Reklama

Podział wpływów w PZPN. Kto rządzi i kto za kim stoi? Sytuacja w związku po ostatnich aferach

Maciej Wąsowski

Autor:Maciej Wąsowski

31 lipca 2023, 11:55 • 28 min czytania 108 komentarzy

PZPN stał się oblężoną twierdzą. Wizerunek federacji legł w gruzach po szeregu afer i mętnych tłumaczeń jej przedstawicieli. Niespokojnie zrobiło się też wewnątrz związku. Konflikty i intrygi sprawiły, że pozycja prezesa Cezarego Kuleszy nieco osłabła, choć nadal rządzi on twardą ręką. W międzyczasie do piłkarskiej centrali wparowali ludzie z obozu rządzącego, dużo w tym wszystkim wewnątrzzwiązkowej polityki. Po kilkunastu rozmowach przedstawiamy obecny stan sił w PZPN.

Podział wpływów w PZPN. Kto rządzi i kto za kim stoi? Sytuacja w związku po ostatnich aferach

Wszystko wskazuje na to, że w koalicji rządzącej polskim futbolem doszło do kilku poważnych pęknięć, które mogą doprowadzić do salonowego przewrotu podczas następnych wyborów w PZPN.

Dla lepszego zrozumienia rzeczywistości piłkarskiej Polski należy cofnąć się o siedem lat, kiedy drugą kadencję na fotelu najważniejszego człowieka w PZPN rozpoczynał Zbigniew Boniek. To właśnie wtedy kwitły prezesowskie aspiracje Cezarego Kuleszy, który nosił się nawet z zamiarem zgłoszenia swojej kandydatury w wyborach. Boniek przekonał go wtedy, że lepiej będzie, gdy wejdzie najpierw do prezydium zarządu, żeby z bliska przyjrzeć się, jak wyglądają procesy zarządzania związkiem, a dopiero później postara się o przejęcie władzy.

Ówczesny prezes Jagiellonii Białystok odłożył w czasie swoje aspiracje i przystał na propozycję „Zibiego”. Został wybrany wiceprezesem PZPN ds. piłkarstwa profesjonalnego.

Boniek, jako człowiek światowy i prowadzący woluntarystyczny model zarządzania, bardzo imponował Kuleszy. Choć ten otwarcie tego nie przyznawał, fascynował go blichtr, z jakim wiązała się funkcja prezesa piłkarskiej federacji. Ciągle podsycał więc swoje marzenie, a w międzyczasie zyskiwał wpływy i lepiej poznawał centralę od środka.

Reklama

Wszystko nabrało tempa w 2018 roku. Wtedy właśnie Cezary Kulesza i dzisiejszy wiceprezes związku ds. organizacyjno-finansowych Henryk Kula zdecydowali, że do kolejnej walki o prymat w PZPN pójdą ramię w ramię.

SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ

Rządy Bońka zjednoczyły „baronów”

Dlaczego Henryk Kula był i wciąż jest w tej układance kluczowy? Najistotniejsza jest jego pozycja wśród prezesów wojewódzkich ZPN, czyli tzw. „baronów”. Już w 2018 roku zaczął on gromadzić wokół siebie tych, którzy wyrażali swoje niezadowolenie z rządów Bońka. „Zibi” kumulował władzę w rękach jednej osoby – samego siebie. Przy podejmowaniu najważniejszych decyzji nie liczył się z działaczami, tylko narzucał im swoją wolę.

Przed posiedzeniami zarządu PZPN często dopiero w ostatniej chwili podsyłany był porządek obrad i treść uchwał, nad którymi trzeba było później głosować. O dyskusji przeważnie nie było mowy. „Baronom” taki styl się nie podobał. Czuli się lekceważeni, pominięci i niepoważani, a przecież to oni są suwerenem, który raz na cztery lata wybiera związkowego szefa na Walnym Zgromadzeniu Sprawozdawczo-Wyborczym Delegatów. Bońkowi podczas drugiej kadencji już na tym nie zależało. Trzeci raz z rzędu wybrany przecież być nie mógł. Trzeba jednak wiedzieć, że głos tzw. „terenu” naprawdę waży, bo ma przewagę bezwzględną przy wyborach:

  • wszystkie wojewódzkie Związki Piłki Nożnej (60 delegatów)
  • wszystkie kluby Ekstraklasy i I ligi (50 delegatów)
  • Stowarzyszenie Trenerów Piłki Nożnej (3 delegatów)
  • Stowarzyszenie Sędziów Piłki Nożnej w Polsce (1 delegat)
  • piłka nożna kobiet ( 2 delegatów)
  • futsal (2 delegatów)

Ten, komu uda się połączyć głosy ZPN-ów i klubów Ekstraklasy oraz I ligi ma bardzo duże szanse na zdobycie władzy w PZPN, bo te dwa środowiska sumarycznie posiadają aż 110 głosów. Kulesza i Kula doskonale o tym wiedzieli. Dlatego wygrali. Obecny prezes PZPN otrzymał 92 głosy przy 23 głosach na jego rywala Marka Koźmińskiego. To był nokaut.

Egzotyczno-orientalna koalicja w PZPN

Kulesza i Kula pochodzą z diametralnie różnych środowisk. Pierwszy był prezesem i współwłaścicielem Jagiellonii. Drugi to baron Śląskiego Związku Piłki Nożnej, który jak nikt inny potrafi dogadać się z niezadowolonymi i zbuntowanymi działaczami z innych regionów.

Reklama

Środowisko nazywa mariaż tej dwójki mezaliansem. Prywatnie Kula nie jest przyjacielem Kuleszy. Ich kooperację stworzyło połączenie przymusu i rozsądku. Mówią, że to koalicja orientalno-egzotyczna.

Ludzie w PZPN jeszcze kilkanaście miesięcy temu dziwili się: „Jezu jacy oni są zgodni, jak bracia syjamscy”. Ich zgoda wynikała wyłącznie z cynicznego porozumienia, którego celem był konkretny wyborczy wynik. I to im się udało. „Czarek zawdzięcza to Heńkowi”, mówiono za kulisami, bo to Kula zebrał wokół siebie decydującą grupę dziesięciu baronów. Reszta poszła już za zwycięskim obozem.

Niektórzy porównują tę koalicję do Zjednoczonej Prawicy, w której znajdują się Mateusz Morawiecki i Zbigniew Ziobro. Wszyscy w politycznym środowisku wiedzą, że premier i minister sprawiedliwości nienawidzą się nawzajem bardziej niż z opozycją.

Tu sytuacja jest tożsama.

pzpn-cezary-kulesza-wplywy-rzady-tajemnice-afery-analiza/

Cezary Kulesza i Henryk Kula

Książkowy betonowy baron

Henryk Kula w zarządzie PZPN zasiada od 2016 roku. W jego mniemaniu już wtedy powinien mieć znaczącą pozycję, bo wówczas, tak jak i teraz, szefował jednym z większych związków regionalnych – Śląskim ZPN. Boniek całkowicie go jednak zmarginalizował. Słyszy się, że nie za bardzo go szanował. Ponoć widział w 67-latku książkowy przykład betonowego „barona”. Kula nie znosi jak ktoś tak o nim mówi. W końcu jest właścicielem cementowni.

Śląskiemu „baronowi” wydawało się, że po wybraniu Kuleszy na stanowisko prezesa PZPN to on będzie rządził związkiem z drugiego szeregu. Ostatnie dwa lata pokazują, że srogo się w tej kalkulacji przeliczył.

Trzeba mu oddać, że zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń i sam nigdy nie ośmieli się kandydować na fotel prezesa związku. Jego główny problem jest dość prozaiczny – strasznie szybko i niewyraźnie mówi. Gdy się nakręci, jego słowa stają się niezrozumiałe dla rozmówców. Marne umiejętności retoryczne wykluczają go z płomiennych publicznych przemówień czy wizyt w stacjach telewizyjnych.

I tak, Cezary Kulesza też plącze się i mota przed mikrofonami, ale natura jego problemu jest zgoła inna: media i kamery go onieśmielają, za to w zwykłych rozmowach potrafi brylować zdolnościami interpersonalnymi, środowiska piłkarskie i biznesowe go nie usztywniają. Sprawnie osiąga swoje cele. Trudno go przegadać. Niełatwo wygrać z nim na argumenty.

To nie jest też tak, że Kula niczego nie dostał od Kuleszy po wspólnym przejęciu władzy. Prezes oddał „baronowi” zarządzanie biurem związku. I to dosłownie. W kwestiach operacyjnych to on faktycznie szefuje. Mimo to przy podejmowaniu najważniejszych decyzji podczas narad w wąskim i zaufanym gronie nie jest nawet dopuszczany do głosu.

Strategiczne ruchy Kulesza zostawił całkowicie dla siebie. Kilka razy zdarzyło mu się nawet publicznie upokarzać Kulę przy innych członkach zarządu. „Dobra, dobra Heniu, ty nie mędrkuj w tym temacie, bo ty się na tym nie znasz”, mówił.

Kula paradoksalnie jest obecnie człowiekiem numer dwa w PZPN. Pozycję wypracował sobie poprzez zasługi w wyborach. Kontroluje wydatki związku. Bywa, że czepia się o sprawy związane z „kilometrówką” i innymi kosztami, które często uważa za zbędne marnotrawienie związkowych środków.

To między innymi on przyczynił się do usunięcia z uchwały o podwyżkach ryczałtów dla sędziów zapis dotyczący wzrostu, który miałby być uzależniony od wskaźnika inflacji. Z tego powodu z funkcji członka zarządu ds. sędziowskich zrezygnował Tomasz Garbowski, prezes Opolskiego Związku Piłki Nożnej i były sędzia, który oczywiście pozostał w zarządzie PZPN, ale przestał zajmować się sprawami arbitrów, bo wcześniej już zdążył pochwalić się w środowisku sędziowskim, że w końcu wywalczył podwyżki, jakich sędziowie nie otrzymali od dawna…

Kula zauważył na jednym z posiedzeń zarządu, że inflacja może rosnąć w nieskończoność i nie można od niej uzależniać ryczałtów, bo jest to skrajnie niekorzystne dla związku. W konsekwencji arbitrzy otrzymali 17% podwyżki zamiast obiecanych 20%. I to jednorazowo, bez wzrostów w kolejnych latach związanych z inflacją. Szef OZPN na długo zapamięta to wiceprezesowi ds. organizacyjno-finansowych. To przykład tego jak Kula zniechęca do siebie dość istotnych ludzi z „terenu”.

Kulesza jest słabszy, ale broni go budżet

„Baronom” nie podoba się lekceważenie ich najwyżej usytuowanego w piramidzie władzy przedstawiciela – Henryka Kuli. Czują się też rozczarowani, że przy kluczowych decyzjach takich jak wybór selekcjonera, negocjacje umów ze sponsorami czy zmiany poszczególnych przepisów, nie są pytani o zdanie. Przypomina im to znienawidzone czasy rządów Zbigniewa Bońka.

Przez ostatnie dwa lata Kulesza zaliczał wzloty i upadki. Ich amplituda jest szokująco wręcz potężna. Najpierw świetnie rozegrał rejteradę Paulo Sousy i odmowę rozegrania barażów o udział w mistrzostwach świata z Rosją. Przez chwilę mógł się kreować na kogoś w rodzaju piłkarskiego męża stanu. Wśród prezydium zarządu wywoływało to pewną zazdrość.

Nie dość, że Kulesza skupił w swoich rękach najwięcej władzy, to jeszcze cieszył się coraz lepszym wizerunkiem medialnym. Stał się totalnym szefem. W tamtym momencie historii nikt w związku nie był w stanie mu się w jakimkolwiek stopniu sprzeciwić.

Było.

Minęło.

Szala przechyliła się na drugą stronę. Wybuchła afera premiowa z Kataru, wypłynęła sprawa Mirosława Stasiaka na pokładzie reprezentacyjnego samolotu do Mołdawii, do tego pojawiły się najróżniejszej maści problemy komunikacyjne wewnątrz PZPN.

Coraz więcej osób w PZPN zaczyna dostrzegać, że obecny prezes jest balastem dla całego środowiska. Z jego rządów w federacji wynika więcej problemów niż korzyści. Mowa tu już nie tylko o stratach wizerunkowych, ale coraz częściej również finansowych. Tak bowiem należy rozpatrywać sytuację z rozgoryczeniem sponsorów po próbie zrzucenia na nich winy za doprawdy rozkoszną kolację z podśpiewywaniem „zizuza zazuzi” i wszystkim wokół niej. Niektórzy zapowiedzieli nawet zakończenie współpracy. Wielu przedstawicieli „terenu” mówi więc w zakulisowych rozmowach, że miarka się przebrała.

I o ile Kulesza wciąż cieszy się silnym poparciem w środowisku klubów, bo to z niego się wywodzi i nadal jest członkiem rady nadzorczej Ekstraklasy, o tyle koroduje jego relacja z wojewódzkimi związkami. „Baronowie” zastanawiają się: „Właściwie po co nam ten Kulesza? Co my dzięki niemu mamy? To my jesteśmy suwerenem! To my mamy bezwzględną liczbę głosów na Walnym! Wybierzmy następnym razem kogoś spośród nas!”.

Jeszcze kilka miesięcy temu takie rozmowy toczono co najwyżej w żartach, ale dziś już nikt nie mruga okiem przy rzucaniu podobnych deklaracji czy propozycji.

Z drugiej strony: siłą Kuleszy jest rekordowo wysoki budżet związku, który zbliża się do 400 mln zł rocznie. Wpływa na to nie tylko wyjście z grupy na MŚ w Katarze, ale też umowy sponsorskie, w tym ta najwyższa z Orlenem, gwarantująca PZPN wpływ w wysokości 170 mln zł przez cztery lata. Nigdy wcześniej w piłkarskiej centrali nie było takich pieniędzy. To zawsze będzie bronić prezesa, chyba że sponsorzy zaczną gremialnie zrywać umowy, na co na razie mimo wszystko się nie zanosi.

pzpn-cezary-kulesza-wplywy-rzady-tajemnice-afery-analiza/

Kampania w PZPN trwa cały czas

Złość „baronów” wpłynęła jednak na nieoficjalne rozpoczęcie giełdy nazwisk, które mogłyby wystartować w wyborach przeciwko Kuleszy w 2025 roku. W pierwszej kolejności: wszyscy obawiają się powrotu Bońka. Ten teoretycznie mógłby kandydować, ale w oficjalnych wypowiedziach zastrzega, że na pewno tak się nie stanie.

Nikt na poważnie nie rozpatruje też kandydatury Marka Koźmińskiego, który obraził delegatów na poprzednim Walnym Zgromadzeniu Sprawozdawczo-Wyborczym, kiedy w gorzkiej przemowie wspominał o „wódeczce”, biesiadach i rozmowach przy alkoholu. Dużo osób to zapamiętało.

Stosując tego typu retorykę Koźmiński tracił głosy na rzecz „egzotyczno-orientalnej koalicji”. W trakcie kampanii Kulesza i Kula odwiedzili wiele lokalnych ośrodków piłkarskiej władzy. Przejechali tysiące kilometrów, rozmawiali z szefami wojewódzkich związków i przedstawicielami klubów. Złożyli sporo obietnic, dużą część bez pokrycia w późniejszych działaniach, co też może skutkować odpływem głosów. Inna sprawa, że obecne władze PZPN mają jeszcze dwa lata, żeby zadowolić „baronów”.

Prawda jest taka, że kampania wyborcza w PZPN w zasadzie trwa cały czas.

Cygan – człowiek od spraw trudnych

W środowisku słychać o dwóch nazwiskach z obecnego zarządu. Pierwszym jest Paweł Wojtala, szef wielkopolskiego ZPN, a drugim Wojciech Cygan, obecny wiceprezes PZPN ds. piłki profesjonalnej, który jednocześnie pełni funkcje przewodniczącego rady nadzorczej Ekstraklasy SA i przewodniczącego rady nadzorczej Rakowa Częstochowa.

Obaj są młodsi od urzędującego prezesa i uchodzą za ludzi z nowej fali działaczy. To świetni mówcy, są otrzaskani w branżowych relacjach, dogadają się z każdym, nierzadko wpadają na świeże pomysły. Nieźle przyjmowani są w mediach i podczas przemówień wśród działaczowskiej braci.

Cygan z racji swojej funkcji ściśle współpracuje z Kuleszą. Rozmawiają ze sobą przynajmniej kilka razy w tygodniu. Za kadencji Bońka to obecny prezes PZPN pełnił przecież jego rolę w związku, to też zresztą sprawia, że niektórzy widzą w wiceprezesie ds. piłki profesjonalnej kolejnego szefa federacji. Ten jednak sam nigdy otwarcie nie przyzna, że ma takie ambicje. 40-letni działacz jest w pewnym sensie spoiwem dzisiejszej centralni, bo żyje w dobrych relacjach ze wszystkimi wokół siebie: szefami poszczególnych departamentów, prezesami innych klubów, związkowymi „baronami”, prezesem Kuleszą i sekretarzem Wachowskim.

pzpn-cezary-kulesza-wplywy-rzady-tajemnice-afery-analiza/

Wojciech Cygan.

Słyszymy, że Kulesza stosunkowo często wypycha Cygana do komentowania niewygodnych związkowych spraw w mediach – dotyczących licencji, kwestii sędziowskich czy Ekstraklasy. Ma też brać na siebie trudne tematy, czego najlepszym przykładem była modyfikacja przepisu o młodzieżowcu. W konsekwencji zmiana okazała się korzystna również dla Rakowa, który ma problem ze znalezieniem wartościowych młodych piłkarzy do pierwszego zespołu i jako jedyny klub po poprzednim sezonie zapłacił karę 2 mln zł za niewypełnienie limitu 3000 minut rozegranych przez młodzieżowców. Trzeba jednak pamiętać, że znaczna większość ekstraklasowych klubów była za obecnym brzmieniem przepisu. Nie było więc tak, że ten przepis to był pomysł tylko Rakowa. W niedawnym programie „Dwa Fotele” na kanale Meczyki.pl sam Cygan przyznał, że był twarzą tej zmiany i się z tym pogodził, ale firmował zdanie większości klubów.

Wiceprezes ds. piłki profesjonalnej jest człowiekiem do zadań specjalnych, ale jednocześnie nikt nie konsultuje z nim strategicznych decyzji. Cygan, podobnie jak Kula, nie należy do najbliższego kręgu zauszników Kuleszy. Już dwukrotnie chociażby nie wiedział, kto będzie selekcjonerskim wyborem prezesa. Nie zawsze zgadza się z decyzjami szefa związku. Słyszymy jednak: „Wojtek zna swoje miejsce w szeregu i się z nim godzi”.

Irytuje i drażni prezesa

Wojtala to inny przypadek. Mocno dba o interes swojego związku – Wielkopolski ZPN jako jeden z pierwszych dostał zgodę na wprowadzenie dodatkowego szczebla rozgrywek między okręgówką a czwartą ligą. Znajduje się raczej na uboczu władzy. Rzadko udziela jakichkolwiek komentarzy, ale wszystkiemu się przygląda i wszystkim patrzy na ręce.

Kuleszę to drażni i irytuje. Nie jest to powszechna wiedza, ale Wojtala był bliski startu w wyborach na prezesa w 2021 roku. Mogło więc dojść między nimi do bezpośredniego zwarcia. W pewnym momencie były piłkarz zrozumiał jednak, że zbyt długo zwlekał z klarowną deklaracją i nie starczyłoby mu czasu, żeby odpowiednio przygotować ewentualną kampanię. Do wygranego obozu wskoczył w ostatniej chwili. Złośliwi mówili, że został „odwrócony”, ale obecna kadencja pokazała, że nie do końca.

pzpn-cezary-kulesza-wplywy-rzady-tajemnice-afery-analiza/

Paweł Wojtala – członek zarządu PZPN i prezes Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej

Ponoć ma swój pomysł na funkcjonowanie związku i jest on daleki od tego, co dzieje się w centralni w ostatnich miesiącach. To on może zostać nowym pupilkiem „baronów” po ich ewentualnym buncie wobec koalicji Kuleszy i Kuli. W końcu mogliby wybrać na prezesa kogoś spośród siebie.

Innych potencjalnych kandydatów na fotel prezesa na razie nie ma albo nikt ich nie wskazuje.
Spokojnie, im będzie bliżej wyborów, tym chętniej ludzie będą ogłaszać swój start. Na razie nikt nie chce podpaść Kuleszy. Mimo że jest nieco poraniony, to nadal ma potężną siłę wpływów – słyszymy.

Przepracowany i rozdarty sekretarz

Bardzo ważną osobą w związkowej układance jest Łukasz Wachowski. W zasadzie to centralna postać w związku: wykonuje on większość operacyjnych ruchów i podejmuje wiele istotnych decyzji, które ostatecznie zatwierdza Kulesza. Sekretarz robi to, bo tego oczekują od niego trzy główne ośrodki władzy w PZPN, które ponoć mają na niego wpływ:

  • główny prezes – Cezary Kulesza,
  • wiceprezes ds. organizacyjno-finansowych – Henryk Kula (zarządzający pracą biura),
  • wiceprezes ds. piłki amatorskiej – Adam Kaźmierczak.

Z tym ostatnim łączą go przyjacielskie stosunki. Słyszy się nawet, że jest wręcz kimś w rodzaju jego patrona. Często wstawia się za sekretarzem, gdy ktoś zarzuca mu błędy. Pewne jest jedno: obaj darzą się wzajemnym szacunkiem i zaufaniem, mają podobne poglądy w wielu kwestiach.

Kaźmierczak jest też prezesem łódzkiego ZPN. Był jednym z istotniejszych stronników Kuli w trakcie wyborów. To również on miał zaproponować kandydaturę Wachowskiego na funkcję sekretarza generalnego. Ostatnio ich podpisy widniały obok siebie na zaproszeniach do składania ofert w przetargu na pokazywanie m.in. rozgrywek I i II ligi oraz Pucharu i Superpucharu Polski w latach 2024-27.

Problem funkcjonowania związku tkwi w tym, że sekretarz jest jeden i nie da się go sklonować, a na pewno by się to przydało. Wachowski to bardzo inteligentny i pracowity facet. Specjalista i fachowiec w wielu piłkarskich czy federacyjnych tematach. Jeszcze przed obecną kadencją pracował jako dyrektor Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN i uchodził za człowieka z największą wiedzą w związku.

Świetnie i przystępnie tłumaczył zawiłości związane z przeróżnymi przepisami. Angażował się w sprawy licencyjne, sędziowskie, transferowe czy regulaminowe. Przez blisko pięć miesięcy był pełniącym obowiązki sekretarza jako człowiek, który w związku pracował jeszcze za czasów Bońka. Dla nowej ekipy było to swego rodzaju naznaczenie, dlatego został kilka razy sprawdzony. Okazał się lojalny. Dziś jest najbliżej Kuleszy i jako jeden z nielicznych ma dostęp do „ucha prezesa”.

Obecnie jest jednak przytłoczony masą spraw, które na niego spadają. Wachowski wyręcza Kuleszę w wielu kwestiach: podpisuje umowy, dogaduje ich kształt, negocjuje ze sponsorami, rozmawia z selekcjonerem, odpowiada za komunikację z FIFA czy UEFA i wypowiada się w mediach.

pzpn-cezary-kulesza-wplywy-rzady-tajemnice-afery-analiza/

Adam Kaźmierczak – wiceprezes PZPN ds. piłki amatorskiej

Stał się frontmanem. Zajmuje się też zwykłą bieżączką i żmudną papierkową robotą. To przed nim bezpośrednio odpowiadają dyrektorzy i kierownicy różnych pzpnowskich departamentów. Nadmiar obowiązków sprawia, że rzadko ma czas, by się z nimi spotykać. Rekordzista miał czekać na możliwość rozmowy w cztery oczy przez pół roku. Zanim się doczekał, zdążył zrezygnować z pracy.

W związku przyzwyczaili się do tego, że sekretarz jest obecnie dość niedostępną osobą. Zbyt wiele spraw leży na jego barkach. W tej chwili permanentnie nie ma czasu. Albo jest gdzieś w rozjazdach, albo ma jakieś spotkania, albo jest na wyjeździe w UEFA. Za dużo znalazło się na jego głowie, przez co szwankuje decyzyjność w niektórych związkowych tematach. Dostrzegają to zapewne również dziennikarze, z którymi Wachowskiemu zdarza się umówić na rozmowę, żeby później nie odbierać telefonu.

Pracuje za trzy, cztery osoby

Natłok obowiązków wynika również z faktu, że Wachowski przejął na siebie obowiązki dwóch ważnych osób z pierwszego roku kadencji obecnych władz PZPN. Dyrektora biura zarządu – Piotra Szefera. I dyrektora sponsoringu i marketingu – Grzegorza Stańczuka.

Pierwszy w czasie kampanii towarzyszył Kuleszy i Kuli w przemierzaniu piłkarskiej Polski. W środowisku mówiło się, że mocno wpłynął na wysoki wynik wyborczy, bo doskonale sprawdził się w roli spin doctora. Doradzał obecnemu prezesowi w budowaniu godnego zaufania wizerunku. Podpowiadał mu, co powiedzieć wypada, a czego powiedzieć nie wypada. Organizował jego aktywności medialne. Koordynował współpracę z dziennikarzami. To on kojarzony jest z sukcesem odpowiedniego sprzedania decyzji o odmowie rozgrywania barażu z Rosją i zdecydowanej postawie władz związku przy rozstawaniu się z Paulo Sousą.

Z kolei Stańczuk odpowiadał za relacje ze sponsorami. Pilnował wypełniania świadczeń, a jednocześnie szukał nowych podmiotów do współpracy i wypełnienia piramidy sponsorskiej. Włożył ogromny wysiłek, by sponsorem strategicznym związku został InPost. To prywatna firma, która rocznie w ramach umowy wykłada ok. 10 mln zł. To też firma, której prezes Rafał Brzoska jako pierwszy wyraził oburzenie, że PZPN stawia sponsorów w niezręcznej sytuacji, sugerując w oświadczeniu, że to jeden z nich zaprosił Stasiaka na pokład samolotu do Mołdawii.

Po odejściu Szefera (w kwietniu 2023) i Stańczuka (w listopadzie 2022) nikt nie został zatrudniony w ich miejsce. Wszystkie obowiązki przejął Wachowski. Spadła na niego przede wszystkim odpowiedzialność za pomoc w medialnych aktywnościach prezesa Kuleszy i całego PZPN. Również dlatego, że Aleksandra Kostrzewska (przed ślubem Rosiak), dyrektor Departamentu Komunikacji i Mediów, zupełnie sobie z tym nie radziła. Niektórzy mówią wprost, że po prostu nie zna się na piłce i nie czuje piłkarskiego klimatu.

Dobrze jej kompetencje oddaje przepyszna anegdota, którą na swoim kanale YouTube „Prawda Futbolu” odpowiedział Roman Kołtoń. Można tam usłyszeć, że gdy w centrali zastanawiano się, co zrobić z Santosem, który narzeka na pomysł rozgrywania sparingu z Niemcami przed meczem o punkty z Mołdawią, pani dyrektor Rosiak (po ślubie Kostrzewska) zupełnie na serio zapytała, czy można w takim razie najpierw zagrać z Mołdawią, a później z Niemcami.

Nie można.

Z kolei Jakub Kwiatkowski, rzecznik prasowy PZPN, od kilku miesięcy jest bliżej funkcji dyrektora komunikacji, ale nie w całej federacji, lecz tylko w pierwszej reprezentacji, gdzie pełni też rolę team managera.

Komunikacyjny chaos doskonale widać było przy okazji ostatniego zamieszania z Fernando Santosem, który miał rzekomo czmychać do Arabii Saudyjskiej. Kwiatkowski w jednym z wpisów na Twitterze zasugerował nieco dramatycznie, że ludzie ze związku nie mogą dodzwonić się do Portugalczyka, żeby dowiedzieć się, czy faktycznie ma ofertę z Al-Shabab.

Kuba ma ostatnio słabszą passę. Nawet z tym dzwonieniem mu za bardzo nie wyszło – kpił w „Kanale Sportowym” sekretarz Wachowski, dodając przy tym, że on nie miał żadnych problemów ze skontaktowaniem się z selekcjonerem. Między rzecznikiem, a sekretarzem zabrakło komunikacji i ustalenia wspólnego przekazu. Przecież to on dzwonił do Portugalczyka. Wszystko wyszło groteskowo, ale też cała ta sprawa pokazała jakie obecnie problemy ma związek.

Wychodzi na to, że sekretarz pracuje de facto za trzy, cztery osoby. Fizycznie nie da się sprostać tylu zadaniom na raz. Mówi się, że odciążyć z części obowiązków próbował go jeden z szefów Publiconu – Marcin Śmigielski.

Publicon Services to firma z Wrocławia. Firma, należy dodać, ściśle powiązana ze środowiskiem Prawa i Sprawiedliwości. Jej firma córka, Publicon Sport, od 3 sierpnia 2022 zajmuje się obsługą kontraktów sponsorskich jako oficjalny partner marketingowy PZPN. Na tej mocy pobiera prowizję z umów ze sponsorami, partnerami i reklamodawcami związku. Robi to oficjalnie, bo nieoficjalnie ma też doradzać w kwestiach wizerunkowych. Kiedy zapytaliśmy o to przy okazji „afery ze Stasiakiem”, otrzymaliśmy zaprzeczenie ze strony Publicon Sport. Szerzej do działalności tej spółki jeszcze wrócimy.

pzpn-cezary-kulesza-wplywy-rzady-tajemnice-afery-analiza/

Łukasz Wachowski – sekretarz generalny PZPN

Z PZPN dostajemy jednak sygnały, że ostatnie komunikaty konsultowane były właśnie z ludźmi Publiconu, a decyzje w sprawie publikowania ich miał podejmować Wachowski, zapewne po rozmowach z prezesem Kuleszą. Ich wydźwięk był jednak fatalny, dlatego w ostatnich dniach ustalono, że PZPN zatrudni do pomocy w komunikacji Tomasza Kozłowskiego, byłego dziennikarza, jeszcze niedawno szefa działu polityka w dzienniku „Fakt”.

Kolejny ciężar na barki Wachowskiego dokłada wewnątrzzwiązkowa polityka. Kulesza przeniósł na niego odpowiedzialność podpisywania większości dokumentów czy umów. Pod wieloma z nich nie ma podpisu głównego prezesa. Wszystkim zajmują się wiceprezesi i właśnie sekretarz generalny. Jego parafka znajduje się w zasadzie pod każdym istotnym związkowym papierem. To duża odpowiedzialność, niewątpliwie ciążąca, bo jeżeli później okaże się, że pojawiły się jakieś nieprawidłowości, to główne pretensje mogą spaść na Wachowskiego i drugiego podpisującego, a nie na Kuleszę. Chociaż i tak ostatecznie główny prezes odpowiada za wszystko, co dzieje się w jego związku. Wracając jeszcze do strony prawnej całego stowarzyszenia, bo takim jest PZPN, to członkowie zarządu takich podmiotów, odpowiadają za różne zobowiązania swoim majątkiem osobistym i wszyscy mają tego świadomość. Finalne cała odpowiedzialność rozmywa się więc na cały zarząd.

Sekretarzowi trzeba w tym wszystkim oddać, że ma olbrzymi talent do tego, żeby skutecznie poruszać się przy wielu ośrodkach decyzyjnych. Stał się w pewnym sensie cieniem i asystentem Kuleszy, wypełnia też zadania, które dostaje od Kuli, jako szefa biura związku, a jednocześnie zachowuje lojalność wobec Kaźmierczaka.

Ciemna strona jest taka, że Wachowski stał się twarzą organizacji, która ma wielu szefów. Poprzedni sekretarz Maciej Sawicki miał więcej szczęścia: otrzymał olbrzymie zaufanie i poparcie Zbigniewa Bońka. Zakres działań Wachowskiego jest szerszy i zdecydowanie trudniejszy. Często przez to odwleka podejmowanie i procedowanie decyzji w zasadzie do ostatniej chwili. Jest jednak najbliżej Kuleszy i o strategicznych sprawach decydują we dwóch.

Mateńko – człowiek bez przełożenia

Jedną z największych sensacji wyborów w 2021 roku była nominacja Macieja Mateńki, prezesa zachodniopomorskiego ZPN, na wiceprezesa ds. szkolenia PZPN. To coś w rodzaju „American Dream”. Jednego dnia był trenerem grup młodzieżowych, drugiego stał się człowiekiem odpowiedzialnym za kreowanie systemu szkolenia w całym kraju. Ogromny i nagły przeskok. Dostał olbrzymie wsparcie od Marcina Dorny, który ma dużo większe doświadczenie w sprawach szkoleniowych i jako dyrektor sportowy federacji bardzo pomagał, i wciąż pomaga Mateńce, który cały czas uczy się tego, że jego zdanie i głos coś mają znaczyć.

Dla przykładu: Henryk Kula słynie z proponowania najróżniejszych pomysłów na „uzdrowienie polskiej piłki” i choć nie zawsze są one najmądrzejsze, to niekiedy wchodzą w życie ze względu na wysoką pozycję śląskiego „barona” w związkowej układance. Kiedy Mateńko przychodzi zaś z jakąś reformą szkolenia, ma problem z przebiciem się, bo jest nowy w środowisku. Nie uczestniczył w tej sieci zależności i przysług przez lata.

Ma poparcie Dorny, z którym niektórzy się liczą i czasami uda się im we dwóch wprowadzić jakąś ciekawą i pożyteczną zmianę w przepisach. Rzadko to się jednak dzieje. Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że dopiero w tym roku, konkretnie 10 marca, PZPN ogłosił strategię szkolenia podczas prezentacji projektu o nazwie „Jedenastka przyszłości”. Pisaliśmy o niej TUTAJ. Ogłoszenie jakichkolwiek konkretów zajęło półtora roku.

pzpn-cezary-kulesza-wplywy-rzady-tajemnice-afery-analiza/

Marcin Dorna – dyrektor sportowy PZPN i Maciej Mateńko – wiceprezes PZPN ds. szkoleniowych

To wynika właśnie ze słabości politycznej pozycji Mateńki. Może mieć ciekawe pomysły i inicjatywy, ale nie ma siły przebicia. Wiele osób uważa jego nominację na funkcję szefa szkolenia za ruch stricte PR-owy. Oto młody i prężny działacz najpierw „skruszył beton” w swoim województwie, po czym miał wejść z energią i zapałem do PZPN. Z boku to fajnie wygląda, ale przez ostatnich kilkanaście miesięcy ten zapał był systematycznie hamowany. Bez dyrektora sportowego nie byłoby żadnej nowej strategii szkolenia.

Sam Dorna długo nie miał też zaufania Kuleszy. Ten na początku był wobec niego podejrzliwy. Traktował go nieufnie. Zresztą jak każdego człowieka odziedziczonego po Bońku. Obronił się merytoryką oraz pracowitością. Zyskał zaufanie. Przez pół roku był „pełniącym obowiązki dyrektora sportowego”, co było dziwne i w sumie dość upokarzające. Wszyscy wiedzą, że jest fachowcem, ale ma niewiele do powiedzenia w tematach strategicznych, bo też stara się nie wchodzić w różne związkowe gierki. To między innymi on stał za wprowadzeniem w Szkole Trenerów nowych kursów, w tym np. na dyrektora sportowego, a to spory sukces całej federacji.

Golba – neutralny dodatek

Skład prezydium PZPN uzupełnia Mieczysław Golba, wiceprezes ds. zagranicznych i prezes podkarpackiego ZPN. Złośliwcy powiadają, że akurat na to stanowisko średnio się nadaje, bo delikatnie mówiąc, nie ma najbardziej rozwiniętych umiejętności lingwistycznych.

Przypomnijmy: jest wiceprezesem ds. zagranicznych.

To obecny senator PiS. Nasi rozmówcy mówią, że w ścisłym kierownictwie PZPN stanowi po prostu dodatek. To świadome działanie z jego strony. W trakcie wyborów w PZPN dołączył do zwycięskiej koalicji w zasadzie w ostatniej chwili i między innymi dlatego dostał miejsce w prezydium związku. Długo zastanawiał się, który obóz poprzeć – Kuleszy czy Koźmińskiego. Kiedy zorientował się, że ten drugi nie ma szans na wygraną, to opowiedział się za dzisiejszym prezesem. Zrobił to jak wytrawny i doświadczony polityk. Takim z całą pewnością jest. Ma przecież całkiem mocną pozycję Solidarnej Polsce. W codziennym życiu PZPN rzadko się udziela, ale wszystko obserwuje i na pewno wyciąga wnioski. Pojawia się oczywiście na wielu związkowych wyjazdach. Z racji na swoją neutralność nie ma bezpośredniego przełożenia na najwyższe władze PZPN. Nie boi się jednak przedstawiać swojego zdania.

pzpn-cezary-kulesza-wplywy-rzady-tajemnice-afery-analiza/

Mieczysław Golba – wiceprezes PZPN ds. zagranicznych

Niezbyt często pojawia się w siedzibie związku przy stołecznej ulicy Bitwy Warszawskiej 1920. Ale był za to aktywny na przykład przy decyzji o zakończeniu współpracy z Czesławem Michniewiczem. Znalazł się w grupie, która optowała za pozostaniem byłego selekcjonera. Golba pootwierał furtki PZPN do relacji z czołowymi politykami Solidarnej Polski, w tym na przykład do Zbigniewa Ziobry. Wpływ na to, co dzieje się w związku, ma jednak znikomy. To między innymi przez niego więcej pracy na arenie międzynarodowej ma Wachowski.

Obóz rządzący i PZPN

Osoba Golby z racji jego politycznego zaplecza otworzyła szerzej możliwości współpracy pomiędzy PZPN i rządem RP. Nie ma on jednak przełożenia na relacje ludzi ze związku z premierem Mateuszem Morawieckim. Niewiele osób to wie, ale szef rady ministrów po prostu lubi futbol. Dla przykładu już w czasach kadencji Bońka wspólnie z nim rozpoczął wciąż kontynuowany program Certyfikacji Spółek Piłkarskich. Wspierał też powrót rozgrywek ligowych w trakcie lockdownu, spowodowanego pandemią koronawirusa.

Za panowania Kuleszy spółki skarbu państwa szerzej weszły w świat piłki. Orlen stał się sponsorem strategicznym, a PKO BP i Totalizator sportowy pozostały partnerami Ekstraklasy za rekordowo wysokie stawki. Morawiecki zapewnił też środki na „Program rozwoju infrastruktury piłkarskiej – edycja 2022”. 29 klubów z Ekstraklasy i I ligi dostało łącznie ponad 114 mln zł na rozbudowę baz treningowych. Rząd obiecał też wsparcie dla najlepszych klubów w Polsce w rożnych dyscyplinach drużynowych. W ramach programu „Wsparcie Mistrzów” miały być wypłacane kwoty liczone w dziesiątkach milionów złotych dla klubów reprezentujących Polskę w rozgrywkach międzynarodowych. Na planach się skończyło, bo ustawa regulująca program okazała się legislacyjnym potworkiem, a strumień pieniędzy nigdy nie popłynął do klubów i pewnie już nie popłynie.

O słynnej aferze premiowej wszyscy pamiętają. Premier w rozmowach z piłkarzami przed ostatnim mundialem miał obiecać od 50 do nawet 70 mln zł za wyjście z grupy. Nigdy nie zostało to oczywiście wypłacone, a strona rządowa próbowała później przekształcić obiecane środki w specjalny fundusz dla rozwoju piłki nożnej.

Wiele osób uważa, że znajomość prezesa Kuleszy i premiera Morawieckiego wykracza poza świat piłki. To nie jest do końca prawda. Bezpośrednim połączeniem prezesa PZPN ze światem władzy jest minister sportu Kamil Bortniczuk. Znamienne jest to, że przy ostatnich aferach w PZPN Ministerstwo Sportu w ogóle nie zajęło stanowiska w tych sprawach. A trzeba pamiętać, że Ministerstwo Sportu ma ustawowe zwierzchnictwo nad wszystkimi związkami sportowymi, w tym również nad PZPN.

pzpn-cezary-kulesza-wplywy-rzady-tajemnice-afery-analiza/

Premier Mateusz Morawiecki, minister sportu – Kamil Bortniczuk i prezes PZPN Cezary Kulesza podczas marcowego meczu el. EURO 2024: Czechy – Polska 3:1.

Relacje Kulesza – Bortniczuk są niemal przyjacielskie. Obaj po prostu przypadli sobie do gustu. To dzięki ministrowi PZPN ma wejście do rządzących. Nieoficjalnie mówi się jednak, że Kulesza jeszcze przed objęciem władzy miał relacje z ludźmi związanymi z Prawem i Sprawiedliwością. Świadczyć o tym ma też jego kampania wyborcza.

Publicon, czyli Wrocław w PZPN

Sporo osób zastanawia się, w jaki sposób w piłkarskiej centrali znaleźli się ludzie z Publicon Sport. Serwis Onet w marcu tego roku pisał, że osoby stojące za tą spółką – m.in. biznesmen Radosław Tadajewski – pomogli Cezaremu Kuleszy w trakcie kampanii wyborczej. Wzorem wyborów parlamentarnych i prezydenckich (w kampanii PiS i prezydenta Andrzeja Dudy) miały zostać użyte np. farmy trolli w social mediach, które miały piętnować m.in. kontrkandydata Kuleszy – Marka Koźmińskiego.

Ludzie z Publiconu mieli też lobbować w trakcie negocjacji z Orlenem, chociaż oczywiście federacja i sam koncern temu zaprzeczali. Zresztą w związku z publikacją Onetu toczy się postępowanie sądowe, dotyczące tych sugestii. Nie do końca wiadomo w jaki sposób Kulesza poznał się z Tadajewskim. Ich znajomość ma sięgać jeszcze czasów sprzed jego pzpnowskich rządów.

Jak już wspominaliśmy, Publicon Sport podpisał z PZPN umowę tylko na pośrednictwo przy podpisywaniu umów sponsorskich i reklamowych. Kiedy przy okazji „afery ze Stasiakiem” zapytaliśmy biuro prasowe Publicon Sport, o to czy mieli wpływ na komunikację związku, otrzymaliśmy następującą odpowiedź:

Publicon Sport nie zajmuje się i nigdy nie zajmował komunikacją PZPN. Publicon Sport odpowiada – na mocy łączących ją z PZPN umów – za pozyskiwanie sponsorów i rozwój nowych produktów. O efektach (rekordowych) naszej pracy oraz nowych produktach (naprawdę ciekawych i rewolucyjnych) może się Pan dowiedzieć ze strategii, którą opublikowaliśmy miesiąc temu.

Wspomniana strategia została nazwana „Jedenastką biznesową PZPN”. Szerzej można o niej przeczytać TUTAJ.

Wracając do Publiconu, to wszystko jest dość zastanawiające, bo równocześnie słyszymy, że osoby związane ze spółką rekomendowały zatrudnienie na stanowisku dyrektora Departamentu Komunikacji i Mediów w PZPN Aleksandrę Rosiak (obecnie Kostrzewską). Podobnie jest teraz w przypadku Tomasza Kozłowskiego, byłego szefa działu polityka w dzienniku „Fakt”. W jednym z tekstów wspomniał o tym Onet. Dziwnym trafem zarówno Kozłowski, jak i Rosiak i ludzie związani z Publiconem pochodzą z Wrocławia.

pzpn-cezary-kulesza-wplywy-rzady-tajemnice-afery-analiza/

Od lewej: Aleksandra Rosiak – dyrektor Departamentu Mediów i Komunikacji w PZPN, Łukasz Wachowski – sekretarz generalny PZPN i Szymon Sikorski z Publiconu.

Generalnie w środowisku piłkarskim za wiele osób albo nie chce rozmawiać o Publiconie, albo nie ma wiedzy na jego temat. To wciąż bardzo tajemnicza spółka i jednocześnie bardzo wpływowa. Warto tu przypomnieć o odejściach Szefera i Stańczuka z federacji. Obie decyzje personalne pośrednio miały być związane właśnie z mocniejszym wejściem do związku Publiconu.

Zastanawiająca przyszłość

Cezary Kulesza znajduje się w bardzo niebezpiecznym momencie swojej kadencji, bo nadal jest otoczony w zarządzie związku bandą pochlebców, klepiących go po ramieniu i mówiących: „Czarek, nie martw się wszystko jest OK, jesteśmy z tobą!”.

Natomiast kiedy ci sami ludzie nie są w jego towarzystwie, zaczynają między sobą dyskutować na temat tego, jak prezesa ograć. W tym całym towarzystwie nie brakuje prowokacji, przepychanek i intryg. Cezaremu Kuleszy cały czas wydaje się, że jest wielki i albo nie dostrzega czyhających na niego niebezpieczeństw, albo widzi je w złych miejscach.

Teraz nie ma on obok siebie żadnej życzliwej i wpływowej osoby, która szczerze powie mu: „Czarek, słuchaj źle to zrobiłeś. Musimy to poprawić. Czy to na pewno jest dobry komunikat?”. Większość otoczenia boi się powiedzieć mu prawdę. U Kuleszy szwankuje też nieco instynkt samozachowawczy, bo nie do końca ma wyczucie co do nastroju mediów i przeciętnego kibica. To wpływa na jego odbiór na zewnątrz związku.

pzpn-cezary-kulesza-wplywy-rzady-tajemnice-afery-analiza/

Niektórzy typują, że osobą, która pierwsza się odwróci od obecnego prezesa, będzie Kula, który zrobi to przed kolejnymi wyborami z powodu wkurzenia marginalizowanych „baronów”. Trzeba też jednak pamiętać, że wielu prezesów wojewódzkich ZPN z obecnego zarządu PZPN w pewnym momencie było bardziej lojalistami Kuleszy niż Kuli. Dlatego ktoś z pewnością opuści obóz wiceprezesa ds. organizacyjno-finansowych (zwłaszcza, że baronowie są zawiedzeni jego postawą) i pozostanie przy obecnym prezesie lub ich wsparcie powędruje gdzie indziej.

Ważne wybory jesienią

W październiku odbędą się wybory parlamentarne. Dawno PZPN nie był tak związany z polityką jak teraz. Wyniki wyborów mogą więc wpłynąć na świat piłki. Teoretycznie władzę w kraju może przejąć dzisiejsza opozycja, która może nie być tak przychylna piłkarskim władzom jak dzisiejszy rząd. To może ukrócić różne umowy, programy i świadczenia sponsorskie. Tego na pewno obawiają się przy Bitwy Warszawskiej.

W samym PZPN jesienią odbędzie się coroczne Walne Zgromadzenie Sprawozdawcze Delegatów. Przy okazji rozpisane zostanie głosowanie dotyczące uzupełnienia miejsca w zarządzie związku po zawieszonym Jakubie Tabiszu. Prokuratura prowadzi wobec niego postępowanie w sprawie działania na niekorzyść poprzedniego zarządu PZPN (chodzi o wypłacenie nienależnej prowizji). Ktoś będzie musiał zostać wybrany w jego miejsce. Był on rekomendowany do zarządu z ramienia klubów Ekstraklasy. Teraz kluby najwyższej klasy rozgrywkowej będą musiały namaścić inną osobę i odbędzie się głosowanie nad przyjęciem tej kandydatury.

Na pewno będzie to osoba ze środowiska klubów. Przed nami ciekawa rozgrywka, która pokaże, kto ma teraz silniejszą pozycję. Ma to być gra między Cezarym Kuleszą, Wojciechem Cyganem i być może Dariuszem Mioduskim, prezesem i właścicielem Legii. Swoje do powiedzenia będzie miał też Karol Klimczak, jeden z prezesów Lecha Poznań. To będzie fascynująca próba ognia. Po wyborze nowego członka zarządu będzie można określić, jak wygląda podział sił w polskiej piłce na dwa lata przed kolejnymi wyborami w PZPN.

MACIEJ WĄSOWSKI, współpraca: Jakub Białek, Jan Mazurek

fuksiarz-promocja

WIĘCEJ O PZPN:

Fot. FotoPyK, Newspix

Rocznik 1987. Urodził się tego samego dnia, co Alessandro Del Piero tylko 13 lat później. Zaczynał w tygodniku „Linia Otwocka”, gdzie wnikliwie opisywał m.in. drugoligowe losy OKS Start Otwock pod rządami Dariusza Dźwigały. Od lutego 2011 roku do grudnia 2021 pracował w „Przeglądzie Sportowym”, gdzie zajmował się głównie polską piłką ligową. Lubi pogrzebać przy kontrowersjach sędziowskich, jak również przy sprawach proceduralnych i związkowych. Fan spotkań niższych klas rozgrywkowych, gdzie kibicuje warszawskiemu PKS Radość (obecnie liga okręgowa). Absolwent XXV LO im. Józefa Wybickiego w Warszawie i Wyższej Szkoły Dziennikarskiej im. Melchiora Wańkowicza.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

108 komentarzy

Loading...