Reklama

BARTOSZ ZMARZLIK PO RAZ SZÓSTY! Polak przegrał Grand Prix, ale zdobył mistrzostwo!

Sebastian Warzecha

13 września 2025, 21:16 • 5 min czytania 34 komentarzy

Jest wielki. Monumentalny. Gigantyczny. Bartosz Zmarzlik nie wygrał może Grand Prix Danii w Vojens, ale zrobił to, co miał zrobić – przyjechał w finale drugi. To wystarczyło, by to on mógł ucieszyć się z końcowego triumfu w klasyfikacji generalnej cyklu. Po raz szósty w karierze. Po raz czwarty z rzędu. To rekordy, które Zmarzlik albo wyrównuje, albo ustanawia. Polak jest wielki i już teraz można go uznawać za najlepszego żużlowca w historii. Bo w każdym kolejnym sezonie udowadnia, że na to miano zasługuje.

BARTOSZ ZMARZLIK PO RAZ SZÓSTY! Polak przegrał Grand Prix, ale zdobył mistrzostwo!
Reklama

Bartosz Zmarzlik po raz szósty! Polak znów mistrzem świata

Trudno o lepszy sezon. Lider klasyfikacji generalnej trzy razy wygrywał Grand Prix i czterokrotnie był drugi. Wicelider wygrywał cztery razy, dwukrotnie był drugi i raz trzeci. Obaj stali więc na podium tyle samo razy – po siedem. Przed Grand Prix Danii dzieliły tę dwójkę ledwie trzy punkty oraz… całe kariery. Bartosz Zmarzlik to weteran, pięciokrotny mistrz świata. A Brady Kurtz? Młodszy od Zmarzlika tylko o rok, ale jako stały uczestnik cyklu Grand Prix debiutował w tym sezonie. I o rany, jaki to debiut! Od 2021 roku, gdy najlepszy w klasyfikacji generalnej okazał się Artiom Łaguta, nikt nie zagroził Zmarzlikowi w ten sposób.

Zresztą jeszcze przed startem rywalizacji w GP Kurtz odsadził Polaka w rywalizacji w lidze. I już wtedy wielu fanów mówiło, że może powalczyć o wielkie cele. Nikt jednak nie mógł spodziewać się, że pod koniec sezonu Kurtz wykręci cztery zwycięstwa w kolejnych Grand Prix z rzędu. To rekord, wyrównane osiągnięcie wielkiego Tony’ego Rickardssona. Dziś Brady Kurtz mógł nawet Szweda przebić. Ale równocześnie mógł mimo tego… nie zostać mistrzem świata.

CZYTAJ TEŻ: BRADY KURTZ. SKĄD SIĘ WZIĄŁ NAJWIĘKSZY RYWAL ZMARZLIKA?

Bo trzy punkty to różnica minimalna, owszem. Ale to równocześnie różnica dwóch pozycji. Zmarzlik jedyne, co musiał zrobić w Danii, to być o jedno miejsce za Kurtzem. Niezależnie od tego, na jakich lokatach by obaj skończyli, dawałoby mu to mistrzostwo. Tak naprawdę wszystko zależało więc od niego. Kurtz musiał liczyć, że ktoś jeszcze wkradnie się między niego a Polaka. Potrzebował pomocy. I to też dlatego Artiom Łaguta, ostatni mistrz świata o nazwisku innym niż Zmarzlik, mówił, że wygra Bartek.

Aczkolwiek wiele osób – na przykład Tomasz Gollob – obawiało się, że Kurtzowi mogą chcieć pomóc inni zawodnicy. Ot, żeby przełamać dominację Zmarzlika i pomóc wygrać komuś innemu. Z drugiej strony – Polak jest żużlowcem tak doświadczonym i tak uzdolnionym, że niczym Napoleon przed 1812 powinien sobie poradzić i z całą koalicją.

Najlepsi w sezonie, najlepsi i dziś

Brady Kurtz początkowo wyglądał na nieco niemrawego. Wiele nadrabiał umiejętnościami i szybkością, ale nie jechał na motocyklu idealnie, choć dobrze punktował. Zmarzlik za to zaczął wspaniale. Trzy punkty. Trzy punkty. Trzy punkty. Dziewięć oczek, pozycja lidera zawodów, a w perspektywie możliwość utarcia nosa Kurtzowi w bezpośrednim pojedynku w czwartej serii biegów. A może i pozbawienia Australijczyka szans na bezpośredni awans do finału, przyznawany dwójce najlepszych zawodników fazy zasadniczej.

Tyle że… nie wyszło.

Kurtz bowiem pojechał fantastyczny bieg i uciekł Zmarzlikowi o dobrych kilkanaście metrów. Miał nieco szczęścia z polem, zewnętrzne okazało się nosić – zresztą przez całe 20 biegów pola 2 i 4 wydawały się najlepsze do startów. W każdym razie – Bartek dojechał drugi i obaj z Kurtzem mieli tyle samo punktów. Ale w ostatniej serii Brady sobie nie poradził… a Bartek też nie do końca. Polak słabo wystartował, na dystansie jednak nadrobił straty do rywali. I dowiózł kolejną dwójkę.

W efekcie miał 13 punktów. I wygrał fazę zasadniczą, zapewniając sobie bezpośredni awans do finału. Ale drugim żużlowcem, który wjechał tam bez potrzeby przedzierania się przez „biegi ostatniej szansy” był Brady Kurtz. Żaden z nich nie chciał odpuścić, obaj genialnie jeździli przez cały sezon i znakomicie też dziś.

Lepszej walki o mistrzostwo nie sposób było sobie wyobrazić. Wszystko miało rozstrzygnąć się w ostatnim biegu. A przed finałem wiedzieliśmy tylko jedno – że nie ma mowy o remisie. Albo wygra Bartek, albo Brady, nie będzie dodatkowego biegu. To właśnie finał miał o wszystkim rozstrzygnąć.

Bartek! Znowu Bartek!

Zmarzlik pierwszy wybierał pole. Wziął drugie, choć w obu półfinałach wygrywali zawodnicy z jedynki, więc te naturalnie zaklepał wybierający jako drugi Kurtz. Zmarzlik mógł stwierdzić, że nie chce zostać zamknięty, albo że chce spróbować zamknąć swojego rywala. Ale czy to był dobry wybór? Nikt nie wiedział, trudno było stwierdzić, czy wie to sam Bartek. Dopiero tor miał rozstrzygnąć, dopiero na nim wszystko miało się wyjaśnić.

I wyjaśniło.

Wyjaśniło, że BARTOSZ ZMARZLIK ZNÓW WYGRAŁ. ZNÓW BYŁ NAJLEPSZY. ZNÓW BYŁ WIELKI. SZÓSTY RAZ, DRODZY PAŃSTWO, SZÓSTY RAZ.

No dobra, wybaczcie te wielkie litery, ale serio, w niewielu sportach mamy okazję cieszyć się z szóstego tytułu mistrza świata w wykonaniu reprezentanta Polski. Albo z czwartego z rzędu. Zmarzlik jest mocarzem, gigantem żużla. Możecie mówić, że to jazda w ledwo na motorynkach, ale to jednak rywalizacja najlepszych w tej jeździe gości na świecie. A my mamy kozaka, który w ostatnich siedmiu latach sześć razy okazał się najlepszym z nich.

Choć dziś nie wygrał, bo po raz piąty z rzędu – i to już rekord absolutny – w Grand Prix triumfował Brady Kurtz. Co też dobitnie pokazuje, z jakim kozakiem rywalizował w tym cyklu Polak.

Po starcie finału zresztą na moment zamarły nam serca. Bo Kurtz wyszedł spod taśmy znakomicie, a Bartek był bliski tego, żeby zamknęli go pozostali rywale – Dan Bewley i Michael Jepsen Jensen. Zmarzlik jednak na pierwszym łuku pokazał całe swoje mistrzostwo – idealnie wjechał pomiędzy obu tych przeciwników i wyszedł na drugie miejsce. Potem były jeszcze dwa kółka emocji, motocyklem Polaka nieco wtedy szarpało, stawiało go, ale Bartek finalnie to opanował.

A jak opanował, to już po prostu pojechał do mety. Dojechał drugi, ale wygrał. To był jego triumf. Został najlepszym żużlowcem w historii cyklu Grand Prix. Wyrównał rekord Tony’ego Rickardssona i Ivana Maugera w liczbie wygranych tytułów mistrza świata, licząc wszystkie ery. Znów udźwignął presję. Wytrzymał emocje. Zrobił to, co musiał. To, co umie najlepiej.

Wygrał. Finalnie to właśnie on wygrał!

Fot. Newspix

34 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama