Piast Gliwice jako jedyny zespół nie strzelił jeszcze żadnego gola. Oddał jedynie pięć celnych strzałów. Zaciska pasa. Ma znacznie słabszą i węższą kadrę niż w ostatnich latach. Poprzedni trener, będący gwarancją jakości, odszedł, nie widząc w tym zespole perspektyw na walkę o coś więcej niż utrzymanie. Nowy trener, wzięty z drugiej ligi szwedzkiej, to eksperyment. Czy Piast wyrasta na jednego z poważniejszych kandydatów do spadku? Początek sezonu to ogromny falstart w wykonaniu mistrzów Polski sprzed kilku lat.

To nie są najlepsze czasy na to, żeby być kibicem Piasta.
Sympatycy gliwickiej drużyny mogli dawniej marudzić, że ta wypadła ze ścisłej czołówki. Dodawali sobie otuchy tym, że przynajmniej kończą co sezon w pierwszej szóstce.
Później martwili się, że klub w żaden sposób nie potrafi zarządzić sukcesem i zbudować czegoś trwałego. Pokrzepiali się tym, że zespół ma spokojny byt w środku tabeli, dobrze broni i jest nieprzyjemny dla wszystkich rywali.
A teraz? Nie za bardzo jest się czymś pocieszyć.
Piast Gliwice 25/26 – kandydat do spadku?
Po ostatnim spotkaniu z Motorem Antek Figlewicz pytał w relacji pomeczowej: może jednak dalej przekładajmy mecze Piasta? To pytanie, choć ma w sobie nutkę prowokacji, nie jest bezzasadne, bo na żadnym meczu Piasta nie bawiliśmy się dobrze. Ale to jeszcze pół biedy, bo z gliwickiej perspektywy znacznie bardziej niepokojące jest to, że w żadnym z tych meczów zespół ten nie wyglądał jak ekipa, która może ugrać w naszej lidze cokolwiek.
-
- 2. kolejka – starcie z Górnikiem Zabrze (0:1) to typowe „nam strzelać nie kazano”. Piast w ślamazarnym tempie budował akcje krótkimi podaniami (62% posiadania piłki) i nie tworzył dogodnych okazji. Efekt? Dziesięć prób strzałów (żaden jednak nie poszedł w kierunku bramki).
- 3. kolejka – kolejny pokaz bezproduktywnej klepanki, tym razem w spotkaniu z Wisłą Płock (0:2). Posiadanie piłki? 70%. Liczba sytuacji bramkowych na gola? Zero. Chyba że złośliwie wliczymy w to kiks Marcina Kamińskiego, który wylądował na słupku. W tym meczu Piast po raz pierwszy zmusił bramkarza do interwencji. Oddał jeden celny strzał.
- 5. kolejka – znów to samo w starciu z Motorem (0:0). Jest jednak duży progres, bo gliwiczanie uderzali celnie cztery razy częściej niż w dwóch ostatnich meczach razem wziętych (cztery próby). Mogą jednak mówić o sporym szczęściu, bo od 23. minuty powinni grać w osłabieniu (nie wiemy, jak to możliwe, że Boisgard nie wyleciał z boiska).
Mecz na razie nudniejszy od, parafrazując klasyka, flaków z olejem, więc zdecydowanie akcją meczu jest ta. Ciekawi mnie, jakim cudem Boisgard dalej przebywa na boisku… chyba zero zdziwienia, kiedy spojrzymy na obsadę sędziowska #MOTPIA pic.twitter.com/lDRIvu5VUo
— Michał Wawrzyniak (@Wawrzyn_7) August 16, 2025
Cokolwiek sądzić o tych meczach, widać już w nich było rękę Maxa Möldera. Piast zagrał nich zupełnie inaczej niż za Aleksandara Vukovicia, kiedy to stał się do bólu pragmatycznym zespołem. Serbski szkoleniowiec za priorytet postawił sobie zbudowanie solidnej obrony. Tylko dwa zespoły w zeszłym sezonie straciły mniej bramek – Lech i Raków. W klasyfikacji oczekiwanych goli straconych gliwiczanie też stali bardzo wysoko – na czwartym miejscu. Wpuszczali średnio 1,06 gola na mecz przy xG straconych bramek na poziomie 1,21. Był to bardzo dobry bilans.
Piast nie stał się najbardziej atrakcyjną drużyną do oglądania, nie zaskarbił sobie sympatii piłkarskiej Polski, ale Vuković mógł bronić się najważniejszym – wynikami. Nigdy nie spadł poniżej zadowalającego poziomu.
- 22/23 – 5. miejsce
- 23/24 – 10. miejsce
- 24/25 – 10. miejsce
Piast zapewne byłby zainteresowany kontynuowaniem współpracy, ale zanim doszło do rozmów, Vuković uprzedził, że chce odejść z Gliwic po sezonie.
Dlaczego Vuković odszedł z Piasta?
– Nie zgadzała się jedna rzecz: finanse, które są przeznaczane na budowę drużyny – mówił szkoleniowiec w rozmowie z Tomaszem Ćwiąkałą. I w zasadzie w tym zdaniu można zawrzeć wszystkie powody, dla których postanowił, że poszuka sobie nowego pracodawcy.
Gdy Vuković objął Piasta, ten miał dwanaście punktów po czternastu meczach i był w strefie spadkowej. Później zaliczył spektakularny rajd. Dwanaście zwycięstw, pięć remisów i trzy porażki dały mu piąte miejsce. Klub z Gliwic nadal miał wtedy potencjał, by być klubem z szerokiej czołówki.
– Wiedziałem, co zrobić, żebyśmy postawili kolejny krok. Ale nie można było tego zrobić. Przyszły kolejne cięcia ze względu na problemy finansowe – mówił trener we wspomnianym wywiadzie, dodając, że miał na myśli nie tylko uszczuplanie kadry, ale też ograniczenie standardów pracy. Problemem w Gliwicach była nawet zaawansowana suplementacja czy… posiłki potreningowe.
Brzmi to jak amatorka, ale trudno się dziwić, gdy spojrzy się w ostatnie raporty finansowe. Gliwiccy działacze – głównie Grzegorz Bednarski (były prezes) i Bogdan Wilk (były dyrektor sportowy) – doprowadzili miejski klub do prawdziwej ruiny. Piast, chcąc dalej pławić się w blasku mistrzowskiego sezonu, zaczął oferować zawodnikom ogromne kontrakty. Nie budował przy tym struktur, nie powiększał przychodów, nie usprawniał akademii, nie stawał się bardziej atrakcyjnym klubem dla sponsorów.
Efekt?
- Sezon 21/22 – 6 milionów złotych straty
- Sezon 22/23 – 13,5 milionów złotych straty
- Sezon 23/24 – 13,8 milionów złotych straty
Pod koniec zeszłego roku nowy prezes Piasta zażądał od miasta natychmiastowego przekazania pożyczki w kwocie osiemnastu milionów złotych. Jeśliby do niej nie doszło, klub mógłby nie dostać licencji i zawinąć się z piłkarskiej mapy Polski.
Miasto uratowało Piasta. Ale walnęło pięścią w stół nakazując: koniec tego eldorado.
Odejścia, osłabienia
Aleksandar Vuković nie widział więc w tej sytuacji perspektyw na grę o coś więcej niż utrzymanie. I kolejne ruchy Piasta tylko to potwierdzają. Sam klub komunikuje, że musi zadbać o finanse. Bardziej niż o celach sportowych mówi o tym, by przestać w końcu generować straty. Nie myśli, jak inni, by ściągać lepszych zawodników, a takich, którzy mniej zarabiają.
Piast Gliwice z nowym pomysłem na siebie. „Musimy zadbać o finanse”
Latem z Piasta, licząc powroty z wypożyczeń, odeszło siedemnastu piłkarzy, co stanowi jasny sygnał, w którą stronę zmierza polityka kadrowa. Wśród nich niewypały takie jak Rosołek czy Piasecki, albo rozczarowania jak Kądzior czy Zedadka, ale też kilku zawodników – Huk, Szczepański, Kostadinov czy Gale – mogących spokojnie jeszcze pograć w tym zespole.
W ich miejsce trafiają zawodnicy, którzy są sporą zagadką. Quentin Boisgard pograł w Ligue 1, rozmawiał z Jagiellonią i Arką, w lidze wyróżnił się na ten moment tylko brutalnym faulem. Germana Barkowskija i Adriana Dalmau akurat doskonale znamy. Poza tym w Piaście są…
- Ema Twumasi – po odejściu z FC Dallas przez pół roku był bez klubu
- Leandro Sanca – skrzydłowy z drugiej ligi portugalskiej, gdzie wcale nie notował liczb (ostatni sezon to gol i trzy asysty)
- Hugo Vallejo – skrzydłowy z La Liga 2 (dwa gole i dwie asysty)
- Juande Rivas – obrońca z La Liga 2, ale zagrał na tym poziomie tylko 732 minuty
Nikogo nie skreślamy na starcie, ale całościowo nie wygląda to zbyt optymistycznie. W momencie, gdy cała liga robi duży skok do przodu, Piast akurat się zwija. Górnik wychodzi z długów, zwiększa przychody i chce dołączyć do czołówki. Widzew i Korona znalazły się w nowych realiach po zmianach właścicielskich. Beniaminkowie już nie są – jak w poprzednich latach – chłopcami do bicia. W Motorze czy Zagłębiu Lubin nie brakuje pieniędzy. Inne miejskie kluby – Wisła czy GKS – mogą liczyć na hojne zapomogi z ratusza. Z nimi wszystkimi Piast mógłby konkurować, gdyby nie musiał zaciskać pasa.
To sprawia, że należy uznać gliwiczan, przynajmniej na ten moment, za jednego z potencjalnych kandydatów do spadku.
CZYTAJ WIĘCEJ O PIAŚCIE GLIWICE NA WESZŁO:
- Piast Gliwice z nowym pomysłem na siebie. „Musimy zadbać o finanse”
- Pomocnik Piasta otwarty na ofertę od Lecha. „Raczej byłbym na tak”
Fot. newspix.pl