Reklama

Jagiellonia Białystok w Europie też bez szału. Ale z wygraną!

Antoni Figlewicz

24 lipca 2025, 21:20 • 5 min czytania 26 komentarzy

Gorąco, żar leje się z nieba, z trybun. W takich okolicznościach Novi Pazar przywitał się z europejskimi pucharami, w których serbska drużyna zameldowała się po raz pierwszy w swojej historii. W debiucie trafiła jednak na Jagiellonię Białystok – zespół, który bez względu na skalę letniej przebudowy i koszmarny start sezonu Ekstraklasy na poziomie II rundy eliminacji Ligi Konferencji trzeba było uznawać za faworyta. I co?

Jagiellonia Białystok w Europie też bez szału. Ale z wygraną!

I jakoś to wyszło.

Reklama

Na początku nawet wszystko wyglądało bardzo fajnie. Jaga dominowała, naciskała, dyktowała warunki. Strzeliła gola, była blisko kolejnego. Ale potem konkretnie przejechała się na nieustępliwości Serbów. Nawet trudno powiedzieć dlaczego, choć to ten etap sezonu, na którym można przebudowywanej na wielką skalę Dumie Podlasia wybaczyć niedoskonałości.

Jeśli jednak chodzi o grę w Europie, zawsze będziemy wymagać. A Serbów powinno się ogrywać.

Jagiellonia na placu budowy, ale w rękach solidnych majstrów [CZYTAJ WIĘCEJ]

Novi Pazar – Jagiellonia 1:2. Budowa dalej trwa, ale niech się szybko kończy

Jest tu jednak z czego budować, naprawdę. O niezły ból głowy może przyprawić trenera Adriana Siemieńca Dimitris Rallis. Grek wyglądał dziś na naprawdę dobrego piłkarza i nie jest wykluczone, że posadzi na ławce uwielbianego w Białymstoku Afimico Pululu. Król strzelców ostatniej edycji Ligi Konferencji formy szuka już od dobrych kilku miesięcy, choć dziś dał i gola, i nie najgorszą zmianę, więc może jest już na tropie.

A Rallis co? Tu zastaweczka, tam gol, tu kolejna setka, potem znowu zastaweczka. Ciągle w grze, w gotowości. Tak, coś w nim jest. Coś, co Pululu w ostatnim czasie zatracił.

Jak zobaczyłem trafienie otwierające wynik meczu, to sam złapałem się na tym, że skinąłem w milczeniu głową. No bo o to chodzi w byciu napastnikiem. Dostajesz dobre podanie, to po prostu ładujesz piłkę do bramki i cyk, koniec tematu. Proste, przez co bardzo fajne.

Problem tylko w tym, że nawet nie za długo się cieszyli białostoczanie z prowadzenia…

Kurka wodna, po prostu wpadło

No bo właśnie, wiecie jak to jest z serbską piłką. Jakiś czas temu polskie zespoły grały z TSC Backa Topola. Zespołem, który generalnie nie stanowił ani dla Legii, ani dla Jagiellonii jakiejś naprawdę wielkiej przeszkody. Oni tam zresztą mają ligę trzech prędkości – w ubiegłym sezonie mistrzostwo zgarnęła oczywiście Crvena zvezda, która wykręciła w całym sezonie okrągłe sto punktów. Drugie miejsce zajął Partizan – 73 oczka, lata świetlne za liderem. Trzecie miejsce, FK Novi Pazar – 54 punkty. Potem trzy kluby mające tylko o punkcik mniej. Przepaść w przepaści.

Wasiluk: “Obawiam się o Jagiellonię, ale wierzę w cztery awanse” [WYWIAD]

Więc z takim właśnie rywalem mierzyła się dziś Jaga. Taki rywal, kiedy tylko poczuł krew, potrafił się postawić i dzięki temu pojedzie do Białegostoku z nadzieją. A także w sumie niezłym wynikiem, który podrasował dla gospodarzy duet czarnoskórych zawodników.

Podawał Omoregbe – gość, który dziś kilka razy pokazał Pietuszewskiemu i Polakowi, że jeszcze trochę muszą się nauczyć. Kończył Opara, uciekający biernemu w obronie Vitalowi. Doskonałe wręcz zobrazowanie, czym w futbolu jest moment przełomowy. Bo choć wydawało się przez cały mecz, że Jaga jest tak zwyczajnie, po piłkarsku, chociaż trochę lepsza, to od bramki na 1:1 Serbowie byli już nieco innym zespołem niż wcześniej. Odważniejszym przede wszystkim.

Liczy się wynik, nie?

Nie jest to zwykle najlepszy wyznacznik, ale sprawdziłem sobie Opta Power Ranking. Korciło, nie będę ukrywał. W nim FK Novi Pazar nie mieści się w naszej Ekstraklasie. Teoretycznie lepsza powinna też być Wisła Kraków. A blisko Śląsk Wrocław czy GKS Tychy. Nie mówimy tu więc o wyjątkowo groźnym rywalu.

A potem przypominamy sobie ostatni weekend i porażkę Jagi z Bruk-Betem. I wszystko zaczyna mieć jakiś sens. Jagiellonia jest jeszcze rozedrgana, jakby nie do końca przygotowana. Dziś też momentami traciła kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, gospodarze stworzyli sobie parę groźnych okazji, zdarzało się, że kompletnie zaskakiwali podopiecznych trenera Siemieńca. Szczególnie w drugiej, bardzo wyrównanej połowie.

Zakończonej – i bardzo dobrze – udanym finiszem polskiego zespołu.

Powrót króla

Choć wydawało się w pewnej chwili, że Jaga powinna być wręcz zadowolona z remisu, to końcówka ułożyła się dla niej wyśmienicie. Najpierw z boiska wyleciał Davidović, który cały mecz miał w sumie udany, ale w końcu przekroczył przepisy o jeden raz za dużo. Można było wówczas stawiać dolary przeciwko orzechom, że to osłabienie niczego już nie zmieni. Ostatnie minuty, goście jacyś tacy niemrawi, trochę za spokojni. Ale wtedy wkroczył on.

Afimico Pululu.

Przypomniał sobie napastnik Jagiellonii, że jednak można. A może on po prostu tylko czekał na Ligę Konferencji? Mniejsza – dał Dumie Podlasia zaliczkę przed rewanżem w Białymstoku, dał gola w ostatniej akcji meczu. Zrobił to, za co chwaliliśmy już wyżej Rallisa. Wykonał robotę.

Nie dajcie się jednak zwieść wynikowi, taką wygraną na pewno nie można się zachłysnąć. Ekipę z Białegostoku budować będą jeszcze w najbliższych tygodniach, ona wymaga czasu, to nie podlega dyskusji. A dzisiaj znów widzieliśmy że lanie na inaugurację Ekstraklasy mimo wszystko nie było dziełem przypadku. Trzeba więcej, trzeba lepiej.

Trzeba nam poczekać na Jagę, którą znamy z dwóch poprzednich sezonów. Oby to faktycznie była tylko kwestia czasu.

FK Novi Pazar – Jagiellonia Białystok 1:2 (1:1)

  • 0:1 – Rallis 9′
  • 1:1 – Opara 19′
  • 1:2 – Pululu 90’+5

Czerwona kartka: Davidović 88′

CZYTAJ WIĘCEJ O EUROPEJSKICH PUCHARACH NA WESZŁO:

Fot. Newspix

26 komentarzy

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama