Reklama

Górnikiem Zabrze rządzi sekta. Podolski to wróg ratusza [WYWIAD]

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

07 stycznia 2024, 12:04 • 27 min czytania 58 komentarzy

Konrad Kołakowski, były rzecznik prasowy Górnika Zabrze, zrezygnował z posady po prawie trzech latach, bo w klubie „nie dało się już wytrzymać”. Przy Roosevelta dzieje się bardzo źle. Kołakowski chce pokazywać bolesną i trudną prawdę, bo tylko to może pomóc będącemu w beznadziejnej sytuacji klubowi, który służy Małgorzacie Mańce-Szulik do wygrywania wyborów. Przymuszanie do publikacji pochwalnych komentarzy. Rozkaz podpisania się pod fikcyjnym wywiadem. Fałszywe oskarżenia. Okłamywanie dziennikarzy. Nieudolna propaganda. Przemilczanie afer. Obrzydzanie pracy. Działanie przypominające sektę. Lukas Podolski postrzegany jako wróg, bo nie chce być króliczkiem, marionetką i sługusem. Fenomen rządzącej od 2006 roku w Zabrzu pani prezydent. Przedstawiamy ze szczegółami skandaliczne kulisy funkcjonowania zabrzańskiego klubu. Zapraszamy. 

Górnikiem Zabrze rządzi sekta. Podolski to wróg ratusza [WYWIAD]

Konrad Kołakowski – pracował w Górniku od marca 2021 do grudnia 2023. Od lipca 2021 roku pełnił rolę rzecznika prasowego i kierownika marketingu. Pochodzi z Zabrza. Kibicuje Górnikowi. Studiował historię oraz silesianistykę. Chce mówić prawdę o realiach 14-krotnego mistrza Polski i odkłamać stworzony przez miejską propagandę wizerunek silnego i poukładanego klubu.

Odszedłeś z Górnika z własnej woli.

Tak.

Dlaczego?

Reklama

Przez podejście przełożonych, którzy nie mieli do mnie zaufania i snuli bezpostawne oskarżenia o to, że wynoszę informacje z klubu. Doprowadziło to do klimatu, którego nie dało się już wytrzymać.

Tak po ludzku? 

Tak po ludzku. 

Oskarżenia o wynoszenie informacji przez rzecznika prasowego brzmią mocno.

Opowiem, jak było. Małgorzata Mańka-Szulik miała udzielić w Canal+ wywiadu na płycie boiska. Rozmowa była umówiona już długo przed meczem. Początkowo studio miało znajdować się w rogu przy trybunie północnej, jednak ze względów technicznych i przez budowę czwartej trybuny na kilka godzin przed meczem przeniesiono studio blisko trybuny południowej, czyli Torcidy. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby sobie wyobrazić, co byłoby, gdyby pani prezydent wyszła przed trybunę Torcidy. Gwizdy, wyzwiska, przekleństwa, wiadomo. W ostatniej chwili, w obawie o zły wydźwięk płynący z trybun, podjęto słuszną decyzję, że to jednak nie jest dobry pomysł. O tym niedoszłym występie wiedziało bardzo niewielkie grono osób. Nigdzie tego nie ogłaszano. Ostatecznie do rozmowy poszedł prezes Matysek i wszystko było w porządku.

Po meczu Torcida wrzuciła na swój profil zdjęcie loży prezydenckiej z podpisem:

Reklama

Mańka-Szulik się schowała i wywiadu dziś nie dała.
Masoń wysłał tam Matyska,
By kampanii czar nie pryskał

Po przyjściu do pracy zostałem wezwany na dywanik.

Oskarżono mnie prosto z mostu: – Wyniosłeś informację do Torcidy! To ty rozmawiasz z kibolami! Za to grozi odpowiedzialność karna! Powiedziałeś im o wywiadzie pani prezydent!

Jak Boga kocham: nigdy niczego nie wyniosłem. Po pierwsze: ja w ogóle nie wiedziałem o zbyt wielu rzeczach. Przepływ informacji w klubie w zasadzie nie istniał. O wielu ważnych sprawach dowiadywałem się od dzwoniących po komentarz dziennikarzy. Tak było przykładowo z odwołaniem trenera Gaula czy prezesa Szymanka. Wszędzie huczało, dzwoniły telefony, dziennikarze mówili mi, co się dzieje, a ja z klubu nie dostawałem żadnych informacji. Po drugie: pracuję dla pracodawcy. Nie wyniósłbym niczego. Warto prześledzić wpisy Torcidy: nie jestem i nie byłem jej ulubieńcem. Jak rozmawiałem z Torcidą, to raczej o tym, kiedy jest trening.

Nigdy nie przekazywałem tajnych informacji, a oskarżenia dostałem prosto w twarz.

Broniłem się: – Ludzie, ja nikomu nic nie powiedziałem!

zmianie planów Mańki-Szulik względem telewizji dowiedziałem się zresztą na stadionie od osoby, która dużo słyszy. „Co, Szulikowa miała być na wywiadzie, a poszedł Matysek?”, zaczepiła mnie. Wielokrotnie zastanawiałem się, skąd niektórzy to wszystko wiedzą, którędy to wypływa.

W klubie usłyszałem, że ode mnie.

Jak się z tym poczułeś?

A jak człowiek ma się czuć w takiej sytuacji? Wróciłem wściekły do domu. Mówię sobie: nie no, uruchomię kontakty, dowiem się, skąd Torcida się dowiedziała. Ale nawet nie musiałem niczego uruchamiać. Lukas Podolski sam powiedział mi, że prezes Matysek przyszedł na dół i głośno powiedział, że „pani prezydent miała iść do wywiadu, ale boją się reakcji Torcidy, więc pójdzie on”. Słyszeli to piłkarze. A skoro tak, to nie ma w ogóle o czym mówić. Sam Lukas nie ukrywa przecież przyjaźni z Torcidą. A więc prezes powiedział to w grupie, Lukas przekazał, oskarżono mnie. 

Gdy zbierałeś cięgi, był tam też Matysek?

Tak. I jeszcze na mnie patrzył.

Gdy dowiedziałem się, że to on się wygadał, a później kreował narrację, że to niby ja, od razu powiedziałem sobie: kurwa, koniec.

Za przeproszeniem.

To naprawdę nie było już miejsce dla mnie. Nie chciałem sygnować tego moim nazwiskiem, pisać kolejnego tweeta czy oświadczenia, miałem tego serdecznie dość. Poszedłem następnego dnia z wypowiedzeniem. Odbyliśmy z Matyskiem męską rozmowę. Przekonywał, że różne rzeczy mówi się w nerwach i emocjach. Próbował to bagatelizować. Wiemy, jaka jest sytuacja, jest niebezpiecznie, zbliża się kampania, trzeba walczyć…

Czekaj, czekaj, to że zbliża się kampania jest tematem w klubie?

Tak, ale tu akurat dlatego, że w tym wpisie było „By kampanii czar nie pryskał”.

– Prezesie, oskarżyliście mnie o coś, czego nie zrobiłem – powiedziałem do Matyska.
– Dobra, Konrad, to były nerwy, nie bądź baba. 

Jakoś mnie ta męska rozmowa zbudowała. Mówię sobie: dobra, może faktycznie w nerwach mówi się różne rzeczy. Schowałem wypowiedzenie do szafki. Dałem sobie czas na przemyślenie. Ale potem było już tylko gorzej. Może nie walnął we mnie żaden meteoryt, ale uprzykrzano mi życie tak, żebym sam się spakował i poszedł. Bo gdyby mnie wyrzucono, zaczęły by się pytania „dlaczego?” i „po co?”. Ja też zresztą bym pytał: za co?

Nie mówię tego, żeby się wybielać, bo popełniałem masę błędów i jestem tego świadomy, ale nie zrobiłem nic, za co można było mnie wyrzucić z pracy. Później się wszystko zaostrzyło. „Nie, nie uniosę tego, nie wytrzymam”, mówiłem sobie. „Po co mi to?”. Górnik to mój klub, moja tożsamość, kocham go, wychowałem się na nim. Ale z drugiej strony: wszyscy jesteśmy ludźmi i mamy swoje życie. Mam żonę, dom, knajpę. Jaki jest cel w tym, żeby użerać się z tymi ludźmi i brać na siebie taki ciężar? Żona mówiła: „za te pieniądze, Konrad”?

Powiedziałem: dość. 

Jak ci uprzykrzano życie?

W drobnych sytuacjach. Pojechałem do Łodzi na mecz. Nie jako osoba z klubu, ale prywatnie, jako kibic, bo nie byłem wtedy wyznaczony do wyjazdu. Żeby nie jeździć pociągiem, zabrałem się jednym autem z ekipą medialną klubu. Usłyszałem po powrocie, że jestem niesubordynowany i robię sobie, co chcę. Zrobił się z tego poważny problem. 

Nie rozumiem. Problemem było to, że pojechałeś na mecz jako kibic?

Nie. Problemem było to, że jako kibic wsiadłem do auta pracowników klubu.

W czym tu problem?

Nie wiem. „Boże, to już sięga szczytów absurdu”, myślałem sobie. I w końcu położyłem wypowiedzenie, bo nie chciałem mieć z tą ekipą nic wspólnego. Wewnętrznie bałem się, że czekają na moment, by podłożyć mi nogę. Albo na mój krzywy ruch, który dałby im argument, żeby mnie wyrzucić. Wolałem sam odejść. To metody jak w Stasi. My ci niby nic nie zrobimy, ale w rzeczywistości tak ci uprzykrzymy życie, że sam sobie pójdziesz.

Jak wygląda ten mechanizm?

Jak ze mną. Dziwne, dyscyplinujące rozmowy. Pretensje i oskarżenia. Człowiek się zaczyna czuć winny przez błahe i nieistotne rzeczy. Wpada w spiralę. Jak sam się już zastanawia „może faktycznie robię wszystko źle”, to dzieje się samospełniające się proroctwo. Jak zaczynasz myśleć, że zawalisz, to w końcu zawalisz. 

Prezes Matysek odniósł się do mojego odejścia na konferencji prasowej. Powiedział, że jak ktoś nie chce pracować, to niech nie pracuje, Górnik zaczyna działać profesjonalnie, wchodzi w nowe standardy, a maile zostaną przekazane w odpowiednie ręce. W jakim świetle to mnie stawia?

Jesteś leniem, amatorem i nie odpisujesz na maile.

Bzdura. Wiem, o jakie maile chodzi. Przekazywałem je do zarządu i wysyłałem DW do dziennikarza. Gdy Matysek o tym mówił, nie miałem już służbowego komputera, nie mogłem się bronić. Szlag mnie trafiał. Te wszystkie godziny, noce, wyjazdy w weekendy czy święta i takie dziękuję? Jak ktoś nie chce, to niech nie pracuje? Teksty o profesjonalizmie?

Rozsadzało mnie.

Po trzech dniach czytam, że prezes Matysek samemu także rzuca papierami, mówi o mamusi, króliczku, podkopywaniu dołków, korytarzowych plotkach i klubie, w którym się nie da wytrzymać. Śmiejesz się. Ja też się wtedy rzewnie śmiałem. Nie dowierzałem, jak bardzo można płynąć dla stanowiska. Absurd i kuriozum. Ale to typowe. Carat naszego miasta jest taki, że jakbyś tam pobył chwilę, to wmówiliby ci, że białe jest czarne.

Ładnie powiedziałeś: carat. 

To jest carat. 

Wiąże się za tym szersza metafora? 

Mańka-Szulik rządzi naprawdę długo. Ostatnio powiedziała, że woli być carycą niż chorągiewką. Super, choć rodzina carska nie skończyła dobrze w rewolucji bolszewickiej. Carat to cały aparat miejskiej władzy. Każdego w caracie charakteryzuje makiawelistyczna choroba na władzę. Ci ludzie już tak długo tkwią przy władzy, że są na nią chorzy. Śmieją się ludziom w twarz: co wy możecie, my i tak mamy swoich wiernych wyznawców. Kierują nimi wyniosłość, pycha i arogancja.

Doprowadziły one do powstania sekty.

To mocne słowo, ale tak jest.

Rządzący w Zabrzu tworzą sektę.

Albo jesteś z nami, albo jesteś wrogiem. Albo jesteś wyznawcą, albo cię eliminujemy. Zaczęli mnie wciągać. Przekonywali, że jest świetnie i razem budujemy coś fajnego. Jak w sekcie: ona ci daje cały czas coś rajcującego, masz sądzić, że postępujesz dobrze. W sekcie pisze się na Facebooku pochwalne elaboraty o wspaniałym mieście medycyny, sportu i turystyki, wierząc, że tak trzeba. Albo publikuje się na oficjalnej stronie klubu wywiady, które nigdy się nie odbyły. Zewnętrzny świat mówi ci: ej, to nie jest dobra droga. Ale jesteś w sekcie. Innych dróg nie znasz.

Jeśli nie idziesz ramię w ramię, to stajesz się wrogiem. Będą chcieli się ciebie pozbyć i wymazać cię z historii. Mnie tak właśnie wymazano: odszedł, nie chciał pracować, w zasadzie go tu nie było. Kiedy ktoś w dziejach świata nie pasował władzy absolutnej czy dyktatorskiej, to się go właśnie wymazywało. Ratusz w Zabrzu stosuje zabiegi propagandowe znane od starożytności.

Różnią się one tym, że w starożytności nie było mediów społecznościowych. Czy to prawda, że carat wymusza na pracownikach urzędów i miejskich spółek pisanie pochwalnych komentarzy pod postami Małgorzaty Mańki-Szulik?

Tak.

W miejskich spółkach i otoczeniu ratusza wszyscy o tym wiedzą i uznają, że tak widocznie funkcjonuje świat. Zwykle się godzą i piszą: super, brawo, fenomenalnie, genialnie, jadymy durś. Piszą przepięknie, tak o Górniku, jak i innych sukcesach pani prezydent. To często osoby na eksponowanych stanowiskach. 

Regularnie dostawałem SMS-y z poleceniem, że „pani prezydent wrzuca post, siadamy, lajkujemy, komentujemy”.

Siadałeś, lajkowałeś, komentowałeś?

Tak, ale na szczęście rzadko. Wykpiłem się tym, że nie prowadzę aktywnie swoich prywatnych kont w mediach społecznościowych, co jest prawdą. Obsługuję tylko insta stories. Było mi dzięki temu łatwiej.

Co, jeśli czegoś nie zalajkujesz?

To słyszysz: „no, kolego, nie lubisz, nie piszesz, niedobrze, to niemile widziana postawa…”.

Usłyszałeś coś takiego? 

Tak.

Jakie były konsekwencje?

Gdyby ktoś wyczaił, że robię to celowo na zasadzie „nie zalajkuję, bo się sprzeciwiam”, to nie wytrwałbym długo na stanowisku, na pewno wylądowałbym na dywaniku.

A inni? 

Nie zalakowałbyś, nie skomentowałbyś, to co by się stało? – zapytałem kiedyś jedną osobę.
– No jak to co… – mój rozmówca odpowiedział z przerażeniem w oczach.

Ale konsekwencją nie musi być zwolnienie, bo sąd pracy by je błyskawicznie uciął, a samo pogorszenie atmosfery w biurze. Zaczynasz być traktowany jako ten nieprzychylny, obcy, zły. Jak w sekcie. To chyba mobbing?

Jak najbardziej, to forma mobbingu i poważne nadużycie władzy.

Nie zalajkujesz, masz gorzej, tak to wygląda w Zabrzu. Do tego dochodzą wpisy z fake kont pod postami Mańki-Szulik. Jest ich naprawdę dużo. 

Są też fejkowe rozmowy. W ubiegłym roku przyszedł przykaz z urzędu miasta, że na stronie Górnika ma ukazać się wywiad z panią prezydent, niby przeprowadzony przeze mnie jako rzecznika prasowego. 

Ukazał się? 

Tak. Tylko że ja nigdy go nie przeprowadzałem. Otrzymałem gotowy tekst. Rozmowa w stylu: od sukcesu do sukcesu. Musiałem go puścić.

Spytałem w klubie: – Boże, po co my to robimy? Nawet nie wystawiamy się na strzał, my sami strzelamy sobie w kolana.
Usłyszałem: – Nie dyskutuj, jest polecenie, to je wykonujemy.

Jasne, jestem tylko pracownikiem, wykonuję polecenia…

Podpisałeś się pod tym wywiadem?

Było pod nim „rozmawiał Konrad Kołakowski”. 

Jak się masz do tego?

Drugi raz bym tego nie zrobił. 

Dlaczego to zrobiłeś?

Trzeba to przełożyć na życiowe realia: to była moja praca, mówiąc wprost: moje źródło utrzymania.

A gdybyś się nie zgodził? Poleciałbyś? 

Myślę, że tak. 

Jako ten niepokorny? 

Mhm. W Zabrzu tak jest. Albo się dostosowujesz, albo lecisz. 

W tym mieście nie pierdniesz, jeśli ci pani prezydent nie pozwoli. Wszyscy wiedzą, że to ona jednoosobowo podejmuje najważniejsze decyzje. Zarząd co chwilę jest w urzędzie. Nawet moje zatrudnienie w Górniku poprzedziła długa rozmowa w ratuszu. To Mańka-Szulik zwalniała prezesów, czasem też trenerów. Kiedy szkoleniowiec nie pasował, bo nie jeździł na kawę, miał pod górkę. Tak było z Bartkiem Gaulem. To człowiek z Niemiec, wychowany w innych realiach, o zupełnie innej mentalności. Miał ciężej. Było to widać. Nie zadbał o dobry kontakt z panią prezydent.

Jak powinien zachować się trener, żeby wkupić się w łaski? 

Pokazać się. Pogadać. Uśmiechać się. Nisko się kłaniać. Ładnie mówić o Górniku.

Jakie podejście do kontaktów z Mańką-Szulik ma Jan Urban?

Myślę, że wie, jakie były realia jego zwolnienia. Szczegóły tej historii znają wszyscy, choć nikt głośno o niej nie powiedział. To taki zabrzański paradoks. Dlaczego Urban jest dalej w klubie? Przez coś niewytłumaczalnego: tożsamość Górnika, ten zajebisty trójkolorowy wirus. Jak się zarazisz Górnikiem, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, to jesteś zainfekowany na zawsze. Naprawdę dużo złego się może dziać. Może nie iść, być ciężko, ale to jest Górnik. Dla Górnika się zrobi, przyjdzie, poświęci, wystara się czterdzieści razy bardziej. To pewien fenomen. To nie klub, którego jesteś sympatykiem czy nawet fanatykiem, ale klub serca. 

Władza miejska to wykorzystuje? 

Pewnie, że tak. Chętnie tym gra. Odczułem to wielokrotnie na własnej skórze. Jesteś rzecznikiem Górnika, więc dziękuj Bogu, a w domyśle tej, która cię mianowała, że możesz pełnić tak wspaniałą rolę. To strasznie ciężkie. Nie chcesz czegoś zrobić, bo masz już za dużo obowiązków, to ludzie wokół powiedzą: co z ciebie za kibic, ty masz niby trójkolorowe serce? Jest trochę gorzej, pojawiają się problemy, a ty już uciekasz?

Z drugiej strony, ja doszedłem już do swojej granicy. Jasne, że to mój klub i dam się za niego pokroić, ale dalej już nie mogę, bo obok jest normalne życie, codzienność. Zrobienie zakupów, rodzina, dom. Dziękuj Bogu, że jesteś wybrańcem? To kolejna rzecz rodem z sekty. No dobrze, jestem rzecznikiem Górnika, ale co, najem się tym? Stołek włożę do garnka? Opłacę nim kredyt?

Odpowiadałeś za marketing, więc powiedz, dlaczego Lukas Podolski nie jest wykorzystany marketingowo? Mistrz świata, oddany i zakochany w klubie, to samograj. A tego samograja niewiele widać.

W jednym z tekstów pojawiło się o Podolskim celne zdanie: nie chciał być króliczkiem władzy.

I to jest clou całego problemu. Podolski jako osoba i marka nie został wykorzystany marketingowo nawet w dwudziestu procentach, o ile nie w dziesięciu. Lukas zawsze powtarza: „żeby działać, trzeba mieć plan”. A w Górniku nie ma planu. Tu się nie planuje. Nie rozmawia się ze sobą o wizji czy pomysłach. Nie ma czegoś takiego, że robimy zebranie, siadamy, rozmawiamy, mówimy „spróbujmy tego i tego”, bo „mamy możliwości takie i takie”, „a ty, Lukas, co proponujesz?”.

Czyli nie było żadnego pomysłu na Podolskiego?

Nie było, ale tu nie do końca chodzi o pomysł. Jego aktywności medialne nie zawsze są mile widziane. Lukas zaprasza na mecze fotografów, filmowców czy vlogerów, choćby z Niemiec. Potem w klubie słyszy się: „patrzcie, robi swoje kulisy, tak nie powinno być…”.

No kurwa, jaki to problem? O czym wy mówicie?

To kapitalna sprawa, a nie problem. Podolski ma w sercu herb Górnika. Żyje w Zabrzu, mówi o klubie, gra na tym stadionie…

Początek Lukasa w Górniku był absolutnie szalony. Niezliczona liczba mediów, dziennikarzy, kamer, zdjęć, programów, inicjatyw, projektów… Nigdy nie zapomnę tego okresu, tym bardziej, że zostałem rzecznikiem prasowym siedem dni przed jego przyjściem. Marketingu w klubie wtedy w zasadzie nie było. Byłem ja, Mariusz Dymarski i Bartek Perek. W momencie przyjścia Podolskiego natychmiast powinien powstać poważny zespół, żeby wykorzystać tę sytuację. Powinno się zatrudnić pracowników tylko dla Lukasa, którzy wymyślają mu inicjatywy. Ale nie wydarzyło się nic.

Jedna z ważniejszych osób w Górniku w ostatnich latach powiedziała mi, że ratusz tak właściwie nie chciał Podolskiego, bo to mocna postać, która nie gryzie się w język, więc jak zobaczy, jak wygląda klub, to zacznie o tym mówić. A w Zabrzu nie lubi się tych, którzy mówią. Podolski jest jednocześnie większy niż ktokolwiek inny w Zabrzu, z Mańką-Szulik włącznie, więc nie można go tak po prostu usunąć. Podobno miasto czyniło ruchy, które miały na celu podkopanie tego procesu. Kiedy pojawiły się pierwsze przecieki o tym, że Podolski dotrzyma wreszcie obietnicy, kibice się zajarali i było już za późno na blokowanie transferu.

Jestem w stanie uwierzyć w to w stu dwudziestu procentach, bo w Zabrzu nie toleruje się bycia samodzielnym i niezależnym. I to na znacznie mniejszym poziomie niż Podolski. Powiem o sobie: kiedy otworzyłem lokal w Gliwicach, usłyszałem w kuluarach, że w urzędzie miasta nie zostało to dobrze przyjęte. Bo skoro Kołakowski otwiera własny biznes, to tracimy nad nim kontrolę. Skoro boją się o autonomię takiego pioneczka jak ja, to co musi być w przypadku tak wielkiej postaci jak Podolski?

Kiedy już doszło jednak do transferu, miasto szło na fali. Pojawiło się myślenie: przychodzi Podolski, to Mańka-Szulik wygra wszystko, bo co chwilę będzie fotografować się przy Lukasie.

A Lukas na to: oj nie, pani prezydent, nic z tego, ja nie jestem pani króliczkiem i nie będę robił tego, co pani chce. Wolę uczciwie porozmawiać o Górniku i widzieć konkrety. „Poldi” opowiadał w wywiadzie u Romana Kołtonia jak pojechał z Łukaszem Milikiem do ministerstwa w Warszawie. Załatwił z ministrem Bortniczukiem kasę dla klubu, a przede wszystkim dla akademii, która jest dla niego mega ważna. Użył do tego swojego nazwiska i wpływów. Mówił, że gdy wracał do Zabrza, to nie oczekiwał glorii pochwalnych, a zwykłych ludzi, którzy się na tym znają, by napisali projekt i wysłali go do ministerstwa. On otworzył drzwi. A pozostali niech przez nie idą. Logiczne, prawda? W Zabrzu jest jednak inny klimat: a po co on się wychyla? „Poldi”, ty jesteś piłkarzem, masz grać, a nie jeździć po ministerstwach.

Jak słyszę hasło, że Lukas jest piłkarzem i „my mu płacimy za grę…”. On z pół dnia sieci kebabów ma więcej niż z miesięcznego kontraktu w Zabrzu. Szybko okazało się więc, że Lukas nie będzie kolejnym króliczkiem, marionetką i sługusem, więc zaczął być wrogiem. Skoro jest wrogiem, trzeba go wyciszyć i zamieść pod dywan. Dlatego jest tak mało akcji z jego udziałem. Lukas się wścieka. Mówi: to ja przyszedłem do was, kocham ten klub, region, kibiców, chce działać, otwierać wam drzwi, a wy „nie, dzięki, nie potrzebujemy pomocy”?

Dlaczego Zabrze nie chce pomocy Podolskiego? Przecież to absurd.

Bo wszystko, co dobre w tym mieście, musi pochodzić od Małgorzaty Mańki-Szulik.

Przerabialiśmy to w różnych systemach. To nie ludzie zbudowali gierkówkę do Warszawy, tylko Edward Gierek. Przypisywanie sobie wszystkich zasług to w prostej linii domena despotycznej władzy. Dlatego wracam często do historii, bo żeby zrozumieć sytuację Górnika i Lukasa w Górniku, trzeba przełożyć to na szersze, historyczne, społeczne czy socjologiczne aspekty.

Inna historia. Maj ubiegłego roku. Bundesliga Common Ground otwiera w Zabrzu boisko. To inicjatywa niemieckiej ligi, która wybiera sobie jakiś obiekcik na świecie, zwykle to osiedlowe boisko, i go remontuje za swoje pieniądze. Robili tak między fawelami w Rio de Janeiro czy na Manhattanie w Nowym Jorku.

Do Zabrza trafili kluczem Podolskiego.

Tylko i wyłącznie. Zrobili małe, betonowe boisko pomiędzy blokami. Niby nic szczególnego, ale inicjatywa super. Do Zabrza przyjechała Bundesliga z całym aparatem medialnym. Poszło w świat. Przyjechało też „Four Four Two” z ogromnymi zasięgami na całym świecie. Zwiedzają Zabrze, ja chodzę z nimi i opowiadam, zjeżdżamy do kopalni, robimy z tego kapitalny event.

Jaka narracja jest w mieście? „Podolski zrobił nam pod górkę. Bo teraz będzie, że to nie my, a Podolski buduje boiska w Zabrzu”.

What the fuck?

Zamiast powiedzieć: „Lukas, dzięki, super akcja, Zabrze i Bundesliga – jadymy durś!”, to są pretensje. O tyyy niedobry. Boiska nam otwierasz? Kopiesz pod nami dołki?

Bo niby ktoś miałby pomyśleć, że Zabrze jest niezdolne do budowy boisk?

Oni mają takie myślenie. Nikt normalny by nawet tak nie pomyślał. Przeciętny człowiek uznałby: ale super, władze miasta dogadały się z Lukasem, przyjechali jego znajomi z Bundesligi, zrobili boisko, fajnie, fajnie. 

To przykład na to, że ta deprawacja władzy realnie działa na niekorzyść Zabrza. 

Tak, zdecydowanie. Mimo to z urzędu słychać tylko to, że jest wspaniale. Komunikacja Zabrza to nieustanne malowanie trawy na zielono.

Lukas Podolski, działając w dobrej wierze, przeszedł już w tryb, w którym nie bierze jeńców? Jego działania medialne stają się coraz mocniejsze.

Ich duży oddźwięk pokazuje skalę propagandy sukcesu narzucanej przez Mańkę-Szulik i jej całą klikę. Podolski wrzucił kilka zdjęć z akademii. Pokazał zwykłą, codzienną prawdę. I to się okazuje prawdziwą bombą. Lukas nie potrafi znieść tego zakłamania i tej hipokryzji. Rozmawiałem z nim o tym. Już sam nie potrafi wytrzymać. Sukces akademii, mistrzostwo i wicemistrzostwo, to piękna sprawa. Organizowali glorie pochwalne, śniadania w urzędzie, hur-dur, nie wiadomo co. Za tym sukcesem kryje się ciężka praca i zaangażowanie trenerów, rodziców i talent śląskiej młodzieży. Jest list niedocenionych trenerów akademii opublikowany przez „Przegląd Sportowy”. W nim mocne działa i argumenty. Władza nawet się nie odnosi. Uważa, że nie ma problemu, bo nikt się nie podpisał.

Gdyby ktoś się podpisał…

To by poleciał.

I to jest obrzydliwe zakłamanie Zabrza w całej okazałości. Lukas postępowałby zupełnie inaczej, gdyby nie ta propaganda sukcesu, gdyby ktoś porozmawiał z nim, coś zaplanował. Podolski chciał już kiedyś pomóc w remoncie ośrodka akademii. Dlaczego Zabrze nie wyjdzie z Lukasem i nie powie: jest jak jest, nie jesteśmy bogatym miastem, przechodzimy transformację, ale mamy Lukasa, wspólnie spróbujemy coś zdziałać. Miałoby to zupełnie inny wydźwięk. Ale tu jest inaczej. Kreuje się przekaz o najwspanialszej akademii w Polsce, wykreowanej przez miasto, w której z nieba kapie złoto i z której co trzy dni wychodzi nowy Messi.

Gdyby takie samo zdjęcie wrzucił ktoś z budynku Warty Poznań, która niczego nie udaje i nie ukrywa swoich ograniczeń, to nawet nieszczególnie by się rozeszło.

Bo propaganda Zabrza to ogromny balon. Prawda rozsadza go z wielkim hukiem.

Prowadziłem przez długi czas imprezy organizowane przez miasto. Dostąpiłem tej łaski, tak mi to przedstawiano, bo byłem wierny ratuszowi. Nieważne było to, że jestem konferansjerem, a w muzeum górnictwa, gdzie prowadziłem niektóre imprezy, spędziłem kilka lat jako przewodnik i wiem o tym miejscu wszystko, więc mam kwalifikacje. To nieistotne. Prowadzisz imprezę, bo jesteś nasz. Tak mi wmawiano. Kiedy pewnego razu mówiłem do mikrofonu, posłuchałem samego siebie.

Kołakowski, co ty pieprzysz?

Ty mówisz o Zabrzu, a brzmisz, jakbyś mówił o Nowym Jorku, Paryżu czy Londynie. Mówisz raczej o zadupiu, a przedstawiasz je jak jakieś centrum wszechświata z edenem i polami elizejskimi.

Taka narracja jest prowadzona wszędzie. Podolskiego trafia szlag. Ma siłę rażenia i kruszy mitologię sukcesu. Czuje, że po złości nie wykorzystuje się go tak, jak powinno, tylko dlatego, że nie chciał być króliczkiem. Chyba że jest pożar. Wtedy panika: „Lukas, zgaś”. Jego potencjału nie wykorzystaliśmy prawie w ogóle. Ja też biję się w pierś. Pewnie mogłem wymyślić coś rewolucyjnego. Ale tu nie chodzi nawet o rewolucyjne pomysły, a zwykły dialog, pracę w zespole, tego nie ma i nie było. Masz stanowisko, to rób. Ale co? Jakieś plany? No rób. Masz robić. Po prostu. Bez planu.

Kolejna nieudana propaganda to wypłaty dla piłkarzy. Dlaczego nie można powiedzieć po ludzku, otwarcie, jak wygląda sytuacja? Zaczęło się od transparentu Torcidy o tym, że zawodnicy nie dostają pensji. Media pochwyciły temat. Oczywiście w międzyczasie zostałem posądzony o to, że to ja wyniosłem tę informację, choć o zaległościach wobec piłkarzy wiedziało pewnie z tysiąc osób. Dziennikarze walą drzwiami i oknami, żeby porozmawiać z prezesem, ale ten odmawia. Podczas jednego z jesiennych meczów spotykają go na stadionie w windzie. Matysek zawsze przekonywał, że jest otwarty na wszelkie spotkania. Powiedział im, trzem osobom, żeby przyszli w poniedziałek, zaprasza do siebie.

W poniedziałek dziennikarze dzwonią do mnie. Ja nic nie wiem. Idę do prezesa. On nie chce ich przyjmować.

– No, obiecałem, ale wiesz, gramy w piątek, mało czasu, może nie w tym tygodniu… – tłumaczy, a tu wokół się pali, kibice się nakręcają.
– Nie znajdzie pan kilkunastu minut, skoro sam ich pan zaprosił?
– Nie, nie w tym tygodniu. 

Nawet zrozumiałem to tłumaczenie. Cztery dni do meczu, grafik faktycznie napięty. Przekazałem dziennikarzom, że musimy to przełożyć z uwagi na intensywny harmonogram. Byli wkurzeni. Rafał Musioł napisał artykuł, że prezes zaprosił na spotkanie, żeby wyjaśnić sprawę zaległości, ale jednak nie ma czasu. 

Trzy godziny później Musioł dzwoni do mnie.

 – Jutro będziemy.
– Jak to?
– Prezes nas znowu zaprosił.

Chwilę wcześniej nie miał dla nich czasu. No OK. Na drugi dzień doszło do spotkania. Matysek, Masoń i trójka dziennikarzy. Po spotkaniu Rafał Musioł napisał tweeta na podstawie informacji przekazanych mu przez władze klubu, z którego wynikało, że pensje piłkarzy są wyrównane.

Z mojej perspektywy: temat ucięty, bajka.

Schodzę do szatni. 

W szatni wkurwienie. I to potworne. Piłkarze pokazują sobie tweeta. Przekrzykują się. „Masz wyrównanie? A ty masz? Jakie wyrównanie?! Co oni gadają?! Nic nie mamy!!!”.

Dowiedział się o tym prezes. Po godzinie chce prostować. Przekazuje mi, że mam dzwonić do dziennikarzy i to odkręcać.

Nagle przypomniał sobie, że jednak nie uregulował pensji?

Jednak uregulował tylko część. Chciał, bym przekazał dziennikarzom taką informację. „Konrad, ale ja już puściłem artykuł”, odpowiedział jeden z nich. Istne kuriozum. Ślęczałem do wieczora i poprawiałem słowa Matyska. Potem winny był rzecznik. Przez niego niby wyszło, że wypłat nie ma.

Mańka-Szulik nie lubi, kiedy ktoś „dramatyzuje”. Prezes musi mówić dobrze albo wcale, więc Matysek powiedział dobrze. Nie wpadł przy tym na to, że rozwścieczy szatnię, co nie było trudne do przewidzenia.

Prostował to tłumacząc się, że został wprowadzony w błąd i tylko część została uregulowana. To go nie broni. Jest prezesem klubu, obok siedział członek zarządu, sami umówili to spotkanie z dziennikarzami, jego temat był wszystkim znany.

To był drugi moment, w którym stwierdziłem, że to koniec mojej pracy w Górniku i już więcej tego nie uniosę.

Władze Zabrza nie lubią sukcesów innych, a jak komunikują o swoich?

Kiedy informacja jest dobra, robi się z niej wielką tubę. Tak wielką, że czasem nie można wytrzymać. O tych złych informacjach nie mówimy. Ich nie ma, nie istnieją. Tysiące razy słyszałem: „nie takie rzeczy się przemilczało”. Albo szerzej: „nie takie rzeczy się robiło”. Lub konkretne: „zostaw, jutro ucichnie”. Potem zdziwienie, gdy jednak nie ucicha.

Jaka jest Mańka-Szulik w codziennym kontakcie?

Gdy ją spotkasz na ulicy, robi naprawdę fajne wrażenie. Ciepła mama, babcia, uśmiechnięta, serdeczna. Miałem okazję być w ratuszu za zamkniętymi drzwiami, kiedy nie wszystko było ładnie i pięknie. No i wtedy… To nie jest kindersztuba czy Ordnung muss sein, to kilka poziomów wyżej, jest naprawdę ostro. Ludzie się jej boją. Mam mnóstwo znajomych w urzędzie. Żyją w strachu.

Na czym polega jej fenomen? Jak to się stało, że jedna kobieta potrafi na tyle lat zabetonować władzę i mieć tak rozległe wpływy?

To nie jedna kobieta, stoi za nią sztab ludzi, choć fakt, to ona jest forpocztą i trochę alfą i omegą. Nikt się jej nie przeciwstawi. To skomplikowany proces.

Opowiedzmy.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych i na początku dwutysięcznych Zabrze znalazło się w fatalnym położeniu. Nie radziło sobie po transformacji energetycznej. Trzeba to odnieść do szerszego kontekstu: cała Polska czerpała ze Śląska przez osiemdziesiąt lat, przez komunę korzystała z węgla, Warszawa została zbudowana ze śląskich cegieł za górnicze pieniądze, a teraz walcie się. Kopalnie upadły. Pamiętam tamte czasy. Zwodzenie biednych górników. To były tysiące osób. Na kopalniach pracowało ich pół miliona. Wokół nich dwa miliony. Do tego huty, też zamykane. To prawdziwy dramat, co Polska zrobiła temu regionowi.

Od kiedy przyłączono Śląsk do Polski, to ten, może poza krótkim okresem autonomii w latach dwudziestych, był tylko narzędziem w rękach centralnego państwa. To moje nacjonalistyczne myślenie Ślązaka, kontrowersyjne, ale takie mam, jestem autonomistą z pełnego przekonania.

Mieliśmy w Zabrzu prezydenta Gołubowicza z SLD, który do dzisiaj siedzi w więzieniu za sprawę o zlecenie zabójstwa. Są wybory w 2006. Zmienia się w ogólnopolskiej polityce. Przełamuje się układ Unii Wolności, AWS i SLD. Pojawia się kandydatka stąd, z Zabrza, bezpartyjna, lubiana nauczycielka, dyrektorka szkoły, otoczona ludźmi znanymi z miasta, a nie randomowymi politykami, o których nikt nie słyszał. Wygrywa wybory. Przez pierwsze dwie kadencje zrobiła naprawdę dużo. Remonty, wymiany torowisk, szalony i piękny pomysł muzeum górnictwa węglowego, dźwignięcie Górnika. Dobrze było do, powiedziałbym, 2016 roku. W ostatnich wyborach wygrała już minimalnie. Zaważyło półtora tysiąca głosów. Jej kontraktdydatka była znikąd, to sztuczny produkt polityczny. 

Po dwóch udanych kadencjach obóz Mańki-Szulik zawłaszczył sobie miasto i zaczął arogancko pokazywać, że jesteśmy władzą, nic nam nie zrobicie, stłamsimy każdego przeciwnika. Pani prezydent nie wymieniła w swojej ekipie praktycznie nikogo. Nie widać tam młodych ludzi. W pewnym momencie przestało grać. To jak z Górnikiem: jasne, Caryca go uratowała, trzeba to jasno powiedzieć, ale to było w 2011 roku. Jest 2024, a my dalej o tym mówimy. Nieważne są 144 miliony skumulowanej stracy, bagno, degrengolada, brak wyników, afery. Ważne jest to, że Górnik został trzynaście lat temu uratowany. Są inne czasy i inne realia. Jest Lukas Podolski, czyli największa szansa klubu od X lat. Choć przyprowadza inwestora, to wcale nie jest powiedziane, że jest on mile widziany…

Myślisz, że Mańka-Szulik sprzeda klub? Czy to pozorowanie ruchów przed wyborami?

Widzę trzy opcje. Pierwsza: rozpaczliwa próba budowania PR na zasadzie „chcieliście, to ja tego Górnika sprzedam”. Druga: gra na czas. Z opisu przetargu wynika, że miasto chce sprzedać tylko 51% akcji, ale z zachowaniem decyzyjności, w tym w sprawach obsadzania stanowisk we władzach klubu. 

To nikt tego nie kupi.

Miasto zapisało też, że może zerwać negocjacje bez podania przyczyny. To sprawia, że do wyborów można przeciągać temat. Patrzcie, ja chcę, robię, rozmawiam, a potem nagle temat się rozmyje. Trzecia droga: Mańka-Szulik ma jakiś podmiot powiązany ze sobą, który kupi klub. Może czuje, że traci władzę i chce pozostawić sobie jak najwięcej wpływów. Będzie miała swoje macki w Górniku i działać z tylnego szeregu.

Strata Górnika od 2011 roku: 143 mln. Strata spółki „Stadion w Zabrzu”: 100 mln. Koszt stadionu: 326 mln. Koszt czwartej trybuny: 46 mln. Dług miasta: 780 milionów. Gdyby nie Górnik…

…nie byłoby prawie zadłużenia.

Zabrze jako miasto cierpi na tym, że tak hojnie wspiera Górnika? Czuć to w życiu codziennym?

Czuć. Pochodzę z Zabrza. Kocham je i zawsze będę go bronił. Ale obecnie Zabrze nie jest dobrym i ładnym miejscem do życia. To trudne miasto, z problemami, które ucierpiało. Odwrócę trochę temat: Zabrze to nie Warszawa, Kraków, Poznań czy Gdańsk, to nawet nie Gliwice ze swoją piękną starówką. To miasto, które musi mieć swoją tożsamość. Jak w Manchesterze. Gdy spytasz ludzi, co jest w tym mieście, usłyszysz jedną z dwóch odpowiedzi: United albo City. Miasto włókiennictwa? Muzeum techniki? No nikt tego nie powie.

Zabrze też ma Górnika. Trzeba robić wszystko, żeby napędzał miasto i koniunkturę, a nie hamował. Jaki zysk mamy dziś z tego, że są mecze? Żaden. Ludzie przyjeżdżają i wyjeżdżają. Zabrze bardzo ucierpiało, gdy władze chciały nieudolnie zrobić sobie z Górnika swoją wizytówkę. Pytanie, czy przez trzynaście lat naprawdę nie dało się znaleźć inwestora. Szyjemy z roku na rok. Nawet teraz „Poldi” ma potencjalnego nowego właściciela. Na zdrowy rozsądek: spróbujmy. Gorzej nie będzie. Może być tylko lepiej. W mieście jednak: nie, nie, nie, nie. „Poldi” nie przyprowadza przecież drugiego Vanna Ly, a rzetelnego gościa, który się podpisuje imieniem i nazwiskiem, pokazuje: mam taką i taką firmę, takie i takie plany. Bagatelizuje się go, spycha.

Dlaczego?

Bo wszystko co dobre ma być autorstwa Małgorzaty Mańki-Szulik.

Zdajesz sobie sprawę, że jeśli Caryca wygra kolejne wybory, to w miejskich strukturach nie popracujesz. 

Będę musiał wyprowadzić się z Zabrza.

Aż tak? 

Tak. Czy mam się czego obawiać? To zdecydowanie mniej ważne niż dobro Górnika i dobro miasta. Zarzuca mi się, że próbuje zbić kapitał polityczny, bo mówię głośno o klubie. Ale ja się nie wybieram do żadnego kandydowania. Niczego nie chcę zbijać. Leży mi na sercu wyłącznie normalność Górnika. Chcę żyć w Zabrzu, a nie w drugim Mińsku, Kazaniu czy Nowosybirsku. Pewnie już jestem wrogiem w ratuszu, ale wiem, że da się inaczej. Prowadzę biznes w Gliwicach, sporo przebywam w Katowicach i to nie jest tak, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Wszędzie są problemy, ale może być inaczej. Lepiej. 

Masz wrażenie, że układ pęka? 

Tak mi się wydaje. Oby. Ale jest strach. W klubie wielokrotnie słyszałem: nie takie rzeczy się przeżywało. Boję się, że tak będzie i tym razem. Wydawało się, że pod koniec listopada przeszła lawina, która może dużo zmienić. Odejście Matyska, Milika, Dymarskiego, Kołakowskiego, do tego Podolski serwuje bomby. I co? Karawana jedzie dalej. Za chwilę będzie pierwszy mecz rundy wiosennej. „Wygramy, będzie dobrze, ludzie zapomną”. Znam te teksty.

Odbierz do 3755 zł na start w SuperbetOdbierz do 3755 zł na start w Superbet

Odbierz do 3755 zł na start w Superbet

  • Tydzień bez ryzyka: Cashback do 3500 zł
  • Freebet 100% od pierwszego depozytu do 200 zł
  • Freebet 35 zł tylko z naszym kodem SUPERWESZŁO
  • Freebet na aplikację 20 zł

Kod promocyjny

SUPERWESZLO

18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.

Jeśli Górnik ma być zdrowy, warunkiem koniecznym jest zmiana władzy. 

Tak. To musi się wydarzyć. A może być jeszcze gorzej, bo to byłaby ostatnia kadencja Mańki-Szulik. 

Przesiąkniętemu propagandą sukcesu Górnikowi wiele da głośne mówienie o problemach.

Nie chodzi o to, żeby ujawniać niestworzone rzeczy. Czy my w tym wywiadzie ujawniliśmy jakąś tajemnicę? 

Nie. 

Poruszyliśmy coś, co szkodzi klubowi?

Też nie. 

A jednak innym brakuje tej odwagi. Nie wiem, dlaczego. Może boją się, że gro ludzi powie „plujesz we własne gniazdo, sprzedawczyku”. Sam w domu usłyszałem: „Konrad, kto cię teraz gdzieś zatrudni, jak ty we własne gniazdo nasrałeś?”.

Ja nie nasrałem we własne gniazdo.

Po pierwsze: w tym gnieździe nie było już dla mnie miejsca.

Po drugie: ja do niego nie nasrałem, ja wyrzucam gówno z tego gniazda na zewnątrz, żeby było go mniej.

A to różnica.

Zawsze chcę dobrze dla klubu i marzę o tym, żeby w Zabrzu żyło się dobrze. To nie musi być Nowy Jork. To nie muszą być nawet Gliwice. Niech to będzie fajne, przyjemne miasto i niech Górnik będzie jego dumą i walczył o najwyższe cele, bo do tego jest przeznaczony. Ile można malować trawę na zielono?

CZYTAJ WIĘCEJ O GÓRNIKU ZABRZE: 

Fot. FotoPyK / newspix.pl / archiwum prywatne

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Michał Trela
1
Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Michał Trela
1
Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Komentarze

58 komentarzy

Loading...