Trzeba przyznać, że sporo szczęścia ma ostatnio Robert Lewandowski. Polak gra co najwyżej przeciętnie, ma sporo trudności z tym, żeby w ogóle znaleźć się w dobrej sytuacji bramkowej, a jak już się w niej znajdzie, to najczęściej po prostu ją marnuje. Od optymalnej formy jest bardzo daleko, ale na szczęście wciąż są jeszcze na przykład… rzuty karne. I to właśnie uderzeniem z jedenastu metrów Lewy zapewnił Barcelonie zwycięstwo w niezwykle trudnym starciu z Osasuną na El Sadar.
Po trzech pierwszych kolejkach nowego sezonu LaLiga Lewandowski miał na liczniku zaledwie jedną bramkę i to niespecjalnie efektowną, bo było to w zasadzie pospolite dostawienie nogi. Było to jednak trafienie niezwykle ważne, bo dające Barcelonie zwycięstwo w szalonym starciu z Villarrealem, w którym sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Wydawało się wtedy, że dojdzie do przełomu, że być może Polak się odblokuje i od tego momentu będzie już z górki.
No cóż, nic bardziej mylnego.
Lewandowski zaprezentował w niedzielę na El Sadar dokładnie to samo, co we wszystkich wcześniejszych spotkaniach, a złośliwi powiedzą nawet, że to samo co pokazuje już od kilku dobrych miesięcy. Polak miał problem nawet z najprostszym przyjęciem piłki. Ta regularnie mu odskakiwała niczym Blazowi Kramerowi w czwartkowym starciu Legii z Midtjylland. Podejmował niemal same złe decyzje i oczywiście spektakularnie marnował dogodne okazje do zdobycia bramki. Najgorszym pudłem było to na początku spotkania, kiedy to stojąc gdzieś na piątym metrze, posłał piłkę w trybuny, mając sporo miejsca. Na jego szczęście sędziowie VAR prawdopodobnie i tak zauważyliby spalonego.
Logika wskazywałaby więc, że w takim meczu Lewandowski żadnej bramki nie zdobędzie, a hiszpańscy dziennikarze obsmarują go w jutrzejszych wydaniach gazet, ale kto by się przejmował logiką. Polak strzelił bramkę i to znów zwycięską. Co prawda z rzutu karnego, ale jednak. Tym bardziej że z takiego, którego sam sobie wcześniej wywalczył, przy okazji pozbywając się z boiska Alejandro Cateny, który obejrzał za ten faul na Lewym czerwoną kartkę.
Osasuna – FC Barcelona 1:2. Obiecujący debiut Cancelo, dyskretny Felixa
Bez względu na to, że Lewandowski ostatecznie został bohaterem Barcy, to całym występem nie zasłużył sobie na to, żeby poświęcać mu cały tekst. Na pochwałę zasługują także między innymi obrońcy Barcelony, szczególnie Kounde i Christensen. Pierwszy zdobył bramkę na 1:0, był bardzo pewny w destrukcji i popisał się kilkoma dobrymi podaniami za plecy obrońców gospodarzy. Drugi kilkukrotnie ratował Blaugranę z opresji, kiedy Osasuna zaczynała się rozkręcać. Przy przepięknym trafieniu Chimy’ego Avili nie mieli zbyt wiele do powiedzenia, bo w tym przypadku zabrakło raczej bardziej zdecydowanej reakcji środkowych pomocników. Ter Stegen również był bez szans, bo uderzenie Argentyńczyka było do bólu precyzyjne.
Kilka zdań należy także poświęcić nowym zawodnikom, którzy pojawili się dzisiaj na boisku w zespole Xaviego. Pierwszy wszedł Joao Cancelo i trzeba przyznać, że jego występ był naprawdę obiecujący. Portugalczyk popisał się kilkoma fantastycznymi zagraniami w pole karne, jak za najlepszych czasów w Manchesterze City. Kilkukrotnie nawet denerwował się na swoich kolegów z drużyny, którzy nie podawali mu piłki. Widać u niego chęć do gry, tylko kwestią czasu wydaje się, kiedy wygryzie ze składu nędznie wyglądającego Sergiego Roberto.
Natomiast drugi z nowych nabytków – Joao Felix, zaliczył bardzo dyskretny występ. Niczym szczególnym się nie wyróżnił. W ogóle rzadko dostawał piłkę od kolegów. Raz dobrze wbiegł w pole karne pomiędzy obrońcami, ale posłane do niego podanie nie było precyzyjne. Widać z kolei, że odstaje trochę pod względem fizycznym, ale to akurat nic nowego.
Tak więc Barcelona w dalszym ciągu nie zachwyca, podobnie jak nie zachwyca Robert Lewandowski. Najważniejsze są oczywiście trzy punkty, ale Xavi z pewnością nie może spać spokojnie. Z taką grą Realu w walce o mistrzostwo się nie pokona, a w Lidze Mistrzów będzie można co najwyżej wyjść z niespecjalnie ekskluzywnej grupy.
Osasuna – FC Barcelona 1:2 (0:1)
Avila 76′ – Kounde 45+1′, Lewandowski 86′
Czytaj więcej o LaLiga:
- Kręcidło: Rubiales chciał być gwiazdą, a doszczętnie się skompromitował. Na placu boju został prawie sam
- Kepa odrzucił Bayern, by pójść w nieznane w Realu. Czy ryzyko mu się opłaci?
- Gdzie jest granica pomiędzy przedłużaniem, a przeciąganiem meczów?
Fot. Newspix