Drogi Górniku, drogi Radomiaku, mamy do was serdeczną prośbę. Jeśli następnym razem zamierzacie zaprezentować tak żenującą jakość, to po prostu dajcie wcześniej znać, byśmy inaczej zaplanowali sobie popołudnie. Albo idźcie sobie na jakiegoś orlika, wynajmijcie pełnowymiarowe boisko na trasie pomiędzy Zabrzem a Radomiem, zagrajcie sparing, potrenujcie, rozpalcie grilla, pograjcie w FIFĘ, zróbcie cokolwiek. Ale nie udawajcie, że jesteście drużynami, do których pasuje słowo Ekstraklasa.
Uczciwie uprzedzamy – w tym tekście będzie bardzo dużo narzekania, bo jak tu nie narzekać po widowisku, które stało na tak kiepskim poziomie? Nie chodzi o to, że nie było akcji czy prób, że piłkarze nie chcieli. Chodzi o to, że nie umieli. Kompletnie nie umieli. Obie drużyny oddały dziś łącznie ponad trzydzieści strzałów, więc coś tam się działo, ale ile dobrych? Chyba jeden, ten Cayargi z dystansu, który i tak wyjął Bielica. Ponad trzydzieści prób i tylko jedna w miarę udana – trudno o lepszy komentarz na to, co zostało nam zaserwowane w Zabrzu.
Największe pretensje mamy do napastników, którym solidarnie wlepiliśmy po dwójce. Leonardo Rocha to podobno najdroższy transfer w historii Radomiaka. Dwanaście bramek w drugiej lidze belgijskiej i dwa metry wzrostu sprawiły, że zaczęło się o nim mówić zanim rozegrał swój pierwszy mecz na polskich boiskach. Jeśli zastanawiacie się, czy lepiej czuje się w grze głową, czy w grze nogami, odpowiadamy: ani w jednej, ani w drugiej.
Przynajmniej dziś. Nieostrożnym byłoby stawianie krzyżyka na Portugalczyku już teraz, natomiast rozegrał dramatyczne zawody. Przede wszystkim zmarnował jedyną setkę, jaką stworzył sobie Radomiak, niwecząc dobrą akcję Semedo, za co ten powinien powiesić go w szatni za jaja, bo przecież dobra akcja Semedo zdarza się raz na dziesięć spotkań. Rocha dostał piłkę jak na tacy (podawał mu Jakubik, do niego rozrzucił Semedo), do bramki kilka metrów, bramkarz źle się ustawił…
Jak można w tej sytuacji trafić w Mvondo? Jak można zaprzepaścić tak dobrą okazję na wygranie meczu, w którym tak niewiele wychodzi? I to okazję, która nadarza się w samej końcówce? Istny dramat. Nie lepiej było, gdy napastnik Radomiaka próbował uderzać głową, a ten element gry – ze względu na wzrost – ma być jego najgroźniejszą bronią. Bartosch Gaul przemodelował nawet pod tego zawodnika swoją linię defensywną. W centralnym punkcie obrony postawił na Paluszka, który spośród dostępnych opcji był po prostu najwyższy.
Gdy Rocha dostał dobrą wrzutkę od Abramowicza, uderzył tak, jakby robił to pierwszy raz. Piłka nawet nie poleciała w stronę bramki, a gdzieś w bok, bezwładnie przelała się po głowie. I to nie tak, że „strzelba” Radomiaka mogła narzekać na jakość podania. Rocha ponadto spróbował uderzenia ręką zamiast głową (no serio), nie doszedł do niezłej wrzutki Jakubika, zaprezentował akcję w slow-motion, gdy baaaaaaarrrrrrddzzzzzoooooooo pooooooowoooooooollliiiiiiiiii dryblował na skraju pola karnego, a później oddał strzał, o którym pisano w gazetach nie wczoraj, nie w piątek, a ze dwa lata temu.
Równie bezużyteczny był dziś Szymon Włodarczyk. Różnica pomiędzy nim a Rochą jest jednak dość istotna – młodzieżowiec nie marnował okazji, bo ich nie miał. Mamy spory problem z oceną tego piłkarza. Teoretycznie Górnik ma na nim zarobić i interesują się nim poważne kluby. W praktyce nad wyraz często miewa mecze, w których nie wnosi zbyt wiele do samej gry. Gdy dostanie dobre podanie, wie, jak je wykorzystać. “Gola” ma niezaprzeczalnie. Ale gdy, jak dziś, nie ma z czego uderzyć, trudno oceniać go pozytywnie.
Różne są szkoły – jedni trenerzy oddaliby fortunę za takiego napastnika, bo wykorzysta, co dostanie. Drudzy uznawaliby, że obniża średnią jakość całej drużyny. Dzisiaj raziły nas przede wszystkim próby z ostrego kąta w wykonaniu napastnika Górnika. Miał je trzy, w każdej – co tu dużo mówić – nie pachniało golem. Aż się prosiło, by zwolnić akcję, poczekać na kolegów, może coś by się z tych akcji urodziło. Wolał jednak uderzać na alibi, mniej więcej właśnie tak zawodnicy obu ekip nabili te trzydzieści strzałów.
Symboliczne były jeszcze dwie akcje przeprowadzone do spółki z piłkarskim mentorem, Lukasem Podolskim, który dziś był strasznie niewidoczny. Pierwsza? Młodzieżowiec chciał wypuścić Niemca na wolne pole, ale zagrał dziwną świecę, którą starszy kolega opanował dopiero przy linii bocznej (nie musimy chyba pisać, że nie było z tego zagrożenia). Druga? Włodarczyk zagrał z Podolskim na klepkę, wyszedł na pozycję, dostał podanie, opanował je i został przestawiony przez Cestora w tak łatwy sposób, jakby obrońca Radomiaka kasował pluszowego misia, a nie napastnika pretendującego do dużego transferu.
Rozczarowujący Włodarczyk to niejedyny problem Górnika, który słabiutko rozpoczął rundę i już teraz należy nazywać go jednym z kandydatów do spadku. Był najgorszą ekipą pierwszej wiosennej kolejki. Potem zaliczył 1:1 z Lechią po typowej bezbarwnej. No i dziś zagrał na zero z Radomiakiem, który staje się jedną z najnudniejszych drużyn w lidze. Mariusz Lewandowski może szczycić się solidną defensywą (jego zespół jako jedyny w stawce nie stracił jeszcze wiosną gola) i jednocześnie wstydzić się mizernego ataku. Radomianie zdobyli zaledwie jedenaście goli z gry. Najmniej w lidze.
Punktują jednak lepiej niż Górnik, który ma już tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. Bartosch Gaul to ewidentnie przytomny szkoleniowiec, a więc bez dwóch zdań będzie musiał wymyślić coś nowego. Dziś spróbował z wystawieniem na wahadle ofensywnego Pachecho, który wraz z Okunukim co chwilę nękał prawą stronę Radomiaka. W pierwszej połowie zabrzanie atakowali w zasadzie tylko tamtym kanałem. Ewidentnie było to zaplanowane działanie Gaula, który chciał wykorzystać słabość Jakubika i Semedo. Ale dziś się przeliczył – obaj zagrali solidne zawody. Sam Pacecho był jednym z najaktywniejszych piłkarzy na boisku, ale też jednym z najbardziej chaotycznych.
Ataki pozycyjne zabrzan toczyły się dziś mniej więcej w takim tempie, jak budowa czwartej trybuny. Znudzeni podawaniem piłki obrońcy próbowali przerzutów, które kończyły za linią końcową. Radomiak może miał mniej z gry i cofał się bardzo głęboko, ale stworzył sobie więcej zrębów okazji. Alves zmarnował kontrę (strzał w rywala), kilka główek posłał Abramowicz, Semedo uderzył fałszem w stylu Quaresmy (ale z jakością Semedo), groźnie z dystansu spróbował Cayarga (już wspominaliśmy).
No i tyle. Obu drużynom dziękujemy za wyssanie dużych pokładów energii. Zajebista robota.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Lech nie dał podstaw do optymizmy przed czwartkiem
- Czy Jakub Łukowski realnie walczy o tytuł króla strzelców?
- Potrzebujesz przełamania? Pogoń służy pomocą
Fot. FotoPyK