Trzech ostatnich polskich selekcjonerów poległo na relacji z Robertem Lewandowskim. Jan Urban z kolei… poległ w Górniku Zabrze na relacji z Lukasem Podolskim. Dogadanie się z gwiazdą Barcelony jawi się jako jedno z najważniejszych zadań nowego trenera kadry. Od tej kwestii zależeć będzie i sukces biało-czerwonego zespołu, i samego Urbana. W związku z tym zasadne wydaje się pytanie – czy trener, który w poprzednim miejscu pracy miał problemy ze zbudowaniem relacji z postacią przewyższającą zespół, będzie potrafił uczynić to w kadrze? Opisujemy kulisy trudnej, chłodnej i momentami toksycznej relacji pomiędzy Janem Urbanem i Lukasem Podolskim.

Kulisy trudnej relacji Urbana i Podolskiego
Jan Urban to legenda Górnika i człowiek absolutnie zainfekowany tym klubem. Z miłości do niego dokonywał nieracjonalnych wyborów i godził się na rzeczy, na jakie nigdy nie zgodziłby się w innym środowisku. O Lukasie Podolskim można napisać… dokładnie to samo. To przez niewytłumaczalne w logiczny sposób uczucie do 14-krotnego mistrza Polski zaczyna właśnie w wieku 40 lat swój piąty sezon w Ekstraklasie. Tylko w FC Koeln mistrz świata spędził więcej czasu w swojej karierze.
To musi być punkt wyjścia do jakiekolwiek dyskusji o trudnych stosunkach Urbana i Podolskiego, którzy – pomimo wielu różnic – potrafili zakopywać topory wojenne i iść ze sobą ramię w ramię.
Z miłości do Górnika.
Czy panował pomiędzy nimi konflikt, a może to tylko różnica zdań na wiele tematów? Na to pytanie samemu odpowie każdy, kto przeczyta ten tekst.
Podolski zwolnił Urbana
Lukas Podolski zwolnił Jana Urbana latem 2022 roku. To jego zdecydowany głos pogrzebał wtedy szkoleniowca.
Żeby dobrze zrozumieć motywacje bohatera najgłośniejszego transferu w historii ligi, trzeba poznać tło całej sprawy. Po przyjściu do Górnika mistrz świata szybko doszedł do wniosku, skądinąd słusznego, że największym problem klubu jest zarządzanie i toksyczne związki z lokalną polityką. Zabrzem autorytarnie rządziła wtedy Małgorzata Mańka-Szulik. Klubu używała jak politycznego narzędzia służącego do wygrywania wyborów, o czym pisałem choćby w tym wielkim reportażu. Pani prezydent traktowała prezesów jak marionetki. Mieli być zderzakami posłusznie wykonującymi i firmującymi jej decyzje. Prezesi, którzy mieli swoje zdanie, szybko kończyli przygodę z Zabrzem, podobnie zresztą jak osoby na innych stanowiskach. W klubie mogli pracować tylko mierni, ale wierni, a na zewnątrz mógł płynąć jedynie słuszny przekaz o tym, że pomoc ratusza dla Górnika jest nieoceniona.
Do tej jaskini lwa, a w zasadzie jaskini lwicy, trafił Lukas Podolski, który długie lata wcześniej złożył obietnicę o skończeniu kariery w Górniku. Nie rzucił słów na wiatr. Kiedy scenariusz o przenosinach mistrza świata zaczął stawać się realny, ekscytację można było poczuć w Zabrzu wszędzie poza… ratuszem. Rządzącej miastem Mańce-Szulik nie było na rękę, by w śląskim mieście pojawiła się postać większa niż ona sama. Czuła podskórnie, że gdy Podolski – człowiek znający świat wielkiej piłki, ale też szczery i wylewny – zobaczy jakie reguły panują w Górniku, zacznie głośno o nich mówić. To mogłoby zepsuć propagandową narrację o sielance, jaka panuje w Zabrzu. Zwłaszcza, że akurat „Poldiemu” inni mogli naprawdę uwierzyć.
Intuicja „Carycy” nie zawiodła. Podolski głośno krytykował zarządzanie w klubie i jasno opowiedział się po stronie Agnieszki Rupniewskiej, która zdetronizowała Mańkę-Szulik w wyborach samorządowych.
Żeby Podolski w ogóle trafił do Górnika, pracownicy klubu musieli wziąć ratusz sposobem. Przeczuwali oni bowiem, że lokalni politycy będą chcieli storpedować ten transfer. Najpierw była ofensywa medialna. Różne źródła zaczęły podawać, że 130-krotny reprezentant Niemiec naprawdę chce spełnić swoją obietnicę. To iskra, która rozpaliła nadzieje. Później członkowie pionu sportowego przekonywali Mańkę-Szulik, że transfer i tak najprawdopodobniej nie wypali – no bo gdzie Podolski do Zabrza? – ale muszą się z nim przynajmniej spotkać, bo jeśli tego nie zrobią, to kibice ich zlinczują. „Caryca” pozwoliła na wyjazd do Kolonii, podczas którego, ku zaskoczeniu ratusza, piłkarz został przekonany do gry w Górniku. Szybko dowiedzieli się o tym dziennikarze, kibice się nakręcili… Tej siły nie potrafiła zatrzymać nawet tak wpływowa osoba jak Mańka-Szulik.
Po co potrzebny jest ten wstęp? Po to, żebyśmy zrozumieli, dlaczego Lukas Podolski za największy problem Górnika uznał zarządzanie i politykę.
Świeżo po transferze Podolskiego w klubie nie było żadnego prezesa. Rządził wakat. Po pół roku stanowisko to objął Arkadiusz Szymanek, członek zarządu Śląskiego ZPN-u, kierujący wcześniej Ajaksem Częstochowa, klubem zajmującym się szkoleniem młodzieży. Podolski uznał, że zatrudnienie go jest krokiem w dobrą stronę. Niemiec przyszedł do Zabrza z głową pełną pomysłów, a wcześniej nie miał ich nawet z kim przegadać.
Szymanek chciał działać, więc szybko zaczął nadawać z Podolskim na dobrych falach. W przeciwieństwie do Jana Urbana. Z nim z kolei nowego prezesa zaczęło różnić dużo. Na tyle dużo, że Szymanek już po kilku miesiącach w Zabrzu postanowił zwolnić Urbana. W konwencjonalnie zarządzanym klubie osoba stojąca na czele zarządu po prostu wręczyłaby trenerowi wypowiedzenie, on jednak musiał najpierw przekonać do swojego pomysłu ratusz. Konflikt z Urbanem miał podłoże merytoryczne. Obaj panowie nie dogadywali się na przykład w kwestii transferów. Urban uważał, że każdy nowy zawodnik musi być choć raz obejrzany z trybun przed podpisaniem kontraktu. Szymanek uznał, że takie działanie znacznie spowolni ruchy klubu.
Ratusz przyklepał pomysł prezesa, więc ten poinformował trenera o zwolnieniu i znalazł na jego miejsce nowego szkoleniowca, czyli… Michala Gasparika. Tego samego Gasparika, który dziś przygotowuje Górnika do sezonu, a więc historia zatoczyła koło.
Po kilku dniach stało się jednak coś, czego nikt w Zabrzu się nie spodziewał. Małgorzata Mańka-Szulik… zmieniła decyzję. Szymanek usłyszał, że Urban jednak zostaje i musi się z nim dogadać. Prezes uznał, że to cios w jego autorytet. Nie chciał być kolejną marionetką, której ratusz wydaje polecenia. Zwłaszcza takie, bo jak niby miał tworzyć klub z trenerem, którego dopiero co pożegnał?
Szymanek uniósł się honorem i złożył rezygnację.
Mańka-Szulik wiedziała, że musi wybrać: albo prezes, albo trener.
Urban był przekonany, że zostaje. Doskonale wiedział, ile znaczy w Zabrzu poparcie ratusza. Rozglądał już się nawet za piłkarzami pod kątem przyszłego sezonu. I właśnie wtedy do akcji wkroczył Lukas Podolski, który jasno dał do zrozumienia, że popiera w tym konflikcie prezesa. Niemiecki piłkarz wyszedł z założenia, że Górnikowi o wiele łatwiej będzie znaleźć dobrego trenera niż prezesa, który nie będzie bał się postawić ratuszowi, a Szymanek – w odróżnieniu do wielu poprzedników – taki był. Jak wspomniałem, „Poldi” szybko zdiagnozował, że największym problemem klubu jest zarządzanie, a Szymanek dawał jego zdaniem nadzieję, że uda się je poprawić.
Za Podolskim stała Torcida. Torcida, która przez lata pomagała Mańce-Szulik wygrywać wybory. „Caryca” stanęła więc przed wyborem: samotny Urban czy Szymanek, Torcida i Podolski.
Trener przegrał tę próbę sił. Został zwolniony.
Gdyby nie interwencja Podolskiego w ostatnim momencie, nie doszłoby do tego rozstania.

Strzały Urbana w Podolskiego
Urban czuł po tym zwolnieniu wielkie rozgoryczenie. Mało kto pamięta, ale zanim przyjął w 2021 roku ofertę Górnika był już jedną nogą poza zawodem. Od momentu zwolnienia przez Śląsk Wrocław do zatrudnienia w Zabrzu minęło bowiem cztery i pół roku. Trener dostawał oferty od przeróżnych polskich klubów, ale nie czuł się na siłach, by wracać na ławkę trenerską. Nie musiał tego robić, miał za co żyć. Co innego propozycja Górnika, z którym jako piłkarz trzy razy sięgał po mistrzostwo. Urban liczył, że będzie w klubie traktowany na miarę swoich zasług z boiska. Tymczasem okazał się pionkiem zdmuchniętym przez polityczno-organizacyjne tornado.
Po roku w Górniku Podolski już wiedział, na co może sobie pozwolić. I rozpoczął poszukiwania nowego trenera. To z jego rekomendacji do Zabrza trafił Bartosch Gaul, który miał lepiej przygotować drużynę fizycznie i preferować bardziej intensywną piłkę.
– Robicie aferę, że trenera zwolnili. W piłce to normalne – tak w międzyczasie wypowiedział się o rozstaniu z Urbanem.
Te słowa mocno rozsierdziły Urbana. Nie dość, że Podolski przyłożył rękę do jego zwolnienia, to jeszcze publicznie bagatelizował jego odejście z klubu, sprowadzając go do roli podrzędnego szkoleniowca. A Urban – człowiek o dużym ego, o czym też niewiele się mówi – nie czuł się jak pierwszy lepszy trener. Stojąc na murawie przy Roosevelta patrzył w górę i widział na koronie stadionu swoją podobiznę w Galerii Sław, w której kibice z Socios wyróżnili najbardziej zasłużone postaci w historii klubu.
Urban mocno odpowiedział na słowa Podolskiego w „Przeglądzie Sportowym”.
– Dobrze nam się współpracowało, dużo i często rozmawialiśmy – na różne tematy. Podolski opowiedział się po drugiej stronie, mówiąc, że nie chciałby kolejnemu prezesowi tłumaczyć swojej koncepcji na pobyt w Górniku.
– Nie bardzo rozumiem, co i dlaczego piłkarz miałby tłumaczyć szefowi klubu, skoro ma podpisany kontrakt. Powiedział też, że dziwi go to całe poruszenie, które nastąpiło po moim zwolnieniu, bo takie rzeczy dzieją się na całym świecie. Zgoda, ale są zwolnienia normalne, nienormalne i zaskakujące. To moje do normalnych nie należało.
– Ciekawe, jak on by się czuł, gdyby w taki sposób zostało potraktowany w Koeln. Niech gra w piłkę, zamiast pouczać innych, starszych od siebie. Żalu nie czuję, ale nie przejdę nad tym do porządku dziennego, ponieważ na razie to ja coś zrobiłem dla Górnika i zapisałem się w historii tego klubu, a on dopiero na to pracuje.
Pomiędzy oboma panami mocno zaiskrzyło.
Trenerze, głupia sprawa
Pod Bartoschem Gaulem zespół wyglądał dużo lepiej fizycznie, ale znacznie gorzej piłkarsko. Jeśli coś zmieniło się z kolei w gabinetach, to tylko na gorsze. Dwa miesiące po wojence z Urbanem z Górnika odszedł Arkadiusz Szymanek. W jego miejsce przyszedł Adam Matysek, z którym Podolski nie zbudował już partnerskiej relacji. Były bramkarz, w odróżnieniu od poprzednika, grzecznie spełniał życzenia ratusza – aż do czasu, gdy nagle rzucił papierami.
Bartosch Gaul nie zabawił długo w Zabrzu. Został zwolniony w przedziwnych okolicznościach. – Usłyszałem, że musimy wygrać. Może to nie było dosłownie ultimatum, ale właściwie tak zabrzmiało – mówił przed meczem z Wisłą Płock, który okazał się jego ostatnim. „Dziennik Zachodni” dodawał, że Gaul nie tylko musi sięgnąć po trzy punkty, żeby pozostać na stanowisku, ale powinien zrobić to w sposób przekonujący.
Niemiecki trener wygrał przekonująco, jego zespół wyszedł z 0:2 na 3:2, ale sam został zwolniony.
W ratuszu stwierdzono, że skoro klubie nie ma już Szymanka, to można wrócić do ustawień sprzed kilku miesięcy.
I wtedy Górnik… zadzwonił do Jana Urbana, który wciąż miał ważny kontrakt.
Szkoleniowiec nie wiedział, co począć z tą niestandardową propozycją z Zabrza. Zwłaszcza, że nikt z klubu nawet go nie przeprosił – ani publicznie, ani wewnętrznie. W dodatku powrót do Górnika mógł nabruździć mu w CV – do końca było dziewięć kolejek, a zespół spadł na piętnaste miejsce, pod którym była już tylko strefa spadkowa.
– Zastanawiałem się nad tym. Ciekawe, jakie byłyby konsekwencje, gdybym odmówił. Podejrzewam, że mógłbym to zrobić. Prawdopodobnie spotkałyby mnie konsekwencje finansowe. Być może w normalnych okolicznościach tak trzeba byłoby zrobić, natomiast wydaje mi się, że w tej sytuacji źle bym się czuł odmawiając, gdy Górnik potrzebuje pomocy – tak tłumaczył swoją decyzję Urban na konferencji prasowej.
O jego powrocie w rozmowie z Weszło ciekawie opowiedział były rzecznik Górnika, Konrad Kołakowski: – Dlaczego Urban jest dalej w klubie? Przez coś niewytłumaczalnego: tożsamość Górnika, ten zajebisty trójkolorowy wirus. Jak się zarazisz Górnikiem, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, to jesteś zainfekowany na zawsze. Naprawdę dużo złego się może dziać. Może nie iść, być ciężko, ale to jest Górnik. Dla Górnika się zrobi, przyjdzie, poświęci, wystara się czterdzieści razy bardziej. To pewien fenomen. To nie klub, którego jesteś sympatykiem czy nawet fanatykiem, ale klub serca.

Zakopany topór
Sytuacja pomiędzy Podolskim a Urbanem stała się co najmniej niezręczna. Raz, że piłkarz wydatnie przyłożył rękę do zwolnienia trenera, o czym on sam doskonale wiedział. Dwa, że piłkarz ów, podobnie jak większość szatni, nie akceptował decyzji o pogonieniu Bartoscha Gaula, zwłaszcza po zwycięstwie w takich okolicznościach. Zespół miał przekonanie, że jest świetnie przygotowany fizycznie i po zmianie na fotelu trenera skończył sezon… na szóstym miejscu. Przypomnijmy – Urban zaczynał w 25. kolejce na piętnastej pozycji.
Szkoleniowiec wyszedł z założenia, że Górnik ma już wystarczająco dużo problemów, żeby dorzucać mu jeszcze do tego konflikt z najważniejszym piłkarzem w zespole. Schował dumę do kieszeni i po prostu nie wracał do sytuacji, w której został zwolniony przez ulubieńca trybun. Nie traktował go gorzej, nie docinał mu, nie dawał do zrozumienia, że czuje żal. Bo żadnego żalu, tak przynajmniej twierdził, już nie było. Uleciał. Została codzienna praca ku chwale Górnika, którego obaj panowie mają w sercu.
– Obaj są zbyt mądrzy na to, żeby robić sobie na złość i się wzajemnie nie szanować. Wiedzieli, że muszą się porozumieć, zwłaszcza w której nad Górnikiem latają pioruny i wszystko płonie – słyszę z otoczenia klubu.
Urban nie jest trenerem z bajki Podolskiego. Niemiec był przyzwyczajony do zupełnie innych standardów pracy. – Idę dalej trenować, skoro już jestem po rozgrzewce – lubił żartować po zajęciach proponowanych przez szkoleniowca, który przesiąkł hiszpańskim luzem. – Wreszcie mamy treningi – tak z kolei mawiał, kiedy do Zabrza przyszedł Bartosch Gaul.
Panowie różnili się też w kwestii wprowadzania młodych. Urban – choć przecież należy do odważnych trenerów – chciał rozsądnie dozować minuty młodzieżowców. Podolski twierdził, że ci powinni dostawać jeszcze więcej szans. Niemiec nie do końca rozumiał też, dlaczego trener utrzymuje ugodowe stosunki z ratuszem. Twierdził, że od Mańki-Szulik i jej świty trzeba się jednoznacznie odciąć. Urban – być może świadomy, że nie ma aż tak wielkiej pozycji jak Podolski i konfrontacyjne nastawienie może go zmieść – stawiał na inny styl komunikacji.
Urbanowi też nie wszystko pasowało w Podolskim. Przeszkadzała mu na przykład jego impulsywność. Mimo to zawsze traktował jak wielkiego partnera. Wiedział, że musi go mieć po swojej stronie. Nawet wtedy, kiedy bardzo trudno było bronić piłkarza, czyli w momencie, gdy nagromadziło mu się kilka bezczelnych, brutalnych i chamskich fauli, między innymi na turnieju charytatywnym w Spodku czy w meczu z Piastem. Szatnia zastanawiała się, jak po tych wybrykach zareaguje Urban. Opieprzy Podolskiego? Skrytykuje go? Jakoś zareaguje?
Urban jednak cały czas bronił Podolskiego w rozmowach z grupą. Tłumaczył, że to są derby, w derbach tak się gra, czasem puszczają nerwy. Publicznie też starał się szukać wyrozumiałości dla zawodnika.
– Niełatwo jest wybronić taką sytuację jak ta, która miała miejsce podczas turnieju Spodek Cup, tu nie ma żadnych wątpliwości. Rozmawialiśmy o tym, ale mam wrażenie, że on czasami traci kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi. Jestem przekonany, że nikomu celowo krzywdy nie chce zrobić. Lukas jest na tyle nietuzinkową postacią, że powinien chronić swój wizerunek i mam nadzieję, że do takich sytuacji już nie będzie dochodziło. On, gdy walczy o piłkę, robi to całym swoim ciałem i duchem. Tak jest po prostu nauczony, ale wiek robi swoje. W momencie, gdy nie trafi w piłkę, to wejście potrafi być bardzo nieprzyjemne dla rywala, bo jest silny jak tur. Moim zdaniem wynika to z tego, że Lukas jest już wolniejszy. Głowa chciałaby zagrać jak za dawnych lat, ale ciało już nie nadąża – tak mówił Urban w „Przeglądzie Sportowym”.
Czy takie podejście świadczy o miękkości trenera? Niekoniecznie. Urban nie bał się posadzić Podolskiego na ławce, gdy widział taką konieczność, jak na przykład w przerwie jesiennego meczu z Lechią, gdy Górnik przegrywał po 45 minutach 0:2. Szkoleniowiec zdecydował się wtedy na trzy zmiany. W gronie pozostawionych w szatni był Podolski, który lekko się zagrzał po decyzji Urbana i agresywnie potraktował telewizor w szatni, co widać w serialu „Chłopcy z Zabrza” produkcji Canal+.
To jedyny moment z ostatniego roku, w którym szatnia naocznie zobaczyła, że pomiędzy Urbanem i Podolskim lecą jakieś iskry. Poza tym panowie mówili jednym głosem. Trener często zapraszał piłkarza do swojego gabinetu. Słuchał go i ustalał z nim najważniejsze rzeczy. Po partnersku podchodził do liczby minut, jakie rozgrywał „Poldi”. Zdarzyło się na przestrzeni października i lutego, że mistrz świata przesiedział na ławce całe cztery mecze wyjazdowe – w Łodzi, we Wrocławiu, w Kielcach i w Szczecinie – żeby zrobić miejsce młodzieżowcom. Za każdym razem były to obustronne ustalenia piłkarza i szkoleniowca.
Czy to Podolski znów zwolnił Urbana?
Z wypowiedzi obu panów na swój temat bije ogromny respekt. Lukas Podolski kilka razy przyznawał, że Urban byłby dobrym selekcjonerem reprezentacji Polski. Trener z kolei wielokrotnie rozpływał się nad 40-letnim zawodnikiem Górnika.
W „Foot Trucku”: – Zawodowiec pełną gębą. On kocha piłkę, to po prostu widać. Jakby mógł, to by trenował cały czas. Bardzo mi pomaga na treningach. Ciśnie innych zawodników, by zajęcia były odpowiednio zrobione. „Dawaj!”, „wróć!”, „damy radę!”. To występuje u niego non stop. A przecież mówimy o zawodniku prawie 40-letnim, który mógłby sobie grać na chodzonego.
W „Ja, kapitan”: – Moim zdaniem on jest kapitanem, tym pierwszym, ale nie ma opaski na ramieniu. To jest dla mnie bardzo ważne. W ten sposób wykorzystuje zarówno rolę jednego kapitana, który nosi tę opaskę, ale również tego, który jej nie nosi, ale wiem, że jest kapitanem na boisku i w szatni. Można powiedzieć, że mam dwóch.
Na slazag.pl: – Jeśli byłaby taka możliwość, to oczywiście, że chciałbym, żeby Lukas Podolski kupił Górnika Zabrze. Jestem pewny jednej rzeczy – Lukas ma Górnika w sercu. Chce dla niego jak najlepiej. Wie, jak funkcjonują profesjonalne kluby na zachodzie. Jest osobą rozpoznawaną na całym świecie i łatwo przychodzi mu sprowadzanie sponsorów.
Podobnych cytatów można znaleźć znacznie więcej. Sam Podolski także odrobił lekcję po swojej reakcji na pierwsze zwolnienie Urbana i po drugim z klasą podziękował mu za wspólną pracę.
Trenerze, dziękuję za 3 lata wspólnego budowania Górnika i za blisko 90 rozegranych wspólnie meczów! Jestem pewien, że spotkamy się jeszcze nie raz. Na boisku albo poza nim. Wszystkiego dobrego, powodzenia!🤞🏼 pic.twitter.com/krMz2LOzjU
— Lukas-Podolski.com (@Podolski10) April 15, 2025
Czy i tym razem, mimo tego pełnej klasy pożegnania, Podolski maczał palce w zwolnieniu Urbana? Wielką naiwnością byłoby stwierdzenie, że nie miał na nie żadnego wpływu. Od ostatnich wyborów samorządowych, nawet mimo odwołania Agnieszki Rupniewskiej w referendum, mistrz świata znacznie zyskał na znaczeniu w Górniku. Przyjeżdża do klubu jako pierwszy spośród piłkarzy, wyjeżdża ostatni, ale to nie oznacza, że tyle czasu spędza na boisku czy w salce do masażu. Znacznie więcej jest go w gabinetach. Zachowuje się jak właściciel klubu, którym za chwilę de facto się stanie. To formalność, bo z wyścigu o przejęcie akcji wycofało się ostatnio konsorcjum Zarys/Tabapol. Kiedy tylko piłkarz zgłosił chęć zakupu Górnika, szatnia zaczęła robić na treningach żarty w stylu: – Czy ty wiesz, kogo kopiesz? To twój przyszły szef.
Urban grał o posadę już jesienią w meczu ze Stalą, o czym mówi w serialu „Chłopcy z Zabrza”. Wiosną odmówił przedłużenia kontraktu. Nawet nie spojrzał na propozycję, jaką mu przedstawiono. Uznał, że formuła się wyczerpała i w Górniku musi pojawić się ktoś ze świeżą energią. Chciał jednak dokończyć projekt – dograć sezon do końca i odejść na własnych zasadach. Został zwolniony w dziwnych okolicznościach, bo przecież ani klub nie miał noża na gardle, ani nie zatrudnił żadnego następcy. Najważniejsze osoby w klubie mówiły w kwestii zwolnienia jednym głosem, ale ten podszyty złośliwością ruch w żaden sposób się później nie obronił.
Czy pomiędzy Podolskim i Urbanem panował konflikt? Sami odpowiedzcie sobie na pytanie, czy to słowo jest adekwatne, czy może jednak za duże. Nowy selekcjoner reprezentacji Polski zrobił wiele, żeby – mimo chłodu – dogadać się z najważniejszą postacią w Górniku. Bo Urban generalnie zawsze dąży do tego, żeby się dogadać. Czy z Mańką-Szulik i Podolskim, czy z Kuleszą i Lewandowskim.
WIĘCEJ O JANIE URBANIE:
- Trela: “Urban legend”. Kompetencje miękkie to nie bycie miękkim
- Komedia czy dramat? Cezary Kulesza z wyboru selekcjonera znów zrobił cyrk
- Jan Urban selekcjonerem? Nadzieje i obawy wokół tej kandydatury
Fot. newspix.pl