Reklama

Dlaczego Olympique Lyon popadł w przeciętność?

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

19 stycznia 2023, 10:08 • 11 min czytania 8 komentarzy

Klub, który na początku wieku zdominował Ligue 1, a następnie trzymał się blisko mistrzowskiego tronu. Swego czasu w kraju nad Sekwaną nikt nie był w stanie mu poważnie zagrozić. Robił, co chciał na francuskim podwórku, ale te czasy już dawno minęły. Obecnie Olympique Lyon jest klubem męczącym się w okowach ligowej przeciętności, z której nie potrafi się za żadne skarby wygrzebać.

Dlaczego Olympique Lyon popadł w przeciętność?

Dlaczego tak jest? Skąd wzięły się problemy Les Gones? Kto jest temu winny?

Dlaczego Olympique Lyon popadł w przeciętność

Zerwanie z tradycją

Po raz ostatni Olympique Lyon zakończył rozgrywki ligowe na ligowym pudle w sezonie 18/19, czyli w ostatnim sezonie pracy Bruno Genesio. Ten był kiedyś zawodnikiem OL, a już po zakończeniu kariery powrócił na 12 lat, pełniąc różne role od skauta, trenera rezerw, asystenta aż po głowę pierwszej drużyny.

Z pewnością był kimś, o kim można powiedzieć, że miał ten klub w sercu i wiedział, jakie wartości powinien reprezentować. Jednak końcówka jego pracy na Groupama Stadium nie była szczególnie udana. Albo inaczej – odczuwano niedosyt. Oczekiwano, że drużyna wywalczy na koniec rozgrywek wicemistrzostwo, ale Olympique regularnie potykał się na słabszych rywalach, co pozbawiło wszystkich złudzeń. Atmosfera wokół trenera gęstniała, a kibice domagali się zmiany szkoleniowca.

Reklama

Zapomniano o jego zasługach i uważano, że marnuje potencjał zawodników.

Rosła presja na zakończenie współpracy z Genesio, której ugiął się właściciel, a zarazem prezes w jednej osobie. Od tego czasu coś poszło nie tak. Aulas przez wiele lat rządził twardą ręką, nagle trochę popuścił chwyt, ugiął się i coś pękło. Pozwolił kibicom na zbyt wiele i uniósł się emocjom. Nagle ogon zaczął kręcić psem, a powinno być na odwrót.

Szczególnie gdy mówimy o człowieku, który rządził od 1987 roku. Z klubu z prowincji, który nie był nawet w drugim szeregu, stworzył sprawnie funkcjonujące przedsiębiorstwo z doskonałą infrastrukturą i akademią. Sprawił, że OL był machiną i klubem, który ze względu na dobre prowadzenie nie był lubiany, bo dobra praca przekładała się na świetne wyniki drużyny. Nigdy nie spełnił swojej wizji o wygraniu męskiej Ligi Mistrzów, ale i tak może czuć się dumny ze swoich dokonań.

To nie przypadek, że Bruno Genesio mówił o nim w następujący sposób:

– Ten człowiek stał się instytucją. To więcej niż klub, to byt, kultura, pewien znak jakości. I ten znak jakości Aulasa widać na każdej ścianie w „miasteczku”, jakie zbudowano wokół stadionu.

Ale model niemal nieomylnego Aulasa z doskonałą intuicją przestał obowiązywać. Pokazał, że też może się mylić i dziś zbiera tego plony.

Reklama

Już w kwietniu 2019 roku klubowe władze poinformowały, że wraz z końcem rozgrywek Bruno Genesio odejdzie i dojdzie do przebudowy zespołu. Francuskie media donosiły, że zespół może przejąć Laurent Blanc, który od dłuższego czasu pozostawał bez pracy, ale ostatecznie wybór padł na kogoś zupełnie innego. Zmiana trenera to jedno. Postawienie na niewłaściwego dyrektora sportowego to drugie.

[Jean-Michel Aulas. Instytucja większa niż klub]

Nieudany eksperyment z rewolucją w gabinetach

Jean-Michel Aulas dokonał przewrotu w klubie. Olympique Lyon miał przejść gruntowny remont, a na ojca zmian wyznaczono człowieka, którego Francuz niezwykle szanował. Dyrektorem sportowym mianował Juninho Pernambucano. Prezes OL od lat zabiegał o to, by Brazylijczyk wrócił na stare śmieci i tym razem już nie z poziomu murawy, a z dyrektorskiego stołka pomagał rozwijać drużynę.

Latem 2019 roku dokonano największego transferu w historii klubu. Sprowadzono Joachima Andersena za 24 miliony euro z bonusami, które miały zamknąć całkowity koszt pozyskania Duńczyka w 30 milionach. Na pozyskaniu środkowego obrońcy się oczywiście nie skończyło. Do klubu trafili również:

  • Jeff Reine-Adelaide za 25 mln z Angers
  • Thiago Mendes za 20 mln z Lille
  • Youssouf Kone za 9 mln z Lille
  • Jean Lucas za 8 mln z Flamengo
  • Ciprian Tatarusanu za darmo z Nantes

Ale kij ma dwa końce. Sprzedano trzech bardzo ważnych zawodników. Odeszli przede wszystkim:

  • Tanguy Ndombele za 60 mln do Tottenhamu
  • Ferland Mendy za 48 mln do Realu Madryt
  • Nabil Fekir za 20 mln do Realu Betis

Bolała zwłaszcza stara Ndombele, który zaliczył genialny sezon i trzymał w ryzach drugą linię drużyny.

Wspomnieliśmy o transferach, ale też chodziło przecież o zatrudnienie odpowiedniego trenera. Juninho miał pełną swobodę przy wyborze i postawił na Sylvinho, z którym się prywatnie przyjaźnił.

Brazylijczyk do tamtego momentu miał tylko doświadczenie w roli asystenta, więc podjęto duże ryzyko, które ostatecznie się nie opłaciło. Zespół pod jego wodzą miał problem z wygrywaniem, grą piłką, bronieniem, choć taktyka była ultradefensywna. W zasadzie ciężko było doszukać się pozytywów zatrudnienia akurat tego szkoleniowca.

Już po dziewiątej kolejce został zwolniony. To nikogo nie mogło dziwić. Olympique Lyon zajmował dopiero czternastą lokatę. Na krajowym podwórku wygrał tylko dwa mecze, trzy zremisował i cztery przegrał. Co ciekawa, od samego początku był mocno krytykowany przez Juninho, z którym miał przecież bliskie relacje. Sylvinho miotał się w swoich wyborach, a do tego kompletnie nie miał wsparcia dyrektora sportowego, więc ta historia nie mogła mieć szczęśliwego zakończenia.

 

Ekipa sprzątająca

Ktoś musiał przyjść i doprowadzić zespół do porządku po nieporadnym żółtodziobie. Wybór padł na Rudiego Garcię. Francuz z bogatym CV (Lille, AS Roma, OM) szybko zabrał się do pracy, ale nie wszystko szło zgodnie z planem. W lidze OL był chwiejny. Na domiar złego sezon przerwała pandemia, w momencie, gdy jego zespół Garcii zajmował pierwsze miejsce poza pucharami. We Francji podjęto decyzję, że rozgrywki te nie zostaną już wznowione, więc sytuacja dla Garcii i klubu nie wyglądała najlepiej. Wciąż jednak był w grze o Ligę Mistrzów. Paradoksalnie to była ostatnia przejezdna ścieżka do europejskich pucharów w kolejnym sezonie, ale tylko wygranie trofeum dawało do nich przepustkę.

Garcia dobrze przygotował zespół najpierw do rewanżu z Juventusem, a następnie już do turnieju finałowego. Olympique sprawił niespodziankę, pokonując w ćwierćfinale Manchester City, który – jak co roku – ma chrapkę na trofeum. W półfinale drużyna Garcii poradziła już sobie zdecydowanie gorzej i przegrała z Bayernem 0:3, ale już samo znalezienie się w najlepszej czwórce europejskich drużyn można było nazwać sukcesem. Zwłaszcza gdy patrzymy na obronę tej drużyny: Marcelo – Denayer – Marcal. Na nikim te personalia nie robiły wrażenia i dziś w zespole nie ma już żadnego z wymienionych.

Prawdę o Garcii miał powiedzieć drugi sezon jego pracy. I tu pojawiły się schody i zderzenie z oczekiwaniami. Latem bez żalu pozbył się Amine Gouiriego, który odszedł za grosze do Nicei. Tym bardziej było to niezrozumiałe, bo Garcia chciał ofensywnego Lyonu, a potem jego ofensywni piłkarze byli totalnie bez formy i taki Gouiri bez dwóch zdań, by się przydał.

W rozgrywkach 20/21 celem głównym OL był powrót do Ligi Mistrzów. Grał tylko na krajowym podwórku – bez europejskich pucharów – ale i tak punkty uciekały Les Gones przez palce i ostatecznie nie udało się zrealizować założenia.

Zabrakło dwóch „oczek” do wskoczenia na podium i siedmiu do mistrzostwa Francji. Porażki z PSG, z Lille (najlepsza drużyna rozgrywek 20/21) i w ostatniej kolejce z Niceą zdecydowały o braku sukcesu. Rudi Garcia był zawiedziony takim obrotem spraw.

Po meczu z Niceą w rozmowie z przedstawicielami klubowej telewizji obwieścił, że odchodzi i dodał:

– To dla nas koszmarny scenariusz. Nie byliśmy w stanie pokonać drużyny, która już o nic nie grała. Zagraliśmy dobrą pierwszą połowę. Do przerwy mieliśmy przewagę. Zanotowaliśmy jednak fatalną drugą połowę. Wina leży najpierw po mojej stronie, a potem po stronie zespołu. Boli mnie to, że odchodzę w ten sposób. Chciałem opuścić klub, zostawiając go w Lidze Mistrzów. A tak nie jest.

Juninho miał sporo za uszami

Skupiliśmy się na trenerze, ale od maja 2019 roku w gabinetach panował chaos, z którym nie radził sobie Juninho. Wraz z końcem 2021 roku odszedł, ale warto podsumować, co wydarzyło się za jego kadencji.

Jest niekwestionowana legendą klubu i ikoną najlepszego okresu w historii Les Gones, ale praca dyrektora sportowego go przerosła. Mógł sobie oczywiście zapisać również kilka zasług. Przykładowo pozbył się drewnianego Lucasa Tousarta i zarobił na nim aż 25 milionów euro. Sprowadził Bruno Guimaraesa i Lucasa Paquetę, ale po jego stronie nie zabrakło grzeszków i grzechów ciężkich. Część z nich wymieniono w L’Equipe:

  • Okazuje się, że Rudi Garcia mocno żalił się na współpracę z Brazylijczykiem, co miało bezpośredni wpływ na odrzucenie propozycji trenowania Lyonu przez Christophe’a Galtiera, który miał zastąpić Garcię.
  • Juninho powiedział przed sezonem do Vincenta Ponsota (dyrektora generalnego) podczas spotkania z Aulasem: „Nie lubię cię i ty mnie też, ale musimy razem pracować”. Aulas prosi o przeprosiny dla Ponsota, jednak Juninho odmawia.
  • Latem 2021 roku klub złożył ofertę za Gaetana Laborde’a, ale w ogóle nie zareagował na kontrofertę Montpellier
  • OL przed zatrudnieniem Jerome’a Boatenga nie wiedział o jego sprawie związanej ze stosowaniem przemocy domowej.
  • Zapomniano o przedłużeniu kontraktu z Jasonem Denayerem (tu też kamyczek do ogródka dla osób, które pracowały w klubie po odejściu Brazylijczyka)
  • Jednym z pretekstów pozbycia się Marcelo z klubu było… puszczenie przez niego bąków

Spokojnie można to zestawienie wzbogacić o pozbycie się za grosze Melvina Barda, to samo dotyczy wspomnianego wcześniej Gouiriego. Wszystkie te czynniki sprawiły, że rola Juninho malała z dnia na dzień do tego stopnia, że z czasem nie miał już nic do gadania w przypadku wyboru kolejnego trenera.

Gdy Brazylijczyk odchodził, nie brakowało z jego strony cierpkich słów. Przyznał, że ta praca go wypaliła:

– Dla wielu osób dyrektor sportowy nie robi zbyt wiele. Ale istnieje ogromne zmęczenie psychiczne, Nie chcę przesadzić. Ja nie jestem w tym momencie zagrożony, ale wszyscy jesteśmy dorośli. Kocham ten klub, mam duży szacunek do prezesa, do instytucji. Jestem wdzięczny, ale też wiele dałem klubowi. O tym też nie wolno zapominać. Jestem przyzwyczajony do mówienia o tym, co klub mi dał, ale ja również robię wiele dla klubu. Chcę trochę odpocząć.

Dodał, że chce spróbować w życiu innych rzeczy. Miał na myśli pracę trenera. Uważał, że wiele uczy się od Petera Bosza i mógłby iść w podobnym kierunku. Chciał spróbować, by potem nie żałować, że nie podjął próby, ale wychodzi na to, że nie dostał nigdzie satysfakcjonującej oferty, bo wciąż nie podpisał kontraktu z żadnym klubem. A przecież kiedyś próbował psim swędem przejąć pierwszą drużynę OL.

Boszball i wielka kicha

Po odejściu Garcii postawiono na zatrudnienie Petera Bosza, którego wszyscy kojarzyli z pracy w Ajaksie, Borussii Dortmund i Bayerze Leverkusen. Zawsze miał jeden feler. Dostosowywał piłkarzy do taktyki i nigdy na odwrót. Kocha futbol totalny, zwykle ma dobry plan A, ale gdy ten się wypala, zwykle nie posiada planu B. Przyzwyczaił do tego, że rękę do stawiania klocków w ofensywie ma, ale defensywka to jego zmora.

Jego kadencja nie należała do udanych. Bosz nie zważał na status zawodników. Talenty takie jak Aouar i Cherki nie miały taryfy ulgowej. I mocno z tym przesadzał zwłaszcza w kontekście Cherkiego. Wynikami też nie rozpieszczał kibiców OL. Co więcej, w sezonie 21/22 nawet przez moment Les Gones nie byli w pierwszej piątce Ligue 1. Ostatecznie jego piłkarze zdobyli aż o czternaście punktów mniej niż w drugim sezonie pracy Garcii. To dało im tylko ósme miejsce, więc kolejna katastrofa, cios wizerunkowy i finansowy. Holender pomimo braku sukcesów utrzymał pracę i rozpoczął kolejny sezon na ławce trenerskiej francuskiej drużyny.

Dobrze go rozpoczął, ale potem nadeszła seria pięciu ligowych spotkań bez zwycięstwa, narastały konflikty w szatni i zdecydowano się zakończyć z nim współpracę. Jego miejsce w październiku zajął Laurent Blanc, który ma pomóc w uzyskaniu przepustki do gry w Lidze Mistrzów.

Na ten moment idzie mu średnio, ale tego należało się spodziewać. Widocznego progresu ciężko się doszukać, i w grze i w wynikach. Bilans w lidze? Dziewięć spotkań, trzy zwycięstwa, dwa remisy i cztery porażki. Znów robi się gorąco. Kibice nie wytrzymują ciśnienia i obawiają się, że może być już tylko gorzej. Tym razem mocniej obrywa się piłkarzom. Zwłaszcza tym: Houssem Aouar, Karl Toko-Ekambi, Thiago Mendes, Moussa Dembele, Damien Da Silva i Jeff Reine-Adelaide.

Przed ośrodkiem treningowym Lyonu pojawiły się plakaty z wizerunkami tych zawodników, na których widnieje prosty i dosadny przekaz: „zacznij działać lub odejdź”. Na plakatach widnieje również wizerunek Bruno Cheyrou, który w Lyonie jest zatrudniony jako szef skautingu. Efekty jego pracy są mizerne, ponieważ sprowadza głównie byłych piłkarzy OL, co ciężko nazwać sumienną pracą człowieka odpowiadającego za transfery. Ostatnio pozyskał Dejana Lovrena, czym wystawił sobie laurkę dyletanta.

Zmiany właścicielskie

Zawirowanie wokół drużyny są tematem przewodnim, ale w ostatnim czasie doszło do poważnych zmian w klubie, które jeszcze nie są widoczne, a być może odegrają kluczową rolę w najbliższych miesiącach.

Aulas z prowincjonalnego klubu zrobił swego czasu potęgę, ale pod koniec minionego roku sprzedał pakiet większościowy udziałów amerykańskiemu holdingowi należącemu do Johna Textora. Swoją drogą, Forbes nazwał kiedyś Amerykanina „Hollywoodzkim guru wirtualnej rzeczywistości” ze względu na obeznanie w świecie technologii i rozrywki.

Dlaczego Aulas pozbył się swojego dzieła życia, żeby nie powiedzieć dziecka? Dużą rolę odegrała sfera finansowa – zastrzyk gotówki, jaki nowy właściciel jest w stanie zapewnić klubowi na rozwój i powrót na właściwe tory. Osobną kwestią jest też to, że Aulas ma już swoje lata. W marcu będzie świętował 74. urodziny i zamierza powoli wygaszać swoją aktywność. Planował usunąć się w cień, gdy skończy 75 lat, ale wiele wskazuje na to, że nieco przedłuży swój związek z klubem.

Zmiany właścicielskie przebiegły na korzystnych dla niego warunkach. Pozostał prezesem i ma gwarancję pracy przez kolejne trzy lata. Nadal ma podejmować ważne decyzje i zachować swój sztab ludzi. Textor zdaje sobie sprawę, że Francuz lepiej zna realia francuskiej piłki i może mu w wielu sprawach pomóc – zwłaszcza na początkowym etapie. W teorii układ prezentuje się zdrowo, ale kolejne lata pokażą, czy zapewnienia te znajdą pokrycie w praktyce.

Jedno jest pewne – Textor nie pierwszy raz wchodzi do świata piłki. W portfolio zarządzanego przez niego holdingu – Eagle Football Holdings – znajdziemy również udziały w Crystal Palace, Botafogo i RWD Molenbeek. Przejęcie Les Gones pozwala wejść na nowy rynek i zaopiekowanie się klubem z długą i bogatą historią, co można uznać za wielką szansę.

Być może z amerykańskim kapitałem Olympique znów będzie w stanie powalczyć o najwyższe cele. Takiego obrotu spraw oczekują ludzie związani bezpośrednio z klubem, ale konkurencja nie śpi.

WIĘCEJ O LIGUE 1:

Fot. Newspix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Komentarze

8 komentarzy

Loading...