W obozie Legii Warszawa wielkie oburzenie. Myli się jednak ten, kto właśnie pomyślał, że legioniści mają sobie coś do zarzucenia po tym, jak nie wykorzystali okazji, by wrócić na fotel lidera, tylko remisując ze Śląskiem Wrocław. Wręcz przeciwnie, wolą oni rozprawiać o innych rzeczach, a już w szczególności o symulowaniu. Skoro tak, to chętnie przyjmiemy zaproszenie do dyskusji.
Jakub Rzeźniczak odsyła braci Paixao do teatru. Przepytywany przez “Przegląd Sportowy” Igor Lewczuk nie chce oceniać decyzji sędziego o puszczeniu gry po faulu Sa na Celebanie, bo ze swojej perspektywy nie widział zdarzenia. Fajnie, rozsądnie, ale gdy reporter pyta o drugą kartkę dla Brzyskiego, to podchodzi do sprawy inaczej. Również zaznacza, że stał daleko, ale nie może się powstrzymać od oceny sytuacji – Flavio dołożył coś od siebie. W końcu Henning Berg na konferencji prasowej mówi: – Śląsk to dobra drużyna, ale nie tylko w grze, ale również w symulowaniu. To utrudnia pracę sędziom.
I tak to mniej więcej wygląda – większość przekazu dotyczy sytuacji, która owszem była istotna dla losów spotkania, ale na pewno nie była kluczowa. Kibic Legii Warszawa naprawdę musi się natrudzić, by znaleźć jakieś inne wytłumaczenie np. dla faktu, że jego drużyna oddała tylko jeden celny strzał w meczu o powrót na fotel lidera. Ciągle tylko czerwona kartka, sędzia, symulowanie, Paixao.
Jest to o tyle denerwujące, że piłkarze Legii sami nie stronią przecież od nurkowania. Ba! Dokładnych statystyk oczywiście nie prowadzimy, ale chyba nie rozminiemy się z prawdą mówiąc, że zawodnicy ze stolicy to w tym elemencie ścisła krajowa czołówka. Nie dalej jak tydzień temu pisaliśmy o tym, że Michał Kucharczyk – niby charakterny piłkarz – powinien każdy mecz zaczynać od otrzymania żółta kartki, która wybiłaby mu z głowy próby naciągania sędziów na rzuty karne. Powód mieliśmy dobry, bo w obu meczach z Lechem Poznań skrzydłowy Legii oglądał kartoniki właśnie za pokazy miernego aktorstwa. W tej materii sporo na sumieniu mają w tym sezonie również m.in. Ondrej Duda, Michał Żyro i Jakub Kosecki. Tak więc nawet jeśli Flavio przyaktorzył (a raczej tak właśnie było), to mamy do czynienia z klasyczną sytuacją – legioniści dostrzegają drzazgę w oku innych, a nie widzą belki we własnym.
Czyli hipokryzja w najczystszej postaci. To tak jakby Maciej Murawski zarzucał komuś, że zbyt dużo mówi… Bardzo to słabe. W takich momentach zaczynamy dostrzegać, że bojkot mediów miał też swoje dobre strony.
Fot. FotoPyK