Krótka piłka, bez owijania w bawełnę – jak udało nam się ustalić, całkiem prawdopodobne jest, że piątkowy mecz z Jagiellonią Białystok był ostatnim występem Marco Paixao w barwach Śląska Wrocław.
Nie od dziś wiadomo, że kontrakt Portugalczyka wygasa za niecałe dwa miesiące. To, że nie zostanie on przedłużony i napastnik za chwilę zmieni otoczenie też nie jest żadną tajemnicą. We Wrocławiu Paixao kasuje 12 tysięcy euro co miesiąc, a Lech Poznań gwarantuje mu pensję na poziomie 30 tysięcy. Nie przesądzamy, że właśnie to będzie jego nowy pracodawca, ale jak zapewne się domyślacie, taka dysproporcja po prostu musiała oznaczać koniec przygody Marco ze Śląskiem.
Otwartą kwestią pozostawało natomiast to, w jaki sposób obie strony się pożegnają. Czy będzie to rozstanie z klasą (jak choćby odejście Sebastiana Mili) czy może typowo polskie utrudnianie sobie życia (np. takie jak w przypadku Piątkowskiego i Jagiellonii)? Choć Marco obiecywał trenerowi Pawłowskiemu, że do ostatniego dnia będzie dawał z siebie wszystko, wiele wskazuje na to, że będziemy mieć do czynienia z drugą opcją.
Pawłowskiemu od dłuższego czasu nie podobało się podejście zawodnika, który wcześniej mógł wręcz uchodzić za wzór pracowitości. Pierwszym, dość radykalnym ostrzeżeniem było zabranie Portugalczykowi opaski kapitana. „Efekt Mili” tym razem jednak nie zadziałał. Drugim ostrzeżeniem dla Paixao była ławka w meczu z Jagiellonią. Portugalczyk pojawił się na boisku po przerwie, ale po spotkaniu trener znów miał do niego pretensje, tym razem o samolubną grę. Mówiąc bardzo eufemistycznie – koledzy z drużyny też niespecjalnie za Marco przepadają.
Trzeciego ostrzeżenia może już nie być. SPRAWA NIE JEST JESZCZE PRZESĄDZONA, wszak Śląsk gra przecież o mistrzostwo Polski/puchary i jak największe pieniądze z telewizji, a w dodatku posiada niewiele alternatyw w ataku, ale coraz częściej mówi się, że Paixao może znaleźć się poza kadrą meczową na spotkanie z Legią. Nie rozstrzygając o winie w tym sporze, przykra sprawa. Jakkolwiek patrzeć, obie strony trochę sobie zawdzięczają.
Fot. FotoPyK