Ojciec grał z Maradoną. Syn występuje u boku Messiego. Obaj sprzeczają się, który z nich był lepszy. Prawda jest jednak taka, że żaden z nich – ani ojciec, ani syn – nie pasował do reprezentacji Argentyny. A przynajmniej pod względem wyglądu. Na boisku się on jednak nie liczy, dlatego Alexis Mac Allister ma stanowić o sile Albicelestes w finale mistrzostw świata.
Śniadzi, przystojni Latynosi z kruczoczarnymi włosami wymieniali między sobą płynnie piłkę. Była niemal jak przedłużenie ich nóg. Wśród nich pałętał się jeden osobnik blady jak ściana z płomiennymi, rudymi, przerzedzonymi włosami, zupełnie niepasujący do pozostałych. Mimo to zdołał wystąpić w trzech meczach reprezentacji Argentyny, zapewniając kadrze m.in. awans na mistrzostwa świata. Przygoda Carlosa Mac Allistera z drużyną narodową nie była długa, ale może pochwalić się wieloma znajomościami. Niewielu piłkarzy dzieliło szatnię z takimi gwiazdami jak Maradona, Batistuta, Redondo czy Ruggeri.
Mimo to największą dumę odczuwa z występów swego syna Alexisa.
Alexis Mac Allister – sylwetka zawodnika
Gdy pomocnik Brighton zdobył swoją debiutancką bramkę dla Argentyny w meczu z reprezentacją Polski, z twarzy Carlosa Mac Allistera spadła maska twardego, hardego, wręcz wyprutego z uczuć mężczyzny. Zdając sobie sprawę, że pierwszy Mac Allister na mundialu strzelił gol, zmienił się w rozczulonego ojca. – Płakałem. Niezbyt często płaczę. Jak już to w samotności. Jednak jeśli jesteś ojcem, to wiesz… – mówił łamiącym głosem na łamach “The Guardian” ze stadionu 974, na którym Albicelestes ostatniego dnia listopada ograli biało-czerwonych 2:0, zapewniając sobie awans do 1/8 finału mistrzostw świata.
Futbol, geografia, rodzina
Rodzina Mac Allisterów od zawsze trzyma się razem. Wszyscy mają jedną pasję – futbol. Ojciec Carlos grał w Boca Juniors czy Racing Club. Wychował trzech synów: Kevina, Francisa i Alexisa. Każdy kopie piłkę. Jak na razie najlepiej wychodzi to najmłodszemu z nich, 23-letniemu Alexisowi. Pomocnik Brighton ma za sobą udany sezon w Premier League. Doskonale odnalazł się na Wyspach Brytyjskich po transferze za osiem milionów euro. Ale nikogo to nie powinno dziwić. Wrócił bowiem to kraju jego przodków.
Mac Allisterowie trafili do Argentyny w XIX wieku. Choć człon ich nazwiska – Mac – wskazuje jednoznacznie na przynależność do szkockiego klanu, to przybyli do Ameryki Południowej z irlandzkiego Dublina. Gdyby wywodzili się z zielonej wyspy, ich nazwisko brzmiałoby Mc Allister. Nie jest to jedyna zmienna w ich życiorysie bowiem w ich żyłach płynie obecnie więcej włoskiej niż brytyjskiej krwi. Wszyscy reprezentują jednak Argentynę. Urodzony w 1998 roku w La Pampie Alexis, grając na mundialu w Katarze został pierwszym pampeano, który wystąpił w mistrzostwach świata. Niemniej jednak poszukując prawdziwej tożsamości Mac Allisterów nie należy zgłębiać geografii, a popatrzeć na zieloną murawę, gdzie toczą się wszystkie futbolowe mecze, które definiują tę rodzinę.
– Chyba nie ma drugiej takiej rodziny na świecie – zaczął swoją opowieść Carlos Mac Allister dla “Guardiana”. – No może jedynie Diego i Gio Simeone – dodał. Jednak nawet oni nie mogą pochwalić się tym, że grali u boku dwóch największych argentyńskich piłkarzy – Maradony i Messiego. Dla Carlosa lepszy był Diego. Dla Alexisa, który stał się nawet bliskim przyjacielem, Leo. Obaj twierdzą, że mają rację. Jednak gdy przychodzi do wymiany merytorycznych argumentów, ojciec ustępuje.
Pistolet, Rolex, spocona ręka
– Nie można porównywać Messiego do Maradony ani Maradony do Di Stefano. Bez wątpienia Messi jest najlepszy w historii i to w wieku 35 lat. To tak jakby jego akt urodzenia kłamał. Maradona przeszedł na emeryturę w wieku 32 lat. Jestem racjonalnym człowiekiem, a liczby Messiego są niepodważalne. Jednak istnieje jeszcze kontekst. Maradona miał różnego rodzaju problemy osobiste, a mimo to wygrał Puchar Świata. Pojechał do Włoch, dźwigał całe miasto na swoich barkach, uczynił Napoli mistrzem. Teraz widzisz Messiego w wieku 35 lat i myślisz, że Maradona był niezwykły, naprawdę świetny, ale Messi to autorytet. Obaj dorastali w różnych krajach, w różnych sytuacjach, w różnych epokach. Po prostu mają różne osobowości. To zupełnie inni ludzie. Dla Argentyńczyków Maradona zawsze był Maradoną z drużyną narodową. Ale Messi pokazał, że kocha ten kraj, tę koszulkę, tak jak kochał ją Maradona – wyjaśnił Carlos.
Mac Allister senior na własne oczy widział jak Maradona zjednuje sobie wokół siebie ludzi. Jak porusza tłumy. Jak również uzależniał ich od siebie, a siebie samego od narkotyków. Był swoim wrogiem i motorem napędowym. Ludzie szli za nim w ogień. Również sam Carlos mógł stracić przez niego życie, walcząc z rabusiem o zegarek Rolexa, który podarował mu Diego. Dopiero wymachujący pistoletem złodziej zmusił piłkarza do oddania prezentu. Właśnie dlatego seniorowi tak trudno pogodzić się z myślą, że po świecie kroczy obecnie ktoś większy od Maradony. Może względem Messiego ludzie nie zachowują się aż tak fanatycznie, ale szczególnie obecna reprezentacja ufa mu bezgranicznie. A jednym z jego wiernych pomagierów jest Alexis Mac Allister.
– Pierwsze spotkanie z nim było dla mnie ogromnym przeżyciem. Ręce mi się trzęsły i pociły na samą myśl, że zaraz na zgrupowaniu będę mógł spotkać człowieka, którego podziwiałem od najmłodszych lat. Oglądałem wszystkie jego mecze. Trochę panikowałem, ale podczas obiadu podszedłem do jego stolika, przywitałem się i podałem mu rękę, całą spoconą rękę – opowiadał dla klubowych mediów zawodnik.
Mecze, yerba, analiza
Pomocnik Brighton był zakochany nie tylko w Messim. Miał jeszcze jedną miłość – analizowanie futbolu, co dotyczy wszystkich Mac Allisterów. Podczas gdy inni argentyńscy piłkarze z rodzinami korzystali z chwili wolnego po awansie do ćwierćfinału mundialu, oni z zapartym tchem obserwowali spotkanie Maroka z Portugalią. Robili to już od dawna. Zbierali się wspólnie przed telewizorem i oglądali mecze. I tylko ojciec Carlos denerwował się, gdy nie mógł pokazać swoim synom gola strzelonego Realowi Madryt. Z pasji do piłki wykiełkowała akademia piłkarska MacAllister Sports Club, którą Carlos założył z bratem Patricio. Tam pierwsze kroki stawiali Kevin, Francis i Alexis. Dzięki temu ojciec do dziś słyszy zewsząd pochwały na ich temat.
– Do diabła! Jakich ty masz synów! Znają każdego piłkarza, każdą drużynę, każdy szczegół. Ostatnio dowiedziałem się, że Raphinha woli oglądać seriale niż mecze. U nas w domu to było niedopuszczalne. Od rana do wieczoru oglądaliśmy spotkania, pijąc yerba mate. Kiedy byli mali kazałem im śledzić poszczególnych zawodników. Mówiłem: – Ty śledź “dwójkę” i “czwórkę”. Ty obserwują “ósemkę” i “piątkę”, a ty “dziesiątkę” i “jedenastkę”. Zapisywali sobie wszystko: dobre, złe podania, wygrane, przegrane główki. Ale nigdy nie zmuszałem ich do tego. Nie byłem jak niektórzy ojcowie, którzy ganili swoich synów za złe zagrania. Dużą rolę odegrała w tym również moja żona. Często mówią do mnie: – Colo, jak to zrobiłeś, że masz takich synów? Odpowiadam, że to również duża zasługa matki. Musimy je bardziej doceniać. Moi synowie zostali piłkarzami, bo to ich pasja – wyjaśnił Carlos Mac Allister.
Analityczne podejście było widać od pierwszych dni w Brighton, choć otwarcie mówił, że po pierwszych dniach w klubie chciał zabić trenera Grahama Pottera, a jego następcę Roberto de Zerbiego nazwał szaleńcem. – Pierwszy rok nie był dla mnie łatwy. Po przyjeździe miałem problem z odnalezieniem się w innym środowisku niż Argentyna, z innym językiem i stylem gry. Nie byłem również tak silny jak jestem obecnie. Na początku chciałem zabić trenera. Ale taki jest futbol. Był dla mnie wyrozumiały i pomocny. Rozwinął mnie fizycznie, a także moją elastyczność. Wcześniej byłem przywiązany do jednej pozycji, a teraz mogę grać na kilku. Za to, że obecnie prezentuję się tak dobrze, zasługi można złożyć tylko jemu, za co mu dziękuję – powiedział na konferencji prasowej o Potterze.
Kontakty, gole, chłodne podejście
– Od pierwszego tygodnia Roberto i jego asystent powiedzieli mi, że muszę w ciągu meczu notować od 100 do 120 kontaktów z piłką. Powiedziałem im, że są szaleni i to niemożliwe. Jednak jak widzicie, zrobiłem to. To sposób gry, w jakim Roberto chce mnie widzieć i jestem bardzo szczęśliwy, że mogę tak często znajdować się przy piłce – ocenił Mac Allister.
W obu przypadkach górę wzięło chłodne podejście. Taki właśnie jest Alexis Mac Allister. Z jednej strony analityczny i stonowany, z drugiej pełen pasji, poświęcenia i zaangażowania. Właśnie dlatego tak dobrze wkomponował się do zespołu Brighton, który stale zdobywa serca fanów Premier League swoją waleczności i nieustępliwością. Również w kadrze widać po pomocniku te cechy. Jest szczególnie kłopotliwym zawodnikiem dla rywali. Choć czasem go nie widać, to bardzo ciężko go minąć. Najwięcej razy blokował podania rywali. Tylko Messi był faulowany częściej niż on, a wyłącznie Rodrigo de Paul zbiera więcej bezpańskich piłek od niego. Do tego z Polską pokazał swoje wysokie umiejętności strzeleckie, którymi popisywał się już w trakcie sezonu w Brighton, zdobywając pięć bramek w Premier League.
I choć ze swoimi rudymi włosami, odziedziczonymi po ojcu, nie pasuje wyglądem do przystojnych Latynosów. Choć nie znajduje się tak na świeczniku jak największe gwiazdy pokroju Messiego czy autorzy skandali jak de Paul, to kadrze wydaje się niezbędny. Poświęca dla niej wszystko. W końcu jako pierwszy z Mac Allisterów wystąpił w mistrzostwach świata. Nie może zatem zawieść najbliższych. A niedzielę ma nadzieje sprawić, by jego ojciec ponownie zaniósł się rzewnymi łzami. Będą to jednak łzy radości po triumfie w mundialu.
WIĘCEJ O ARGENTYNIE:
- „Messi jest większy niż inflacja”. Sprzedają samochody, by zobaczyć złoty medal
- Prawdziwe, brudne twarze. Taka właśnie jest Argentyna
- 10 momentów chwały Lionela Messiego w narodowych barwach
- Rodrigo de Paul – uniwersalny żołnierz Argentyny
Fot. Newspix