Nie zalecamy włodarzom Genui siadać do pokera, ruletki, a może i nawet do jabłecznika, jeśli tylko akurat zostanie podany przy zielonym stoliku. Rossoblu mają za sobą bardzo udany sezon, a tymczasem zamiast się cieszyć, muszą przygotowywać się do przełykania bardzo gorzkich pigułek, bo z kretesem przegrali batalie gabinetowe. Stracili właśnie miejsce w Lidze Europy (i to na rzecz znienawidzonej Sampdorii!), a jeszcze Claudio Lotito chce im odebrać tytuł sprzed… stu lat. Czarna komedia.
Rok temu awans do LE wywalczyła Parma, ale potem nie dostała licencji, dzisiaj ten los dzieli Genoa. Czy to już mała tradycja? Być może. Oczywiście i tym razem chodziło o wszystkie najbardziej przewidywalne grzeszki, z dziurami w budżecie i stadionem nieprzystosowanym do wymagań europejskich. Kasę ostatecznie udało się ponoć dopiąć, ale problemem jest obiekt. Przegrano dwie pierwsze apelacje, a przed ostatnią wywieszono białą flagę. Dziś miała się odbyć finalna apelacja, ale Mattia Grassani, prawnik Genoi, przyznał, że – skrócimy jego słowa – to nie ma sensu.
Sampa teoretycznie też jeszcze trafi pod lupę, ale w przeciwieństwie do rywala zdążyła klepnąć zastępczy obiekt, arenę Sassuolo, a i finanse są tutaj zdrowsze. Prezes Ferrero może i jest szalony, ale potrafi sięgnąć głębiej do kieszeni, czego dowodem transfer Eto’o czy łączenie Sampy z Balotellim.
Ciekawe, że jednocześnie Genoa może też stracić mistrzostwo sprzed równo stu lat. Wśród tytułów mają scudetto za sezon 1914/15, ale Claudio Lotito z Lazio (a jednocześnie silnie umocowany we władzach ligi) lobbuje za tym, by je odebrać, bo nie dograno wówczas wszystkich meczów z uwagi na wybuch pierwszej wojny światowej, przez co szanse straciło – a jakże – między innymi Lazio. Zamiast jednej z lepszych kampanii ostatnich lat, Genoa przegrała puchary przez w gruncie rzeczy błąd administracyjny (mogła zgłosić to tak samo Sassuolo, trzeba było to tylko zrobić w terminie), a jeszcze może zaliczyć rok z historycznym, ujemnym bilansem trofeów…
