Dziewięć goli w 2023 roku. Pięć w ostatnich pięciu występach. Dwa dzisiaj na inaugurację sezonu, które dały Lechowi Poznań zwycięstwo nad Piastem w Gliwicach. Już spokojnie można to ogłosić – Filip Marchwiński zaczął grać tak, jak wszyscy się spodziewali, że będzie grał. Kolejorzowi rośnie nowy lider.
– Ten sezon to trampolina i według mnie w kolejnym to dopiero pokaże, co naprawdę potrafi i udowodni, że może być znaczącym zawodnikiem Lecha – mówił nam w maju w kontekście Marchwińskiego Rafał Janas, asystent Macieja Skorży w sezonie 2021/22, mistrzowskim dla ekipy ze stolicy Wielkopolski.
Co prawda rozgrywki dopiero się zaczęły, ale po pierwszej kolejce słowa szkoleniowca brzmią proroczo.
Piast Gliwice – Lech Poznań 1:2. Marchwiński show
Marchwiński w Gliwicach pokazał, co potrafi i zdecydowanie był znaczącym zawodnikiem Lecha. Ba! Wręcz najlepszym i bez niego, Kolejorz prawdopodobnie nie wywiózłby z Górnego Śląska nawet punktu.
Poznaniak, fan Kolejorza, od brzdąca w klubie (choć pierwsze kopnięcia zaliczył w Canarinhos Skórzewo), w reprezentacjach kraju od utworzenia najmłodszej kategorii i zawsze chwalony jako jeden z najzdolniejszych albo po prostu ten najbardziej utalentowany. Idealny materiał na idola, którego będą mogli zazdrościć inni.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Tyle że w pierwszym zespole jedynie okazjonalnie pokazywał te nietuzinkowe zdolności.
Oj, naczekali się kibice Lecha na to, by „Marchewa” zaczął spełniać oczekiwania. Wręcz zdawało się, że to czekanie na pociąg, który nigdy się na stację nie wtoczy. Można stać i stać, wypatrywać na horyzoncie lokomotywy, ale nic to nie zmieni. Akurat tutaj się nie zatrzymuje i już.
Miesiące mijały i to inni młodzi grali lepiej. O pierwszym kompanie z rocznika – Jakubie Kamińskim – nie ma co mówić, wyprzedził Marchwińskiego o lata świetlne, dzisiaj zasłużenie szykuje się do drugiego sezonu w 1. Bundeslidzie. Drugi – Filip Szymczak – miewał dobre momenty już w pierwszej części ostatniego sezonu. Nawet dwa lata starszy Michał Skóraś nagle zaskoczył wszystkich i po sprzedaży Kamińskiego został liderem drużyny.
A Marchwiński na ich tyle był nijaki taki.
Aż do 2023 roku.
W minionych siedmiu miesiącach wreszcie wszyscy widzieli to, co wcześniej dostrzegali wyłącznie szkoleniowcy grup młodzieżowych. Technika, siła, motoryka, odwaga. Marchwiński zaczął spełniać potężne oczekiwania.
W Gliwicach zdobył dwie ładne bramki. Najpierw po podaniu Joela Pereiry (jakimś cudem celnym, co tego dnia rzadko udawało się Portugalczykowi) huknął po dalszym słupku i wyrównał momencik po rozpoczęciu drugiej połowy. Następnie po dośrodkowaniu Kristoffera Velde (jakimś cudem udanym, co tego dnia rzadko udawało się Norwegowi) wyskoczył wyżej niż Jakub Czerwiński i uderzeniem głową pokonał Frantiska Placha.
2:1.
Marchwiński w mniej więcej dziewięć minut odwrócił losy rywalizacji i uspokoił kibiców Kolejorza, którzy po pierwszej części zawodów mieli pełne prawo kląć na czym świat stoi. Ale „Marchewa” to nie tylko dwa gole, a po prostu dobra gra – umiał utrzymać się przy futbolówce, wygrywał pojedynki, imponował techniką.
Tego dnia nie było mocnego na Marchwińskiego.
Zdaje się, że Lechowi rośnie nowy lider.
Pudła Czerwińskiego i Pyrki
Gdyby nie młodzieżowiec, humory w Poznaniu i okolicach byłyby skrajnie odmienne. Oj, słabiutko zawodnicy Johna van den Broma weszli w sezon, a jeszcze na dokładkę kolegom podstawił nogę Filip Bednarek i spowodował karnego. Tak, być może miękkiego, ale trzeba było nie wpadać w Michaela Ameyawa i nie dawać powodu Szymonowi Marciniakowi do takiej decyzji. Cóż, bramkarz szybciutko ożywił dyskusję o obsadzie tej pozycji w Kolejorzu, które i tak miały się dobrze, skoro na ławce siedzi Bartosz Mrozek, jeden z najlepszych golkiperów ubiegłego sezonu.
Zresztą ta akcja to dobre podsumowanie pierwszej połowy – Pereira tak wybijał, że wstrzelił piłkę we własne pole karne, a z okazji skorzystał Bednarek i powalił Ameyawa. Karny, wykorzystany przez Patryka Dziczka i dziękujemy bardzo, 0:1.
Nie to, że Piast jakoś bardzo zasłużył na prowadzenie, ale goście byli wyjątkowo nieporadni. Jako się rzekło, Pereira podawał wszędzie, tylko nie do kolegów. Velde robił wszystko, tylko nie mijał przeciwników. Adriel Ba Loua starał się piekielnie, by dostać zmianę (i dostał). Po Mikaelu Ishaku było widać długą pauzą związaną z chorobą. I tak dalej, i tak dalej.
Po przerwie było lepiej, aczkolwiek gdyby gospodarze opanowali sztukę kopania z bliska do bramki, pewnie skończyłoby się 3:2. Jakim cudem Jakub Czerwiński nie trafił dobitki po rożnym? Jak Arkadiusz Pyrka mógł z kilku metrów nie wyrównać w doliczonym czasie?
Coś nieprawdopodobnego.
Najważniejsza informacja dla Lecha – zdobyte trzy punkty (pierwsze od pięciu lat wywalczone na inaugurację), dzięki czemu ekipa z Poznania wpisała się w trend kolejki i wszyscy pucharowicze zgarnęli komplet. To da trochę spokoju przed czwartkowym starciem drugiej rundy eliminacji Ligi Konferencji i pozwoli względnie bez nerwów popracować nad formą.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Rząsa: – Lech Poznań ma najdroższą kadrę w historii klubu
- Marchewa staje się kijem. Na rywali. Tak dobrze poznaniak jeszcze nie grał
- Lech znów mierzy w karierę międzynarodową. Ale czas też ugrać coś na polskiej scenie
foto. Newspix