Jak to się wszystko nagle potrafi posypać i nawet nie mam tym razem na myśli polityki i Bronisława Komorowskiego, tylko Legię Warszawa. Na początku sezonu mówiłem: mistrz w cuglach! A teraz wygląda na to, że nie w cuglach, tylko co najwyżej w marzeniach. Bo Lech lepiej gra i terminarz ma lepszy, piłkarze „Kolejorza” wyglądają – no właśnie – na piłkarzy, a nie człapaków.
Jakiś czas temu spotkałem Piotrka Włodarczyka, kojarzycie na pewno. No i on mówi: – Spieszę się na Legię, kolega chce dorzucić coś do tego budżetu transferowego. Tylko mu trochę warunki nie pasują.
– A co mu nie pasuje? – pytam.
– A bo oni tam jakieś małe sumy zbierają, a on by chciał dać tak z piątkę.
– Jaką piątkę?
– No, piątkę euro. Pięć milionów, znaczy się.
Gdyby w piłce nie było okien transferowych, tylko piłkarzy kupowałoby się przez 365 dni w roku, Legia miałaby wielką szansę, by obecny kryzys zażegnać. Problem w tym, że nic jej po pieniądzach – własnych czy pożyczonych – gdy z zakupami trzeba czekać do lipca. Przewaga organizacyjna w tym momencie na nic się nie zda, liczy się tylko boisko.
A dzisiaj prawda o drużynie Legii jest taka, że gdyby wziąć napastnika z Ruchu Chorzów (Kuświk) albo Piasta Gliwice (Wilczek), to z miejsca grałby w pierwszym składzie przy Łazienkowskiej. Przyznajmy, że nie jest to sytuacja, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Jeśli mam być szczery, to nawet brałbym pod uwagę, że w podstawowym składzie Legii grałby rezerwowy napastnik Piasta (konkretnie: Jurado) lub Ruchu (Visnakovs), a to już ekstremum totalne. I tak, możecie mnie wziąć w tym momencie za wariata, ale najpierw bym to na waszym miejscu dogłębnie przemyślał. Do tej wyliczanki dorzucić możecie też Pogoń ze Zwolińskim i Robakiem albo Jagiellonię trzymającą Piątkowskiego w piwnicy.
Sytuacja z Sa jest chora. To znaczy: rozumiałbym, gdyby Portugalczyk w ogóle nie był brany do kadry meczowej, ze względu na swoje pozaboiskowe przewiny. Nie trzeba prowadzić szeroko zakrojonego śledztwa, by się dowiedzieć, że to taki Ljuboja razy siedem i że niekoniecznie w tym najbardziej pozytywnym sensie. To się zdarza, że piłkarz nie pasuje i jakkolwiek jest dobry, trzeba się go pozbyć. Natomiast kompletnie nie ogarniam, dlaczego wchodzi na boisko, gdy sytuacja jest trudna. Moim zdaniem Berg przyznaje się wtedy do słabości, do tego, że panikuje i jest w stanie wyzbyć się zasad, byle tylko ratować, co się da. Bo jakimiś zasadami się kieruje, nigdy nie znajdując dla Sa miejsca w podstawowym składzie, a skoro tak – to musi je później łamać. Logika.
Nie twierdzę, że już po Saganowskim, że do niczego się nie nadaje, że staruch i powinien mecze oglądać w dżinsach. Moim zdaniem trzyma sylwetkę, jest silny, zwinny, wiek pewnie trochę już ciąży, ale zobaczcie strzelców w Serie A – są tam i dużo starsi. Sęk w tym, że „Sagan” po prostu nie jest w dobrej formie, to nie jest jego moment. Moim zdaniem jeszcze w formie może być i to mnie różni od tych, którzy już go wysyłają na emeryturę. Natomiast co mnie łączy – że w takiej dyspozycji grać w pierwszym składzie nie powinien.
Uznałbym, że Saganowski jest faktycznie za stary, gdyby to tylko on odstawał, a moim zdaniem nikt w Legii nie gra dobrze, ani jeden piłkarz, co oznacza, że niekoniecznie o wiek chodzi. Z przykrością patrzę na Dudę, w którego trzeba się po prostu wgapiać non-stop, aby dostrzec jakieś błyskotliwe zagranie. Kiedyś błyskotliwe zagrania tego chłopaka biły po oczach, polegały na wykwintnych dryblingach w polu karnym i ładnych golach, a teraz to są jakieś króciutkie momenciki: przyjęcie piłki, zgubienie na chwilę przeciwnika. I tyle.
Ostatnio w programie emitowanym przez Onet.pl gościem był Aleksandar Vuković i on mówi, że Duda młody i że nie można od niego ciągle wymagać – i ja się z tym zgadzam. Ale młodość nie może stanowić wiecznego alibi, bo w wieku 20 lat to już piłkarze mają obie nogi, dwa płuca i głowę. Dzisiaj o Dudzie mówi się tylko wtedy, gdy tematem jest transfer. Natomiast kiedy ostatnio mówiliśmy o jego meczach? Jeśli poważne kluby obserwują piłkarzy na żywo po dziesięć razy, to mogło się zdarzyć tak, że obserwowały Dudę dziesięć razy i że on dziesięć razy zagrał źle.
Ogólnie – bryndza na każdej pozycji. Jak grał na prawej obronie Bereszyński, to grał słabo, a jak wszedł za niego Broź – to też gra słabo. A przecież obaj miewali mecze bardzo udane. Astiz jak uczniak, Vrdoljak po swojemu (do przeciwnika), Kucharczyk się stara, ale najbardziej to się stara oszukać sędziego, Żyro załamuje, Brzyski błądzi. Wspomniałbym o Masłowskim, ale gościem ma się zająć fundacja Itaka.
No, dramat. Oni chyba nawet nie kumają, jak źle to wszystko z boku wygląda, bo ilekroć coś powiedzą dziennikarzom – o ile w ogóle coś mówią – to samokrytyki w tym niewiele, więcej pretensji. W takich chwilach staję się fanem Stefana Majewskiego, który kazałby im te wiosenne mecze obejrzeć po dwanaście razy – forma w górę by od tego nie poszła, ale samoświadomość już tak.
To chyba te europejskie puchary dokonały sporych spustoszeń w głowach niektórych graczy, trochę ich rozluźniły i pozwoliły na tę złudę pt. „nikt nam nie zagraża”. Dzisiaj moim zdaniem z pierwszego składu Legii do pierwszego składu Lecha to tak na sto procent nadaje się Duszan Kuciak i pewnie Jakub Rzeźniczak, a cała reszta to ewentualnie za ładne oczy (czytaj: za przeszłość i za nazwisko). Inna sprawa, że za moment ci z Lecha mogą nagle się zbłaźnić jak w Stargardzie Szczecińskim i trzeba będzie to wszystko odszczekiwać…
Piłkarze Legii – każdy z osobna – nie wyglądają dobrze. Po prostu. Jako drużyna – też nie wyglądają dobrze. Dodatkowo trudno zauważyć, by zespół miał jakiś inny plan niż ten, który przestał skutkować. Nagle wystąpił paraliż i to taki kompletny – od stóp do głów. A największym problem tej drużyny jest… niezrozumienie ligowej reformy i balast z jesieni. Nawet prezes Bogusław Leśnodorski mówił – i to jeszcze w lutym – o meczach „za 1,5 punktu”, niejako obniżając wagę meczów z sezonu zasadniczego i zdejmując z piłkarzy odpowiedzialność. A ja chciałem tylko przypomnieć, że gdyby Legia nie przegrała w tamtym czasie ośmiu meczów, ale tylko cztery (a cztery wygrywając), to dzisiaj – mimo weekendowej porażki – miałaby cztery punkty przewagi nad Lechem. W moim postrzeganiu, sezon zasadniczy jest od tego, by wyrobić sobie jak największą przewagę, zwiększyć margines błędu w fazie finałowej. A nie od tego, by w fazie finałowej nadrabiać stracony czas i trząść portkami.
Myślę, że w niektórych gabinetach jest panika i wcale się nie dziwię. Bez względu na ostateczne rozstrzygnięcia w tym sezonie, Legia wymaga latem dużej przebudowy. Oczywiście, można jej zaniechać i męczyć się dalej, ale chyba nie o to chodzi. Pytanie, czy ta przebudowa się uda, bo ilekroć ostatnio Legia chciała kupować hurtem, to okazywało się, że minimum połowa transferów to kompletne niewypały. A następny sezon może być trudniejszy, bo oprócz Lecha – tak mi się zdaje – dojdzie też naprawdę mocna Lechia.
Finisz będzie naprawdę ciekawy. Jak Lech to wypuści – no to jednak frajerstwo, naprawdę. Ale też nikt się chyba specjalnie nie zdziwi. Tylko o ile ja wiem, że Lech jest w stanie szansę wypuścić, o tyle nie mam przekonania, że taka Legia jest w stanie ją złapać.
KRZYSZTOF STANOWSKI