Reklama

Jeden medal, bez złota. Czy to były słabe mistrzostwa świata w wykonaniu Polaków?

Sebastian Warzecha

21 września 2025, 19:44 • 8 min czytania 20 komentarzy

Dopiero ostatniego dnia mistrzostw świata w lekkoatletyce polscy fani mogli ucieszyć się z medalu. Dała nam go Maria Żodzik w skoku wzwyż, która jednak w Polsce mieszka dopiero od trzech lat. Nie jest produktem naszego szkolenia, choć jej krążek, oczywiście, bardzo cieszy. Poza jej wyczynem, zanotowaliśmy kilka niezłych, ale nie medalowych występów. Jednak czy były to mistrzostwa udane? I czy można oczekiwać, że kolejne będą lepsze, czy raczej pora przygotować się na gorsze czasy w wykonaniu Biało-Czerwonych lekkoatletów?

Jeden medal, bez złota. Czy to były słabe mistrzostwa świata w wykonaniu Polaków?
Reklama

Mistrzostwa świata w lekkoatletyce. Polacy z jednym medalem. Czy to zły wynik?

W teorii można by z góry napisać, że to były dla nas słabe mistrzostwa. Ale sprawa nie jest aż tak prosta i wiele zależy od punktu, z którego się patrzy. Gdyby spojrzeć na całą historię występów Polaków na mistrzostwach świata, no to tak, zdecydowanie – w klasyfikacji medalowej gorsze byłyby tylko występy z 1987 roku (jedyny raz bez medalu), 1995 (dwa brązowe krążki) i 2007 (trzy brązy). Z drugiej strony dwa medale to więcej niż jeden, a trzy to już w ogóle – więc równie dobrze za gorszy możemy uznać występ Polaków sprzed 38 lat.

Innymi słowy: historycznie wypadliśmy słabo. Bardzo słabo.

Z drugiej strony zjazd naszej lekkiej atletyki widać od kilku dobrych lat i takiego występu można było się spodziewać.

W światowej stawce właściwie przez dobrą dekadę goniliśmy za wielkością. Jako punkt startowy można by tu ustawić mistrzostwa świata w Daegu w 2011 roku, gdy po bardzo udanym Berlinie (2-4-3) nagle zjechaliśmy do poziomu dwóch medali (1-0-1). Ale potem się zaczęło. W 2013 były trzy krążki (2-1-0), w 2015 i 2017 po osiem (odpowiednio 3-1-4 i 2-2-4). Mały zjazd w 2019 (1-2-3) przesadnie nas niepokoił, bo sześć medali z MŚ to wciąż jak na nasze możliwości był wynik znakomity, a w Dausze mieliśmy też nieco pecha do startów Biało-Czerwonych i urazów.

A potem? Potem przyszły igrzyska w Tokio i te niezwykłe wyczyny naszych lekkoatletów. Złoto sztafety mieszanej. Dwa złota w rzucie młotem, a ogółem cztery medale. Niesamowity Dawid Tomala w chodzie na 50 kilometrów. A do tego kilka innych krążków. Dziewięć medali. Bilans 4-2-3. Wykorzystane wszystkie potencjalne szanse, a do tego ze dwie dodatkowe. Fantastyczny występ, taki, na którego powtórkę właściwie od początku nie liczyliśmy.

Ale też nie spodziewaliśmy się zjazdu takich rozmiarów, jaki po nim nastąpił. W Eugene w 2022 roku były cztery medale, ale dwa to zasługa młociarzy, a dwa – niesamowitej Katarzyny Zdziebło, która nagle wystrzeliła w chodzie (ogólny bilans Polaków: 1-3-0). Dwa lata temu w Budapeszcie skończyliśmy bez złota, po dwóch srebrach – Wojciecha Nowickiego i Natalii (wtedy) Kaczmarek. Na igrzyskach w Paryżu młota już nam całkowicie zabrakło, została tylko Kaczmarek, dziś Bukowiecka, która zgarnęła brązowy medal.

A więc rok temu na największej imprezie był jeden krążek. I to oddawało nasz poziom. Wielu weteranów zeszło już ze sceny, inni – jak nasi młociarze – są tego blisko. Posypały się sztafety. Chodziarze mieli swoje wielkie problemy i nie wrócili na najwyższy poziom (choć Zdziebło na tegorocznych mistrzostwach była w czołówce). Kolejne urazy czy choroby zatrzymywały wielu naszych utalentowanych młodych zawodników. Inni po prostu nie trafili z formą.

CZYTAJ TEŻ: MAMY MEDAL LEKKOATLETYCZNYCH MŚ! MARIA ŻODZIK Z ŻYCIÓWKĄ

Efekt? No jest, jaki jest. Jeden medal był dla nas już przed mistrzostwami marzeniem, taka prawda. I to marzenie udało się spełnić. Ale czy w perspektywie historycznej nas to zadowala? Niekoniecznie. Prawda jest taka, że bardziej cieszyć może nas tabela punktowa.

W punktach nie jest źle

Jeśli zerkacie na tabelę medalową mistrzostw świata w Tokio na telefonie, to możecie potrzebować naprawdę dużego ekranu, żeby od razu zobaczyć Polskę. Zajęliśmy bowiem 27. miejsce, razem z takimi potęgami jak Maroko, Korea Południowa, Litwa, Portoryko, Algieria, Grecja, Grenada, Dominikana, Irlandia, Łotwa, Nigeria czy Dominika. Mało tego – jeden medal na tych mistrzostwach zdobyły też na przykład: Urugwaj (pierwszy w dziejach), Samoa czy Saint Lucia. Innymi słowy: no nie wypada to najbardziej okazale.

W klasyfikacji punktowej jest lepiej.

O co w niej chodzi? Prosta sprawa. Punkty przyznaje się za miejsca od pierwszego do ósmego, tylko odwrotnie – za ósme jest jeden punkt, za siódme dwa, a za wygraną – osiem. Biorąc pod uwagę, że nie zdobyliśmy jakiejkolwiek ósemki, a na podium staliśmy tylko raz, to wiecie co? 36 punktów, które wywalczyli Polacy, to i tak niezły wynik. Siedem oczek z tego to rezultat Marii Żodzik. Do rozdysponowania został nam więc 29. Złożyły się na nie:

  • 4. miejsca: Natalia Bukowiecka (400 metrów), sztafeta 4×400 metrów mikst.
  • 5. miejsca: Katarzyna Zdziebło (chód na 35 kilometrów), Pia Skrzyszowska (100 metrów przez płotki), sztafeta 4×400 metrów kobiet.
  • 6. miejsce: Anita Włodarczyk (rzut młotem).
  • 7. miejsca: Paweł Fajdek (rzut młotem), Klaudia Kazimierska (1500 metrów).

Łącznie dziewięć miejsc w TOP 8. Jasne, pewnie mieliśmy potencjał na nawet lepszy rezultat. Ale ten nie jest zły, dał nam 14. miejsce w klasyfikacji punktowej. Zgarnęliśmy też więcej punktów, niż na ostatnich dwóch światowych imprezach – igrzyskach w Paryżu i poprzednich mistrzostwach świata. Czyli był jakiś progres, a to też istotne. W dodatku, co warte podkreślenia, wiele punktów zdobyliśmy w konkurencjach, które raczej nie należą do „naszych”. Pojawiły się sprinty (Bukowiecka, sztafety i Pia), a Klaudia Kazimierska postanowiła za to wyciągać nasze biegi średnie z zapaści, która już nieco trwa.

Innymi słowy: nie ma dramatu. Ale też daleko do euforii. Ta może za to nadejść za rok.

W Europie mocni, ale świat ucieka

W 2026 roku odbędą się bowiem mistrzostwa Europy. I choć nie ma to bezpośredniego przełożenia na wyniki, bo nieco inna byłaby obsada i okoliczności, to czysto teoretycznie patrząc – z wynikami z tych mistrzostw świata, zgarnęlibyśmy w europejskiej stawce… 10 medali. To dużo więcej niż na ubiegłorocznych mistrzostwach (6 krążków: 2-2-2). Znów więc widzimy, że – przynajmniej na papierze – idziemy do przodu. Krążki na mistrzostwach Europy – jak informuje profil Athletics News na Twitterze, zdobywali by następujący Polacy:

  • Złote: Natalia Bukowiecka, Klaudia Kazimierska i Maria Żodzik.
  • Srebrne: Dawid Wegner, Anita Włodarczyk i Pia Skrzyszowska.
  • Brązowe: Konrad Bukowiecki, Katarzyna Zdziebło i dwie sztafety 4×400 metrów: kobieca oraz mikst.

Ciekawe są zwłaszcza awanse Kazimierskiej (z 7. miejsca na 1.) i Dawida Wegnera (z 9. miejsca na 2.), który nie dołożył się w Tokio nawet do naszych punktów, a na teoretycznych mistrzostwach Europy stałby na drugim stopniu podium. W ten sposób na pudło awansowałby też Konrad Bukowiecki, również 9., tyle że w pchnięciu kulą. Wyraźnie widać więc, które konkurencje zdominowane są przez zawodników lub zawodniczki spoza naszego kontynentu.

I w sumie to wszystko fajnie, za rok pewnie ucieszymy się z kilku medali, przy znakomitych mistrzostwach – może nawet kilkunastu. Ale świat ogółem nam ucieka, to widać. Pojawia się coraz więcej chętnych krajów, żeby zamieszać na największej scenie. Do gry wkracza momentami Bliski Wschód. Znakomicie rozwijają się afrykańskie kraje (Botswana na 400 metrów!), w Europie jakiś czas temu w małe potęgi zamienili się Holendrzy i Włosi.

A my? My zostaliśmy w tej pogoni w tyle, opieramy się w dużej mierze na wybitnych jednostkach. Niestety.

Trudno oczekiwać, że będzie lepiej

Trudno powiedzieć, czy to statystyka, która powinna nas pocieszać, czy taka, która powinna zaniepokoić, ale zdecydowana większość Biało-Czerwonych zanotowała na tych mistrzostwach wyniki lepsze, niż to wynikało ze światowych tabel. Jak wyliczył wspomniany profil Athletics News – aż 77% występów Polaków kończyło się miejscem wyższym, niż to, które przysługiwało im na papierze. W ostatnich latach to rekord. Tylko jeden występ (Paweł Fajdek w rzucie młotem) był trafiony względem tabel, a 21% startów – poniżej oczekiwań.

Więc jest pozytyw – umiemy przygotowywać się na docelową imprezę. Tego w przeszłości często brakowało naszym najlepszym lekkoatletom.

Jest też jednak negatyw – mimo tak wielu popraw wyników, skończyło się to wszystko tylko jednym medalem.

A przecież nie startowaliśmy źle, co już ustaliliśmy. Rekordowe w tym sezonie osiągnięcie Natalii Bukowieckiej dało czwarte miejsce ze sporą stratą do podium. Margarita Koczanowa na 800 metrów ustanowiła życiówkę i… nie przeszła eliminacji. Świat odjeżdża do przodu, my zostajemy w tylnym wagonie, czekając na podłączenie innego pociągu. Lilian Odira z Kenii zdobyła złoty medal na tym samym dystansie z czasem 1:54.62 s. Znakomitym, dodajmy, ale co nas może niepokoić – lepszym o cztery sekundy od życiówki Anny Wielgosz, naszej najlepszej aktualnie „osiemsetmetrówki”.

Natalia Bukowiecka

Natalia Bukowiecka wybiegała w Tokio najlepszy wynik w sezonie, ale to dało jej tylko 4. miejsce. Fot. Newspix

Co można dodać? Że nie ma następców. W rzucie młotem nie widać na horyzoncie kolejnych wielkich postaci. Problemy mają nasze sztafety, choć ta kobiet zdaje się odradzać, a mieszana była o krok od medalu. Inna sprawa że w obu ważną postacią nadal jest Justyna Święty-Ersetic, co z jednej strony świadczy o klasie naszej weteranki, a z drugiej o tym, że zgubiliśmy wiele talentów. Męską tyczkę najpewniej czeka za chwilę los jej kobiecej odpowiedniczki po Monice Pyrek i Annie Rogowskiej. Biegi średnie – już wspomnieliśmy – co jakiś czas się odradzają, ale nie na poziom, na jakim były. Rzut dyskiem po Piotrze Małachowskim? Spuśćmy zasłonę milczenia.

Sukcesy jednych nie wystarczają, by znaleźć kolejne przyszłe gwiazdy.

Piramida talentów w naszej lekkiej atletyce nie działa, bo w ostatnich latach nawet gdy wypuszcza kolejne, to w konkurencjach, w których mamy stosunkowo małe szanse na medale, nawet przy życiowej formie naszych zawodników czy zawodniczek (dobrymi przykładami są tu Pia Skrzyszowska i Ewa Swoboda). Oczywiście, ich występy też są wartościowe, ale brakuje nam zawodników – i wraz z przemijaniem wielkich nazwisk widzimy to coraz dobitniej – którzy byliby tak naprawdę gwarancją medali już w momencie, w którym wychodzą na stadion.

Nie bez powodu przed mistrzostwami nie wiedzieliśmy, czy wrócimy z nich z jakimkolwiek medalem.

I to sytuacja, do której należy się przyzwyczaić.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj również na Weszło:

20 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Lekkoatletyka

Boks

Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!

Szymon Janczyk
28
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski – poznaliśmy nominowanych!
Reklama
Reklama