„I biegu przyspiesza i gna coraz prędzej…” Kolejkę 32. gramy w trzy dni, a za drzwiami czeka już kolejka dwudniowa kolejka 34., która zacznie się we wtorek, potem znowu jeden zaledwie dzień na oddech i kolejka 35. Tydzień (11 dni, tu bi prisajsli), w czasie którego kto się potknie – rozbija sobie twarz i marzenia, a kto utrzyma formę, ten może nie będzie musiał się przejmować ostatnimi dwiema kolejkami. Wersja pesymistyczna: Lech wygrywa dwa mecze, Legia dwa przegrywa, mistrza poznajemy we środę, reszta rozgrywek upływa nam na śledzeniu pasjonującej walki między Bełchatowem, Zawiszą a Cracovią i obserwowaniu finezyjnych uników Termaliki Bruk Bet Nieciecza przed Ekstraklasą. Wersja optymistyczna – wygrywamy szóstkę w totka i obserwujemy to wszystko z hamaczka na hiszpańskiej plaży, popijając rubinową rioją pikantne chorizo.
15 MAJA, PIĄTEK
ZAWISZA BYDGOSZCZ – KORONA KIELCE (godz. 18:00)
Zaczynamy z grubej rury.
– Nie bądź pan rura i nie pękaj pan! – takie hasło powinno zawisnąć dziś w szatni Zawiszy, który jeśli dziś wygra, to ma szanse nabrać takiego rozpędu, jak w rundzie wiosennej, a przede wszystkim ma szanse przeskoczyć w tabeli GKS Bełchatów. Lepszej okazji do wygranej z Koroną chyba nie będzie: własny stadion, trener Tarasiewicz karnie zesłany na trybuny, Radka Dejmka nie ma, Paweł Golański nie zagra.
– Zagra za to Jacek Kiełb – zwrócił uwagę Głos Wewnętrzny – I zagra Luis Carlos, który w lipcowym meczu obu zespołów dał zwycięstwo Zawiszy, a dziś gra w Koronie Kielce.
– Ale to nie znaczy, że nie może znowu dać zwycięstwa Zawiszy – zatarła ręce bydgoska Opinia Publiczna – Samobóje chodzą po ludziach…
LECHIA GDAŃSK – WISŁA KRAKÓW (godz. 20:30)
„Mecz przyjaźni”, więc jest szansa, że „Tak się bawią ludzie” usłyszymy w wersji pierwotnej, bez „ozdobników”, którymi kibice Lechii skiepścili tę sympatyczną pieśń stadionową. Na boisku przyjaźni pewnie nie będzie – trener Brzęczek deklaruje, że chce grać o puchary, więc Lechia musi wygrać.
– Wisła też musi wygrać, jeśli chce grać o puchary – zwrócił uwagę Kopiec Kościuszki.
– Jeśli chce… to musi – enigmatycznie wtrącił Kopiec Wandy.
– Zgłaszam formalny wniosek, żeby mecz zacząć od 46 minuty – powiedział Kopiec Kraka, pamiętający jak oba zespoły zagrały w 31. kolejce. Odpowiedział mu kopiec Piłsudskiego, ale ponieważ był za daleko, a wiatr wiał ze wschodu, nikt nie usłyszał ani słowa. Kopiec Esterki nic nie powiedział, bo już od dawna go nie było.
16 MAJA, SOBOTA
GÓRNIK ŁĘCZNA – CRACOVIA (Godz. 15:30)
Odblokował się Czernych, bliski odblokowania był Hassani, Tomasz Nowak gra równo, Sergiusz Prusak broni lepiej niż Douglas Wambaugh, a Grzegorza Bonina wciąż wydają się bawić dryblingi na skrzydłach. No i Górnik Łęczna gra u siebie, gdzie raczej nie przegrywa.
– Gdzie raczej czego nie robi? – uprzejmie zapytał kibic z Gliwic, pamiętający, że w 30. kolejce Górnik przegrał z Piastem.
– Tego, co wy zrobiliście w Gliwicach – odciął się kibic z Łęcznej, pamiętający rewanż z 31 kolejki.
Górnik musi wygrać, Cracovia musi wygrać, więc piłkarze muszą wypluć płuca, a pan sędzia Frankowski musi „zdanżać” i ogarniać.
GKS BEŁCHATÓW – PODBESKIDZIE BIELSKO-BIAŁA (godz. 18:00)
W normalnych warunkach jedyne pytanie, jakie chciałoby się zadać, brzmiałoby: jak wysoko GKS przegra z Podbeskidziem. Ale warunki normalne nie są: Podbeskidzie wygląda, jakby spadło z trzeciego piętra: siniaki, blizny, krwiaki, bandaże, plastry…
– Na ilustracji widzimy lochę…
– Siostro, siostra zabierze stąd tego degenerata!
Siostra Kulanka wywlokła pana Henia za kołnierz i za drzwi, a doktor Wycior zaprezentował gruby plik zwolnień lekarskich: Malinowski, Korzym, Sloboda, Patejuk, Stano, Chrapek, Tomasik…
– Tomasik jest zdrowy – sprostowała siostra Kulanka, wracając do gabinetu – Pauzuje za kartki.
Trener Kubicki z niepokojem patrzył na obsadę sędziowską: obecność sędziego Musiała wiązała się z ryzykiem, że liczba kontuzjowanych może się zwiększyć. Trener Zub z niepokojem patrzył na wszystko.
RUCH CHORZÓW – PIAST GLIWICE (godz. 20:30)
Teoretycznie faworytem jest Ruch: gra u siebie, ma Filipa Starzyńskiego i Marka Zieńczuka, ma Matuša Putnockiego…
– Ale nie ma Grzegorza Kuświka – cieszyli się kibice i obrońcy z Gliwic – A my mamy Kamila Wilczka i więcej strzelonych bramek.
– Straconych też macie więcej – tonowali nastroje chorzowianie, udając, że wierzą w powrót do wysokiej formy Eduardsa Višniakovsa.
Że oba zespoły potrzebują zwycięstwa, nie trzeba nawet mówić. Na nasze, widzów, szczęście w „dolnej” ósemce nie ma ani jednego zespołu, który by nie potrzebował, więc emocje gwarantowane. Tym bardziej, że mecz prowadzi sędzia Gil.
17 MAJA, NIEDZIELA
GÓRNIK ZABRZE – POGOŃ SZCZECIN (godz. 15:30)
Ciekawe, ile osób będzie oglądało to spotkanie, gdy równocześnie rozgrywany będzie mecz, w którym stawką będzie fotel lidera? I ciekawe, czy świadomość takiej konkurencji wpłynie na piłkarzy – oba kluby nie grają już o nic, żadnemu z nich puchary nie opłacają ani ciut… Dla trenerów to idealna okazja, żeby sprawdzić w boju młodzież, dla starszych piłkarzy – możliwość złapania opalenizny i odbycia jednostki treningowej, dla pana Staszka – szansa na zaoszczędzenie koguta, a dla pana sędziego Przybyła – możliwość podreperowania średniej w „poligonowym” rankingu arbitrów.
LECH POZNAŃ – JAGIELLONIA BIAŁYSTOK (godz. 15:30)
Dla Lecha to mecz o ciężarze gatunkowym porównywalnym z meczami ze Stjernen, a może nawet z Błękitnymi Stargard. Szczęście jest blisko, trzeba tylko zacisnąć zęby oraz wszystko inne i utrzymać to szczęście w garści. Łatwo nie będzie – trener Probierz, jak wiadomo, wcale nie jest gorszy od trenera Guardioli, ma tylko tańszych piłkarzy. Jagiellonia to przeciwnik trudny łamane przez niewygodny, stawka meczu spora, nogi może pętać świadomość, że świadomość, że Legia będzie grać dopiero o Lechu…
– Ta Legia jest z Warszawy tak? – upewniał się trener Skorża.
– Nic nie powinno pętać – warknęła Opinia Publiczna – Równie dobrze można powiedzieć, że to legioniści będą schizować na rozgrzewce i nasłuchiwać wieści z Poznania, co rozproszy ich przed spotkaniem ze Śląskiem itd. Bądźmy profesjonalistami. Znaczy, wy bądźcie… Znaczy, oni niech będą.
– Róbmy swoje – śpiewał w radio Wojciech Młynarski.
Sędzia Złotek też był gotów robić swoje i miał nawet zapasowy gwizdek.
ŚLĄSK WROCŁAW – LEGIA WARSZAWA (godz. 18:00)
– Słyszałeś? Jest kolejny chętny do kupienia Śląska – ucieszył się piłkarz.
– Który to już, piąty? Szósty? – skrzywił się jego kolega, który nie takie oferty widział, nie o takich ofertach czytał.
– Myślicie, że skoro kupują, to znaczy, że będą sprzedawać? – przestraszył się trzeci piłkarz.
– Proszę się nie pchać! Proszę się ustawić w kolejce! Dla wszystkich wystarczy! – wołał pan Zenek z ochrony, blokując bramę wejściową siłą autorytetu i służbowym mięśniem piwnym.
– To jest spisek! Chcą nas rozproszyć przed tak ważnym meczem – snuł rozważania kibic – Krecia robota i zamęt grubymi nićmi szyty!
W roli kreciej roboty i grubych nici wystąpi Adam Lyczmański, którego przewodniczący Przesmycki wyznaczył do prowadzenia jakże ważnego meczu Śląsk-Legia, albowiem ma takie uprawnienia i możemy mu skoczyć tam, gdzie pan może pana majstra w dupę pocałować.
„Poligon” w „Ustaw Ligę”
– Nie zapominajmy o zmianach – brzęknął sms od prezesa LZS Poligon.
W pierwszej i drugiej drużynie do zmiany było dwóch zawodników.
– Tak naprawdę do zmiany jest ich więcej, ale przecież nie będę ingerował w pracę trenera – mruknął prezes.
– Ekhm… – chrząknęła pani Jadzia.
– W pani pracę też nie będę ingerował – pospiesznie zapewnił prezes, tym bardziej, że nie było powodu do ingerencji: LZS Poligon startował do 32 kolejki z 4785. miejsca w klasyfikacji generalnej i 724. miejsca w lidzie „poligonowej” (kod: 307590499). Prowadzone przez panią Jadzię rezerwy – odpowiednio: z 2559. w generalnej i z 433. w lidze „poligonowej”. Licząca już 1460 drużyn liga „poligonowa” (kod: 307590499) zwierała szeregi i przygotowywała się do ofensywy: sytuacja, w której w pierwszej piątce klasyfikacji generalnej znajdowały się aż cztery drużyny naszej ligi napawała wszystkich dumą, ale drażniła nieco poczucie symetrii – Rada Ligi była zdania, że pierwsza piątka znacznie lepiej wyglądałaby, gdyby składała się wyłącznie z drużyn „poligonowych”.
– …oraz, że klasyfikacja lig prywatnych wyglądałaby lepiej, gdyby liga „poligonowa” (kod: 307590499) awansowała z miejsca szóstego.
– Na podium? – podpowiedziała Opinia Publiczna, wyliczają na paluszkach, że liga „poligonowa” (kod: 307590499 ) musiałaby odrobić 102 punkty do ligi Campeonato Tomasza Ćwiąkały.
Andrzej Kałwa
Fot. AJK