Kamil Grosicki zakończył reprezentacyjną karierę, co oznacza, że szeregi kadry opuścił ostatni klasyczny skrzydłowy z prawdziwego zdarzenia. Jeśli Michał Probierz konsekwentnie będzie się trzymał ustawienia z trójką stoperów i wahadłowymi, nieprędko doczekamy się następców „Grosika”, mimo że on sam właśnie ich wskazał.

Piłkarz Pogoni Szczecin symbolicznie namaścił do tej roli Jakuba Kamińskiego i Mariusza Fornalczyka. Możliwości tego drugiego zna doskonale, bo grali razem w barwach Portowców.
Jednocześnie Michał Probierz upiera się, że w tym momencie brakuje nam na bokach pomocy zawodników o wystarczająco wysokiej jakości.
– Nie mamy skrzydłowych i ich nie wyczarujemy. Nie będę na bokach ustawiał obrońców albo środkowych pomocników, bo nie chcę zabijać kreatywności poszczególnych zawodników – powtórzył pod koniec maja w TVP Sport.
Czy faktycznie jest aż tak źle? Sprawdźmy.
Skrzydłowi w reprezentacji Polski. Jaki mamy stan posiadania?
Na dziś najbardziej renomowanymi zawodnikami, których moglibyśmy rozpatrywać pod kątem gry na skrzydłach w biało-czerwonych barwach są Nicola Zalewski, Przemysław Frankowski i wspomniany Kamiński.
Problem w tym, że cała trójka w karierze klubowej od dawna rzadko pojawia się na boisku w tej roli albo wręcz nie pojawia się wcale – jak Frankowski, który po raz ostatni typowym skrzydłowym był jeszcze w czasach MLS. Zalewski był nim pukając do pierwszego zespołu Romy, ale dopiero jako wahadłowy zaczął występować regularnie i także w Interze gra głównie na tej pozycji. Zdarzały się wyjątki po przeprowadzce do Nerrazzurrich, wtedy jednak stawał się jedną z dwóch „dziesiątek” w ustawieniu 3-4-2-1.
Teoretycznie więc można przyznać rację Probierzowi. Absolutnie nie mamy jednak przekonania, że nie warto byłoby sprawdzić, jak w systemie czwórkowym funkcjonowalibyśmy z bokami Cash-Frankowski i Kamiński-Zalewski. Jeden z drugim mogliby się uzupełniać w ofensywie, a w defensywie nikt by nie odpuszczał, bo w klubie od lat był w tym aspekcie obarczany dużą odpowiedzialnością.

Jakub Kamiński i Nicola Zalewski zdominują lewe skrzydło reprezentacji na lata?
Niewątpliwie przy zastosowaniu tego rozwiązania byłby problem z głębią składu. Żaden inny polski skrzydłowy nie robi dziś nawet przyzwoitej kariery w Europie.
Michał Skóraś na dłuższą metę okazał się za słaby na Club Brugge, który chce go sprzedać, ale podobno sam zainteresowany wolałby zostać i dać sobie jeszcze jedną szansę. W ostatnim sezonie niby rozegrał łącznie aż 41 meczów, tyle że złożyły się one na zaledwie tysiąc boiskowych minut, a jedyne ofensywne konkrety (dwa gole) wychowanek MOSiR-u Jastrzębie Zdrój zaliczył w Pucharze Belgii.
Wyjściowe nazwiska są, gorzej ze zmiennikami
A on i tak radzi sobie lepiej niż wielu jego rodaków. Kamil Jóźwiak nawet w drugiej lidze hiszpańskiej nie stał się ważną postacią Granady i jest na wylocie z klubu. Dominik Marczuk nie rzuca na kolana w MLS. Tutaj… lista naszych skrzydłowych z lig zagranicznych zaczyna się kończyć. Okej, jest jeszcze Jan Faberski, który teraz jedzie na obóz z Ajaxem, ale jego premierowy sezon w dorosłym futbolu nie zapowiada niczego wielkiego. Cztery gole i trzy asysty w trzydziestu czterech meczach dla rezerw amsterdamczyków w ultraofensywnej drugiej lidze holenderskiej w żaden sposób nie imponują, choć są parametry, które pokazują jego grę w lepszym świetle.
Zostaje nam krajowe podwórko, a tutaj oczywiście wszystkie oczy kierują się na Fornalczyka. Już można było zacząć wątpić, czy kiedyś w końcu jego talent eksploduje, ale tej wiosny doczekaliśmy się. Skrzydłowy Korony przestał być jeźdźcem bez głowy i stał się jednym z największych wygranych drugiej części sezonu w Ekstraklasie. Nie można jednak zapominać, że tak naprawdę nie rozegrał jeszcze nawet jednej pełnej rundy na bardzo dobrym poziomie, a koniec końców więcej punktów w klasyfikacji kanadyjskiej ma od niego Dawid Błanik, który rozegrał grubo ponad 1100 minut mniej. Miejmy nadzieję, że spodziewany transfer do Widzewa pozwoli Fornalczykowi w harmonijny sposób rozwinąć swoją karierę. Wtedy, kto wie…
Ktoś jeszcze? Debiutu u Probierza doczekał się Michael Ameyaw, ale w Rakowie też nie gra jako skrzydłowy, bo tam po prostu nie ma takiej pozycji. Do tego od dawna męczą go problemy zdrowotne i ten rok na razie spisuje na straty. Na nim nasza lista powoli się kończy.
Generalnie mamy problem z wychowywaniem nieszablonowych skrzydłowych. Większość z nich to przede wszystkim wytrzymali biegacze, wykręcający dobre liczby jeśli chodzi o pokonywane kilometry i sprinty, ale mający wyraźne ograniczenia w działaniach z piłką w ofensywie. Przez to w skali wymagań lig zachodnich są na granicy przekwalifikowania do roli prawych obrońców lub wahadłowych. Taką drogą jeszcze w Ekstraklasie przeszedł Arkadiusz Pyrka i jako boczny defensor trafia do Bundesligi. Może za parę miesięcy stanie się kolejnym ciekawym wariantem do rozważenia. Tego mu życzymy.
Z drugiej strony, na wielu innych pozycjach wcale nie mamy większego komfortu. Nawet na środku obrony, gdzie przecież musi zagrać aż trzech zawodników. Tylko Jakub Kiwior ma dziś status ewidentnie ponadprzeciętny w europejskim futbolu, a i tak długo miał problemy z graniem w Arsenalu. Pozostali są zwykłymi rzemieślnikami, którzy w futbolowej hierarchii nie stoją wyżej niż Cash, Kamiński, Frankowski czy Zalewski na swoich pozycjach. A skoro tak, może warto byłoby sprawdzić, czy z obecnym stanem posiadania jednak nie lepiej wrócić do klasycznej czwórki z tyłu i klasycznymi skrzydłowymi, nawet jeśli w reprezentacji nieraz mieliby nimi być obrońcy lub wahadłowi w klubach.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Puchacz bardzo mocno o Kowalu: “Wyjeb…ym mu liścia”
- Kołtoń ostro o polskim piłkarzu: “Pacan. Żeby nie użyć słowa debil”
Fot. FotoPyk