Bingo – właśnie wróciliśmy jak bumerang do jednego z głównych problemów reprezentantów Polski. Nie mają charakterów i tak jak rażą przezroczystością na boisku, tak później niewiele lepiej wygląda to przed kamerami. Są śmiechy i dobra atmosferka w hotelach i na treningach, dopóki nie zaczynają się męczarnie w meczach o stawkę. Po nich, gdy coś nie idzie po myśli piłkarzy i trenera, wychodzą do rozmowy tylko ci, którzy muszą. Bo gdyby nie musieli, zapewne zrobiliby to, co cała kadra w Helsinkach, czyli schowali głowę w piasek. Oprócz Bednarka, który musiał się wypowiedzieć przez umowę na linii kadra-TVP.
Reprezentacja Polski z obalonym kapitanem aż kipi charakterem
Uporządkujmy fakty. Tymczasowy kapitan reprezentacji bredzi po porażce o jakimś podziale i polaryzacji Polaków. Prosi o to, żeby się zjednoczyć, zapewnia, że dla niego reprezentacja jest najważniejsza. Brawo, Janek. Właśnie na takie deklaracje liczymy, obserwując od kilku dni katastrofę, jaką zgotował Michał Probierz, punkt zapalny wspomnianej przez ciebie polaryzacji. O ile ona w ogóle ma miejsce, a sorry, śmiemy wątpić, patrząc na powszechną niechęć do polskiego Pepa Guardioli.
Dalej mamy resztę piłkarzy, którzy nawet nie raczyli się wytłumaczyć, co nie wyszło w starciu z Finami i co należy poprawić. Uciekli przed dziennikarzami czekającymi w mixed zonie, którzy – całkowicie słusznie – chcieli zadawać niewygodne pytania. Tym samym zostaliśmy na finiszu zgrupowania z odrobinę odklejonym, szukającym problemów wokół Bednarkiem. A także selekcjonerem, który na konferencji odbijał dosadne doczepki o zwolnieniu samego siebie i sugerował, że gdybyśmy wykorzystywali okazje, byłoby lepiej. No ludzie kochani…
Chociaż, pół-żartem, pół-serio, z całej tej zbieraniny bez jaj tylko Probierz jakoś się obronił. Ale wyłącznie dlatego, że nie dopuszcza myśli, że poda się do dymisji. Jest w tym silny i zdecydowany. On się nie podda, takiego szefa na pokładzie potrzebujemy! I niech to będzie smutna kwintesencja charakteru obecnej reprezentacji. Niestety, selekcjoner znowu nie potrafi przyznawać się do błędów, a jego piłkarze mają tak napuszone ego, że z szatni muszą iść prosto do autokaru. Gdyby stanęli do wywiadów, doszłoby do obrazy ich majestatu.
Stanąć do odpowiedzi przy tablicy, wytrzymać kilka minut i dać kibicom chociaż kawałek autorefleksji po tak negatywnym wydarzeniu? A skąd, po takim spotkaniu jak z Finlandią hasło “dla dobra reprezentacji” nie ma znaczenia. Dla dobra reprezentacji lepiej się schować i nie brać za nią odpowiedzialności. A do mediów wychodzić tylko w chwili, gdy klepią po plecach. To przecież takie bohaterskie i patriotyczne.
Żeby było jasne: nie ma pewności, że z Robertem Lewandowskim w składzie byłoby wczoraj lepiej. Ale – czy ktoś tego chce, czy nie – nieobecność obalonego kapitana działa na niekorzyść tego zespołu. Z twarzą karykaturalnego Bednarka, uciekającej na urlopy reszty piłkarzy, oraz Probierza, który pozwolił na ten wewnętrzny rozkład. Ba, gdyby Probierz tak naprawdę miał jaja, nie dopuściłby do tego, że jego własna drużyna chowa się przed dziennikarzami. Choć jeśli prawdą okażą się doniesienia, że część kadry myślała o zbojkotowaniu meczu z Finlandią i była wściekła na selekcjonera za sposób zarządzania konfliktem z Lewandowskim, dałoby się brak sprawczości zrozumieć. Gorzej, jeśli jest zupełnie odwrotnie i ucieczka kadrowiczów była z góry ustalona.
Niezależnie od tego, jak wyglądały wczorajsze kulisy po meczu w Helsinkach, jedno jest pewne i nie podlega pod teorie spiskowe: ci ludzie, którzy ostatnio tak chętnie powołują się na “dobro reprezentacji”, nie pokazują, że mają odpowiedni charakter, żeby z orzełkiem na piersi to dobro wykrzesać. To widać po samej grze w piłkę, choć akurat czerwcowe zgrupowanie pogrążyły przede wszystkim zdarzenia pozaboiskowe. Zaczęło się od odpoczynku Lewandowskiego, który – moim zdaniem – miał prawo o niego poprosić jak swego czasu Cristiano Ronaldo w reprezentacji Portugalii. Skończyło się jednak na narodowej krytyce, a potem ruszyło całe domino:
- z wypowiedzią o symulowaniu kontuzji skompromitował się Dawidowicz,
- z zaczepianiem “Kowala” i tezami z tylnej części ciała ośmieszył się Puchacz,
- z myślami o urlopach objawił się złotousty Kamiński,
- 48 h przed meczem Probierz wszczął ogromny konflikt wokół i w kadrze, obalając Lewandowskiego…
- … a potem sam został obalony przez Finlandię,
- wygłupił się Bednarek, nabrali wody w usta inni
Przed meczami z Mołdawią i Finlandią można było pomyśleć, że reprezentacji Polski bardziej obrzydzić się nie da. Ale szereg większych i mniejszych historii powoduje dzisiaj, że do kadry czuje się jeszcze silniejszą, chyba maksymalną odrazę. I to niekoniecznie dlatego, że brakuje nam piłkarskiej jakości. To też ważny punkt, owszem, ale nie pierwszoplanowy. Tej drużyny po prostu nie da się lubić, choćby za brak charakteru, zwłaszcza w obliczu brawurowej i raczej nietrafionej diagnozy liderów.
Czerwiec 2025 roku to gwóźdź do trenerskiej trumny Michała Probierza, który wywnioskował, że Robert Lewandowski jest dla grupy ciałem obcym. Ale czy naprawdę był tak naiwny, żeby sądzić, że upokorzenie najbardziej ambitnej jednostki doda pozostałym skrzydeł? Że w magiczny sposób Bednarek i spółka będą odważniejsi, bardziej krytyczni względem siebie albo po prostu waleczni jak nigdy? Jeśli tak myślał, przeliczył się o kilometry dzielące Warszawę od Helsinek. “Lewy” nie jest wzorem kapitana, tu zgoda, ale jak pokazuje jego brak i publiczna degradacja roli przy okazji meczu z Finlandią, to król (selekcjoner) jest nagi. Nie dziwi więc, że jego najbardziej wprawiony w bojach rycerz macha rękoma, wkurza się i punktuje słabości do naprawy, skoro ma do czynienia z tak nierozgarniętym, momentami tchórzliwym i nijakim towarzystwem.
WIĘCEJ O KADRZE NA WESZŁO:
- Trela: Michał Probierz ma powody, by odciągać uwagę od futbolu
- Socjolog Jan Bednarek zabrał głos. Szkoda, że nie piłkarz
- Wojciech Kowalczyk wskazał następcę Probierza. “Ma podejście do piłkarzy”
- Probierz miej honor, odejdź. Sprytny plan trenera doszczętnie zniszczył zespół
Fot. Newspix