Reklama

Żyła na podium w Planicy, Lanisek wyprzedził Kubackiego w Pucharze Świata

Szymon Szczepanik

Opracowanie:Szymon Szczepanik

01 kwietnia 2023, 12:22 • 6 min czytania 0 komentarzy

Przed pierwszym z dwóch indywidualnych konkursów w Planicy, w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Dawid Kubacki miał 73 punkty przewagi nad Anze Laniskiem. Teraz możemy mówić o tym, co by było, gdyby Polak miał szansę bronić tej przewagi. Jednak Dawid – ze zrozumiałych względów – odpuścił skakanie w Słowenii, co skoczek gospodarzy wykorzystał, wyprzedzając go w generalce Pucharu Świata. Pocieszeniem dla polskich kibiców może być fakt, że spośród obecnych Polaków, Piotr Żyła zakończył konkurs indywidualny na trzecim miejscu, a nieźle zaprezentował się też Kamil Stoch. W ciekawym konkursie drużynowym Polacy zajęli czwarte miejsce, za Norwegią, Słowenią i triumfującą Austrią.

Żyła na podium w Planicy, Lanisek wyprzedził Kubackiego w Pucharze Świata

NAPIĘTY PORANEK SKOCZKÓW

W ten primaaprilisowy poranek skoczkowie nie mogli narzekać na nudę. Pierwotnie mieli dziś latać w Planicy wyłącznie w ramach konkursu drużynowego, zaś zawody indywidualne były zaplanowane na piątek. Jednak silny wiatr uniemożliwił wczorajsze skakanie, a w przeprowadzenie zawodów wierzył chyba tylko Sandro Pertile, zwlekający z podjęciem oczywistej decyzji o ich odwołaniu.

Koniec końców, po dwóch godzinach oczekiwań od pierwotnej pory startu, dyrektor Pucharu Świata musiał pogodzić się z faktem, że konkurs trzeba przełożyć. A to z kolei oznaczało, że dzisiejsze zmagania indywidualne obejrzeliśmy w okrojonej wersji. Składały się z jednej serii, w której wzięło udział czterdziestu zawodników. Bo zaraz po niej większość skoczków musiała powrócić na górę Letalnicy, by wziąć udział w skokach drużynowych.

Z polskiej perspektywy, największe emocje mogły wzbudzać skoki… Anze Laniska. Słoweniec zajmował czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, a do trzeciego Dawida Kubackiego tracił 73 punkty. W normalnych warunkach moglibyśmy się zastanawiać, czy Kubacki zdoła obronić tę przewagę w ostatnich dwóch indywidualnych konkursach sezonu (drugi odbędzie się jutro). Jednak wszyscy wiemy, że Polakowi TERAZ nie w głowie skakanie. Jego żona, Marta, obecnie toczy znacznie ważniejszą walkę, gdyż dwa tygodnie temu z powodu problemów kardiologicznych wylądowała w ciężkim stanie w szpitalu. Na szczęście, według relacji Rafała Kota, jej stan w ostatnich dniach uległ znacznej poprawie.

Reklama

Z tego względu Lanisek już dziś mógł przeskoczyć Polaka w generalce, jeżeli zająłby pierwsze lub drugie miejsce w konkursie, za które zgarnia się odpowiednio 100 i 80 punktów. A szanse na to były spore, bo Słoweniec na rodzimym mamucie skacze świetnie. Zresztą wygrał tu czwartkowe kwalifikacje.

LANISEK NA PODIUM KLASYFIKACJI PUCHARU ŚWIATA

I Anze nie pozostawił wątpliwości. Podczas swojej próby, od razu po wybiciu ułożył się płasko na nartach i poszybował na 236 metrów! To był znakomity skok, dzięki któremu skoczek gospodarzy wyprzedził… skaczącego wcześniej Piotra Żyłę. Nasz mistrz jak zwykle delikatnie falował nartami w powietrzu, ale cóż z tego? Ważne, że znakomicie trafił w próg, a że latać lubi i umie, to zakończył skok na 234. metrze. Ostatecznie to dało mu miejsce na najniższym stopniu podium konkursu indywidualnego.

Lanisek dziś spełnił swoje zadanie, gdyż w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata wyprzedził Dawida Kubackiego. Ale zawodów nie wygrał. Te padły łupem Stefana Krafta, który z lotów narciarskich uczynił formę sztuki. Dziś, nawet kiedy w porównaniu do reszty rywali wyszedł płasko z progu, to potrafił złapać taką trajektorię lotu, że poszybował aż na 239,5 metra!

Dodajmy, że czwarte miejsce zajął Halvor Egner Granerud, który miał w powietrzu sporo kłopotów, ale i tak zdołał wycisnąć ze swojego skoku 231,5 metra. Jednak taki wynik spowodował, że przewaga Norwega nad Austriakiem w wyścigu o Puchar Świata w Lotach stopniała do 10 punktów. Zatem losy tego trofeum rozstrzygną się jutro.

A jak indywidualnie poradziła sobie reszta Polaków – Poza Żyłą, o którym już wspomnieliśmy? Z dobrej strony zaprezentował się Kamil Stoch. Orzeł z Zębu w skoczył 225 metrów, ale w znakomitym stylu, co ostatecznie dało mu 10. miejsce.

Szacunek w drugiej części sezonu może też wzbudzać postawa Aleksandra Zniszczoła, gdyż Polak ustabilizował swoją formę na poziomie drugiej i trzeciej dziesiątki Pucharu Świata. I jest bardzo powtarzalny w swoich wynikach. Dziś poszybował na 222,5 metra i zajął 14. miejsce w konkursie, czym wyrównał swój najlepszy występ sezonu z Lahti.

Reklama

Z kolei Andrzej Stękała posiada opinię dobrego lotnika, jednak preferencje skoczka co do rozmiaru obiektu nie stanowią atutu, jeżeli sam zainteresowany jest bez formy. Stękała skoczył 176,5 metra – najkrócej w stawce – zajął ostatnie miejsce w konkursie, i więcej na skoczni już go dziś nie zobaczyliśmy.

CIEKAWY KONKURS DRUŻYNOWY, ALE POLACY POZA PODIUM

Przy dobrej postawie trójki Biało-Czerwonych Żyła-Stoch-Zniszczoł, wszystko wskazywało na to, że po konkursie drużynowym ponownie będziemy powtarzać tekst, którego przez lata mogliśmy używać do znużenia. Szkoda, że nie mamy „tego czwartego”…

Trener Thurnbichler do skakania w zespole postanowił desygnować Pawła Wąska. 23-letni skoczek wciąż jeszcze uczy się mamutów i z pewnością nie posiada na nich takiego doświadczenia, jak Stękała. Nadal zdarza się mu popełniać na nich ogromne błędy. Ale za to ma coś innego – niezłą formę sportową. Jednak bez wątpienia na papierze wciąż był on najsłabszym ogniwem Polaków.

Skakanie w polskim zespole rozpoczął Olek Zniszczoł, który kolejny raz spełnił swoje zadanie. Jego 219,5 metra, to był bardzo solidny skok, który trzymał Biało-Czerwonych blisko czołówki. W następnym skoku Zniszczoł jeszcze poprawił swój wynik o dwa metry.

Drugi w polskiej kadrze skakał właśnie Wąsek. I cóż, Paweł generalnie nie zawiódł. Oddał dwa solidne skoki, lądując odpowiednio na 204. oraz 207. metrze. Jednak dziś w Planicy zaledwie solidne skoki jednego zawodnika niwelowały medalowe szanse drużyny. By wraz z kolegami stanąć na podium pod Letalnicą, każdy z czterech zawodników musiał skakać bardzo dobrze lub wręcz wybitnie.

Bo przecież niedługo po Wąsku na belce zameldował się Domen Prevc. Słoweniec to zawodnik, który mógłby przespać trzy czwarte sezonu zimowego, gdyż zwykle prezentuje się przeciętnie. Ale kiedy przychodzi do skakania na mamutach, Domen odpala prawdziwą rakietę. Dziś na dobry początek skoczył 240,5 metra! A jako że Bendik Jakobsen Heggli oddał skok na 232 metry, a Michael Hayboeck wylądował na 229,5 m, stało się jasne, że to Słowenia, Norwegia i Austria staną na podium.

Polacy skakali nieźle. Kamil Stoch poszybował na 233,5 metra i otrzymał w notach dwie dwudziestki. Piotr Żyła skoczył jeszcze dalej – 239,5 m. Jednak znakomici rywale nie popełniali błędów, wskutek czego w połowie zawodów do trzeciej Austrii nasi skoczkowie tracili ponad 65 punktów. W drugiej serii nasze dwa filary także nie zawiodły, skacząc odpowiednio na 228,5 i 226,5 metra. To zapewniło polskiej ekipie pewne czwarte miejsce, z niemalże stupunktową przewagą nad piątymi Niemcami.

Pozostawało nam się zatem emocjonować rywalizacją pozostałej trójki lepszych drużyn. Ta sama w sobie była ciekawa, bo po pierwszej serii trzy najlepsze reprezentacje dzieliło mniej niż 12 punktów, a żaden z ich zawodników nie zaniżał poziomu rywalizacji. Wspomniany Heggli, który już w pierwszej serii ustanowił rekord życiowy, w drugiej jeszcze go poprawił (234 m). Jan Hoerl swoją życiówkę wyrównał (233 m). Stefan Kraft wciąż zabawiał publiczność znakomitymi skokami (dwa razy po 235,5 m).

Ale i tak największe show dali Słoweńcy. Prevc w drugiej próbie poszybował na 239,5 metra, które zakończył znakomitym telemarkiem. Jego kolega – Timi Zajc – wylądował trzy metry bliżej, jednak z belki obniżonej na prośbę trenera Roberta Hrgoty.

I kiedy wydawało się, że drużynowi mistrzowie świata dowiozą pierwsze miejsce, zawiódł ich lider – Anze Lanisek. Słoweniec nie zdołał złapać odpowiedniego noszenia w ostatniej fazie lotu, wobec czego wylądował zaledwie na 217. metrze. W ten sposób gospodarze sensacyjnie wypuścili z rąk wydawałoby się pewne pierwsze miejsce, sprawiając swoim kibicom dość nieprzyjemnego, primaaprilisowego psikusa.

Fot. Newspix

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Kontuzja za kontuzją. Kolejny zawodnik Manchesteru City z urazem

Bartosz Lodko
0
Kontuzja za kontuzją. Kolejny zawodnik Manchesteru City z urazem

Skoki

Polecane

Trenował Norwegów, pomoże naszym? „Polskie skoki weszły w trudny okres” [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
10
Trenował Norwegów, pomoże naszym? „Polskie skoki weszły w trudny okres” [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...