Wszyscy interesują się mistrzostwami Europy w Austrii i Szwajcarii. Portugalia wygrywa z Czechami, Helweci dają ciała z Turcją. Następnego dnia Polacy mieli grać z Austrią, ale Adam Ledwoń – były reprezentant Polski, legenda GKS-u Katowice i wielu austriackich klubów – tego meczu nie doczekał. Zaledwie kilka dni wcześniej gościł w studio telewizji Polsat. Równo siedem lat temu odebrał sobie życie.
Problemy osobiste, alkohol. W tamtym czasie, mając 34 lata, miał kontrakt w drugiej lidze austriackiej. Ponoć miał zarabiać godnie, nawet lepiej niż w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jego znajomi podkreślali, że potrafił podejmować trudne decyzje pod wpływem chwilowego impulsu. Podobnie miało być z odebraniem sobie życia. W jego domu od kilku dni trwała impreza. W momencie, kiedy został sam, zadzwonił do jednego ze znajomych.
– Zgubiłem telefon, więc nie dzwoń na komórkę. Mariola odeszła, idę się wieszać… – miał powiedzieć. Wszyscy myśleli, że to żart. Że to jeden z miliona mniej lub bardziej śmiesznych numerów, które wykręcał w szatni, na boisku, ale i w życiu prywatnym. Tym razem, być może jeden jedyny raz, nie żartował.
O tragedii jako pierwszy dowiedział się pracownik klubu z Klagenfurtu. Ci, zaniepokojeni jego absencją na treningach, chcieli zobaczyć o co chodzi. Potem wieść trafiła także do zszokowanych, polskich dziennikarzy. Najgorsze wieści Mateusz Borek przekazał podczas studia dotyczącego meczu Szwajcarii z Turcją.
Kibice zapamiętali go jako nieustępliwego, nie przebierającego w środkach, chwilami brutalnego, ale zawsze szalenie ambitnego. Cześć jego pamięci.