Hiszpańskie drużyny regularnie narzekają na zasady tamtejszego Finansowego Fair Play, które mocno ogranicza ich pole działania, ale i zapobiega życiu ponad stan, a w konsekwencji bankructwom. Bardziej powinien jednak trapić hiszpańskich ligowców temat przychodów, które z kolei nie są tak imponujące jak w przypadku klubów Premier League. To w tym aspekcie Anglia już mocno odjechała Hiszpanii i często beniaminek Premier League może pozwolić sobie na więcej niż hiszpański pucharowicz. Zatem jak sobie radzić w obliczu wysokich wymagań i nie do końca sprzyjających warunków? Odpowiedzi na to pytanie udziela szefostwo Villarrealu.
W Hiszpanii obok mocno zadłużonych drużyn nie brakuje zdrowych klubów, które mają odpowiednie zaplecze infrastrukturalne, liczą każdego centa i chętnie stawiają na młodych graczy. Do tego grona można zaliczyć naturalnie Villarreal, który stanowi punkt odniesienia dla innych przedstawicieli hiszpańskiego futbolu w obecnych realiach. Hiszpańskie drużyny – co do zasady – nie są w stanie rywalizować o piłkarzy z klubami Premier League. Wyspiarskie zespoły odjechały już finansowo na bezpieczną odległość. To oczywiście utrudnia pracę właścicielom, dyrektorom sportowym i trenerom Primera Division, ale nie oznacza, że są skazani na to, by wyłącznie przyglądać się bogatszym i załamywać ręce.
Trudne czasy tworzą silnych ludzi i tak powinny podchodzić drużyny z Półwyspu Iberyjskiego do obecnych realiów. Muszą pamiętać, że innymi środkami można zadbać o to, żeby wyniki się zgadzały i by w perspektywie czasu ich zespoły były w stanie utrzymywać wysoki poziom sportowy. Hiszpańskie kluby zmuszone są do kombinowania, szukania okazji rynkowych i często brania piłkarzy z kartą na ręku, w czym oczywiście nie ma nic złego. Sęk w tym, że to też trzeba robić to umiejętnie.
Do tego dochodzi kwestia negocjowania transferów gotówkowych. Sprawa wygląda tak, że hiszpańskie kluby w wielu przypadkach mają związane ręce, a dyrektorzy sportowi muszą podejmować bardzo trudne wybory. W negocjacjach na rynku wewnętrznym często pada argument, że “klub A” normalnie mógłby zapłacić więcej za zawodnika “klubu B”, ale przepisy prowadzą do kompromisu – nierzadko zgniłego dla drużyny, która sprzedaje w pośpiechu, po taniości, by móc zarejestrować innych piłkarzy.
Na tle tego, co dzieje się na brytyjskim rynku lub w przypadku saudyjskich klubów, które wykładają na stół krocie, sprawa wygląda groteskowo. Ale trzeba szukać pozytywnych przykładów i najlepszych specjalistów w kwestii transferowego surwiwalu. Pomimo niesprzyjających okoliczności Villarreal pokazuje, że da się żyć w takich warunkach i realizować swoje podstawowe cele.
Villarreal i wariant oszczędnościowy
Już letnie okno transferowego przed poprzednim sezonem pokazało, w jakim kierunku będzie zmierzał Villarreal. Na szaleństwa nie było miejsca, ale też nie było na nie wielkiego ciśnienia. Nie ma najmniejszego sensu wyliczać wszystkich ruchów kadrowych z tamtego okresu, ale warto skupić się na podstawowych. Zacznijmy od tego, że sprzedano za dobre pieniądze (18 mln euro) Pervisa Estupinana do Brightonu, oddano za drobne do Osasuny zadaniowca Moia Gomeza i wypchnięto na wypożyczenie z opcją wykupu Boulaye Dię do Salernitany. Reszta piłkarzy opuściła klub na zasadzie wolnych transferów – istotne było choćby pozbycie się Paco Alcacera, który zarabiał krocie, ale niczego wielkiego dla tego klubu nie zrobił. W dużym uproszczeniu oczyszczono kadrę pierwszej drużyny z graczy, po których nikt by nie rozpaczał.
Ogromne zamieszanie wokół transferu Paco Alcacera
Były odejścia, więc były też transfery do klubu. Tylko dwóch piłkarzy trafiło do Villarrealu na zasadzie transferów gotówkowych. Kupiono z Elche za 5,5 miliona euro lewego obrońcę Johana Mojicę i prawego obrońcę Kiko Femenię za milion euro z Watfordu. Więcej było przyjść “za darmo”. Na zasadzie wolnego transferu zakontraktowano wszechstronnego Jose Luisa Moralesa i wiekowego Pepe Reinę. Próbowano wówczas jeszcze pozyskać Edinsona Cavaniego, ale bardzo długo nie była możliwa rejestracja tego zawodnika, a czekanie w pewnym momencie mu się znudziło, więc znalazł zatrudnienie w innym miejscu.
W związku z tym, że FFP nie pozwalało na pozyskanie kolejnych piłkarzy, szyto z dostępnego materiału. Z wypożyczenia wrócił Alex Baena i przebił się do składu. Powrót do klubu zaliczył też Jorge Cuenca, ale był tylko rezerwowym. Oficjalnie awansowano do pierwszej drużyny Nicolasa Jacksona. Senegalczyk zaliczył mocną końcówkę sezonu, wszystko wpadało mu do sieci i już został sprzedany za duże pieniądze do Chelsea. Latem 2022 roku drużynę z Estadio de la Ceramica zasilił także Giovanni Lo Celso, który w Tottenhamie nie mógł się przebić, a w Hiszpanii zawsze go przyjmują z otwartymi rękami. Zimą wypożyczono bardziej z myślą o rezerwach Ramona Terratsa, z którego ostatecznie zrobiono gracza pierwszego zespołu. I to byłoby na tyle z podstawowych ruchów.
Przewietrzono szatnię, ale działano z głową i dzięki temu obyło się bez trzęsienia ziemi. Choć wspomniane ruchy nie rzucały na kolana, to wystarczyły, żeby Villarreal nie podupadł i miał się całkiem dobrze.
Podmianka na ławce
A przecież jesienią nastąpił wstrząs na ławce. Unai Emery odszedł z Villarrealu do Aston Villi. Najprościej można wytłumaczyć jego decyzję tym, że chciał prowadzić zespół mający większe możliwości finansowe i lepiej mu zapłaci. Z Villarrealem wygrał Ligę Europy, następnie dotarł do półfinału Ligi Mistrzów i miał prawo dojść do konkluzji, że osiągnął z tym klubem tyle, ile mógł. Dostał szansę zmiany otoczenia, pójścia teoretycznie “na lepsze”, więc prysnął do Anglii.
Emery opuszcza strefę komfortu
Poszukiwania następcy nie trwały długo. Upraszczając: szukano człowieka, który sprawi, że Villarreal będzie grał ładnie i utrzyma solidny poziom, a sam trener w krótkiej perspektywie nie będzie próbował nigdzie czmychnąć.
Postawiono więc na starego lisa Quique Setiena, którego już w przeszłości łączono z pracą w tym klubie. Wystartował kiepsko i w europejskich pucharach oblał egzamin. Później było już lepiej, ale jest jedna duża rysa na jego pracy w tym klubie. Pod jego wodzą Villarreal do pewnego stopnia się skompromitował na międzynarodowym froncie. Wcześniej Emery rozpieścił kibiców sukcesami w europejskich pucharach (wygrał LE i dotarł do półfinału LM). Po takich skalpach nie wypadało tej drużynie odpaść po dwumeczu z Anderlechtem w 1/8 finału Lidze Konferencji, ale tak się stało za Setiena. Cóż, nie było to nic przyjemnego, ale jego ekipa potrafiła się podnieść.
Ciężko nazwać poprzedni sezon w wykonaniu Villarrealu imponującym, ale piąte miejsce w lidze jest świadectwem ugruntowanej pozycji w hierarchii hiszpańskiego futbolu. I o to w tej zabawie Villarrealowi chodzi. “Żółta Łódź Podwodna” w ostatnich dziesięciu sezonach, które rozgrywała w najwyższej klasie rozgrywkowej, tylko raz wypadła poza pierwszą siódemkę. Widać stałość i trzymanie się solidnego pułapu pomimo zachodzących zmian. Jak widać: osoby, które zarządzają tym klubem wiedzą, jak układać klocki i nie dać się ponieść emocjom.
Budowanie zawodników
To całkiem zgrabnie wychodzi Villarrealowi. Nie da się ukryć, że tym klubie mają oko do piłkarzy i potrafią wznieść ich na nowy poziom. Niekiedy są to tylko chwilowe wzloty, ale widać, że jeśli ktoś się przykłada, może zaliczyć spory skok jakościowy. I tu warto zatrzymać się przy Nicolasie Jacksonie. Już za Unaia Emery’ego dostawał szanse, ale początkowo w meczach Primera Division sprawiał wrażenie zawodnika niedojrzałego i nie zapowiadał się na gwiazdę. Później nastąpiła eksplozja formy u tego piłkarza. W końcówce poprzedniego sezonu zaprezentował niesamowitą skuteczność i praktycznie każdy jego strzał lądował w sieci. Nagle z piłkarza dość niedokładnego stał się egzekutorem pełną gębą.
Kilka dni temu ogłoszono już jego transfer do Chelsea za ok. 40 milionów euro. W tej cenie dość mocno został uwzględniony potencjał i fenomenalna końcówka sezonu, ale niewykluczone, że utrzyma bardzo wysoki poziom. Natomiast potencjał, a jego wykorzystanie to dwie różne kwestie – zwłaszcza po zmianie klubowych barw. Dla Villarrealu transfer za takie pieniądze był idealnym rozwiązaniem. Może i za kilka miesięcy ktoś zapłaciłby za Senegalczyka więcej, ale gwarancji na to nie było, więc trudno się dziwić, że został sprzedany przy pierwszej dużej ofercie. Kiedyś Villarreal rzekomo czekał na minimum 50-milionowe oferty za Samu Chukwueze i się nie doczekał, a zawodnik ten po drodze zaliczył sporo wzlotów i upadków. Dziś realnie jest wart połowę tego. Być może właśnie przypadek Nigeryjczyka sprawił, że dość szybko sprzedano Jacksona.
Ogrywanie na sensownych wypożyczeniach i dawanie szans
Villarreal ma zespół C, B i A, więc spokojnie jest w stanie oswajać młodych adeptów z poważną piłką w swoich zespołach, ale nie robi tego na siłę. W sezonie 21/22 wypożyczono Alex Baenę do drugoligowej wówczas Girony (wówczas rezerwy Villarrealu walczyły o awans do drugiej ligi). Okrzepł i wrócił, by stać się piłkarzem pierwszej drużyny pełną gębą. To mu się udało. Co więcej, pokazał się piłkarsko z bardzo dobrej strony i wyrobił sobie markę solidnego ligowca.
Obskoczy lewą pomoc, środek pola i nie będzie anonimową postacią. Imponował wszechstronnością, ale i dobrym uderzeniem na przestrzeni całego poprzedniego sezonu. Stąd pojawiło się już też zainteresowanie bogatszych klubów. Na ten moment bez konkretów, ale jego awans w hierarchii hiszpańskiej piłki jest już widoczny.
Wartości zawodników, które podaje portal “Transfermarkt” należy w wielu przypadkach traktować z przymrużeniem oka, ale w przypadku Baeny dobrze pokazują progres. Rok temu jego wycena oscylowała w granicach 3 milionów euro, teraz jest już na poziomie 20. I tak duży jest mniej więcej progres, jaki dokonał, jak jego skok wartości.
Widzieć więcej
Powinni dyrektorzy sportowy i trenerzy. Tak było w przypadku Ramona Terratsa. Zimą trafił do Villarrealu na wypożyczenie z Girony. Miał grać tylko w drugoligowych rezerwach, ale Quique Setien bardzo polubił tego piłkarza i regularnie na niego stawiał. Rozegrał solidną rundę i zostaje w Villarrealu na dłużej. Dzięki korzystnym warunkom wynegocjowanym w styczniu Terrats pod koniec czerwca został wykupiony za 2,5 miliona euro. To drobne jak na piłkarza z pogranicza pierwszego składu i wciąż młodego. 22-latek przyda się w grze na kilku frontach i jeszcze może dużo wycisnąć ze swojej kariery. Nawet jeśli na dłuższą metę nie wygra walki o jedenastkę, to i tak powinien zwrócić się “Żółtej Łodzi Podwodnej” z nawiązką. Dziś nie stanowi problemu sprzedanie takiego piłkarza, który pokaże się z dobrej strony w Villarrealu za dobrą kasę.
Wolni agenci
To coraz częstszy obiekt zainteresowań klubu Primera Division. Villarreal chętnie sięga po takich graczy. Rok temu na tej zasadzie zakontraktowano na Estadio de la Ceramica pożytecznych weteranów Pepe Reinę i Jose Luisa Moralesa. Obaj się przydali, ale wiadomo, że to piłkarze, o których trzeba myśleć raczej krótkookresowo.
Tym razem postawiono na zawodników znacznie młodszych:
- Ben Brereton (r. 1999) z Blackburn
- Santi Comesana (r. 1996) z Rayo Vallecano
- Denis Suarez (r. 1994) z Celty Vigo
- Ilias Akhomach (r. 2004) z FC Barcelona Athletic
Pierwszy z wymienionych to czołowy piłkarz ostatnich sezonów Championship. Chłopak ze Stoke, który dzięki korzeniom swojej mamy reprezentuje Chile. W ostatnim sezonie skrzydłowy Blackburn zdobył 14 ligowych bramek i dołożył 4 asysty. Może taki wynik wydawać się dość przeciętny, ale gdy zgłębi się temat, to łatwiej docenić ten dorobek. Brereton był najlepszym strzelcem w swoim zespole i zdobył dwa razy więcej goli niż drugi najskuteczniejszy piłkarz “Rovers”. W Villarrealu dużo sobie po nim obiecują, ale na ocenę tego ruchu przyjdzie jeszcze czas. Nie wiadomo jak zareaguje na zmianę ligi i jak zaadaptuje się w nowych warunkach. Na papierze jego transfer wygląda obiecująco, ale papier wszystko przyjmie.
Ben Brereton – chłopak ze Stoke, który strzela dla Chile
Santiego Comesanę i Denisa Suareza możemy wrzucić do jednego wora, bo są to piłkarze ograni w LaLidze i powinni pasować do koncepcji Quique Setiena, który lubi mieć wręcz nadmiar środkowych pomocników. Dla obu tych panów transfer do Villarrealu wydaje się optymalny – w lepszych zespołach mogliby się nie sprawdzić – a na Estadio de la Ceramica powinni dać sobie radę. Osobną kwestię stanowią zgrzyty trenera z Danim Parejo, którego przy większej konkurencji łatwiej byłoby Setienowi usadzić na ławce.
Ostatnim z “darmowców” jest Ilias Akhomach, ale jego przyjście należy traktować jako liczenie na opóźnioną gratyfikację. Młody Hiszpan obecnie bierze udział z reprezentacją Hiszpanii do lat 19 w mistrzostwach Europy. Villarreal długo robił pod niego podchody i wykorzystał, że Xavi wolał stawiać na innych, a kwestia przedłużenia kontraktu została zepchnięta na dalszy plan. Hiszpan chce grać i swoje minuty powinien dostać. Plan Villarrealu na Akhomacha jest ponoć taki, żeby trenował z pierwszym zespołem, ale początkowo zbierał minuty w drugoligowych rezerwach, by potem spróbował przebić się do drużyny A.
Świadomość marki
Villarreal nie pozbywa się już piłkarzy na wariata i może pozwolić sobie na stawianie warunków. Słowem: zbudował sobie mocną pozycję negocjacyjną. Ostatnimi czasy AC Milan robi podchody pod kupno Samu Chukwueze, ale hiszpański klub twardo negocjuje i nie zamierza puścić go za drobne. Dziś nie ma pewności, czy Nigeryjczyk – który poprzedni sezon miał niezły – odejdzie, ale wiele na to wskazuje. To raczej kwestia uzyskania uczciwej zapłaty, niż wymuszania na innych klubach przepłacania.
Na dniach należy spodziewać się odejścia Pau Torresa z Villarrealu. Środkowy obrońca od pewnego momentu przestać się rozwijać i został mu rok do końca kontraktu. Wiele wskazuje na to, że za moment zostanie sprzedany do Aston Villi. Fabrizio Romano uważa, że będzie kosztował 32,5 miliona euro + 5 milionów w zmiennych. Cena uczciwa, jeśli weźmiemy pod uwagę okoliczności.
Odejść jest więcej. Kilka transferów wychodzących już domknięto – Boulaye Dia, Manu Morlanes i Nicolas Jackson – już zostali sprzedani. Jeśli dojdą do skutku transfery Chukwueze i Jacksona, to Villarreal latem zarobi łącznie około 90 milionów euro. To byłby klubowy rekord – wcześniej rekordowo “Żółta Łódź Podwodna” w jednym okienku sprzedała piłkarzy za 70 milionów (sezon 2019/20).
Złoty środek
Niektórzy już liczą miliony, jakie klub z Estadio de la Ceramica zdążył zarobić latem. Media podszczypują właściciela i ciągną go za język zapytaniami, czy w takim razie należy spodziewać się jeszcze dużych zakupów w ciągu najbliższych tygodni. Według obecnego przekazu nie zanosi się na to. Fernando Roig podchodzi do tematu inwestycji w piłkarzy z dużym dystansem. Podkreśla, że remont stadionu kosztuje 70 milionów euro i wolą poprawiać infrastrukturę, niż rzucać się na kosztowne transfery. Myślenie długofalowe w jego przypadku wygrywa z krótkofalową wizją w oparciu o impulsywne działania.
Natomiast nie uważa, że drużyna będzie teraz słabsza: – Będziemy mieć lepszy zespół niż w zeszłym sezonie – zapowiada. To ma zapewne też związek z tym, że w powietrzu wisi pozyskanie Dominika Livakovicia, który od lat jest mocnym punktem Dinama Zagrzeb. Jeśli ten bramkarz trafi do Villarrealu, to będzie to bardzo mądry i potrzebny ruch. Pepe Reina ma już swoje lata i za rok kończy karierę, a Filip Jorgensen na ten moment nie dał zbyt wielu przesłanek, by uwierzyć, że będzie kimś więcej niż solidnym rezerwowym. Zatem Livaković nie powinien mieć większych problemów z zostaniem “jedynką” na lata.
***
Konkluzja dotycząca Villarrealu jest jasna: klub nie chce rzucać na głęboką wodę i stara się umacniać fundamenty bez podejmowania ryzyka, które może odbić się za chwilę czkawką. Wciąż pozostają tam żywe wspomnienia sprzed dekady, gdy solidny, jak się wówczas wydawało klub, niespodziewanie zleciał z ligi pod wpływem działania w pośpiechu i do pewnego stopnia megalomanii. Osoby decyzyjne wolą nie powielać też błędów konkurencji. Zapewne widzą, co dzieje się w Sevilli, która ma gigantyczne długi, a i tak jej zespół wymaga przebudowy. W Villarrealu jest znacznie spokojniej i tak ma pozostać, a w perspektywie kilku lat procent składany z delikatnego progresu rok do roku ma przynieść imponujące rezultaty. Brzmi sensownie.
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Victor Orta – kim jest budowniczy nowej Sevilli?
- Wymarzony dyrektor sportowy. Losy Antonio Cordona
- Miesiące mijają, a Isco wciąż bez klubu
- Trener starej daty. Historia Jose Luisa Mendilibara
Fot. Newspix.pl