Zaledwie rok wcześniej zdobywcę Pucharu UEFA wyłaniano poprzez dwumecz. W 1997 roku Inter przegrał z Schalke, po rzutach karnych. W roku 1998 było wiadomo, że puchar trafi w ręce Włochów. Miecze skrzyżowały przyszły wicemistrz Włoch, czyli Inter, z dołującym, zajmującym miejsce pod koniec pierwszej połówki tabeli Lazio. Zapowiedzi były huczne, ale po wyjściu na boisko okazało się, że zwycięzca może być tylko jeden. Siedemnaście lat temu po Puchar UEFA sięgnął Inter. Na kolejny triumf w Europie musieli czekać do czasu przyjścia Jose Mourinho.
Jeszcze rzut okiem na składy. Kapitalne nazwiska i powiew wielkiego, włoskiego oldschoolu. Znamy takich, którym na ten widok stuprocentowo zakręci się łezka.
LAZIO: Marchegiani, Grandoni (55′ Gottardi), Nesta, Negro, Favalli, Fuser, Venturin (49′ Almeyda), Jugovic, Nedved, Casiraghi, Mancini.
INTER: Pagliuca, Colonnese, Fresi, West, Zanetti, Winter (69′ Cauet), Zé Elias, Djorkaeff (69′ Moriero), Simeone, Zamorano (74′ Sartor), Ronaldo.
Zaczęło się od szybkiego gongu. Diego Simeone kopnął piłkę, która z centymetrową dokładnością trafiła do Ivana Zamorano, a ten, będąc w dogodnej pozycji, nie miał większych problemów z pokonaniem Luki Marchegianiego. Piłkarze Lazio bardzo szybko oklapli. W swoich głowach dali za wygraną, chociaż kilka razy Gianluca Pagliuca musiał stanąć na wysokości zadania. Kolejne gole dla Interu okazały się jednak formalnością. I, trzeba przyznać, oba były wyjątkowej urody.
Szczególnie ten Javiera Zanettiego, który genialnie przymierzył zza pola karnego i huknął prosto w okienko. Trzecią torpedę odpalił Ronaldo, ten prawdziwy Ronaldo. Portugalskiemu mama akurat wycierała śpik spod nosa. Zrobił to popisowo, po swojemu, kładąc bramkarza swoją klasyczną przekładanką i kopiąc piłkę do pustej bramki. – Wszystkie porażki są takie same. Kiedy przegrywasz, po prostu przegrywasz – silił się na filozoficzne wywody Marchegiani, już w strefie mieszanej. Trener Sven-Goran Eriksson dodawał swoim piłkarzom otuchy. Publicznie mówił, że dla niego i tak są zwycięzcami, bo dotarcie do finału to wielki sukces. Nie poskutkowało. Po pierwszym w historii klubu finale w europejskich rozgrywkach zawodnicy Lazio wyglądali jak świeżo po pogrzebie.