W futbolu już kilka miesięcy potrafi mocno przemodelować piłkarski krajobraz, a kilka lat to prawie jak wieczność. Nawet tu są jednak pewne rzeczy niezmienne: Brazylia zawsze gra na mistrzostwach świata, hymnu Champions League nikt nam nie podmienił, Polska nie potrafi pokonać Niemców… wróć, to ostatnie już – na szczęście – upadło. Spróbujmy dalej: Barcelona gra bez reklamy na koszulkach… znowu stop, teraz promują się tam goście z Kataru. Im dłużej szukam przykładów, tym jaśniejsze staje się, że niełatwo w piłce o uniwersalne, niezmienne akcenty. Właśnie pożegnaliśmy się z kolejnym.
Nie ma wielu klubów tak ściśle sprzężonych ze sponsorem co PSV. Trudno się dziwić: przecież PSV powstało w 1913 jako przyzakładowa drużyna fabryki Philipsa, a ich pełna nazwa – jeśli ktoś nie wie – to “Philips Sport Vereniging”. Jak stadion, to Philipsa, jak reklama na koszulkach, to też tej marki. Odkąd tylko PSV przeszło na zawodowstwo, zawsze znajdowała się tam ta właśnie nazwa, i tak niezmiennie od 34 lat. Współpraca dłuższa, niż innej ikonicznej – Pirelli i Interu. Ale w 2016, gdy wygaśnie ostatni kontrakt, przejdzie do historii. Pierwszy raz na strojach bandy z Eindhovein zagości kto inny.
Nie znaczy to jednak wcale, że Philips całkiem wycofuje się z klubu. Być może kiedyś tak się stanie, całkiem wykluczyć takiego scenariusza nie można, ale póki co sprawa wygląda inaczej. Producent elektroniki od jakiegoś czasu obniżał środki na finansowanie drużyny, między innymi zawierając niższe umowy reklamowe. Wciąż będzie jednym z poważniejszych sponsorów, ale to gest mający przyciągnąć innych, pokazać, że PSV to nie tylko poletko Philipsa i tu także warto wejść z grubszym portfelem.
I trzeba powiedzieć: na pewno ekipa z Eindhovein finansowo na tym ruchu nie straci. Pierwszy zainteresowany kontraktem na koszulkach PSV będzie musiał sięgnąć głęboko do kieszeni, wyłożyć na stół lukratywny kontrakt, ale raczej mu się to opłaci. Fakt jego pojawienia się na tych strojach zostanie szeroko zauważony. Kasa misiu, kasa – PSV bieda w oczy nie zagląda, ale wymagania europejskiego rynku piłkarskiego są coraz większe, nie ma miejsca miejsca na sentymenty, jeśli chcesz się liczyć.