Tytułowa teza wcale nie jest przesadzona, pewnie takie myśli chociaż przemykają przez głowę rządzących Rakowem Częstochowa, bo ten zespół wygląda słabo, a dziś w pierwszej połowie z Górnikiem – po prostu kompromitująco. To ubezpieczenie w postaci „chyba” wynika głównie z tego, że mówimy o Papszunie, czyli legendzie klubu, który zrobił dla niego cholernie dużo i kredyt zaufania musi być większy. Niemniej coraz bardziej przypomina to oczekiwanie na cud, a nie sensowny plan działania.

Naprawdę można grać źle, to się zdarza, ale żeby grać aż tak źle jak Raków w pierwszej połowie? Szczerze – to było wręcz szokujące, nawet pamiętając, w jakiej formie jest Raków i jak potrafi nudzić widzów (a jest w tym biegły). Mimo wszystko przecież na boisku wciąż znajdowali się sensowni piłkarze, drodzy jak na polskie – i nie tylko polskie – warunki, mający niewymyśloną jakość, sensowną przeszłość, ambicje na przyszłość.
Efekt – żaden.
Absolutnie taki sam paździerz do przerwy mogła zaserwować dowolna drużyna z niższej ligi, której gracze jutro wstaliby na ósmą do innej pracy (albo w zasadzie do pracy, gdy mecz to tylko hobby). Raków przez całą pierwszą część gry nie oddał celnego strzału, a jedyny, na jaki w ogóle się zdobył, to przewrotka Bulata. Górnik natomiast nacierał, strzelił jednego gola, chciał więcej, to się już nie udało, ale to goście prezentowali się jak zespół, który wydał kilka milionów euro na transfery.
A jeszcze ta bramka dla Górnika… Wybicie bramkarza, strącenie, gol. Na trzy – jak w siatkówce. Ścinał Sow, którego gonił Arsenić, ale Chorwat jest kompletnie bez formy, więc żadna to sensacja, że był spóźniony i rywala nie dogonił.
Raków Częstochowa – Górnik Zabrze 0:1. Przeraźliwa słabość gospodarzy
I tak, w drugiej połowy Raków był już lepszy, a Górnik się cofnął, natomiast zwróćcie uwagę – jak się działo, był tam Ivi. Hiszpan wpadł dryblingiem w pole karne i uderzył, on kapitalnie zgrał do Rondicia, ale ten w prostej sytuacji nie trafił, też Ivi zagrywał fałszem wzdłuż pola bramkowego, ale kolegom brakowało centymetrów.
Zatem to naprawdę żadna sztuka powiedzieć Iviemu „masz piłkę i się martw”. Mógłby to zrobić każdy trener na świecie, ba, nie musiałby być to nawet trener. Nie jest to więc żadna ręka Papszuna, zmysł, wizjonerstwo, że Raków grał lepiej, bo Ivi grał lepiej. No to dość naturalna kolej rzeczy.
Ale na końcu Raków i tak skończył ten mecz z JEDNYM celnym strzałem (oczywiście tym Iviego). Górnik miał siedem i – choć się cofnął – to Massimo mógł zrobić z wyniku 0:3. Rozmawiajcie o xG, półprzestrzeniach i innych takich, ale to prosta i kompromitująca statystyka dla Rakowa.
Trudno wierzyć w ten projekt. Piłkarze wyglądają na zmęczonych, grają jak zmęczeni i żadne prostowanie ich wypowiedzi (jak na przykład, oczywiście, Iviego w sprawie Rochy) tego nie zmienią. Papszun z kolei wygląda na sfrustrowanego, a co gorsza – na człowieka bez pomysłu.
Tak, jest legendą. Ale legendy też odchodzą z klubów.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- 20 najmocniejszych transferów letniego okienka w Ekstraklasie [RANKING]
- Kolejne problemy z systemem VAR. Błąd sędziego przez awarię?
- Transfery zagraniczne. Przybyło nam obcokrajowców, ale czy to źle?
- Rekordowe okienko transferowe w Ekstraklasie. Kto wydał najwięcej?
Fot. Newspix