Polskie siatkarki po zaciętym, pięciosetowym spotkaniu pokonały w ćwierćfinale Ligi Narodów reprezentację Chin. W rozmowach po meczu podkreślały szczególnie wagę świetnej gry rezerwowych, ale też to, że czuły presję spotkania przed własną publicznością, które decydowało o tym, czy wystąpią przed nią jeszcze dwukrotnie. – Sobotni mecz zagramy zupełnie inaczej – mówi Malwina Smarzek, której wtóruje Martyna Łukasik. Nasze dwie doświadczone zawodniczki opowiedziały o wrażeniach po spotkaniu i tym, czego spodziewają się po kolejnym starciu – z rozpędzonymi Włoszkami.

Smarzek i Łukasik o starciu z Chinami. „Było nerwowo”
Ćwierćfinał z rywalkami, które już dwukrotnie się w tym sezonie pokonało – w obu przypadkach dość pewnie, bo po 3:1. Do tego we własnym kraju, przy wsparciu swojej publiki. Czy może być lepszy scenariusz na to, by gładko i spokojnie awansować do półfinału Ligi Narodów? Wychodzi, że może, bo Polki z Chinkami niemiłosiernie się męczyły. Właściwie do połowy drugiego seta były zespołem gorszym. Dopiero wtedy stanęły na nogi i po raz pierwszy w meczu grały swoją siatkówkę.
– Pomimo tego, że grałyśmy już z Chinkami najpierw na ich terenie, a potem towarzyski mecz w Radomiu, to spodziewałam się takiego spotkania. Taka atmosfera – nawet w przypadku własnych kibiców – zawsze robi wrażenie. I widać było trochę naszego stresu, elektryczności na boisku – mówi Malwina Smarzek, doświadczona atakująca polskiej kadry. Z kolei Martyna Łukasik, przyjmująca, podkreśla, że Polkom nie zabrakło cierpliwości. I to w tym meczu okazało się niezwykle ważne:
– To przeczekanie, bycie cierpliwym w pierwszej części tego spotkania było bardzo istotne. Na pewno nie mogłyśmy się poddać, musiałyśmy przeć do przodu, wrócić do swojej siatkówki i lepiej reagować na to, co robią dziewczyny po drugiej stronie siatki. Udało się.
Faktycznie, udało się, bo ten mecz długimi fragmentami Polkom się nie układał. Po świetnej końcówce drugiego seta nie poszły za ciosem, w trzecim znów grały słabo. Nie mogły „dobić” się do parkietu, ich ataki często pozostawały nieskończone. I znów – trzeba było być cierpliwym.
– Przede wszystkim wiemy, czym charakteryzują się azjatyckie zespoły. Świetnie czytają grę, dużo piłek podbijają. Cierpliwość w ataku to klucz w meczach z nimi – mówiła Łukasik. Smarzek dodawała: – Chinki dużo lepiej grały zagrywką od nas. I na pewno lepiej w obronie, ale to nie jest dużym zaskoczeniem. Nasza zagrywka na początku była kiepska, miały łatwiej na przyjęciu i pokazały trochę tej „azjatyckiej” siatkówki. Było nerwowo, wszyscy trochę odetchnęli, bo chyba nikt by nie chciał, żeby sobota i niedziela była tu bez Polek.
Rezerwowe były kluczowe
Faktycznie, nikt nie chciał. A już szczególnie wpuszczone na parkiet przez Stefano Lavariniego Alicja Grabka i Paulina Damaske. Dwie rezerwowe odmieniły bowiem grę Polek. Zauważają to też ich bardziej doświadczone koleżanki.
– Mówiłam to już tyle razy i powtórzę raz jeszcze – bardzo się cieszę, że mamy takie czasy, że mamy te zmiany i jest ich naprawdę dużo. Trener ma w kim wybierać – mówiła Smarzek. A zapytana o jeden z kluczowych momentów tego spotkania – znakomity blok Pauliny Damaske w tie-breaku, dodawała: – Piękny blok, ale ona w ogóle ma go super. Gdy mam ją naprzeciwko siebie na siatce, to po prostej się raczej [ w ataku] nie wybieram. Obie z Alicją dźwignęły ten mecz. Duża rzecz, że to zrobiły, nie mając wielkiego doświadczenia w kadrze.
– Fajnie, że udało się wyciągnąć to spotkanie, bo grałyśmy nierówno – twierdziła z kolei Łukasik. – Świetnie, że i „Damaszi”, i Ala Grabka zaprezentowały się w taki sposób. Dały drużynie to, czego potrzebowałyśmy. Z nimi na boisku zaczęło nam się wszystko dużo bardziej układać. Zmiany trenera są trafione. Cieszy fakt, że gdy ktoś wchodzi z ławki, to daje dobrą energię i dobrą zmianę. Ale przede wszystkim cieszy, że potrafiłyśmy ten mecz wygrać.

Czas na wielkie wyzwanie
Polki już przed swoim meczem wiedziały (choć Martyna Łukasik twierdziła, że niespecjalnie się tym spotkaniem interesowała), że w opcjonalnej kolejnej rundzie – półfinale – zagrają z Włoszkami, które pokonały dziś Stany Zjednoczone. A o większe wyzwanie w tej chwili w kobiecej siatkówce chyba trudno. Reprezentantki Italii notują bowiem serię 27 (!) zwycięstw z rzędu w meczach o stawkę, mają fantastyczną Paolę Egonu, trenuje ich legendarny w środowisku siatkarskim Julio Velasco, który w zeszłym sezonie doprowadził Włoszki do mistrzostwa olimpijskiego.
Generalnie – wszystko wskazuje na to, że to one powinny awansować w sobotę do finału. Ale polskie siatkarki nie dadzą się tak łatwo zniechęcić.
– To jest sport, wszystko się może wydarzyć. Mecz z Włoszkami będzie bardzo trudny. Wiemy, jak dobrą formę prezentują od zeszłego sezonu, jak fajnie układa im się siatkówka. Ale my wiemy, że potrafimy grać w siatkówkę. Trenerzy przedstawią nam ich słabsze punkty, będziemy się tego łapać. Ale skupimy się przede wszystkim na własnej grze – mówiła Łukasik. A i Smarzek była optymistycznie nastawiona do tego spotkania:
– Włoszki to wyzwanie, ale jednym z ostatnich meczów, które przegrały, był mecz z nami. Oglądałam prawie cały ich dzisiejszy mecz. To naprawdę świetny zespół, grający cudowną siatkówkę. Myślę jednak, że my mamy trenera, który nam to rozpisze i powie, jak wygrać. Myślę, że Atlas Arena przyniesie nam szczęście. Natomiast nie zdziwi mnie, jak niemal wszyscy postawią przed tym meczem na Włoszki, bo grają świetnie i są dużo stabilniejsze niż my w trakcie tej Ligi Narodów.
Malwina dodawała też, że teraz Polkom powinno grać się już dużo łatwiej, bo mają koło ratunkowe, drugie życie – nawet jeśli przegrają półfinał, to zagrają o brąz, który zresztą zdobywały w dwóch ostatnich edycjach tej imprezy. Ćwierćfinał był nerwowy, bo tej drugiej szansy nie było. Porażka oznaczała pożegnanie z rozgrywkami, a wiadomo było, że Polkom zależy tym bardziej, że grają u siebie i chciałyby jeszcze dwukrotnie zaprezentować się przed własną publiką. Ta presja więc już zeszła, można grać na większym luzie.
A zresztą, jak mówiła Łukasik:
– Publika pomaga. Presja, którą nakłada to granie przed własną publicznością, to najbardziej pozytywna energia. Mamy cały czas tego siódmego zawodnika, dziękujemy za to.
Polki przeciwko Włoszkom zagrają więc w siódemkę. A czy to wystarczy na awans do finału? Przekonamy się.
Z ŁODZI
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix