Mamy to! W IV rundzie Australian Open zagra trójka polskich tenisistów: Hubert Hurkacz, Iga Świątek i Magda Linette. Pod tym względem to najlepszy wynik „Biało-Czerwonych” na turnieju wielkoszlemowym od Wimbledonu 2013. Poznanianka zapewniła sobie awans po kapitalnej grze w starciu z Jekatieriną Aleksandrową, którą pokonała 6:3, 6:4. Zaprezentowała życiową formę, godną Rod Laver Areny, czyli jednego z najsłynniejszych tenisowych obiektów świata; właśnie na nim w sobotni wieczór walczyła z Rosjanką.
Zanim Magda wyszła na kort, znana w przeszłości tenisistka Jelena Dokić przeprowadziła na nim wywiad ze swoim rodakiem Novakiem Djokoviciem, który ograł w trzech setach Grigora Dimitrova. Było zabawnie, bo kiedy spytała go, jak to jest być dojrzałym sportowcem, Nole błyskawicznie odpowiedział, że „35 to dziś nowe 25” wzbudzając aplauz publiczności. Serbowie przypomnieli też sytuację sprzed lat, gdy Djoković jako młody chłopak podszedł do znanej wówczas Dokić i spytał, czy go pamięta z jednego z turniejów młodzieżowych.
– Odpowiedziałam, że tak. Skłamałam, nie miałam pojęcia kim jest. Teraz już go kojarzę! – śmiała się Jelena.
Temu duetowi rozmawiało się naprawdę dobrze, mieli świetny vibe, niżej podpisany zaczął się nawet bać, że ta pogawędka potrwa jeszcze z kwadrans, przedłużając tym samym oczekiwanie na mecz Linette w nieskończoność. Na szczęście Jelena się opamiętała i wraz z Nolem opuściła w końcu arenę zmagań. Niestety, razem z nimi z trybun zawinęło się na oko jakieś 60 procent widzów. Mają czego żałować, ponieważ Magda podczas ostatniego singlowego meczu tego wieczoru wzniosła swój tenis na świetny poziom. Zacięte spotkanie trwało właściwie tylko do piątego gema, w którym Jekatierina zdołała przełamać Linette i wyjść na prowadzenie 3:2. Od tego czasu Polka wygrała… osiem kolejnych gemów. Niesamowicie radziła sobie podczas długich wymian, dobrze serwowała, a zdeprymowana jej dyspozycją rywalka popełniała proste błędy. Jak choćby w końcówce premierowego seta, kiedy prosty w teorii forehand Rosjanka posłała w siatkę, co dało Magdzie prowadzenie 5:3.
Przed tym spotkaniem pewne było, że jedna z dziewcząt osiągnie życiowy sukces – żadna z nich nie grała bowiem wcześniej w 1/8 finału Wielkiego Szlema. Magda w każdym z czterech topowych turniejów dochodziła do III rundy, ale sześciokrotnie (!) przegrywała w niej mecze.
– To były dla mnie ciężkie doświadczenia, wspaniale, że wreszcie zostawiłam je za sobą – mówiła na konferencji Polka. Zła passa została przełamana w sposób naprawdę zdecydowany, a przecież Aleksandrowa to nie jest przypadkowa zawodniczka.
– Lubi grać płasko i szybko, warunki w Australii jej bardzo odpowiadają – opowiadała polskim dziennikarzom jeszcze przed spotkaniem Magda. Aleksandrowa jakby przypomniała sobie te słowa w końcówce drugiej partii, w której wygrała trzy gemy z rzędu. Z 5:1 zrobiło się 5:4, a w międzyczasie w ósmym gemie poznanianka nie wykorzystała piłki meczowej, więc pośród polskich dało się wyczuć sporą nerwowość. Kłopoty, kłopoty Najmana Linette? Na szczęście nic z tych rzeczy. Całe spotkanie udało się ostatecznie zamknąć w 76 minut.
– Nie wiem, co się dzieje, cała się trzęsę – mówiła tuż po wszystkim wyraźnie wzruszona Magda.
Jej dzisiejsza rywalka trzy razy w karierze wygrywała turnieje WTA, choć oczywiście nie te topowe. Z Polką mierzyła się dotychczas dwukrotnie. W poprzednim roku rozbiła Linette w Charleston 6:0, 6:2. Nie wiemy, czy w sobotni wieczór w Magdzie siedziało tamto spotkanie, natomiast zagrała tak, że na pewno zapomni o nim na zawsze. Rosjankę pokonała po raz drugi, ale po raz pierwszy tak łatwo – w 2019 roku w Korei Południowej Magda triumfowała 7:6, 7:6.
Teraz pora na rozstawioną z numerem 4 Caroline Garcię, zawodniczkę z rocznika 1993, rok młodszą od Polski. Mimo że obie panie spokojnie można nazwać weterankami WTA, dotychczas mierzyły się ze sobą tylko raz.
– Znam ją dosyć dobrze, trenowałyśmy razem kilkukrotnie, lubię ją. Wiem, że czeka mnie duże wyzwanie – powiedziała na konferencji Linette.
Tu trzeba napisać, że Magda należy do tych tenisistek, które mocno wykorzystują geometrię kortu. Gdy po drugiej stronie ma zawodniczki, które nie grają przesadnie mocno – jest okej. Natomiast kiedy stanie tam Garcia, to może pojawić się problem. Caroline zawsze stara się zepchnąć rywalki do defensywy. Gra mocno z końcowej linii, atakuje, do tego imponuje świetnym serwisem. Jeśli Linette nie znajdzie sposobu na to, by się jej przeciwstawić (na przykład zmusić Francuzkę do biegania, mieszać tempem i długością zagrań, postawić na różnorodność), może mieć kłopoty. We wspomnianym wcześniej meczu – i to na wolniejszej nawierzchni, bo mączce – w 2017 roku Linette przegrała 3:6, 3:6. A Garcia w ostatnim roku gra nawet agresywniej i szybciej niż wtedy, ba, zdaje się być w formie życia…
Teraz jednak nie pora, by się tym przejmować. Trzeba świętować i z zapartym tchem wyczekiwać tego, co – nomen omen – zaserwują nam jutro Iga Świątek i Hubert Hurkacz!
KAMIL GAPIŃSKI Z MELBOURNE, SW
Fot. Newspix.pl