Kamil Całus to analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, który od lat zajmuje się Mołdawią. Napisał o niej książkę – “Kraj niekonieczny”. W wywiadzie dla Weszło opowiada o realiach życia w Mołdawii, faktach i mitach jej dotyczących, o Gagauzji, czyli “mniej znanym Naddniestrzu”, korupcji i nadziejach na zmiany. Lepszego przewodnika po tym regionie świata nie znajdziecie!
Wyjazd do Mołdawii to najbardziej egzotyczna wyprawa, jaka czeka polską drużynę w Europie?
Prawda, Mołdawia jest na swój sposób najbliższym nam geograficznie „egzotycznym” krajem. Krajem, który jest całkiem blisko polskich granic, ale jednocześnie wie się o nim na tyle niedużo, że kiedy jakiekolwiek wydarzenie – czy to mecz, czy jakieś zdarzenie polityczne – dotyczy Mołdawii, to pojawiają się: no dobra, co my właściwie o nich wiemy?
Produkuje się tam wina, jest to była republika radziecka – na tym podstawowa wiedza się kończy. Jest to kraj nieodkryty, ale bliski nam nie tylko geograficznie, ale także historycznie.
ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU
Co więc powinniśmy o Mołdawii wiedzieć?
Przede wszystkim musimy pamiętać, że to nie jest obcy nam kraj. Mołdawię od setek lat zamieszkują Polacy, jest ona wspomniana w literaturze popularnej – przewija się w chociażby w trylogii Henryka Sienkiewicza. To dlatego, że to terytorium, które leżało na pograniczu Rzeczpospolitej i Imperium Osmańskiego i stanowiło arenę nie jednej bitwy. Hospodarstwo Mołdawskie – którego dzisiejsza Republika Mołdawii była częścią – swego czasu stanowiło nawet lenno Rzeczpospolitej.
Sztandarowym argumentem, który ma pokazać, że Mołdawianie nie są nam obcy, jest to, że walczyli oni po naszej stronie w Bitwie pod Grunwaldem. Oczywiście to trochę bardziej skomplikowana sprawa. Mówię „Mołdawianie” w uproszczeniu, bo Hospodarstwo Mołdawskie to nie do końca to samo co Mołdawia, ale fakt pozostaje faktem – walczyli po naszej stronie.
Co jeszcze musimy wiedzieć? To kraj, który uzyskał niepodległość w wyniku rozpadu Związku Radzieckiego i który mniej więcej od 2021 roku próbuje zdecydowanie integrować się z Zachodem, który ma rząd proeuropejski – chyba po raz pierwszy zresztą prawdziwie proeuropejski, bo przed 2021 rokiem funkcjonowały tam ugrupowania, które choć miały na sztandarach integrację europejską to wykorzystywały hasła prozachodnie głównie jako instrument do mobilizowania elektoratu. W rzeczywistości rządy te dbały głównie o własne interesy polityczno-biznesowe, a nie na reformowanie państwa. Obecnie prezydent Maia Sandu i premier Dorin Recean starają się faktycznie zmieniać mołdawską rzeczywistość, reformować kraj i zbliżać go – zarówno pod względem sposobu funkcjonowania aparatu państwa czy poziomem życia – do UE, ale nie jest to łatwe, bo to jeden z najbiedniejszych krajów Europy, który potrzebuje wsparcia – merytorycznego, a także finansowego – od zachodnich partnerów, żeby wdrażać reformy.
A trzeba ich wdrażać bardzo wiele, szczególnie strukturalnych, w sądownictwie. Sądownictwo w Mołdawii przez lata było i nadal jest skorumpowane. Przez lata wykorzystywane było jako instrument zabezpieczania swoich interesów i eliminowania przeciwników politycznych przez lokalnych oligarchów. To takie podstawowe rzeczy, bo szczegółów jest dużo więcej. Choćby wspomniane wina – warto podkreślić, że w Polsce dostępne są przede wszystkim tanie mołdawskie wina. To z nimi spotykamy się na co dzień w sklepach. Trzeba wiedzieć, że wina te przez samych Mołdawian są uznawane za alkohole podrzędnej jakości. Mołdawia ma dużo lepsze wina niż wielu z nas mogłoby się wydawać po zapoznaniu się z tym co stoi na sklepowych półkach naszych osiedlowych sklepów. Warto ich poszukać.
Czyli mimo że to egzotyka, że to najbiedniejszy kraj w Europie, to jakiś luksusowy towar eksportowy istnieje.
Jeden z najbiedniejszych, niekoniecznie najbiedniejszy, bo najbiedniejsza jest dziś – z jasnych chyba względów – Ukraina. Staram się odchodzić od tego określenia, bo przylgnęło ono do Mołdawii ze względu na jej PKB. W tym przypadku trzeba jednak pamiętać, że nie oddaje ono wiernie faktycznego poziomo życia w Mołdawii. PKB nie uwzględnia bowiem jednej ważnej rzeczy – zagranicznych przekazów pieniężnych od diaspory. Mówimy tu o 30% populacji, tj. ponad milionie osób, które pracują poza granicami kraju i wspierają swoje rodziny na miejscu.
Poziom życia jest więc wyższy niż wskazują czyste dane gospodarcze. Oczywiście jednak nie jest to państwo bogate, ale to europejski kraj, w którym ludzie mają takie same pragnienia i marzenia jak w innych miejscach na Starym Kontynencie.
Emigracja Mołdawian wspiera, ale jest też zagrożeniem. Ci, którzy wyjeżdżają nie zawsze chcą do kraju wracać.
To absolutnie jest bardzo poważny problem. Emigracja rozpoczęła się w latach 90., teraz jesteśmy na etapie jej drugiej czy nawet trzeciej fali. Ci, którzy mieszkają poza granicami kraju, szczególnie we Włoszech, które po 2014 roku i spadku wartości rubla przejęły rolę Rosji jako głównego źródła przekazów walutowych, ściągają do siebie swoje rodziny. Nie mam na myśli tylko najbliższych, czyli żon, mężów i dzieci, ale także rodziców, co jeszcze bardziej wyludnia kraj.
Jeśli spojrzymy na dane, to tylko w zeszłym roku populacja Mołdawii zmniejszyła się o ok. 50 tysięcy osób. Wydaje się, że to niedużo, ale pamiętajmy, że w przypadku tego kraju jest to dwa procent populacji. Liczba gigantyczna; to tak, jakby z Polski wyjechało ok. 800 tysięcy osób. W ciągu jednego roku!
Dlatego też obecny rząd zdaje sobie sprawę, że na reformy i zmianę sytuacji – szczególnie gospodarczej – poprawę atmosfery politycznej i danie ludziom nadziei, że ten kraj dokądś zmierza, mają bardzo mało czasu. Trzeba to zrobić w ciągu najbliższych kilku lat, bo jeśli nie, to nie będzie ani z kim tego robić, ani dla kogo się zmieniać.
Z tym samym problemem boryka się mołdawski futbol. Lokalni dziennikarze mówią mi wprost, że piłkarze mają dwie opcje: wyjechać i liczyć na karierę, albo grać w skorumpowanej lidze i być zamieszanym w ten proceder.
To, o czym mówisz, to problem wielu grup zawodowych w Mołdawii. Korupcja na wielu szczeblach jest bardzo duża. Zarówno w biznesie, jak i w miejscach, gdzie instytucje publiczne stykają się z dużymi pieniędzmi. To samo dotyczy chociażby sądownictwa, szkolnictwa wyższego, służby zdrowia czy działalności władz lokalnych. Gdy robisz tytuł naukowy, czy nawet gdy zdajesz prawo jazdy, otrzesz się o korupcję. Niemal na pewno zostanie ci zaproponowane, że będzie łatwiej, jeśli komuś zapłacisz, czy zgodzisz się na jakieś inne deale korupcyjne. O przetargach publicznych chyba nawet nie trzeba wspominać. Jestem przekonany, że to samo dzieje się w piłce nożnej.
Jak Mołdawia z tym walczy? Czytałem o różnych inicjatywach, ale sprawy ciągną się latami i ciężko je rozwiązać.
Aparat sądownictwa w Mołdawii bardzo długo działał na zamówienie polityczne, więc zajmował się tymi sprawami, którymi „mógł” lub „miał” się zajmować. Jeśli w tę sprawę uwikłani byli rządzący politycy czy przedstawiciele administracji, to służby po prostu zajmować się tym nie mogły – nie mogły „znaleźć” faktycznych winnych. Teraz system powoli się oczyszcza, ale nie jestem pewien, na ile kwestia korupcji w sporcie traktowana jest przez obecne władze jako priorytet. Wynika to z tego, że liczba sędziów i prokuratorów – sprawdzonych i uczciwych – jest bardzo ograniczona, a spraw, którymi trzeba się zająć, ważnych z puntu widzenia nie tylko sprawiedliwości, ale wręcz bezpieczeństwa państwa, stabilności jego administracji i gospodarki, jest bardzo wiele.
Mówiąc wprost, sprawy te są pewnie po prostu ważniejsze niż walka z korupcją w sporcie. Ciągle niewyjaśniona jest np. sprawa kradzieży miliarda dolarów z mołdawskiego systemu bankowego w 2014 roku. Mamy mnóstwo różnych spraw wytoczonych politykom, którzy rządzili krajem przed 2021 czy 2019 rokiem. To są ludzie, którzy ukrywają się za granicą przed wymiarem sprawiedliwości, często powiązani z Rosją, którzy mieli kluczowy wpływ na decyzje dotyczące funkcjonowania państwa. Wyjaśnienie tych spraw, rozliczenie urzędników odpowiedzialnych za stworzenie i funkcjonowanie systemu oligarchicznego w Mołdawii – to są obecnie priorytety władz. Nie ma wystarczających kadr, żeby poradzić sobie ze wszystkim problemami na raz.
A kto został w Mołdawii i kto zajmuje się tym, żeby kraj wrócił na właściwe tory?
Tak jak mówiłem, od 2021 rządzi Partia Działania i Solidarności (PAS). To oddolne ugrupowanie, które zaczęło się rozwijać w 2015 roku. Z jednej strony składa się ono z ludzi z trzeciego sektora, różnych “NGO-sowców”, z drugiej strony z aktywistów społecznych, z analityków, specjalistów politycznych – osób bardzo często wykształconych lub pracujących na zachodzie. Sama prezydent Maia Sandu pracowała w Stanach Zjednoczonych w strukturach Banku Światowego.
To osoby, które mają całkiem inny „mindset” niż poprzednie elity polityczne i – co równie ważne – nie mają powiązań, które poprzednie elity miały. Te powiązania określały, jaką politykę przybierała Mołdawia, bo wspomniane osoby były uwikłane w różne dziwne, niekoniecznie uczciwe schematy.
Ta ekipa dobiera sobie ludzi, którzy wykonują poszczególne zadania, zarządzają poszczególnymi reformami i jakoś to idzie do przodu. Nie bez trudności, bo jak wspomniałem godnych zaufania specjalistów jest na mołdawskim rynku niewielu. Nie jeden z obecnych wysokiej rangi członków administracji przyjechał do Mołdawii z emigracji właśnie po to by pomóc zmieniać swoją ojczyznę. Nie łatwo jednak utrzymać takie kadry na miejscu – wynagrodzenia w mołdawskiej administracji są bardzo małe, a ludzie o odpowiednim doświadczeniu i umiejętnościach są na rynku cenieni. Mimo wszystko kraj odnosi pewne sukcesy. Mołdawia w zeszłym roku uzyskała status państwa-kandydata do Unii Europejskiej wspólnie z Ukrainą. Trochę korzystając z koniunktury, którą niestety stworzyła wojna, ale jednak. Teraz czeka na rozpoczęcie procedury rozpoczęcia negocjacji z UE, ale zanim to się stanie, musi spełnić konkretne wymogi i zrealizować pewne reformy.
Jak duża jest to wiadomość dla Mołdawii i jej mieszkańców? Może nadinterpretuję, ale widzę, że z czasem partia proeuropejska zyskała na znaczeniu, co może świadczyć o zmianie nastawienia z prorosyjskiego na proeuropejskie.
Jest to bardziej skomplikowane. Sukces partii PAS wynika nie tyle ze zmiany myślenia społeczeństwa mołdawskiego w kierunku integracji kraju, a z głębokiego zmęczenia Mołdawian korupcją w dotychczasowej klasie politycznej. W Mołdawii od 2001 do 2021 roku rządziły partie prorosyjskie lub partie, które mieniły się partiami proeuropejskimi, ale tak naprawdę interesowały się tylko sobą i załatwianiem własnych interesów, a nie dawaniem czegoś mieszkańcom. Panowała stagnacja. Skandale korupcyjne były na porządku dziennym.
Partia Działania i Solidarności stanowiła w tym wszystkim inną jakość, miała być nową, czystą siłą, niepowiązaną z oligarchią, otwarcie przeciwko niej występująca. To był główny powód poparcia Mołdawian. Kwestie proeuropejskie były ważne, ale głównie dla tej części wyborców, która ma zbieżne poglądy, czyli dla ok. 40%. W Mołdawii mniej więcej połowa skłania się ku opcji europejskiej, a połowa ku opcji rosyjskiej. Mówię oczywiście w sporym uproszczeniu. Tzw. prorosyjcy Mołdawianie to w większości nie żadni fanatyczni zwolennicy polityki Kremla, a zwyczajnie osoby które – często pozostając pod wpływem rosyjskich mediów – uważają rosyjską kulturę za bliższą. Często mówią po rosyjsku w domu, mają w Rosji rodzinę, pracują lub pracowali na terenie Federacji Rosyjskiej itd.
Co do prorosyjskości – Naddniestrze to znany temat, także piłkarsko, bo mowa o Sheriffie Tiraspol, ale ciekawi mnie kwestia Gagauzji. To także region prorosyjski, ale zupełnie przeciwny Naddniestrzu, wyraźnie biedniejszy.
Gagauzja to w ogóle ciekawa sprawa. O Naddniestrzu sporo się w Polsce wie, to trochę taki clickbait – ostatnia ostoja Związku Radzieckiego, albo – i to chyba mój „ulubiony” przykład – pretekst do rzucenia klikalnym tytułem w stylu „Rosyjskie wojska są już w Mołdawii!”. Bo faktycznie są. W Naddniestrzu, tj. formalnie w Mołdawii. Ale od ponad 30 lat. Tymczasem o Gagauzji wie się niewiele, mimo że od 1992 roku była parapaństwem, czyli nieuznawaną na arenie międzynarodowej republiką. Miała więc dokładnie taki sam status jak Naddniestrze. Gagauzja ogłosiła się niezależną republiką, co skończyło się umową z Kiszyniowem na mocy której Gagauzja w połowie lat dziewięćdziesiątych stała się autonomią wewnątrz Mołdawii.
To region zamieszkany przez Gagauzów, którzy są ludnością o prawdopodobnie turkijskich korzeniach. Tradycyjnie mówią w języku gagauskim, który jest swoistym archaicznym tureckim, należy do turkijskiej grupy językowej. Mimo tego pochodzenia są jednak prawosławni i bardzo głęboko zrusyfikowani. Uważają się za część tzw. Ruskiego miru, tj. rosyjskiego świata, czyli rosyjskiej przestrzeni kulturowej, językowej i cywilizacyjnej. W istocie rosyjski jest w autonomii głównym językiem komunikacji, kultury i polityki. Gagauzji uważają Rosję za ostoję swojej tożsamości. Są przekonani, że Moskwa od wieków chroni Gagauzów przed wrogami, szczególnie przed Rumunią, która rzekomo ma zakusy, żeby ich zrumunizować albo wręcz pozbyć się ich z terenów dzisiejszej Mołdawii.
To ciekawy region, z którym Kiszyniów zawsze ma problem, bo Gagauzja jest pod silnym wpływem rosyjskiej propagandy, są tam politycy, którzy mają powiązania z Rosją i Rosja to wykorzystuje, żeby wywierać presję na Mołdawię. Oto prosty przykład. Przed podpisaniem umowy z Unią Europejską w 2014 przeprowadzono tam nielegalne z punktu widzenia Kiszyniowa referendum na temat kierunku polityki zagranicznej Mołdawii. Gagauzi opowiedzieli się przeciwko integracji z UE i za wstąpieniem do Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, czyli organizacji powołanej przez Rosję. Teraz mówi się zresztą o kolejnym referendum, w odpowiedzi na uzyskanie przez Mołdawię statusu kandydata do UE
Wybory w tym regionie zawsze wygrywa opcja prorosyjska. Teraz jest o tyle ciekawie, że wygrała przedstawicielka partii ȘOR, kierowanej przez powiązanego z Rosją oligarchę, Ilana Șora, który ukrywa się w Izraelu i stamtąd zawiaduje organizowanymi przez to ugrupowanie w Mołdawii, antyrządowymi protestami. Șor uważany za bardzo niebezpiecznego z punktu widzenia stabilności Mołdawii jako państwa. Objęty jest zresztą sankcjami m.in. przez USA i Polskę.
To są sprawy, które mają powodować napięcia, destabilizować sytuację wewnętrzną. Forsowana jest propaganda, że integracja europejska jest prowadzona wbrew woli części mieszkańców kraju, że cała ta sprawa doprowadzi do powtórki z wojny z Naddniestrzem.
Pytanie na ile to faktycznie utrudnia funkcjonowanie władzy. Czy nie jest tak, że do tych straszaków wszyscy są już przyzwyczajeni?
Rzeczywiście trochę tak jest. Gagauzja jest mniej niebezpieczna niż by się wydawało, szczególnie z punktu widzenia polskich mediów, gdzie często mówi się o dużym zagrożeniu, o tym, że coś może się stać, że region może odłączyć się od Mołdawii lub wręcz stać areną swoistej wojny domowej. To jednak raczej bardzo mało prawdopodobne. Same władze w Kiszyniowie podchodzą do tego problemu dość spokojnie. Oczywiście przyglądają się temu co się tam dzieje, ale nie obawiają się raczej że stanie się tam coś poważnego.
Nawet jeśli będą tam organizowane kolejne referenda, nawet jeśli Gagauzja będzie chciała ogłosić niepodległość – jest to region tak biedny, tak oddalony od Rosji, że niewiele może samodzielnie zrobić. Do tego bardzo niewielki – mówimy o regionie zamieszkałym przez nie więcej niż 150 tysięcy osób. Autonomia potrzebuje też wsparcia finansowego z Kiszyniowa by normalnie funkcjonować. Wypowiedzenie posłuszeństwa władzom mołdawskim skończyłyby się katastrofą gospodarczą i humanitarną.
Długo było tak, że politycy działający w Gagauzji stosowali narrację prorosyjską przede wszystkim na potrzeby wewnętrzne. Opowiadanie się za Rosją i wadzenie się z Kiszyniowem uznawano za gwarant uzyskania poparcia w wyborach, więc poszczególni politycy wykorzystywali taką retorykę do zdobywania władzy. W rzeczywistości nie byli oni jednak szczególnie zainteresowani ślepym realizowaniem polityki Kremla, szczególnie gdyby miało to prowadzić do poważnych napięć, czy – nie daj Boże – przelewu krwi. Głównie interesowało ich zdobycie i utrzymanie władzy, bo wynikały z niej różne benefity. Ot, polityka.
Skoro mówimy o Rosji, to trzeba też wspomnieć o przeciwnym kierunku – Rumunii. Mołdawia to w końcu kraj, który powstał po to, żeby nie doprowadzić do powstania “Wielkiej Rumunii”.
Raczej powstał w wyniku demontażu Wielkiej Rumunii, bo ta już nawet istniała w dwudziestoleciu międzywojennym. Pomijając historię XIX w. Dość powiedzieć, że ZSRR oderwał od Rumunii ziemie dzisiejszej Republiki Mołdawii na bazie paktu Ribbentrop – Mołotow, a następnie utworzył tam Mołdawską Socjalistyczną Republikę Radziecką. Obydwa narody tj. zarówno Mołdawianie jak i Rumuni mają wiele wspólnego, a ponad milion Mołdawian ma rumuński paszport, językiem urzędowym w kraju jest rumuński.
Co to dziś oznacza? Czy w Mołdawii nadal są pomysły przyłączenia się do Rumunii i stworzenia wspólnego kraju?
Historycznie to, co dziś jest Mołdawią, należało do Hospodarstwa Mołdawskiego, które połączyło się z Wołoszczyzną i z tego narodziła się Rumunia. Mołdawianie etnicznie są więc po prostu Rumunami. Rumuni nie uznają różnorodności narodowej, a Mołdawianie w sprawie swojej tożsamości i przyszłości ich kraju są dziś podzieleni. Duża część uznaje fakt tożsamości czy dużej bliskości kultury mołdawskiej i rumuńskiej. Akceptują oni fakt, że Mołdawianie to etniczni Rumuni, mówiący w tym samym języku, mający taką samą kulturę, same pieśni ludowe czy współdzielący literaturę, tradycję i religię.
Część tej grupy – około 30% Mołdawian – uważa, że skoro osobne państwo powstało w wyniku interwencji rosyjskiej, to powinno dojść do zjednoczenia i przyłączenia się Mołdawii do Rumunii. Jest też taka część – pewnie również około 30% społeczeństwa – która akceptuje wszystkie zbieżności, ale twierdzi, że niepodległość powinna być zachowana, bo Mołdawia ma wiele lat osobnej, własnej historii, innych doświadczeń. Trochę jak Austriacy, którzy przecież do połowy XX w. uważali się przecież za Niemców mają i mieli swoje oddzielne od Niemiec państwo.
No i wreszcie mamy te ostatnie 30-40%, która twierdzi, że to wszystko nieprawda, że Mołdawianie to odrębny naród od Rumunów, mówiący językiem mołdawskim, że to naród, który dzięki Rosji zachował swoją tożsamość i powinien walczyć o to, żeby ją utrzymać i powstrzymywać zakusy Rumunów, którzy byliby zainteresowani rumunizacją kraju i likwidacją jego niepodległości.
Przeszliśmy przez historię, poruszyliśmy problemy, a czym Mołdawia może nas zaskoczyć? Bynajmniej nie na boisku, a jako państwo.
Mołdawia permanentnie czymś zaskakuje, często pozytywnie. Mimo wszystkich trudności jest to kraj ludzi, ambitnych, pracowitych i dążących do tego by żyć lepiej, inaczej niż do tej pory. Chcą, żeby ich rzeczywistość się zmieniała, żeby ich dzieci żyły w lepszych warunkach. Jest to kraj, który jeszcze dziesięć lat temu znajdował się w naprawdę głębokiej stagnacji, wydawał się krajem doszczętnie pogrążonym w korupcji i marazmie.
A dziś? Mołdawia twardo stanęła po stronie Ukrainy, nie boi się płynących z Rosji gróźb – które parę lat temu robiłyby w Kiszyniowie wrażenie – a nawet zaczęła reformę swojej armii, która, choć w obecnym stanie jest zupełnie symboliczna i szkieletowa to zaczyna się modernizować. Mołdawia nabiera pewności siebie i zaczyna czuć się pełnoprawnym członkiem społeczności międzynarodowej.
Wszystko to pokazuje, jak szybko mogą zachodzić pewne zmiany, kiedy pojawia się ku temu presja. Mołdawia jest przykładem tego, że wszystko może się zdarzyć i że los zawsze może się odmienić.
Czytaj więcej o Mołdawii:
- Zamknięte drzwi do Tyraspolu. Reprezentacja Mołdawii i relacje Kiszyniów – Naddniestrze
- Szeryf czy gangster? Jak Rosja molestuje Mołdawię
- 45 ciekawostek o mołdawskiej piłce (i nie tylko)
- Przestroga przed Mołdawią. Jak reprezentacja Fornalika remisowała w Kiszyniowie
Fot. Newspix