Od sierpnia 2024 roku i porażki z Danem Hookerem czekał Mateusz Gamrot na kolejną szansę w klatce UFC. Numer 7 rankingu wagi lekkiej wszedł w końcu do oktagonu, by zmierzyć się w nim z L’udovitem Kleinem. I choć Słowak zapowiadał, że chciałby jako pierwszy fighter w historii znokautować Gamera, to w czasie walki był cieniem dla Polaka. Ten wrócił na zwycięską ścieżkę i wciąż może marzyć o pojedynku o pas.

Mateusz Gamrot lepszy od rywala! Polak wrócił na zwycięską ścieżkę
Klein nie był notowany w rankingu swojej kategorii wagowej, ale na ostatnich siedem walk w UFC wygrał sześć, a jedna zakończyła się remisem, a jego ostatnia porażka to rok 2021. Innymi słowy: był na fali i chciał to udowodnić w pojedynku z Gamrotem. Pojedynku, który tak naprawdę opłacalny był tylko dla niego. Dla Polaka to głównie sposób na to, by wrócić do klatki i pokazać swoje umiejętności. Gdyby przegrał, spadłby bowiem pewnie pod koniec notowanej „15” i co najmniej na najbliższe lata pożegnał się z marzeniami o zdobyciu pasa. Stawka była więc spora.
A rywal – mimo że bez rankingu – naprawdę niezły.
Klein bowiem wiele potrafi. Szczególnie w stójce, choć gdy trzeba – umie obalić, a i defensywnie jest w parterze na ogół znakomity. Stąd podejrzewano, że będzie potrafił bronić się przed zapasami, czyli najgroźniejszą (choć nie jedyną) bronią Polaka. To miał być pierwszy klucz do jego sukcesu. Drugi? Pokazać się w stójce. „Mr. Highlight” – bo taki przydomek nosi – wiele razy udowadniał już, że znakomicie nie tylko uderza, ale i kopie, często fantastycznie te kicki ukrywając. No i, co podkreślali eksperci, świetnie porusza się na nogach i po swoich akcjach bardzo dobrze unika kontrataków rywala. Porównywano go w tym do Ilii Topurii, a więc numeru trzy rankingu pound-for-pound w UFC.
Ale, oczywiście, to nie ten poziom talentu. Choć przed walką odważnie zapowiadał, że chce być pierwszym fighterem, który pokona Gamrota przed czasem. Do tej pory Polak przegrał w UFC – i całej swojej karierze – trzy pojedynki, wszystkie po decyzjach sędziów, a dwa z nich to werdykty kontrowersyjne. Kleinowi zamarzyło się więc nie tylko pokonanie wysoko notowanego w rankingach rywala, ale też zrobienie tego w sposób, który mógłby zachwycić. Jak wyszło?
Blado, bardzo blado. Słowaka właściwie w klatce dziś nie było.
Polak miał jasny plan na tę walkę: obalić, zyskać przewagę w parterze, punktować właśnie tam. I ten plan wykonywał doskonale. Już na starcie pojedynku udało mu się obalić rywala, a potem kontrolował parter przez właściwie całą pierwszą rundę. Druga odsłona walki? Właściwie taka sama, Klein co prawda zdołał się ostatecznie z parteru uwolnić, ale wiele nie zdziałał. Wiedział więc, że musi zaatakować, bo przed ostatnią rundą z pewnością przegrywał na kartach punktowych.
I atakować próbował. Ale Gamer był na wszystko, co miał do zaproponowania jego rywal, znakomicie przygotowany. Przepuszczał ciosy, wysokie kopnięcia blokował ręką, samemu co raz trafiał Kleina czy to prostymi, czy sierpowymi. A pod koniec walki… no zgadnijcie co zrobił. Obalił, rzecz jasna. W trzeciej rundzie na powrót sprowadził Słowaka do parteru, a potem tam już dokończył walkę, na sam koniec dorzucając kilka mocnych ciosów. Ot tak, żeby nie pozostawić wątpliwości.
Unanimous for Gamrot 🇵🇱 🔥 #UFCVegas107@Gamer_MMA with a dominant showing vs Ludovit Klein! pic.twitter.com/Ocx7HEyqpX
— UFC Europe (@UFCEurope) June 1, 2025
Sędziowie jednak ich nie mieli. Cała trójka orzekła zwycięstwo Polaka w wymiarze 30-27. Nie był to może najbardziej widowiskowy triumf w karierze Gamrota, ale z pewnością jeden z bardziej imponujących. Polak nie był zagrożony ani przez moment i od początku do końca przeważał w walce. Wysłał sygnał. A kolejny dał, gdy Daniel Cormier zapytał go „Z kim chciałbyś się teraz zmierzyć?”.
Gamer odpowiedział po swojemu: – Z każdym! Chcę walczyć ze wszystkimi!
Fot. Newspix