Polskie siatkarki dopiero co wywalczyły brąz Ligi Narodów, a my już możemy ekscytować się tymi samymi rozgrywkami w wydaniu naszej męskiej kadry. Siatkarze rozpoczną w pewnym sensie tam, gdzie… skończyły ich koleżanki po fachu, bo od meczu z Japonią. To będzie ćwierćfinałowe starcie, decydujące o tym, kto pojedzie do domu, a kto powalczy o medale. Zawodnicy Nikoli Grbicia – choć nieco przetrzebieni przez kontuzje – są dobrej myśli. Czego powinniśmy się po nich spodziewać? Jak prezentowali się do tej pory w Lidze Narodów? I czemu nie mogą mówić o tym, co w Chinach jest nie tak?

Liga Narodów. Siatkarki mają brąz, co wywalczą siatkarze?
Faza zasadnicza? Mieszane wrażenia
Turnieje Ligi Narodów w fazie zasadniczej były trzy. Na pierwszy, w Chinach, Nikola Grbić wziął w dużej mierze skład złożony z rezerwowych i młodych zawodników. Na drugi zaproponował zestaw mieszany, do kadry dołączyło bowiem kilku siatkarzy bardziej doświadczonych. Trzeci turniej, w Gdańsku, miał być już tym właściwym, z reprezentacją Polski taką, jaka pojedzie na finały. I w sumie tak było, bo serbski trener faktycznie wziął do Ningbo – gdzie odbywają się finały – tych samych siatkarzy, którzy grali na Pomorzu.
Ale paradoksalnie to właśnie ten ostatni turniej był w wykonaniu Polaków najsłabszy.
W pierwszym wygrali bowiem wszystkie swoje mecze. Pokonali Holendrów, Japończyków, Turków i Serbów, a więc ani przesadnie mocne ekipy, ale też nie outsiderów. W drugim turnieju – w Chicago – zaliczyli dwa triumfy, ale ich gra wyglądała naprawdę dobrze, a obie porażki można było usprawiedliwić. Lepsi od Polaków okazali się bowiem Brazylijczycy oraz – po fenomenalnym meczu i pełnym emocji tie-breaku – wciąż aktualni mistrzowie świata, czyli Włosi. Ulegli im za to gospodarze oraz Kanadyjczycy.
A turniej w Gdańsku? Cóż, tam Biało-Czerwoni spuścili z tonu. Z trudem wygrali bowiem z Iranem, a potem przegrali z Kubą i Bułgarią. W przypadku przegranej w ostatnim meczu – z Francją – mogli nawet wypaść z najlepszej ósemki i nie awansować do turnieju finałowego. Podopieczni Nikoli Grbicia zebrali się jednak w sobie i Francuzów pokonali po tie-breaku.
– Cieszę się bardzo, że udało się wygrać po tych wszystkich problemach, jakie mieliśmy. My wiemy, że mamy dużo pracy do wykonania, żeby później wyglądało to lepiej niż tu w Ergo Arenie. Teraz musimy się przygotować do turnieju finałowego. Im więcej meczów zagramy, tym lepszą będziemy mieli komunikację, a tego bardzo potrzebujemy. Mamy jeszcze tydzień, by przygotować najlepszą formę – mówił wtedy po tym ostatnim starciu Wilfredo Leon w wywiadzie dla Polsatu Sport. Po Gdańsku Biało-Czerwoni mieli też dodatkowy tydzień na przygotowania.
A potem polecieli do Chin.
Polecieli, dodajmy, z nadziejami. Że wypadną lepiej niż w fazie zasadniczej i, co najważniejsze, nie przerwą fantastycznej serii za kadencji Nikoli Grbicia.
Podtrzymać medalową passę
Odkąd Serb trafił do reprezentacji Polski, ta… zdobywa medal na każdym dużym turnieju reprezentacyjnym. Bez żadnego wyjątku. Osiągnięcia Grbicia w kadrze Polski prezentują się następująco:
- Liga Narodów 2022 – brąz.
- Mistrzostwa świata 2022 – srebro.
- Liga Narodów 2023 – złoto.
- Mistrzostwa Europy 2023 – złoto.
- Liga Narodów 2024 – brąz.
- Igrzyska olimpijskie 2024 – srebro.
Dwa złota, dwa srebra i dwa brązowe medale. Jeśli Biało-Czerwoni faktycznie podtrzymają swoją passę, to ten idealnie równy stan zostanie zakłócony, ale raczej nikt się na to nie obrazi. Choć o to podtrzymanie łatwo nie będzie, bo Liga Narodów z roku na rok staje się coraz bardziej konkurencyjna. Zresztą wystarczy spojrzeć na to, że w fazie zasadniczej pożegnali się z nią w tym sezonie już Argentyńczycy, Kanadyjczycy, Serbowie czy Niemcy prowadzeni przez Michała Winiarskiego. Nie będzie też Irańczyków, choć ci zajęli ósme miejsce, ale nie weszli do finałów, bo musieli się w nich znaleźć gospodarze – 17. w tabeli Chińczycy. Nawiasem pisząc – nie będzie też Bułgarów, a więc jednych z pogromców Polaków, bo ci skończyli na 10. miejscu.
Pierwszy i jak na razie jedyny triumf Polaków w Lidze Narodów. Wtedy na własnym terenie, w Gdańsku.
Jest trudno, po prostu. Podopieczni Grbicia też się już o tym przekonali, ale mimo wszystko ten pierwszy cel zrealizowali – weszli do finałów. Teraz został drugi, czyli zdobyć kolejny medal. Jeśli im się uda, to będzie to dla Polski już szósty medal Ligi Narodów z rzędu – te zdobywamy bowiem nieprzerwanie od 2019 roku, czyli środka kadencji Vitala Heynena. A więc kolejna passa do podtrzymania. Choć gdyby postawić przed Polakami wybór: medal w Lidze Narodów czy na późniejszych mistrzostwach świata, zapewne wybraliby to drugie.
Ale po co wybierać? Poprzednie trzy lata pokazały przecież, że można zdobywać krążki i w LN, i w imprezie docelowej.
Oczywiście, w tym roku jest o tyle trudniej, że kadry Grbicia nie oszczędzały kontuzje. Przed turniejem w Gdańsku serbskiemu trenerowi wypadł między innymi – przez uraz pleców – Bartosz Kurek, ale z kontuzją wyleciał też z kadry Rafał Szymura. Do kadry dołączył wtedy Aleksander Śliwka, który w razie konieczności miał pełnić rolę atakującego. Ale… i on wypadł z urazem. W efekcie momentami jako atakujący grał Wilfredo Leon.
Do Chin poleciało na szczęście piętnastu zdrowych siatkarzy, a czternastu z nich wystąpi w pierwszym meczu Ligi Narodów.
Skład reprezentacji Polski na ćwierćfinał Ligi Narodów
ROZGRYWAJĄCY
Jan Firlej, Marcin Komenda
Atakujący
Bartłomiej Bołądź, Kewin Sasak
PRZYJMUJĄCY
Bartosz Bednorz, Tomasz Fornal, Wilfredo Leon, Kamil Semeniuk, Artur Szalpuk
ŚRODKOWI
Szymon Jakubiszak, Jakub Kochanowski, Jakub Nowak
LIBERO
Maksymilian Granieczny, Jakub Popiwczak
To ta czternastka powalczy o półfinał (z piętnastoosobowego grona Grbić musiał usunąć jedną osobę – wybrał Mateusza Porębę, czwartego środkowego). – Myślę, że Artur [Szalpuk] może nam dać zagrywkę, Bendżi [Bartosz Bednorz] przyjęcie, Kamil [Semeniuk] może dać wszystko. Myślę, że ta decyzja jest właściwa, bo myślę, że możemy skorzystać z każdego zawodnika w tym jednym meczu. Później? Nie wiem, co będzie w sobotę – mówił o swoich wyborach, przede wszystkim piątce przyjmujących (cytat za TVP Sport).
Starcie ćwierćfinałowe jest meczem najważniejszym – przegrani bowiem od razu pakują się i lecą do domu. Zwycięzcy zagrają w Chinach jeszcze dwa mecze. Kluczowe jest więc to, by awansować do strefy medalowej. A by tak się stało, Polacy muszą wygrać z Japończykami.
Pierwsze wyzwanie: Japonia
Możecie mieć wrażenie, że się powtarzamy – a to przez to, że z Japonkami dopiero co o brąz Ligi Narodów grały nasze siatkarki – ale Japończycy to przedstawiciele typowo azjatyckiej siatkówki. Grają szybko, świetnie bronią, trudno się przeciwko nim dobić do parkietu. A w ostatnich latach w dodatku znacząco się rozwinęli, a to za sprawą dwóch francuskich trenerów. Najpierw przez kilka lat prowadził ich Philippe Blaine, w naszym kraju kojarzący się głównie z tym, że był asystentem Stephene’a Antigi, gdy ten prowadził Polaków i zdobywał złoto mistrzostw świata w 2014 roku.
W Japonii z kolei Blaine położył podstawy pod sukcesy. Zresztą sam kilka osiągnął. W 2023 roku Japończycy pod jego przewodnictwem sięgnęli po brąz Ligi Narodów. Rok później byli w tych rozgrywkach srebrni. Nie powiodło im się co prawda na igrzyskach w Paryżu (odpadli w ćwierćfinale), ale rok wcześniej – po sześciu latach przerwy – odzyskali złoto mistrzostw Azji i gołym okiem widać, że stali się najlepszym zespołem na tym kontynencie, detronizując Iran.
Blaine skończył prowadzić kadrę po paryskich igrzyskach. Zastąpił go jego rodak, Laurent Tillie, czyli mistrz olimpijski z kadrą Francji z igrzysk w Tokio.

Laurent Tillie. Fot. Newspix
Tillie rozwija dzieło Blaine’a, choć ma pewne utrudnienia. W tym sezonie brakuje mu na przykład Masahiro Sekity, fantastycznego rozgrywającego, który na co dzień stanowi o sile tej kadry. W tym sezonie zdecydował jednak o operacji stawu skokowego, którego urazu doznał, stąd przerwa. Dwaj pozostali rozgrywający Japończyków – Masaki Oya i Motoki Eiro – nie gwarantują takiego poziomu, choć są solidni w swoim fachu. A wspomagają ich zawodnicy ofensywni – na czele z Kento Miyaurą, jednym z najlepiej punktujących graczy tej edycji Ligi Narodów – a także ci broniący, bo absolutnym specjalistą w swoim fachu jest Tomohiro Ogawa, libero kadry.
Polacy w tym sezonie już ich jednak pokonali – choć i u nas, i u rywali brakowało wtedy wielu podstawowych zawodników – a do tego mają w XXI wieku niezwykle pozytywny bilans meczów i z Japonią na ogół po prostu nie przerywają. Choć Ran Takahashi, przyjmujący kadry Japonii i jedna z jej gwiazd, ostrzegał Polaków. Jego słowa cytował Jakub Balcerzak:
– Ostatnie zgrupowanie było dla nas bardzo dobre. Rozumiemy się coraz lepiej. Wierzę, że stać nas na awans do półfinału. Chcemy pokonać reprezentację Polski. Musimy skupić się na naszych mocnych stronach. Zagrać swoje najlepsze spotkanie w tym sezonie. To jeden z najlepszych zespołów na świecie, z którymi znamy się już bardzo dobrze z racji przeróżnych meczów w ostatnim czasie. Są w bardzo mocnym składzie, na pewno gotowi do rywalizacji o medal – mówił Japończyk.
Polacy jednak zapewniali, że są gotowi na to wyzwanie. Do Chin wylecieli już 26 lipca, zaaklimatyzowali się tam, zresztą przez całą Ligę Narodów sporo było latania z miejsca na miejsce, są już do tego przyzwyczajeni (a mistrzostwa świata też odbędą się w Azji – na Filipinach). Na miejscu podobno też wszystko gra, choć Artur Szalpuk sugerował, że na miejscu pojawiło się nieco niedociągnięć, ale że trener prosił, by się na nich nie skupiać, to nie będzie nic o nich mówić.
A skoro nie będzie mówić, to nie są one zapewne na tyle poważne, by jakkolwiek Polakom przeszkodziły. Cel dziś o 13:00 jest więc jeden – wygrać, awansować do półfinału, a potem walczyć o kolejny medal. Tak, by podtrzymać trwające passe.
Czytaj więcej o siatkówce na Weszło:
- Życie, które było ciężkie, a dziś pędzi. Historia Jakuba Nowaka
- Geniusz siatkówki zagra w PlusLidze. Jak Luciano De Cecco trafił do Polski?
- “Albo grubo, albo wcale”. Jak Polki zdobyły medal Ligi Narodów?
- Włoszki wygrały Ligę Narodów. Są niepokonane od dawna
Fot. Newspix