Reklama

Siwy dym. Jak można było tyle razy spudłować?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

24 kwietnia 2015, 21:48 • 3 min czytania 0 komentarzy

Legia Warszawa gubi punkty w szóstym meczu ligowym tej wiosny – szóstym na dziesięć. Tym razem udowodniła w Chorzowie, że rywala można przygnieść, stłamsić, zdominować (dopiszcie tu sobie co chcecie), oddać 20 strzałów… I ani razu nie trafić do siatki.

Siwy dym. Jak można było tyle razy spudłować?

Obie połowy wyglądały podobnie, z tą drobną różnicą, że im dalej w mecz, tym okazji po stronie Legii było więcej. 0:0 to dla Ruchu taki wynik, że nic tylko odetchnąć. Lepszego chorzowianie po prostu nie mieli szansy osiągnąć. Oglądając powtórki, wręcz nie możemy zrozumieć, jakim cudem mają ten remis.

Jak można było tyle razy spudłować?

W pierwszej połowie znów przekonaliśmy się, że Matus Putnocky – inaczej niż np. jeden z jego poprzedników: Buchalik – ma to „coś”, co pozwala mu od czasu do czasu ratować tyłek kolegom. Dziś obronił już trzecią jedenastkę w tej rundzie. W lutym zatrzymał Kamińskiego z Lecha, miesiąc później wprost w niego kopnął Flis z Bełchatowa, a teraz z prawego roku swojej bramki wyjął piłkę posłaną tam przez Guilherme. To nawet lekki paradoks, bo Brazylijczyk przed przerwą podobał nam się najbardziej z wszystkich legionistów i to po mimo faktu, że razem z Żyrą byli przez graczy Ruchu niemiłosiernie rozbijani – i to dosłownie: kopniakami, wślizgami.

Reklama

Osobną historię znów pisał Marek Saganowski – choć poświęciliśmy już tej sprawie dość miejsca i nie będziemy się szeroko rozwodzić. Henning Berg zdania nie zmiania, mimo że Sa…Ganowskiemu w lidze wybiło właśnie 8 miesięcy bez gola! To w sumie 18 kolejnych występów i prawie równe 1000 minut na boisku. Byłoby najwyżej 920, gdyby już na samym początku wykorzystał przechwyt Jodłowca i otwierające mu drogę do bramki szybkie podanie. Naprawdę – jak mamy do „Sagana” masę szacunku, tak po raz kolejny odnosiliśmy dzisiaj wrażenie jakby z nim na boisku Legia grała w dziesiątkę. Ale jak to napisał kiedyś Rzeźniczak, najwidoczniej „nie jesteśmy w szatni i na treningach, a tam najwięcej się dzieje”.

Ruch w drugiej połowie kilka razy próbował wychodzić z kontrą, ale wybitnie brakowało mu jakości na skrzydłach. Dobrej wrzutki, po której coś mogłoby się zdarzyć. Gigołajew miał za zadanie chyba wyłącznie faulować, a i Visnakovs nie zaprezentował czegokolwiek, co mogłoby zawstydzić Zieńczuka z Kowalskim.

Na dopełnienie „świetnej” gry Ruchu, postanowili błysnąć miejscowi kibice. Ci sami, którzy z jakichś względów przez większość meczu zajmowali się drużyną przeciwną, nie swoją, a na koniec odpalili jakąś śmierdzącą oponę od TIR-a, co na pewno nie będzie całkiem obojętne dla budżetu klubu z Chorzowa.

Ciężko zliczyć, ile razy Legia mogła objąć prowadzenie. Gola dałoby się pewnie strzelić z co najmniej dziesięciu różnych sytuacji, które stworzyła. Ale jeśli liczy się efekt, to ten znów jest dzisiaj do bani. Główny kandydat do mistrzostwa Polski gubi punkty po raz szósty tej wiosny. Szósty na dziesięć okazji.

rjALS6o

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...