Grand Prix w Cardiff przyniosło nam kawałek dobrego speedwaya, a co ważniejsze – powiększenie przewagi Bartosza Zmarzlika nad Fredrikiem Lindgrenem. Choć przez długi czas Polaka trapiły problemy, ale zebrał się do najlepszej jazdy w najważniejszych momentach. I ostatecznie po raz czwarty z rzędu stanął na podium w Cardiff.
Spis treści
Na drodze po mistrzostwo
Już przed sezonem Grand Prix właściwie jasnym było, że jeśli tylko Bartosz Zmarzlik będzie jeździć na swoim poziomie, to nikt nie powinien zagrozić mu w walce o kolejny – już czwarty w kolekcji – tytuł mistrza świata. I faktycznie, już przed dzisiejszą rundą zmagań w Wielkiej Brytanii istniała, choć tylko matematyczna, szansa na to, by Polak zdobył mistrzostwo. Ale że graniczyła z cudem, to cel na dziś był głównie jeden: wygrać w Cardiff i powiększyć przewagę nad rywalami. A że na tamtejszym torze Zmarzlik sobie radzi, to można było liczyć, że Polak faktycznie to zrobi.
Jak radzi? W czasie ostatnich trzech Grand Prix w stolicy Walii, zawsze był na podium. Rok temu przegrał tylko z Danem Bewleyem, wcześniej z kolei triumfował. Trzeci też zresztą już bywał. Pudło więc nie tylko było w zasięgu, ale zdawało się być Bartkowi pisane.
A gdyby na nim stanął, to znacznie przybliżyłoby go do mistrzostwa. W końcu po Cardiff zostały już tylko dwie rundy SGP – w Vojens i Toruniu. A już przed dzisiejszym ściganiem Bartek miał na koncie 122 punkty, przy równej setce drugiego Fredrika Lidngrena. Zresztą to do tej dwójki należało też ściganie w Rydze. W stolicy Łotwy najlepszy okazał się Polak, za którego plecami przyjechał na metę Szwed. Podium uzupełnił wtedy Martin Vaculik, trzeci w klasyfikacji generalnej cyklu. Można było podejrzewać, że dziś będzie wyglądać to podobnie.
Jeśli więc mieliśmy jakieś specjalne życzenia na dzisiejsze ściganie, to takie by poprawili się nasi pozostali reprezentanci – bo i Patryk Dudek, i Maciej Janowski w tym sezonie absolutnie nie zachwycają. Ten pierwszy zdołał co prawda wkraść się na podium w Grand Prix Szwecji, ale poza tym ani razu nie jechał w finale. Janowski z kolei… tylko raz dostał się do półfinału. Poprawę ich formy naprawdę przyjęlibyśmy więc z uśmiechem. Choć niespecjalnie się na to zanosiło. Inna sprawa, że na sztucznym, jednodniowym torze – przygotowywanym specjalnie na potrzeby Grand Prix – potrafią dziać się cuda.
Liczyliśmy, że dziś właśnie cuda na torze obejrzymy. I w sumie tak było.
Świetne ściganie
Z jednodniowymi torami sprawa jest jednak taka, że może być wybitnie, a może też – rozczarowująco. W Cardiff na szczęście ściganie od początku nie zawodziło. Już w pierwszej serii startów przekonaliśmy się, że tor powinien gwarantować walkę. Kilka świetnych mijanek czy walka do kreski – to wszystko, co najbardziej uwielbiamy w speedwayu, oglądaliśmy w trakcie walijskiej rywalizacji. Krzysztof Gurgurewicz, statystyk Eurosportu, informował nawet, że w pierwszej serii startów mijanek było sześć. Rok temu w trakcie całego Grand Prix Cardiff… siedem.
Generalnie serducho się radowało, widząc, jak szaleją na torze zawodnicy.
Szkoda tylko, że nie szaleli Polacy. Patryk Dudek i Maciej Janowski po prostu robili swoje, czyli – jak to w tym sezonie – początkowo jechali przeciętnie. Ale to, czego się nie spodziewaliśmy, to słabsza postawa Bartosza Zmarzlika, który przez całą fazę zasadniczą nie przywiózł żadnej trójki – a zrobili to w trzeciej serii nasi dwaj pozostali reprezentanci! – i męczył się na torze z własną maszyną. Miał też sporo pecha, kilkukrotnie gdy świetnie startował, jego bieg był przerywany. Fakt pozostawał jednak faktem – po raz ostatni bez trzech punktów Bartek przeszedł przez fazę zasadniczą… jeszcze przed pandemią.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Dziś tymczasem po pięciu biegach miał ledwie osiem punktów. A przy dodatkowo ściśniętej stawce – gdzie większość zawodników dzieliły ledwie trzy punkty – sprawiało to, że można było drżeć o udział Zmarzlika w półfinale. Udało się jednak, choć z ostatniego miejsca. Bartkowi pomogło jednak choćby nieszczęście Taia Woffindena, który w fatalny sposób upadł na tor w czwartej serii startów i w piątej nawet nie usiadł na motocyklu. Nieszczęścia Taia jednak mogło boleć kibiców, bo Woffinden do tej pory jeździł fantastycznie, a w i tamtym biegu prowadził. W rozmowie przekazał potem, że doznał złamania ręki.
Poza Zmarzlikiem do półfinału wszedł też Patryk Dudek, który w fenomenalnym stylu wygrał bieg 14., gdy z ostatniego pola ominął trójkę rywali i wyszedł na prowadzenie. Odpadł za to, zgodnie z przewidywaniami, Maciej Janowski.
Bartek zrobił swoje
Pierwszą trójkę Zmarzlik dowiózł… w półfinale. Bartek fantastycznie rozegrał wówczas pierwsze okrążenie, objechał resztę stawki po zewnętrznej i spokojnie dojechał na pierwszym miejscu. W tym samym biegu jechał też Patryk Dudek, ale odpadł, bo za plecami Zmarzlika na metę wjechał Martin Vaculik. Z kolei z pierwszego biegu wjechali Fredrik Lindgren i Jack Holder. Warto było zwrócić uwagę zwłaszcza na drugiego z nich, bo ten wracał po kontuzji, jakiej doznał w finale Drużynowego Pucharu Świata.
Finał? Tam Zmarzlik miał spore problemy. Podniosło mu motocykl, wytracił nieco prędkości, spadł z drugiego na ostatnie miejsce. Ale walczył do końca i opłaciło się – bo na ostatnim łuku poszedł świetnie po zewnętrznej, napędził się i wyprzedził…. Fredrika Lindgrena, dokładając tym samym kolejne dwa punkty przewagi nad drugim w klasyfikacji cyklu Szwedem. Drugi na metę wjechał Jack Holder, a pierwszy Martin Vaculik. I to dość niespodziewanie, bo przez całe zawody przejechał raczej bez błysku, choć na spokojnie.
To jego drugie zwycięstwo w tym sezonie. Tymczasem Bartosz Zmarzlik na dwie rundy przed końcem ma 24 punkty przewagi nad Fredrikiem Lindgrenem i jest już nawet nie o krok, a o kroczek od obrony mistrzowskiego tytułu.
Czołowa ósemka Grand Prix Cardiff:
- Martin Vaculik
- Jack Holder
- Bartosz Zmarzlik
- Fredrik Lindgren
- Robert Lambert
- Kim Nilsson
- Patryk Dudek
- Max Fricke
Czołówka klasyfikacji generalnej cyklu:
- Bartosz Zmarzlik – 138 punktów;
- Fredrik Lindgren – 114;
- Martin Vaculik – 105;
- Jack Holder – 97;
- Jason Doyle – 87;
- Daniel Bewley – 86.
Fot. Newspix
Czytaj też: