Finał mistrzostw świata z trzema rzutami karnymi, kilkoma trudnymi decyzjami do podjęcia, wycieńczający pod względem fizycznym i psychicznym. Szymon Marciniak i jego zespół stanęli przed arcytrudnym zadaniem. Ale dźwignęli to w sposób mistrzowski. Polscy sędziowie byli pozytywnymi bohaterami tego święta futbolu.
Obawialiśmy się tego spotkania z perspektywy naszego zespołu sędziowskiego. Oczywiście, że najpierw po tej nominacji zapanowała duża radość – człowiek z polskiego środowiska sędziowskiego poprowadzi przecież finał mundialu. Ale później zapanowało lekkie zwątpienie. Zarzewie nerwówki. – A co, jeśli coś popsuje? Jeśli wypaczy wynik starcia? – zaczęliśmy pytać sami siebie. Idealny scenariusz zakładał, że o Marciniaku i jego zespole po prostu będzie cicho – piłkarze rozwiążą sprawę na boisku, niepotrzebne będą częste interwencje arbitra, polscy sędziowie będą eksponowani tylko po finale podczas odbierania pamiątkowych medali. I tyle.
Marciniak podołał arcytrudnemu wyzwaniu
Tymczasem Marciniak, Sokolnicki, Listkiewicz i Kwiatkowski dostali arcytrudne starcie do prowadzenia. A zaczęło się relatywnie spokojnie. Marciniak szybko ochrzanił De Paula za popchnięcie Rabiota, następnie odgwizdał klarowny faul Upamecano na Messim w walce o górną piłkę. Messi próbował mobbingować polskiego arbitra po faulu na Hernandezie, ale znów Polak szybko zainterweniował i nie wdawał się w pyskówki z Argentyńczykiem.
Kartką zapachniało w siedemnastej minucie, gdy De Paul wyciął Hernandeza pod własnym polem karnym. Marciniak jednak – o czym mówił chociażby w Kanale Sportowy – wiedział, że w finale nie daje się prostych, szybkich kartek. Napomnieniem De Paula mógł go nieco utemperować, ale kartka nie służy karania za ewentualne faule w przyszłości, a do karania wówczas, gdy zawodnik na to zasługuje.
No i w 21. minucie zaczął się rock&roll dla polskich sędziów.
Di Maria nawinął Dembele, wygrał pozycję, wyprzedził Francuza, a następnie został trącony w stopę w taki sposób, że ta od razu odbiła się od ziemi i wytrącony z rytmu pomocnik padł na murawę. Marciniak był perfekcyjnie ustawiony, widział to wszystko pod idealnym kątem i w sekundę podjął decyzję o wskazaniu na wapno. Dembele przez moment był zdziwiony, ale Francuzi nawet nie protestowali, bo wiedzieli, że jedenastka rywalom po prostu się należała.
Marciniak budował sukcesywnie swój autorytet na boisku. Zawodnicy czują, gdy sędzia gwiżdże na nos. A tutaj musieli mieć poczucie, że facet panuje nad sytuacją. Mowa ciała typu “panowie, ja widzę, ja czuję, ja wiem co się dzieje” sprawiała, że im dalej w mecz, tym rzadziej ktokolwiek machał mu rękoma przed twarzą. Gdy przed przerwą De Paul po raz kolejny coś mu pokrzykiwał, Marciniak tylko się uśmiechnął, a następnie uciszył go takim gestem:
About 1st half #ARGFRA #Qatar2022 #Marciniak pic.twitter.com/bL0WAq7nMh
— Szymon Cienki (@ref_slim) December 18, 2022
W ostatniej minucie doliczonego czasu gry do pierwszej połowy sędzia pokazał pierwszą żółtą kartkę. I całkowicie zasłużoną – Enzo Fernandez sfaulował Kolo Muaniego, który wychodził z taką kontrą.
Klasyka SPA, kompletnie zasłużona kartka, nie dało się jej już odkładać.
Marciniak wytrzymał szalone tempo spotkania
Drugą połowę Marciniak też zaczął od napomnienia. Ale i tym razem nie mógł odkładać kartki, bo atak Rabiota zdecydowanie łapał się pod pojęcie “nierozważności”. A jeśli faul jest nierozważny, to arbiter winien jest pokazać żółtko.
Na kwadrans przed końcem meczu kolejną dobrą decyzję było danie korzyści Francuzom po faulu Enzo na Comanie (bez kartki, więc nie ma tu mowy o drugim napomnieniu dla Argentyńczyka). Aż wreszcie przyszła 79. minuta – tym razem Marciniak nie był aż tak blisko sytuacji, jak przy faulu Dembele na Di Marii, ale znów dostrzegł wszystko perfekcyjnie. I znów nie musiał czekać, nie dobiegał, nie czekał na VAR. Decyzja w sekundę po upadku, karny dla Francji za ściąganie za bark i trącenie nogi przez kolano Otamendiego.
Wydaje się jednak, że najtrudniejsza do oceny sytuacja miała miejsce w 87. minucie. Thuram wpadł przed obrońcę, który starał się zagrać piłkę. Z kamery głównej wyglądało to jak wapno, z pierwszej powtórki też. I dopiero kamera w slow-motion zza bramki pokazała, że Marciniak miał rację z przyznaniem rzutu wolnego Argentyńczykom i daniu żółtej kartki Thuramowi za symulowanie.
To była sytuacja-mina. Pewnie VAR ostatecznie cofnąłby mu tę decyzję, gdyby wskazał na wapno, ale – jak mawiał klasyk – niesmak już by pozostał. Tymczasem Marciniak od razu ustawił sobie Francuzów, momentalnie sprzedał decyzję i zaznaczył “panowie, bądźcie poważni, nawet nie próbujcie takich sztuczek, bo żaden tam frajer wam tu nie gwiżdże”.
W doliczonym czasie gry jeszcze raz Marciniak zastosował świetną korzyść na Comanie przy polu karnym Argentyny, bo piłka ostatecznie była zagrywana do Thurama w pole karne. Ale też w polu karnym Marciniak popełnił tak naprawdę jeden, drobny błąd. Ósma minuta doliczona do podstawowego czasu gry, Coman rusza z kontrą, jest powalony przez Acunę. SPA i kartka dla Argentyńczyka, ale mógł Polak poczekać, bo Francuz od razu wstał i chciał rozegrać kontrę.
Brak korzyści to nie jest błąd krytyczny, ale jeśli gdzieś mamy szukać rysy na tym krystalicznym występie, to tylko w tej sytuacji.
Polscy sędziowie popełnili tylko drobne błędy
No i ewentualnie jeszcze w pierwszej połowie dogrywki. Thuram wyrwał piłkę Montielowi, ten ratował się faulem przy ciągnięciu rywala za rękę. Marciniak odgwizdał faul, ale wydaje się, że mógł też ukarać rezerwowego obrońcę napomnieniem za SPA (stop promising attack).
Lecimy dalej z sytuacjami i wydawałoby się, że przy golu na 3:2 Argentyńczyków nic takiego skomplikowanego dla Marciniaka się nie wydarzyło. Ale trudną do oceny sytuację miał Tomasz Listkiewicz, sędzia asystent numer 2. Miał trudną mijankę przy spalonym, ale perfekcyjnie ją ocenił, puścił grę, nie podniósł chorągiewki i wyszło na jego.
114. minuta to kolejna żółta kartka i kolejna typu “elementarz”. Nierozważność Paredesa, błyskawiczna reakcja Marciniaka i kartka na koncie Argentyńczyka za wycięcie Camavingi.
No i wreszcie ostatni rzut karny. Bez czekania na VAR, od razu wskazanie na wapno, do tego plastyczne wytłumaczenie gestem za jakie ułożenie ręki Montiela, wskazanie na akurat niego, a nie Paredesa, który też się rzucał do bloku, a przecież miał już na koncie kartkę. Ręka odstawiona od tułowia, strzał lecący w bramkę, zatem karny plus żółta kartka dla rezerwowego obrońcy Albicelestes. Top.
Naprawdę nie możemy się nachwalić Marciniaka, Sokolnickiego, Listkiewicza i Kwiatkowskiego po tym meczu, ale cała czwórka nie pozostawiła nam innego wyboru. Wybrnęli bez istotniejszych błędów z bardzo trudnego spotkania. Marciniak zarządzał meczem perfekcyjnie – nie podpalił go szybkimi kartkami, gasił ewentualne pożary w zarodku. Miał trzy karne, trzy pokazał bez zawahania. Wychwycił trudną do zauważenia symulkę.
Duma. Po prostu duma z tego zespołu.
Marciniak i spółka posędziowali tak, że będzie się o nich mówiło tylko w pozytywnym kontekście. A dla sędziów to duże wyróżnienie. Niby zawsze mówią, że najlepiej jest wtedy, gdy jest o nich cicho. Ale po tym finale będzie głośno. Jednak kogo nie cieszą głośne komplementy?
WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA W KATARZE: