
Znasz takiego piłkarz jak Ibrahima Camara?
Znam. To mój kolega z drużyny.
Czytałem dzisiaj wywiad z nim. Przyznał, że pierwsze o co spytał lądując na Wyspach Owczych, to czy to koniec świata.
(Śmiech) Ja aż takiej reakcji nie miałem, może dlatego, że ojciec był tu już rok, także gdy przyjechał po nas nie jechaliśmy w ciemno, wiele o Wyspach Owczych wiedzieliśmy. Ale pamiętam, że gdy odbierał w Polsce papiery na wizę, to panie w biurze życzyły mu udanych wakacji. Widziały, że jedzie na jakieś wyspy, więc pewnie myślały, że to jakieś Kanaryjskie albo coś w tym stylu. Wtedy to było śmieszne, ale w dzisiejszych czasach Wyspy Owcze zrywają z anonimowością. Robi się o nich coraz głośniej, turystów przybywa z roku na rok. Camarze jednak się nie dziwię, dla Afrykanina to musiał być szok. Ale wydaje mi się, że teraz nie narzeka, tyle lat już jest tutaj.
To prawda, nie narzeka. W drugiej części wywiadu powiedział, że czuje się tak bezpiecznie i swobodnie, że nawet nie zamyka domu jak wychodzi.
Mieszkam w stolicy, tu trzeba troszkę uważać, bo jednak Torshavn ma dwadzieścia tysięcy ludzi. On grał w mniejszych klubach, praktycznie w wioskach, więc tam faktycznie nie ma sensu zamykać drzwi. Nikt nie wejdzie. Nikt cię nie okradnie. Pamiętam jak ojciec grał w piłkę to też mieszkaliśmy w takiej wsi i też zawsze drzwi zostawiało się otwarte. Pieniądze mogły leżeć na stole, nikt tego nie ruszył. Nie ma się czego bać.
Spokojne życie.
Bardzo. Każdy ma pracę, a jak jej nie masz, to dostajesz zapomogi z państwa, więc nie masz czym się martwić. Wydaje mi się, że ludzie dzięki temu są bardzo zrelaksowani, spokojni, nie ma stresu jak w Polsce. Jak przyjeżdżam do kraju na dwa miesiące to widzę co się dzieje, jest zdecydowanie inaczej, ale nie ma co się dziwić, bo jest u nas jak jest. na Wyspach fajnie się mieszka, przepiękny kraj, bardzo świeże powietrze, jedyne co jest minusem, to pogoda. U was pewnie słonecznie dzisiaj?
Różnie. Dziś akurat nieszczególnie.
U nas ogółem jest bardzo mało dni słonecznych, do tego ciągle silny wiatr. Przy dobrej pogodzie wszystko wygląda wspaniale, ale ta zdarza się rzadko. No ale człowiek wiedział gdzie jedzie, więc nie ma co za dużo narzekać.
Opowiedz co cię zagnało na Wyspy Owcze.
Ojciec (Robert Cieślewicz, dawniej piłkarz Śląska i Rakowa – przyp. red.) przyjechał tu grać w piłkę. Był już dobrze po trzydziestce, tułał się po niższych ligach, więc finansowo za wiele nie mógł zarobić, a na wyspach i owszem. Na pewno nie żałuje, zdobył tu mistrzostwo kraju, przez te wszystkie lata nie słyszałem by chociaż raz narzekał. Zresztą, jak rozmawiam z kolegami, którzy przyjechali na wyspy zza granicy, to też nikt nigdy złego słowa nie powiedział.
Tak zachwalasz, że jeszcze trochę i zapytam czy nie szukają u was dziennikarzy sportowych. Ciężko się dostać na Wyspy?
Na pewno tak, sportowcy są w tym względzie uprzywilejowani, im wiza jest dawana od ręki. Ale żeby przyjechać i szukać tutaj pracy… ciężko. Z tego co wiem, aby to było możliwe, bezrobocie musi spaść poniżej 3%. Aktualnie jest chyba 3.4%. Widzę jednak, że dużo Polaków przyjeżdża na Wyspy Owcze do pracy, ale tylko przez jakieś firmy. Na przykład sporo pracuje w stoczni, trochę osób wpada na prace sezonowe, ale to są osoby związane kontraktem z konkretnymi firmami. Przyjechać tak sobie i znaleźć sobie pracę – to bardzo trudne.
Przejdźmy do futbolu. Jak wielkie znaczenie dla Farerów miały ostatnie zwycięstwa z Grecją?
Na pewno wygrana na wyjeździe to była wielka niespodzianka. Oglądałem ten mecz i uważam, że Wyspy stworzyły więcej sytuacji, zasłużenie wygrały. Co do drugiego starcia, to myślałem, że taka reprezentacja jak Grecja nie popełni drugi raz tego samego błędu, a jednak.
Co twoim zdaniem zaważyło na tym, że Wyspy Owcze wygrały te mecze?
Powiedziałbym, że wygrały słabością Grecji, a nie że były takie dobre. Sam wiesz jak to jest – nie zawsze ci mający lepszych zawodników wygrywają i tak było też tym razem. Ale piłka na pewno idzie tu do przodu, reprezentacja prezentuje się coraz lepiej.
Islandia jest oczywiście krajem większym, kilkukrotnie ludniejszym, ale jednak też nie mają nawet pół miliona mieszkańców, a dają radę w Europie i obijają dużo lepszych. Czy uważasz, że Wyspy Owcze mogą jakoś do tego nawiązać? Z tego co wiem, wzorują się szkoleniem na Islandczykach.
Z tego co widzę i słyszę tam szkolenie jest o wiele lepsze, aczkolwiek jak najbardziej, Farerzy wzorują się na Islandii. Widać postęp nie tylko po kadrze, ale także po europejskich pucharach, bo kluby stąd coraz częściej potrafią sprawić niespodziankę. To już nie są chłopcy do bicia, kelnerzy, którzy wychodzą i przegrywają wszystko 0:6. W kadrze znajdziesz piłkarzy, którzy regularnie grają w duńskiej Superlidze.
Że jest postęp, to widać gołym okiem. Jesteś na miejscu powiedz dlaczego, w czym tkwi źródło tych postępów.
Według mnie kluczem jest inne podejście chłopaków do piłki. Kiedyś traktowali to jako hobby, a teraz jako pracę. Widać to na meczach, ale i na każdym treningu młodzi zawodnicy pracują dużo ciężej, niż ich odpowiednicy kilkanaście lat temu. Jest inny poziom dyscypliny i zaangażowania, a efekty są takie, że teraz oglądam młodzieżówkę Wysp Owczych i nawet na tle bardzo dobrych reprezentacji wyglądają nieźle. Druga sprawa, to że trenerzy są lepiej wyszkoleni niż dawniej. Piłka nożna jest obecna już od najmłodszych lat w szkołach, wiem, że jest jedna szkoła sportowa, a aktualnie są plany stworzenia akademii piłkarskiej. Idzie to wszystko w ciekawym kierunku. Inne sporty też są popularne, ale piłka jest najważniejsza. Mamy choćby słynnego pływaka, jednego z najlepszych na świecie, ale jego sukcesami żyje się tu gdy coś wygra, a futbolem żyje się każdego dnia.
Obiekty B36, w którym gra Cieślewicz
Opowiedz więcej o szkoleniu, słyszałem, że jest bardzo dobrze zorganizowane.
Mogę podać konkretny przykład. Jak przychodziłem, to większość trenerów w drużynach juniorskich stanowili rodzice, często nie mający żadnego szerszego pojęcia o piłce, nie mówiąc o wiedzy trenerskiej. Teraz jest profesjonalizacja. W moim klubie od około dwóch lat doświadczeni gracze są angażowani jako trenerzy młodych graczy, z tego co wiem w Islandii jest tak samo. Ja i dwóch kolegów z drużyny też robimy już kursy trenerskie, pomagamy młodszym.
Jest więcej pieniędzy w farerskiej piłce?
Pieniądze też są lepsze, ale przede wszystkim stawiałbym nacisk na organizację. Kluby kiedyś miały gdzieś, że mają jakichś młodych zawodników i muszą ich szkolić, to było traktowane po macoszemu. Teraz na to się kładzie wręcz nacisk, bo to prosta droga do lepszych wyników, a i można na najlepszych zarobić.
Waszym przeciwnikiem jest aura, stosunkowo krótki sezon. Przychodzi zima i co wtedy?
Nie ma na wyspach żadnej hali przystosowanej do futbolu, taka jest dopiero w planach. Tu choćby Islandia jest daleko przed nami, bo takie hale to wielki plus. Nasz stadion jest akurat tak położony, że u nas tak bardzo nie wieje, a jak śnieg spadnie, to leży dość krótko, nie utrzymuje się tygodniami, tylko topnieje po paru dniach, więc możemy w miarę normalnie ćwiczyć. Ale inne drużyny, np. te mające wysoko położone boisko, gdzie mocno wieje, a śnieg zostaje, nie mają możliwości trenowania. Ćwiczy się też na halach, ale do piłki ręcznej czy innych sportów, a to rzecz jasna nie to samo.
Jak długa jest przerwa w sezonie?
Teraz skończymy trzeciego października, a wrócimy dopiero w marcu.
Pół roku przerwy, trudno zachować rytm meczowy.
Nie ma na niego szans.
To tu jest duży potencjał do rozwoju. Jeśli pobudują się hale, jeśli dzięki nim sezon uda się wydłużyć, zarówno seniorski jak i juniorski, to może wykonacie kolejny krok.
Jak najbardziej. Bo teraz jak sezon się kończy, to do końca roku jest praktycznie przerwa. Ja w tym okresie jestem akurat w Polsce, tu trenuję, indywidualnie albo z jakimś klubem, ale ogółem różnie to wygląda.
Pogadajmy o kasie w farerskiej piłce.
Jest zróżnicowana. Jestem najlepiej opłacanym zawodnikiem w B36 Torshavn, ale między mną a niektórymi na pewno jest przepaść. Da się jednak zarobić, tylko trzeba prezentować poziom – zagraniczni gracze, reprezentanci kraju i ci bardziej doświadczeni zarabiają mniej więcej podobnie, około dwa i pół tysiąca euro miesięcznie. To taka średnia dla tych najlepszych. Do tego dochodzą bonusy, premie, mieszkanie i samochód na koszt klubu, takie rzeczy.
Życie jest drogie na Wyspach Owczych?
Jest drogie, tak. Chleb kosztuje w przeliczeniu około 12 złotych, mleko 6.
Nieźle. Jakby u nas były takie ceny, wybuchłyby zamieszki na ulicach.
Na pewno, wojna. To wielokrotne przebicie. Jak tu mieszkam na co dzień i zarabiam dobre pieniądze, to tak tego nie odczuwam, ale nie ukrywam, jak jestem akurat w Polsce zimą i przychodzi pensja, to czuć ją inaczej.
Z czego utrzymują się kluby?
Klasycznie, sponsorzy. My w B36 walczymy o puchary, mistrzostwo, więc jest całkiem nieźle. Ale wiesz, poza na przykład firmami, które reklamują się na naszych koszulkach, są prywatni sponsorzy, którzy dają sporo pieniędzy.
Taki sponsoring bardziej kibicowski, nieokreślony na biznes, reklamę?
Tak bym powiedział. Wydaje mi się, że gdyby chodziło tylko o sponsorów, którzy płacą za miejsce na koszulce i tym podobne, to nie mielibyśmy szans przetrwać.
Skoro są tacy ludzie, to chyba potwierdza jak zwariowani na punkcie piłki są Farerzy. Prawda to, że tak się tu żyje piłką?
Naprawdę tak jest. nie wiem czy widziałeś te statystyki co do kibiców w Europie…
Widziałem, oczywiście.
To mówi samo za siebie. Może to kogoś śmieszy, że średnia kibiców wynosi mniej niż tysiąc, ale jak na taki kraj jest bardzo wysoka. Mecz reprezentacji obejrzało teraz pięć tysięcy ludzi, czyli blisko 10% populacji. Do niedawna transmitowano mecze ligowe, telewizja jest obecna na meczach choćby żeby nagrać skróty, gazety piszą o futbolu sporo… To widać na każdym kroku. Pamiętam jeden ze swoich pierwszych meczów w B36, lecieliśmy do Irlandii Północnej na mecz pucharowy. I cały samolot był zapełniony kibicami, a gdy dotarliśmy na miejsce, to choć Irlandczycy mają opinię fanatycznych kibiców, i tak słychać było na stadionie tylko naszych.
Sam możesz odczuć na własnej skórze tę ich pasję, jako piłkarz jesteś osobą publiczną, powszechnie rozpoznawalną.
To prawda, praktycznie wszędzie gdzie nie wyjdę jestem poznawany. Przede wszystkim przez dzieciaki, im to imponuje, że gram w piłkę, cieszą się tym, proszą o autograf, zdjęcia, przybijają piątki. To akurat bardzo lubię i nigdy nie odmawiam, radość tych chłopaków jest czymś wyjątkowym. Ale ta popularność potrafi być też męcząca, na przykład gdy wyjdziesz wieczorem do restauracji albo gdy raz na jakiś czas pójdzie się do dyskoteki.
Jak byś określił poziom farerskiej ligi porównując do polskich warunków?
Myślę, że w B36 dalibyśmy nawiązać walkę z drużynami Ekstraklasy, ale na dłuższą metę pewnie byśmy spadli. Porównałbym farerską ligę do dołu Ekstraklasy – czołówki 1Ligi, oczywiście mówiąc o czołowych dwóch, trzech zespołach. Inne to w najlepszym wypadku dół 1Ligi.
Pogoda potrafi wpływać na obraz meczu?
Częściej w czasach, gdy mój ojciec grał, teraz po prostu przekłada się mecz. Za jego czasów jednak pamiętam różne śmieszne sytuacje. Bramkarz wykopuje piłkę z piątki, a piłka ląduje na rogu, mecz rozgrywany w szesnastce – ot, takie rzeczy. Teraz po prostu się nie gra i koniec.
Potwierdzasz to co powiedziałeś kiedyś, że jesteś największą gwiazdą tej ligi?
Tak, jak najbardziej. Mogę to podtrzymać.
Bo już długo jesteś w B36, nie było ciekawych i konkretnych ofert?
Były oferty, z Polski też, ale szczerze mówiąc nie na tyle interesujące, żeby chciało mi się stąd ruszać. Myślę, że lepiej zdobywać mistrzostwa, po zakończeniu kariery wracać do miłych chwil i triumfów, niż grać na dole czy środku tabeli 1ligi. Oczywiście gdyby pojawiła się jednak oferta z Ekstraklasy to bym się nie zastanawiał.
Swego czasu byłeś na testach z Ruchu, ale z tego co czytałem za dobrze Chorzowa nie wspominasz.
Tak jest, nie wspominam. Zrobiłem dobre wrażenie, strzelałem bramki, ale wydaje mi się, że tam chodziło o coś innego niż piłkarskie względy. Ale już nie chcę do tego wracać. Było, minęło.
Kilka lat temu trenowałeś z Wartą. Wspominałeś w jednym z wywiadów, że nie chciało ci się wierzyć, że tak słabi piłkarze zarabiają tyle pieniędzy.
To prawda, byłem tam parę dni i co mi najbardziej utkwiło w pamięci, to gracze narzekający na warunki, choć te jak na 1Ligę były fantastyczne. Tylko grać i trenować, oni jednak tego nie doceniali. I jak najbardziej uważam, że w polskich klubach piłkarze są przepłaceni, nie zasługują na taką kasę i wydaje mi się, że wielu ludzi ma takie zdanie.
Jak wygląda sprawa z twoim obywatelstwem Wysp Owczych? Wiem, że chciałeś pograć w tej kadrze na arenie międzynarodowej.
Wspólnie z bratem złożyliśmy papiery w zeszłym roku. Niebawem powinna być odpowiedź. Mam nadzieję, że wszystko rozwiąże się pozytywnie i będziemy mogli grać, bo to byłoby wielkie wyróżnienie i przeżycie. Na pewno byłoby trochę hejterów, zarówno tutaj jak i w Polsce, ale trudno.
Chciałbyś kiedyś wrócić do Polski, czy zapuścisz na Wyspach korzenie?
Brakuje mi Polski. Jak przyjeżdżam do kraju, spotykam się z rodziną, znajomymi, to jest to wyjątkowe i na Wyspach Owczych mi tego brakuje. Nieustannie jesteśmy na telefonie, ale to nie to samo. Fajnie byłoby wrócić do kraju, ale musiałyby być tu fajne warunki, a nie te które panują obecnie. Mam jednak nadzieję, że to się zmieni.
Rozmawiał Leszek Milewski