Ostatnie tygodnie nie są dobre dla Igi Świątek. Ale już po meczu pierwszej rundy na Roland Garros wielu ekspertów zauważyło, że Polka grała inaczej, niż w poprzednich turniejach – spokojniej, dając sobie więcej czasu na zagranie, a przez to skuteczniej. Dziś to potwierdziła. Emmę Raducanu, byłą mistrzynię US Open, pokonała w dwóch szybkich setach.

Iga Świątek w trzeciej rundzie Roland Garros
Raducanu od dawna nie gra na takim poziomie, jak w 2021 roku, gdy podbijała korty w Nowym Jorku. Zresztą tak po prawdzie można by napisać, że to był jedyny turniej, w którym prezentowała się tak dobrze. Do dziś to nie tylko jej jedyne trofeum wywalczone w głównym tourze, ale i jedyny finał, w jakim wystąpiła. Potem były kontuzje, seryjne zmiany trenerów, problemy innego rodzaju, zarzuty, że za bardzo angażuje się w działalność pozakortową – między innymi reklamową – a za mało w tenis sam w sobie.
Inna sprawa, że nawet w najsłabszych momentach potrafiła rozegrać znakomite spotkania z mocniejszymi rywalkami. Choćby w tym roku w Miami po fantastycznym meczu pokonała Emmę Navarro, rewelację poprzedniego sezonu. Niemniej, jak mówiła na antenie Eurosportu Agnieszka Radwańska, w starciu z Igą, przynajmniej na papierze, Raducanu po prostu miała nie mieć szans.
I to mimo tego, co Iga prezentowała w ostatnich tygodniach czy miesiącach. Bo dobrze wiemy, że te nie były dla niej udane. Opisywaliśmy je zresztą już kilkanaście razy, nie będziemy robić tego po raz kolejny. Co istotne: żadnego wygranego turnieju, nawet żadnego finału, kilka niezwykle bolesnych porażek (jak z Coco Gauff w Madrycie). To mniej więcej podsumowanie sezonu Igi. Do tego duża nerwowość, dawanie się ponieść emocjom, niepewna gra, sporo niewymuszonych błędów.
Liczyliśmy, że to zmieni się w Stuttgarcie i tam… nie było źle, ale jednak w ćwierćfinale lepsza okazała się Jelena Ostapenko. W Madrycie przyszedł wspomniany mecz z Gauff. A w Rzymie ograła Igę Danielle Collins. Z sezonu na kortach ziemnych zostało więc Roland Garros, z trudniejszą niż wiele razy do tej pory drabinką. Jednak trudności zacząć mają się tak naprawdę od IV rundy, przez dwie pierwsze Świątek miała przejść w miarę gładko. I choć Rebecca Sramkova nieco się w meczu otwarcia postawiła, to jednak nie na tyle, by Polka miała z nią większe problemy.
Z Raducanu też ich nie było.
Owszem, pierwszych kilka gemów było stosunkowo długich, Emma grała na dobrym poziomie, Iga jakby szukała rytmu. Jednak im dalej w mecz, tym bardziej zarysowywała się różnica między nimi. Świątek zaczęła dominować, to ona kontrolowała sytuację na korcie. Co ważne – robiła to faktycznie na swoich warunkach. Statystyka winnerów do niewymuszonych błędów (32-22) najlepiej o tym świadczy. Iga chciała grać ofensywnie i to robiła. Dużo zresztą było tu pozytywnych elementów. Polka grała pewnie, dobrze kontrolowała swój forehand (który sprawiał jej ostatnio mnóstwo problemów), była spokojna i pozostała taka przez całe spotkanie. To dało jej wysokie zwycięstwo.
Iga in Paris 😮💨@iga_swiatek continues her streak at @rolandgarros after defeating Raducanu 6-1, 6-2. #RolandGarros pic.twitter.com/s8mHnGawod
— wta (@WTA) May 28, 2025
Mówiła potem, że chciała po prostu grać swoje. I to jej się udało. A mało było w tym sezonie meczów, po których moglibyśmy podejść do jej formy bez zastrzeżeń. To zdecydowanie jeden z nich. I oby tak to wyglądało też w kolejnych rundach Roland Garros.
Iga Świątek – Emma Raducanu 6:1, 6:2
Fot. Newspix