Wczoraj wystartowały mistrzostwa świata siatkarzy, które, trochę nietypowo, odbywają się na Filipinach. Dziś do walki ruszają Polacy, którzy w pierwszym meczu zmierzą się z Rumunią (o 15:30 polskiego czasu). Na co stać zespół Nikoli Grbicia? Z jednej strony – nie ma w nim kilku zawodników, którzy do ubiegłego roku stanowili o jego sile. Z drugiej – gdy spojrzy się na drabinkę turniejową, układ sił i tegoroczną formę Polaków, człowiek dochodzi do wniosku, że medal powinien być celem minimum tej ekipy. A trzecie złoto w ostatnich jedenastu latach jest jak najbardziej realne. Najtrudniejszy, prawdopodobnie, będzie półfinał.

Mógłbym na początku tego tekstu zapewniać was, że czeka nas od początku fascynujący turniej. Ale gdybym tak stwierdził, totalnie bym ściemniał. W mistrzostwach świata na Filipinach zagrają 32 drużyny, podczas gdy w siatkówkę na poziomie świetnym, bardzo dobrym lub dość solidnym gra na świecie jakieś 12-13 reprezentacji. Polacy znaleźli się w grupie B, z Rumunią, Katarem i Holandią. Niby ten ostatni rywal gra na jako takim poziomie, ale w Azji wystąpi bez swojej największej gwiazdy, atakującego Nimira Abdel-Aziza. A mało jest na świecie reprezentacji, w których tak wiele znaczy jeden zawodnik.
Nikola Grbić, trener reprezentacji Polski: „Oczekuję, że zniszczymy ich wszystkich”
Nikola Grbić, gdy podczas Memoriału Huberta Jerzego Wagnera w Krakowie został zapytany o naszą grupę w mistrzostwach świata, wypalił: – Oczekuję, że zniszczymy ich wszystkich, po 3:0. Mówię poważnie: chcę, żeby ta grupa zawodników miała właśnie takie nastawienie. Nie znam siły Rumunów. Katar? Nie kojarzę żadnego ich zawodnika. Holandia? Niezależnie od tego, czy będą z Nimirem czy bez, naszym celem będzie wywalczenie dziewięciu punktów. Chcemy wykorzystać fazę grupową, by przygotować się do 1/8 finału i kolejnych spotkań.

Nikola Grbić w rozmowie z Norbertem Huberem
Nie dziwią mnie te słowa Serba, bo spójrzmy na miejsca w rankingu FIVB Biało-Czerwonych i ich rywali: Polska to zdecydowany lider, Holandia zajmuje 19. miejsce, Katar – 20., a Rumuni są na 22. pozycji. W tych spotkaniach każdy wynik inny niż 3:0 będzie wielką niespodzianką. Gdyby np. Holendrzy urwali nam seta, raczej nie pisałbym, jak mój kolega ze Sport.pl, o „wielkiej kompromitacji” (po tym, jak siatkarki wygrywały z Wietnamem i Kenią, ale tylko po 3:1), jednak zaskoczony na pewno bym był.
To w ogóle ciekawe – kto jako pierwszy na Filipinach wygra z Polakami seta? Po rozgrywkach w grupach mamy od razu fazę pucharową, która zaczyna się od 1/8 finału. Patrzę na układ drabinki i wychodzi na to, że w tej fazie najbardziej prawdopodobny jest mecz z Kanadą lub Turcją. Nie powinniśmy się więc spodziewać większych problemów. W ćwierćfinale może czekać Japonia i to jest bardzo ciekawy case, bo od kilku lat jest zespołem ze ścisłego światowego topu. W jej srebrnym medalu Ligi Narodów z ubiegłego roku nie ma żadnego przypadku. Ale jednocześnie gra Japończyków, oparta na szybkości i popisach w obronie nam ewidentnie odpowiada, leży.
Ostatni raz przegraliśmy z nimi w meczu o stawkę 18 listopada 2009 roku, w Pucharze Wielkich Mistrzów (tak, była kiedyś taka impreza). Było 2:3. Od tego czasu wygraliśmy z Japonią 14 takich spotkań z rzędu. Do tego Polacy często zwyciężali nadspodziewanie łatwo.
W półfinale Polska może zagrać z Francją
Dlaczego najtrudniej będzie w półfinale? Bo tam, według drabinki turnieju, prawdopodobnie będą czekać Włosi albo Francuzi. A może Argentyna, która świetnie prezentowała się w tegorocznym Memoriale Wagnera i wygrała imprezę? Nie można tego wykluczyć, choć z argentyńskiego obozu dało się w Krakowie usłyszeć głosy, że być może tę świetną dyspozycję uzyskali trochę zbyt wcześnie. Trener Argentyny, Marcelo Mendez, powiedział kilkanaście dni temu, że według niego najsilniejsi będą Polacy i Francuzi. Podzielam tę opinię i właśnie taki półfinał wydaje mi się najbardziej prawdopodobny.

Możliwi rywale Polaków w fazie pucharowej
Mamy swoje porachunki z Francją. Przegrany ćwierćfinał igrzysk w Tokio, przegrany wielki finał w Paryżu. Porażka w półfinale ubiegłorocznej Ligi Narodów. Oni wygrali w siatkówce wszystko, co najważniejsze, oprócz – no właśnie – mistrzostwa świata. Ostatnie spotkanie Polska – Francja (będzie o nim jeszcze w tym tekście) kadra Grbicia wygrała w Gdańsku 3:2, ale nie było łatwo. To był mecz na styku.
Drabinka turnieju na Filipinach jest trochę absurdalna, bo mam wrażenie, że pięć najlepszych obecnie drużyn na świecie znajduje się w tej samej połówce. Mam na myśli Polskę, Włochy, Francję, Argentynę i Japonię. Po drugiej stronie jest Brazylia, której nie można lekceważyć, ale która jednak ma swoje problemy. Są też tam Amerykanie, mający znakomitego trenera w osobie Karcha Kiraly’ego, ale pozbawieni czterech bardzo ważnych zawodników, którzy odpuścili sezon kadrowy: Toreya DeFalco, Maxwella Holta, Matthew Andersona i Davida Smitha. A to nie jest reprezentacja, która posiada tylu zawodników na bardzo wysokim poziomie, co chociażby my.
Może będzie to turniej, w którym doświadczymy niespodziewanego finalisty? Spora szansa otwiera się np. przed taką Bułgarią, mającą w składzie niezwykle utalentowanego rozgrywającego Simeona Nikołowa (rocznik 2006), który jest wielką przyszłością siatkówki. Potencjalny underdog w wielkim finale byłby czymś pozytywnym i ożywczym dla siatkówki.
Nikola Grbić: „Zauważyłem w tej grupie coś, co mi się nie spodobało”
Na igrzyskach w Paryżu Polacy wygrali 3:2 dramatyczny półfinał z USA i ostatecznie sięgnęli po srebrne medale. Bartosz Kurek w wywiadzie, który znajdziecie tutaj, mówi, że po porażce w finale 0:3 z Francją czuł smutek, ale teraz uważa, że srebro było po prostu tym, co ta kadra była w stanie osiągnąć. Przed obecnym sezonem kadrowym na odpoczynek od reprezentacji zdecydowali się: Marcin Janusz (pierwszy rozgrywający), Paweł Zatorski (pierwszy libero), Mateusz Bieniek (ważny środkowy), Grzegorz Łomacz (drugi rozgrywający) i Łukasz Kaczmarek (drugi atakujący). Do tego latem poważnej kontuzji doznał Aleksander Śliwka.

Nieobecni w tym sezonie kadrowym
Na szczęście żadna inna reprezentacja na świecie nie ma tak szerokiej grupy bardzo dobrych i świetnych graczy. Grbić pierwszym rozgrywającym uczynił Marcina Komendę, a „szóstkowym” libero stał się Jakub Popiwczak. Polacy w świetnym stylu wygrali w tym roku Ligę Narodów. To jest w ogóle niesamowite, że od ćwierćfinału (Japonia), przez półfinał (Brazylia), po mecz o złoto (Włochy) wygrali za każdym razem 3:0, mimo że nie grali swojej najlepszej siatkówki. Błysnął Kewin Sasak – atakujący, którego jeszcze nie tak dawno nikt nie wyobrażał sobie grającego na tak wysokim poziomie.
Ale to nie oznacza, że ta kadra nie przeżyła trudnego momentu. Podczas turnieju Ligi Narodów w Gdańsku Biało-Czerwoni najpierw nieoczekiwanie przegrali 1:3 z Kubą, mimo że w czwartym secie prowadzili 24:21. Później nastąpiła przegrana 2:3 z Bułgarią. Polacy, z reguły pewni siebie w końcówkach, zaczęli je przegrywać z rywalami spoza ścisłej światowej czołówki. W pewnym momencie sam awans do turnieju finałowego Ligi Narodów, w którym występuje osiem drużyn, stanął pod lekkim znakiem zapytania. Grbić był zły, doszło do poważnej rozmowy z zawodnikami.
Kilka dni przed wylotem na Filipiny, Serb zdradził nieco kulisów tamtej sytuacji.
– Zaplanowałem poważne spotkanie z drużyną jeszcze przed meczem z Kubą, bo zauważyłem w tej grupie coś, co mi się nie podobało. To nie było nic wielkiego. Chodzi raczej o małe rzeczy, które uświadomiły mi, że stajemy się trochę zbyt zrelaksowani. Poza tym bardzo nie lubię przegrywać. Kuba przeciwko nam zagrała swój najlepszy mecz w Lidze Narodów i zasłużyła na wygraną, ale wszystko to było czerwoną flagą, która kazała interweniować. W szatni powiedziałem zawodnikom, to, co chciałem powiedzieć. Później przegraliśmy z Bułgarią. Pierwszy raz ulegliśmy im za mojej kadencji. Ale po tej drugiej porażce nie byłem tak zły, jak wcześniej. Wiedziałem, że zrobiłem już to, co powinienem zrobić – opisywał Grbić.
I to zadziałało. W kolejnym meczu, choć Polacy mierzyli się z, Francją, mistrzami olimpijskimi, pokonali ich 3:2. Trudna sytuacja została opanowana.
Dwie porażki w Krakowie. Ale Grbić był spokojny
Sprawdzianem po Lidze Narodów, a przed mistrzostwami świata był Memoriał Huberta Jerzego Wagnera. Polacy pokonali w pierwszym spotkaniu 3:0 słabiutkich i osłabionych Serbów, by później przegrać 0:3 z Brazylią i 1:3 z Argentyną. Zawodnicy Grbicia mogli się podobać, gdy atakowali z wysokiej piłki, ale sporym problemem był serwis.
– Muszę analizować mecze osobno, bo zobaczcie: w spotkaniu z Serbią zagraliśmy 10 asów, popełniając 11 błędów z zagrywki. Fantastyczny bilans. Kolejnego dnia był mecz z Brazylią i nie zagraliśmy żadnego asa, mając 16 błędów. Czyli fatalnie. Przeciwko Argentynie też nie było za dobrze: trzy punktowe zagrywki i 22 popsute serwisy. Chcę pokazać wam w ten sposób, że każdy mecz należy analizować z osobna – tłumaczył Grbić.
Serb po turnieju w Krakowie jednak głównie uspokajał. – Nie wydarzyło się nic, czego byśmy się nie spodziewali. To była okazja, by dać każdemu szansę gry. Nie byłoby mądre, gdybym grał ciągle tą samą szóstką po męczących treningach w Zakopanem. Wynik nie był najważniejszy, co jednak nie oznacza, że nie chciałem wygrać. Za kilka dni zagramy jeszcze towarzysko z Brazylią i tam zobaczycie już inne podejście – mówił dziennikarzom.
Rzeczywiście, w spotkaniu z Brazylijczykami Serb wystawił pierwszą szóstkę, którą prawdopodobnie będziemy też oglądać w mistrzostwach świata. Tworzą ją: Marcin Komenda (rozgrywający) – Wilfredo Leon i Tomasz Fornal (przyjmujący), Jakub Kochanowski i Norbert Huber (środkowi), Bartosz Kurek (atakujący) i Jakub Popiwczak (libero).
Polacy, choć ich dyspozycja falowała, wygrali w Łodzi 4:0. Czemu 4:0? Bo obaj trenerzy dogadali się, że jeżeli mecz zakończy się wynikiem 3:0, zespoły rozegrają jeszcze dodatkową partię. Uważnie patrzyliśmy przede wszystkim na grę Hubera i Kurka, bo obaj mieli problemy zdrowotne i obu zabrakło w Lidze Narodów. Kapitan kadry miał gorsze momenty, ale poprawił swoją grę i całe spotkanie zakończył z 41 procentami skuteczności w ataku. Wcześniej, w Memoriale Wagnera, Kurka wybrano najlepszym atakującym imprezy. Huber? W Łodzi skończył siedem ataków na osiem i dołożył do tego jeszcze cztery bloki. Imponujący występ.

Pierwsza szóstka reprezentacji Polski
W elemencie zagrywki wciąż mamy rezerwy – tym razem Polacy zagrali dwa asy przy 22 błędach. Ale pamiętajmy, że dość pewnie, choć w meczu towarzyskim, ograli drużynę, która zdaniem wielu ekspertów powinna zagrać na Filipinach w wielkim finale. Pamiętajmy też, że Grbić będzie miał na ławce zawodników, ogranych mniej lub bardziej w tym roku w kadrze, i mających argumenty, by w dowolnym momencie wejść na boisko i pomóc drużynie.
Gdyby Kurek miał problemy, jest w ataku Kewin Sasak, bohater ćwierćfinału i półfinału Ligi Narodów, który zalicza najlepszy rok w karierze. Na środku w wielu meczach Ligi Narodów zachwycał Jakub Nowak z rocznika 2005 – chłopak, który nie zadebiutował jeszcze w PlusLidze, a już robi furorę w reprezentacji.
W kadrze jest też jego rówieśnik, drugi libero Maksymilian Granieczny, o którym Tomasz Fornal opowiadał niedawno w „Godzinie Zero” u Krzysztofa Stanowskiego, że był w szoku, gdy kilka lat temu na treningu Jastrzębskiego Węgla zobaczył 15-latka, wyglądającego jak 10-latek, który przyjmował w punkt jego trudne zagrywki. Przyjęcie? Tutaj do dyspozycji są Kamil Semeniuk i Artur Szalpuk, który ma za sobą bardzo dobre spotkania w Lidze Narodów.
Dlatego Polacy rozpoczynają turniej ze spokojem i uzasadnioną pewnością siebie.
JAKUB RADOMSKI
WIĘCEJ O SIATKÓWCE NA WESZŁO:
- Bartosz Kurek: Ciągle uczę się akceptować porażki [WYWIAD]
- Fornal u Stanowskiego: Jestem profesjonalistą w 60-70 procentach
- Brak medalu będzie porażką. Zapowiedź mistrzostw świata siatkarzy [WIDEO]
Fot. Newspix.pl