Reklama

Znakomity mecz Polaków! Mamy półfinał Ligi Narodów siatkarzy

Sebastian Warzecha

31 lipca 2025, 15:03 • 5 min czytania 3 komentarze

Zaczęło się od przewagi Japonii, ale im dalej w las, tym lepiej grali polscy siatkarze. I ostatecznie wygrali w świetnym stylu, nawet jeśli dwa pierwsze sety do końca były wyrównane. Japończykom Biało-Czerwoni nie oddali jednak ani jednej partii, awansowali do półfinału Ligi Narodów i są już pewni tego, że rozegrają w Chinach jeszcze dwa spotkania. W sobotę półfinał z Brazylią, a w niedzielę mecz o 3. miejsce lub – na to liczymy – złoto.

Znakomity mecz Polaków! Mamy półfinał Ligi Narodów siatkarzy

Liga Narodów. Polscy siatkarze pokonali Japonię w trzech setach!

Reklama

Kluczowe spotkanie

Liga Narodów w siatkówce obecnie skonstruowana jest tak, że na finały jedzie osiem zespołów… a cztery z nich żegnają się z nimi już po pierwszym spotkaniu. Z kolei cztery, które ćwierćfinał przejdą, na pewno zagrają jeszcze dwa mecze – półfinałowy i w rywalizacji o medale. Stąd kluczowe jest, by wygrać to pierwsze spotkanie i zapewnić sobie pobyt w turnieju finałowym do samego jego końca. Inna sprawa, że najpierw trzeba było do tych finałów wejść, a to też nie było tak łatwe – Polacy przegrali cztery mecze w fazie zasadniczej, groziło im nawet wypadnięcie z TOP 8 (a właściwie TOP 7, bo jedno miejsce zajęli gospodarze, Chińczycy).

Ostatecznie wygrali jednak kluczowy mecz z Francją. I do finałów weszli.

Paradoksalnie okazało się, że zajęte przez nich piąte miejsce było… całkiem niezłe. W półfinale trafili bowiem na Japonię, a więc kadrę groźną, ale też taką, która nie pokonała nas od wielu lat, a w całym XXI wieku bilans meczów polsko-japońskich to 26 zwycięstw Biało-Czerwonych i cztery triumfy ich rywali. Zresztą w tegorocznej Lidze Narodów Polacy tez już sobie z nimi poradzili – w pierwszym turnieju, wygrali 3:1 (choć ostatni set skończył się wynikiem… 39:37). Fakt, że wtedy brakowało w obu ekipach wielu czołowych postaci, ale więcej u nas. Więc pokazywało to, że z reprezentantami Kraju Kwitnącej Wiśni powinniśmy sobie poradzić.

Tym zresztą brakowało ich największego atutu – rozgrywającego Masahiro Sekity. Tak pisaliśmy o kadrze Japonii przed spotkaniem: „W tym sezonie Sekita zdecydował jednak o operacji stawu skokowego, którego urazu doznał, stąd przerwa. Dwaj pozostali rozgrywający Japończyków – Masaki Oya i Motoki Eiro – nie gwarantują takiego poziomu, choć są solidni w swoim fachu. A wspomagają ich zawodnicy ofensywni – na czele z Kento Miyaurą, jednym z najlepiej punktujących graczy tej edycji Ligi Narodów – a także ci broniący, bo absolutnym specjalistą w swoim fachu jest Tomohiro Ogawa, libero kadry”.

Innymi słowy – trzeba było uważać na Miyaurę, kontrolować Japonię blokiem i dobić się do parkietu. I choć początek meczu był w wykonaniu Polaków co najwyżej kiepski, to im dalej w kolejne sety, tym lepiej wyglądała nasza gra. A ostatnia partia była już popisem podopiecznych Grbicia.

Japonia stawia opór

Japończycy prowadzili w pierwszym secie nawet 16:13. Genialnie grał Miyaura, który atakiem raz po raz mijał nasz blok, nie dając Polakom szans na zdobycie punktów w tym elemencie. Rywale świetnie też serwowali, wykorzystując problemy między innymi Wilfredo Leona. Polacy jednak w końcu wzięli się za grę i zdołali losy seta odwrócić. Co pomogło? Zagrywka, oczywiście, bo to od dawna jeden z tych elementów, którymi jesteśmy w stanie wygrywać nie tylko sety, ale i mecze.

W tym przypadku kluczowi byli Kewin Sasak i Kuba Kochanowski, którzy w polu serwisowym dali prawdziwy popis, pomagając Polsce odrobić straty i doprowadzić do triumfu w I secie.

Zatrzymajmy się na moment przy Sasaku, bo to gość, którego przed tym sezonem wydawało nam się brakować. Dziś nasz atakujący rozegrał kapitalne zawody, właściwie w pewnym momencie zdawało się, że jakiej piłki nie posłałby mu Marcin Komenda, ta wpadłaby w boisko. Sasak znajdował najmniejsze luki w bloku Japonii, umieszczał tam piłkę, a Laurent Tillie – trener Japończyków – rozkładał jedynie ręce, jakby chciał powiedzieć „cóż poradzić, zagrał genialnie”. I miałby rację, bo Sasak w wielu ze swoich ataków faktycznie ocierał się o geniusz i po raz kolejny w tym sezonie udowodnił, że świetnie czuje się w koszulce reprezentacji.

Jego popisem był szczególnie drugi set, gdy był mężem opatrznościowym polskiej kadry, ciągnął ją, atakując znakomicie, często na ogromnym przewyższeniu. Ale też to był set, w którym zazębiać zaczęło się u Polaków wszystko. Działała nadal na odpowiednim poziomie – a nawet jeszcze lepiej – zagrywka, dobrze pracowaliśmy w obronie, a w kluczowych momentach dołączył się nasz blok. A że Japończycy też jeszcze podnieśli poziom swojej gry, to dostaliśmy kapitalną partię i pełną emocji w końcówce, bo przy pierwszej piłce setowej atak Kuby Nowaka kapitalnym blokiem zgasił środkowy naszych rywali.

Kolejne dwa punkty poszły jednak na konto Polski. I to chyba Japończyków już całkowicie zgasiło.

Japonia ograna, czas na Brazylię

Trzeci set nie miał bowiem żadnej historii. Nasz blok raz po raz karcił rywali (13 punktów w całym spotkaniu, aż 9 z nich w trzeciej partii). Graliśmy świetnie z kontry. Po prostu nie dawaliśmy Japonii odetchnąć, zdobyć kilku punktów z rzędu, a sami robiliśmy to regularnie. Efekt? Wygrana 25:12, a w całym spotkaniu – 3:0. I tak, jak napisaliśmy – im dalej w mecz, tym lepiej grali siatkarze reprezentacji. Zresztą oni sami obiecywali, że tak będzie. Że w tym turnieju będą prezentować lepszą siatkówkę niż ostatnio, w Gdańsku, a każdy kolejny mecz im w tym pomoże.

I oby tak było. Bo teraz poprzeczka wędruje w górę.

Polaków czeka bowiem mecz z Brazylią, która raz ich już w tym sezonie ograła – w Chicago, 3:1. Brazylijczycy w dodatku mają o dzień odpoczynku więcej, bo swój półfinał grali wczoraj. Inna sprawa, że zaskakująco się w nim męczyli z gospodarzami – przegrali pierwszego seta na przewagi, wygrali dopiero kolejne trzy partie. Ale z naszymi siatkarzami na takie momenty dekoncentracji raczej sobie nie pozwolą. Jeśli więc obie reprezentacje wyjdą na parkiet w najlepszej formie, dostaniemy kapitalne widowisko. To pewniak.

A o wygranej? Wiadomo – zadecydują detale. Jak zawsze.

Polska – Japonia 3:0 (25:23, 26:24, 25:12)

Fot. Newspix

Czytaj więcej o siatkówce na Weszło:

3 komentarze

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama