Z powodu pogody organizatorzy turnieju WTA 500 w Seulu nie mieli innego wyjścia i musieli przełożyć ćwierćfinały z piątku na sobotę. A to oznaczało, że zawodniczki, które awansują do kolejnej rundy rozegrają jednego dnia dwa mecze. W tenisie potrafi być to sporym obciążeniem, ale Iga Świątek wybrała najprostszą metodę na to, by ten wysiłek zminimalizować – oba mecze wygrała na tyle szybko, że łącznie nie spędziła na korcie nawet trzech godzin. Polka tym samym zameldowała się w finale koreańskiej imprezy.

Iga Świątek jak maszyna. Jest finał turnieju w Seulu
Na pierwszy ogień poszła Barbora Krejcikova. Czeszka w przeszłości potrafiła Idze zagrozić i ją pokonać (ich bilans przed dzisiejszym spotkaniem wynosił 3:2 dla Polki). Barbora jednak w ostatnich latach – jak to wiele spośród czeskich zawodniczek – męczyła się z urazami, które nie pozwalały jej w pełni rozwinąć skrzydeł. Stąd, mimo że rok temu wygrała Wimbledon, w rankingu WTA zajmuje aktualnie 39. miejsce i pracuje na to, by wskoczyć wyżej.
Turniej w Seulu specjalnie wiele jej w tej kwestii jednak nie dał. A to za sprawą Igi Świątek.
Iga z miejsca zaczęła w ich starciu robić swoje. Najpierw spokojnie wygrany serwis, potem wypracowane trzy break pointy i wykorzystany ostatni z nich. Cały set zresztą wyglądał właśnie tak. Krejcikova niby coś grała, niby próbowała, ale kolejne gemy wygrywała Iga. Barbora w dodatku jej pomagała – jak w czwartym gemie, gdy broniąc się przed przełamaniem, zepsuła smecz. W szóstej małej partii z kolei, zirytowana, nie trafiła forehandem. Efekt był taki, że Świątek wygrała seta do zera.
Druga partia była bardziej wyrównana. Czeszka zaczęła grać odważniej, ryzykować, naciskać na Igę przy jej serwisie. Ale to Polka wygrała dwa pierwsze gemy w tej partii. I wtedy nagle ta seria została przerwana. Nagle, bo przy serwisie Igi. Barbora finalnie znalazła sposób na jego przełamanie. Zresztą od tego momentu zaczął się mały festiwal breaków, bo Iga ponownie taki zdobyła, a Krejcikova raz jeszcze odrobiła straty. Ba, finalnie wyrównała nawet stan tego seta na 3:3.
I co jej to dało? Nic. Bo kolejne trzy gemy padły łupem Igi.
W sumie nie było jednak tak łatwo. Owszem, kolejne przełamanie – na 5:3 – przyszło dość gładko, ale niemająca nic do stracenia Czeszka zaatakowała przy podaniu Igi i miała nawet break pointa. Polce udało się go jednak obronić, a potem zamknąć seta oraz cały mecz. W godzinę i 26 minut.
This drop shot match point 🤯@iga_swiatek books her spot in the semifinals in Seoul defeating Krejcikova in straight sets.#KoreaOpen pic.twitter.com/EgF1xBLhgA
— wta (@WTA) September 20, 2025
Jej rywalką miała zostać – niespodziewanie, bo grała z Clarą Tauson – 19-letnia Maya Joint, która Dunkę ograła… 6:0, 6:3. Czyli dokładnie tak, jak Świątek Krejcikovą.
Jeden mecz? Nie ma problemu. Dwa mecze? Też się zrobi
Świątek wyszła na półfinał nieco ponad trzy godziny po tym, jak skończyła mecz poprzedniej rundy. Przesadnie zmęczona być jednak nie mogła – łącznie w dwóch rozegranych wcześniej w Seulu spotkaniach oddała rywalkom tylko osiem gemów. Z Joint na papierze zapowiadało się na całkiem ciekawe starcie. Młoda, utalentowana Australijka, rozpychająca się w ostatnim czasie łokciami w tourze. W dodatku jej wygrana nad Tauson zwiastowała, że na koreańskich kortach jest w gazie.
Z Igą jeszcze nie grała. I może to ją zgubiło. Wiele rywalek przyznaje bowiem, że pierwszy mecz ze Świątek jest najgorszy. Joint ma go już za sobą i to chyba z jej perspektywy jedyny pozytyw. Mecz trwał bowiem ledwie 67 minut.
To spotkanie z gatunku tych, o których trudno napisać coś więcej. Bo była to kompletna, absolutna wręcz dominacja Polki. Pierwszy set – jak z Krejcikovą – wygrany do zera, trwał 25 minut. Każdy gem serwisowy Australijki sprawiał, że można było tylko powtarzać: grać coś tam potrafi, ale serwis musi poprawić. Świątek bowiem doskonale korzystała z podania Joint, odważnie je atakując i wypracowując sobie break pointy. A potem notując przełamania. Jedno, drugie, trzecie. Swojego serwisu też nie oddała.
Joint pierwszego gema wygrała dopiero na start drugiej partii… ale nie była w stanie się tym napędzić. Iga wygrała swój serwis, a potem od razu przełamała młodszą przeciwniczkę. Co może nieco ją rozluźniło, bo i Australijka dostała dwa break pointy. Nie wykorzystała ich jednak, a po chwili sama straciła serwis. Dopiero wtedy Joint udało się przełamać Igę i doprowadzić do stanu 2:4 z perspektywy goniącej. To był jednak łabędzi śpiew 19-latki w tym meczu.
Finishing with a flourish 👏@iga_swiatek beats Joint 6-0, 6-2 to reach the final in Seoul.#KoreaOpen pic.twitter.com/3sBRVop9rV
— wta (@WTA) September 20, 2025
Dwa kolejne gemy padły bowiem łupem Igi. I skończyło się 6:0, 6:2.
Świątek czeka na rywalkę
Drugi półfinał rozpoczął się chwilę temu, a grają w nim Jekatierina Aleksandrowa – druga najwyżej rozstawiona tenisistka w turnieju – oraz, nieco niespodziewanie, Katerina Siniakova, 77. w rankingu światowym, specjalistka od debla. Faworytką będzie oczywiście Rosjanka i jeśli z nią zagra o tytuł Świątek, to może to być naprawdę ciekawe spotkanie. Z naciskiem na „może”, bo choć dwukrotnie była w stanie pokonać w swojej karierze Igę, to ich ostatni mecz – na tegorocznym US Open, więc niedawno – bez problemu wygrała Polka.
Nawiasem pisząc – dla Igi to 30. finał turnieju WTA w karierze. Jeśli wygra, zdobędzie 25. tytuł. Ładne byłyby to liczby, trzeba przyznać.
Czytaj również na Weszło:
- Aryna Sabalenka najlepsza w US Open! Anisimova znów przegrała wielkoszlemowy finał
- Regularny jak Sabalenka. Aryna w Szlemach jest w tym roku najlepsza… choć wielu nie wygrywa
- Carlos Alcaraz dogonił Igę Świątek. Szósty tytuł wielkoszlemowy Hiszpana!
Fot. Newspix