Piast Gliwice zdaje się zmierzać ku katastrofie. Nowy trener z bardzo nieoczywistego kierunku miał skierować tę drużynę na nieznane wcześniej tory, ale na razie nic się tu nie zgadza. Max Moelder nie tylko nie wygrał żadnego z siedmiu meczów, ale też samą grą swojego zespołu nie daje większej nadziei, że wkrótce nastąpi przełom.

Przy Okrzei zatrudnienie 40-letniego Szweda traktowali latem jak okazję, promocję, skorzystanie ze sprzyjającego momentu, żeby wziąć kogoś, kto w normalnych okolicznościach byłby dla klubu nieosiągalny.
Fakt, iż do tej pory samodzielnie prowadził tylko drugoligową Landskronę wcale nie miał go dyskredytować.
Piast Gliwice ani nie punktuje, ani nie gra ładnie. Czy trener Max Moelder wie, co robi?
– Gdyby długo będąca liderem drugiej ligi szwedzkiej Landskrona w ubiegłym roku nie sprzedała dwóch kluczowych zawodników – jednego do Bodo/Glimt, drugiego do Molde – to w ogóle nie byłoby tematu tego trenera w Polsce. Landskrona wywalczyłaby awans do Allsvenskan i Max Moelder pewnie byłby dla nas niedostępny. W gruncie rzeczy tylko decyzje biznesowe jego poprzedniego klubu sprawiły, że mówimy dziś o szkoleniowcu z drugiej ligi szwedzkiej. Swoją pracą udowodnił, że powinien pracować w tamtejszej ekstraklasie. To jeden z powodów, dla których zdecydowaliśmy się go zatrudnić – tłumaczył nam przed startem sezonu dyrektor sportowy Piasta, Łukasz Piworowicz. Generalnie postrzegamy go jako człowieka, który „ma pojęcie”, więc musiał być szczerze przekonany, że dokonuje dobrego wyboru.
Piast Gliwice z nowym pomysłem na siebie. „Musimy zadbać o finanse”
– Mieliśmy mnóstwo filtrów nałożonych podczas poszukiwań nowego trenera. W sumie prześledziliśmy między 50 a 100 kandydatów z całej Europy, nie licząc polskich nazwisk, które od lat obserwujemy. Nie chciałbym zbyt mocno uchylać rąbka tajemnicy co do szczegółów, mówić o konkretnych miarach i metrykach. Wszystko, co widzimy, weryfikujemy też na liczbach. Patrzymy na to, jak styl gry danego trenera się zmieniał, jak drużyna pod jego wodzą się zmieniała, czy widać wpływ trenera na zespół w dłuższym okresie, jak on reaguje na trudne sytuacje i tak dalej. Do tego dochodzi standardowe badanie tła społecznego, elementy psychologiczne, interpersonalne, umiejętności komunikacyjne, empatia… Mnóstwo tych rzeczy u trenera Moeldera znajduje się na bardzo wysokim poziomie, dlatego zdecydowaliśmy się powierzyć mu nasz zespół – wyjaśniał Piworowicz.
Od Szweda oczekiwano nie tylko jakości, ale także intensywności w grze gliwiczan. – Dziś zawodnicy są w stanie przebiec naprawdę dużo na najwyższych prędkościach i dobrze, że też do tego dążymy. Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie zmierzać w podobnym kierunku. Cały problem dla nas polega na tym, żeby oprócz zwiększania intensywności i ogólnego poziomu przygotowania fizycznego czy motorycznego, iść do przodu również w aspektach czysto piłkarskich – podkreślał dyrektor sportowy.

Max Moelder nie wyciąga wniosków z kolejnych niepowodzeń Piasta Gliwice.
Jałowe posiadanie piłki
Cóż, zapowiedzi brzmiące bardzo merytorycznie, chciałoby się w nie wierzyć, lecz na tę chwilę nic, dosłownie nic się nie sprawdziło.
Piast ma najwyższe średnie posiadanie piłki w Ekstraklasie. Ze swoim 61,4% wyprzedza nawet Lecha Poznań i Legię Warszawa. Mamy tu jednak do czynienia z posiadaniem jałowym, skrajnie nieefektywnym, typową sztuką dla sztuki, jak kiedyś w Cracovii Wojciecha Stawowego.
Jednocześnie bowiem Piast jest ostatni lub prawie ostatni we wszystkich ofensywnych statystykach.
- strzelił najmniej goli (3), dwa mecze zaległe zapewne wiele by tu nie zmieniły;
- ma zdecydowanie najniższe xG w lidze (4.88, następna Arka Gdynia ma 5.30, a trzeci od końca Raków Częstochowa 8.81);
- oddaje ledwie 8.14 strzałów na mecz, jedynie Arka i Cracovia są tu gorsze;
- oddaje najmniej strzałów celnych na mecz (2.43).
Bezproduktywne posiadanie piłki sprawia z kolei, że trudno o dużą intensywność w grze, skoro rzadko są okazje do wysokiego pressingu czy szybkich kontr po odbiorze. Kiedy to zrobić, jeśli przeważnie to ty masz futbolówkę przy nodze i grasz sobie do znudzenia z jednej strony na drugą. Efekt? Piast również jeśli chodzi o sprinty znajduje się na dnie klasyfikacji. Mniej mają tylko Jagiellonia – ale tu nie trzeba tłumaczyć, że ona swój styl gry wykorzystuje znacznie lepiej – oraz Termalica.
Brak napastnika do takiej gry
To może chociaż Piast dobrze broni? No, tu po raz pierwszy dostrzeżemy jakiś plus, bo ekipa z Gliwic ma czwarte najniższe xG dla goli potencjalnie straconych (8.60), ale trzeba pamiętać o dwóch meczach zaległych z faworytami (Legia i Lech), które mogłyby tu sporo zepsuć.
– Nie wszystko jest źle. Dobrze bronimy, potrafimy wysoko odbierać piłki. Myślę, że gdybyśmy lepiej radzili sobie z drugimi piłkami, moglibyśmy zrobić więcej na połowie rywala – szukał Moelder pozytywnych punktów zaczepienia po porażce w Radomiu.
Fajnie, ale chyba nie po to wyciągano chłopa ze Szwecji, żebyśmy mogli Piasta pochwalić tylko za niezłą postawę w defensywie.
Gdyby jeszcze Moelder dysponował w ataku kimś o charakterystyce Leonardo Rochy czy Milety Rajovicia, jego koncepcja mogłaby mieć sens. Wtedy po długim rozgrywaniu byłoby do kogo posyłać dośrodkowania w pole karne. Problem w tym, że Piast takiego napastnika nie posiada. German Barkowskij mierzy 190 cm wzrostu, ale to nie jest specjalista od gry głową – przynajmniej jeśli chodzi o dochodzenie do sytuacji, bo statystyki wygranych pojedynków w powietrzu ma dobre (w tym sezonie 55%, w tamtym 45%). Białorusin w seniorskiej karierze zdobył dotychczas 36 bramek, z czego zaledwie trzy po uderzeniach głową. Jak na kogoś o jego warunkach fizycznych, słabiutka statystyka. Barkowskij ma swoje atuty. Jest silny, niezły piłkarsko, potrafi pracować dla drużyny. Z niezłej strony pokazał się w Puszczy Niepołomice, ale nie jest odpowiedzią na aktualne zapotrzebowania Piasta.
Adrian Dalmau w strzelaniu głową radzi sobie lepiej, co nie zmienia faktu, że generalnie nie jest to jego żywioł (182 cm wzrostu). Hiszpan zresztą przegapił letnie przygotowania z powodu kontuzji odniesionej jeszcze w Koronie Kielce, opuścił także początek sezonu i do gry wrócił dopiero pod koniec sierpnia. Z Radomiakiem po raz pierwszy wystąpił od początku.

Na Adriana Dalmau w formie kibice Piasta jeszcze muszą poczekać.
Upieranie się przy błędzie
Krótko mówiąc, Max Moelder zdaje się podchodzić do tematu skrajnie życzeniowo. Chce grać futbol, którego tak skonstruowana kadra nie jest w stanie prezentować z dobrym skutkiem.
Nie wygląda jednak na to, że zamierza zmienić podejście i przemodelować założenia. – Ważne, żeby nie tracić wiary i nadal ciężko pracować, bo to się odwróci – przekonywał po Radomiaku.
„Fanatyzm polega na podwajaniu wysiłku, gdy zapomniało się o celu” – pisał George Santayana, ceniony filozof z początku XX wieku. Ta definicja idealnie pasuje do szwedzkiego trenera, który chyba stracił z oczu sens tego wszystkiego. Piast ma stwarzać sytuacje, strzelać gole i wygrywać, a nie coraz bardziej iść w zaparte z błędną koncepcją.
Trzon tej drużyny przecież się nie zmienił. Zmian kadrowych nastąpiło sporo, ale w gruncie rzeczy jedynym istotnym zawodnikiem z rundy wiosennej, który odszedł, choć klub chciał go zatrzymać, jest Akim Zedadka. Dyrektor Piworowicz we wspomnianej rozmowie żałował jeszcze odejścia Miguela Nobregi i Thierry’ego Gale’a, tyle że tu bardziej chodziło o ich nieodkryty jeszcze potencjał. Wiosną odegrali marginalną rolę i nieobecnością tej dwójki nie można się teraz tłumaczyć.
Liderzy pozostali. W bramce nadal stoi Frantisek Plach, obroną wciąż dowodzi Jakub Czerwiński, środek pola niezmiennie scalają Patryk Dziczek i Michał Chrapek, ciągle gra ostatnio rzucany po pozycjach Grzegorz Tomasiewicz, a w ofensywie pierwsze skrzypce najprędzej będzie grał Jorge Felix (byleby zdrowie dopisało). A skoro tak, charakterystyka tego zespołu pozostała ta sama. Piast wciąż powinien opierać się na wysokim pressingu, intensywności i szybkich atakach, z fundamentem w postaci solidnej obrony, którą zachowano.
Co zrobić z tym fantem?
Nie przez przypadek najlepsze 45 minut gliwiczan w trwającym sezonie to druga połowa z Jagiellonią. Po czerwonej kartce dla Boisgarda nie było wyjścia: trzeba było zagrać prościej i bardziej bezpośrednio. Piast posiadał wtedy piłkę jedynie przez 44% czasu (przy 62% przed przerwą). I nagle okazało się, że nawet w osłabieniu można stworzyć sytuacje po szybkim ataku, rzucie wolnym czy wyrzucie z autu. Finalnie dało to zawstydzające faworyta wyrównanie w doliczonym czasie.
Mecz w Radomiu miał pokazać, czy jakieś wnioski zostały wyciągnięte.
Cóż. Nic z tych rzeczy. Wrócono do beznadziejnego punktu wyjścia. Najwidoczniej Moelder zakłada, że albo mu zażre z jego pierwotnym założeniem, albo nie zażre wcale. Ma przecież trzyletni kontrakt, nigdzie mu się nie spieszy.
Pytanie, ile cierpliwości pozostało władzom klubu. Skoro Moeldera zatrudniono po tak szczegółowej selekcji, głupio byłoby go szybko zwolnić. Jeśli jednak również z Termaliką u siebie powinie się noga, chyba nawet najbardziej niepoprawni romantycy nie będą widzieli przyszłości dla tego związku. Konkurencja przecież nie śpi i już teraz, gdyby nie punkty ujemne Lechii Gdańsk na starcie rozgrywek, Piast w razie długo wyczekiwanego zwycięstwa w najlepszym razie dopiero zrównałby się dorobkiem z GKS-em Katowice i Rakowem Częstochowa… I dalej byłby na dnie.
Fot. Newspix