Już po 30 minutach gry Maroko miało na koncie więcej podań na koncie niż w całym starciu z Portugalią. Trafili w słupek, kilkukrotnie zakotłowało się w polu bramkowym Llorisa. Ale dzielne “Lwy Atlasu” dzisiaj nie były tak szczelne w tyłach. Marokańska puszka została otwarta już w piątej minucie, ale nie ma co się dziwić – znów błyszczały najlepsze francuskie otwieracze do konserw.
Maroko było jak mięsień uda Saissa. Pozaklejane, trzymane opatrunkiem, nafaszerowane lekami przeciwbólowymi. Przed meczem sporo mówiło się o tym, że trzech z czterech obrońców “Lwów Atlasu” nie zagra z uwagi na kontuzje. Mazraoui, Saiss i Aguerd ostatecznie jednak pojawili się na rozpisce z wyjściowymi składami. Pewnie na własne ryzyko, pewnie po przyjęciu końskiej dawki blokad. Ale Aguerd został zastąpiony już po rozgrzewce. Saiss zszedł, trzymając się za zaklejone już po 20 minutach grania. Mazraoui nie wyszedł na drugą połowę, został w szatni.
Największe obawy dotyczące Marokańczyków wcale nie dotyczyły tego, czy dźwigną to mentalnie. Że nagle pękną taktycznie. Że wyraźnie zabraknie im werwy. Obawy mieliśmy po prostu do tego, czy oni są w stanie wytrzymać to fizycznie. Widać było, że mecz po meczu ktoś im wypadał z urazem, żelazna linia obrony sypała się z kolejnymi fazami. A dzisiaj została zlepiona na trytytkę i puściła już w piątej minucie. Varane podał przez dwie linie, Griezmann zamieszał, pięciu Marokańczyków rzuciło się pod strzał, ale piłka trafiła na lewą stronę do Hernandeza, a ten sięgnął piłkę nogą z wysokości drugiego piętra i pięknym strzałem pokonał Bounou.
Wydawało się, że Maroko w tym momencie się posypie. Zwłaszcza, że kwadrans później zszedł Saiss z urazem. Ale Maroko radziło sobie dzielnie. Zapachniało rzutem karnym, gdy w szesnastce starł się Hernandez z Boufalem. Sędzia jednak ani tego nie sprawdził, a w pierwszym tempie… dał kartkę Boufalowi. Ale mniejsza o kontrowersje, choć poziom sędziowania był – delikatnie mówiąc – dyskusyjny. Maroko miało jednak swoje argumenty – Hakimi hasał po prawej flance, Ziyech miał kilka niezłych wrzutek, z dystansu raz potężnie przysmażył Ounahi. Później przewrotką popisał się jeszcze El Yamiq, ale piłkę na słupek zepchnął Lloris.
Francja? Ona też podeszła do tego starcia z problemami, bo nie mógł zagrać Rabiot, ze składu wypadł też Upamecano. I choć zastępujący Rabiota Fofana wypadł po prostu nieźle, o tyle Konate był już świetny. Środek pola pod nieobecność zawodnika Juventusu przejął z kolei Tchouameni. Dwukrotnie świetnie prostopadłymi podaniami obsługiwał swoich kolegów, znakomitą szansę miał Mbappe, słupek miał Giroud… Francja paradoksalnie oddawała w pewnych momentach piłkę Marokańczykom, a nastawiała się na kontry, szybkie ataki za pośrednictwem Mbappe.
No i pan Mbappe przy akcji bramkowej na 2:0 zrobił całą robotę. Francuzi nie mieli już na boisku Giroud, wszedł szybkobiegacz Thuram, Deschamps dorzucił jeszcze Kolo Muaniego – wiedział, że Maroko będzie musiało się otworzyć. I tak padła akcja – Thuram pobiegł pod pole karne, wyłożył piłkę gwieździe PSG, który na fantastycznym balansie i przyspieszeniu minął trzech rywali, oddał strzał, piłką dotarła do rezerwowego Kolo Muaniemu, który dopełnił formalności.
Maroko cisnęło, Maroko próbowało, miało jeszcze swoje okazje nawet przy 0:2. Ostatecznie bramki “Lwy Atlasu” nie zdobyły, ale bez wątpienia zdobyły nasze serca. Polot, dynamika, ofiarność – i to na tle Portugalii, i to na tle Hiszpanii, i jeszcze na tle Francuzów.
Jesteśmy przekonani, że w meczu o trzecie miejsce zobaczymy starcie dwóch drużyn zmęczonych. A i jesteśmy przekonani, że w finale zobaczymy spektakl. Biorąc pod uwagę, jak w fazie pucharowej wyglądają Messi i Mbappe, jesteśmy też przekonani, że to starcie wyłoni nie tylko mistrza świata, ale i MVP mundialu.
Kapitalnie ta drużyna kontruje, znakomicie wygląda w środku pola Griezmann, Mbappe odjeżdża rywalom jak sprinter maratończykom, w tyłach potrafi być niezwykle szczelna. Pytanie – czy to wystarczy na Messiego i spółkę?
WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA 2022: