Reklama

Spiski, szpilki, plotki. Wygrani i przegrani Gali Ekstraklasy [KULISY]

Szymon Janczyk

27 maja 2025, 14:32 • 9 min czytania 48 komentarzy

Śmietanka piłkarskiej Polski ligowej zjechała do Warszawy na oficjalne zakończenie sezonu. Gala Ekstraklasy nie przyniosła wielkich sensacji wśród zwycięzców poszczególnych kategorii, ale była szansą do zbadania nastrojów, plotek i zakulisowych smaczków. Przyjrzyjcie im się razem z nami, uchylamy kotarę porcją wieści prosto z miejsca wydarzeń.

Spiski, szpilki, plotki. Wygrani i przegrani Gali Ekstraklasy [KULISY]

Wyborów w zasadzie nie będzie, wyborów już dokonano. To o PZPN i obrazie, jaki wyłania się z ostatnich negocjacji, rozmów, rokowań i propozycji. Opozycja dawno upadła, lecz to tuż przed Galą Ekstraklasy zadano cios kończący. Parę dni wcześniej, w Poznaniu, słyszeliśmy: zobaczymy, czy będzie bal na wesoło. Był, przynajmniej dla tych, którzy skrzyknęli się, żeby poprzeć kandydaturę Marcina Animuckiego na wiceprezesa ds. piłki profesjonalnej.

Reklama

Swoje pięć minut miał nawet Dariusz Mioduski, który po drugim najgorszym sezonie ligowym w najnowszej historii Legii Warszawa odebrał statuetkę za Numer Sezonu, związany z nim awans do TOP 15 rankingu UEFA. Od razu przechodząc do ofensywy.

— Naszą ambicją jest wejście do czołowej 10 rankingu UEFA. Tam, gdzie jest miejsce polskiej piłki — stwierdził na scenie. Cóż szkodzi obiecać?

Echa wyborów, ciekawostki dotyczące głosowania, wieści z obozu mistrzów Polski i tym podobne bankietowe smaczki: o tym będzie następne dziesięć minut tekstu.

Gala Ekstraklasy 2025. Niels Frederiksen i Lech Poznań triumfują

W państwie duńskim wszystko w porządku, układa się. Niels Frederiksen kontynuuje zwycięski pochód, powtarzając jak mantrę, że to dopiero początek, nie koniec. Na gali udało nam się potwierdzić, że Lech jest blisko wzmocnienia sztabu szkoleniowego, do którego ma dołączyć Markus Uglebjerg z Viborgu.

— Strzeżcie się, za rok będziemy silniejsi! — rzucił ze sceny potężny Duńczyk.

Po tym, czego dokonał w Poznaniu, zasłużył na przejęcie tego tytułu od pewnego skrajnie lewicowego polityka. Salonowe plotki głoszą, że Frederiksen w Warszawie liczył na rozmowę z przedstawicielami Rakowa Częstochowa. Tych nie było wielu, zabrakło trenera Marka Papszuna, nominowanego przecież do nagrody trenera sezonu. Szkoleniowcy w ogóle zrobili sobie wolne, bo na gali nie spotkaliśmy też Goncalo Feio czy Roberta Kolendowicza.

John Carver także nie uraczył towarzystwa uśmiechem, który w trakcie sezonu rozdawał na lewo i prawo. Po sali krążyły jednak komplementy na jego temat.

— Opowiada historie z trochę innego świata, to cenne. Zaraża wszystkich optymizmem. Jego osobowość tchnęła we wszystkich nadzieję, że to może się udać — mówili nam ludzie z Lechii Gdańsk.

— John bardzo się wkręcił w to, że poznajemy go z tym, co polskie. Poznaje nasze zwyczaje i podoba mu się to. Ostatnio, przy okazji przedłużenia kontraktu, śmiał się, że pierwszy raz w życiu miał taką sesję zdjęciową, tyle aktywności. On cały czas powtarza, że utrzymanie to sukces wszystkich w klubie, podkreśla rolę każdego pracownika, to bardzo budujące.

Carver musiał się trochę nagimnastykować, żeby i chwalić zawodników za twardą walkę o swoje, gdy wracały problemy finansowe, i współpracować z pionem zarządzającym, który do nich doprowadził. Chciał gwarancji, że sytuacja już się nie powtórzy. Uwierzył w nie, został, wciąż będzie ubarwiał ligę.

Tak jak Frederiksen, do którego trzeba wrócić. Nie wiemy, czy doszło do konfrontacji z Wojciechem Cyganem (to on, razem z Piotrem Obidzińskim, reprezentował Raków), ale trenera Nielsa nadal gryzie sprawa domniemanych premii motywacyjnych. I tu ciekawe, skąd w ogóle wzięła się afera, bo nieprawdą jest to, że Lech rozpętał ją podstępnie, celowo. Ani to, że źródłem zamieszania stały się wpisy kibiców Kolejorza w mediach społecznościowych.

Frederiksena dawno już zaskoczyło to, jak w polskim środowisku wyglądają niektóre sprawy. Na przykład, że sędziowie są swobodnie dostępni, przedstawiciele klubów mogą z nimi po prostu porozmawiać przed czy po meczu. Nie chodzi o żadne podejrzenia, lecz o inną kulturę czy zwyczaje obowiązujące w Danii. To dlatego Niels naprawdę mocno zagotował się, gdy w Katowicach usłyszał o możliwej premii Rakowa dla rywala.

— On naprawdę się tym oburzył i zdziwił, że poza medialnym szumem, niewiele się w tym temacie działo. Nie dlatego, że jest przekonany o winie Rakowa, po prostu mówi, że w Danii samo podejrzenie wywołałoby naprawdę ogromną aferę, byłyby dochodzenia, postępowania, tymczasem u nas wszystko rozeszło się już po kościach — usłyszeliśmy na Gali Ekstraklasy.

Michał Probierz

Michał Probierz na Gali Ekstraklasy. Tym razem powołania nie wyciekły, może dlatego, że afterek na mieście był mniej huczny niż przed rokiem…

Marcin Animucki, Wojciech Cygan i rozgrywki wyborcze w PZPN

Oburzenie, lecz dokładnie odwrotnie, wyrażali też działacze Rakowa Częstochowa. Z nimi też zamieniliśmy parę słów, choć wiadomo, że nastroje nie dopisywały. Raz, że przegrali mistrzostwo Polski. Dwa, że Wojciech Cygan stracił stanowisko wiceprezesa ds. piłki profesjonalnej, na którym zastąpi go Marcin Animucki. Prezes Ekstraklasy SA niby został nominowany bez choćby jednego głosu sprzeciwu, niby uzyskał rekomendacje także od Rakowa, ale można w ciemno założyć, że wyglądało to jak u Gowina.

Głosował, ale się nie cieszył.

W Rakowie panuje przekonanie, że środowisko skrzyknęło się przeciwko nim i wiele zarzutów czynionych klubowi było przesadzonych, niepotrzebnych.

— Też mogłem powiedzieć, że chodziłem po korytarzach w Kielcach i słyszałem „premia od Lecha”. Myślę, że gdyby niektóre osoby ze świata dziennikarskiego zrobiłyby porządny rachunek sumienia, to mieliby problem, żeby spojrzeć w lustro — mówili ludzie z Częstochowy.

Utrata fotela wiceprezesa PZPN wpisuje się zresztą w nurt słabnącego wizerunku Rakowa Częstochowa. Wojciech Cygan dostał co prawda rekomendację do zarządu federacji, ale w powszechnej opinii jest ona mało satysfakcjonującą nagrodą pocieszenia. Na Gali Ekstraklasy pojawiło się wielu przedstawicieli środowiska działaczowskiego, sprzyjających Cezaremu Kuleszy. Oni triumfowali, czuli się nawet pewniej niż Lech Poznań. Po sali niosła się opinia, że prezes Kulesza wyciął wszystkich, którzy się wychylili.

Opozycja przez chwilę czuła, że furtka jest uchylona, ale skończyło się na tym, że obecna władza zatrzasnęła ją z hukiem, przycinając konkurentom palce. Nawet przedstawiciele federacji nie ukrywali, że nie chodziło o merytoryczne starcie dwóch wizji.

— Cztery lata temu umawialiśmy się na osiem lat. Trzeba było o tym przypomnieć — mówili pewni siebie działacze PZPN, gdzie właśnie dzielone są stołki na kolejną kadencję.

W powszechnej opinii najbardziej stratny na tym będzie Cygan, uratują się natomiast pozostali opozycjoniści, w tym zapowiadający gotowość do rywalizacji z Cezarym Kuleszą Paweł Wojtala. Z usuwającego się w cień środowiska przeciwnego prezesowi da się tylko usłyszeć ciche narzekanie, że skoro wiceprezesa ds. piłki profesjonalnej nominował Kulesza, to jego niezależność nie będzie taka, jak się to ogłasza, reklamując szefa Ekstraklasy jako kandydata niepowiązanego z żadnym klubem, więc lepszego.

— Propozycja pojawiła się w ostatniej chwili, bo taka była potrzeba — kontrowała druga strona, przekonując, że na stanowisku potrzebna jest osoba, która nie kojarzy się ani z Częstochową, ani z Białymstokiem (początkowo wiceprezesem miał być Wojciech Strzałkowski).

Marcin Animucki i Cezary Kulesza

Cezary Kulesza i Marcin Animucki – zwycięska koalicja

Federacja tkwi w przekonaniu, że była to kadencja pełna sukcesów, zwłaszcza na polu sportowym. Wyliczano awanse na wielkie imprezy — częstsze niż za Zbigniewa Bońka — lecz nie podyskutowaliśmy o tym, czy PZPN faktycznie miał na nie tak ogromny wpływ, jak mu się wydaje. Dowiedzieliśmy się, że rozwinęła się kobieca piłka, że dwukrotnie wzrosły wydatki na nią, lecz nie podyskutowaliśmy o tym, dlaczego reprezentacja Polski jako jedyna nie otrzymała dedykowanych strojów na historyczne Euro pań z naszym udziałem.

Zdążyliśmy się jednak przyzwyczaić do podobnych rozmów. Tak jak i do gaf prezesa Kuleszy, który na Gali Ekstraklasy nie udźwignął minuty rozmowy na scenie, ani nawet bezbłędnego określenia, którego sezonu dotyczą nagrody. Okazało się, że Efthymios Koulouris został najlepszym piłkarzem rozgrywek 2004/2005.

Maciej Żurawski (double-double, 39 goli i asyst!) bezczelnie okradziony.

Najlepsi piłkarze Ekstraklasy 2024/2025. Jak wyglądały kulisy głosowania?

Koulouris miał o kilka powodów więcej, żeby poczuć się dziwnie, bo wzięcie go na spytki o polskiej kuchni i kąpieli w morzu, wypadło przynajmniej dziwnie. Były jednak i momenty jaskrawsze, ciekawsze. Gola sezonu nie wybierano, ale golem wieczoru na pewno była szpilka Edyty Sadowskiej, szefowej Canal Plus, wbita prezesowi TVP (w likwidacji) Tomaszowi Sygutowi. Sygut lekko napomknął, że TVP (w likwidacji) goni C+ pod kątem tego, jak obudowana i pokazywana jest na antenie mediów publicznych Ekstraklasa.

— Prezes wspomniał, że TVP się zbliża, ale nie za bardzo — wyjaśniła kolegę po fachu Sadowska. Zabolało.

Wyniki plebiscytu na poszczególnych pozycjach też mogły niektórych zaboleć. Najbardziej wyrównaną, zaciętą rywalizacją, była walka o nagrodę bramkarza sezonu. Kacper Trelowski raz prowadził, żeby za moment dać się wyprzedzić Bartoszowi Mrozkowi. I na odwrót. Ostatecznie wygrał golkiper z Poznania. Podobno dosłownie o kilka głosów. W Lechu bardzo się z tego ucieszyli, bo przez lata wytykano klubowi, że może i szkoli, ale nie bramkarzy.

Proszę bardzo, Bartosz Mrozek wszedł i nie tylko pokazał, że w Wielkopolsce można wychować porządnego golkipera — on poniekąd wybronił Lechowi mistrzostwo. Sam słusznie zauważył, że już nie trzeba mu mówić, że jest dobry, bo doskonale o tym wie. Trelowski porażkę zniósł godnie, ze sceny dziękował za mocną rywalizację. Odbierał na niej statuetkę dla najlepszego młodzieżowca, którą przyznawano poza kapitułą. Po wszystkim dwaj bramkarze długo rozmawiali za kulisami, złej krwi zdecydowanie nie stwierdzono.

W pozostałych kategoriach dominacja była wyraźna. Mateusz Skrzypczak wśród obrońców, Afonso Sousa wśród pomocników, Efthymis Koulouris wśród napastników i Niels Frederiksen wśród trenerów nie pozostawili konkurentom złudzeń, wyprzedzając ich w głosowaniu o kilka długości. Ciekawie wygląda jednak to, z kim wygrali. Drugim najlepszym stoperem według głosujących okazał się Stratos Svarnas, drugim pomocnikiem Kamil Grosicki, drugim napastnikiem Mikael Ishak, drugim trenerem Marek Papszun.

Sousa to MVP, Zieliński – najlepszy trener. Janczyk wybiera najlepszych w Ekstraklasie

Widać przede wszystkim, że wciąż działa magia nazwiska Grosickiego, który może i liczbowo zaliczył sezon niezły (gdyby wciąż wykonywał rzuty karne, wykręciłby podobny wynik jak w sezonie, w którym został MVP), ale pozostawił wrażenie, że w najważniejszych meczach nie był już tak dobry, jak w poprzednich latach.

Mateusz Skrzypczak

Mateusz Skrzypczak odbierając nagrodę dziękował przede wszystkim Bogu. – Chwała Tobie, Panie! – mówił ze sceny.

Lech Poznań nie bawił się tak hucznie jak Jagiellonia przed rokiem, wielkim wygranym Gali Ekstraklasy też nie został, zabrakło choćby tytułu najlepszego piłkarza, którego wybierali sami zawodnicy. Statuetki odbije sobie jednak rekordowo wysoką nagrodą pieniężną. Nie padło to wprost, lecz sugerowano, że premia dla Kolejorza przekroczy trzydzieści milionów złotych, będzie oscylowała w okolicach 35 mln w polskiej walucie — tak szacował to zresztą Kuba Szlendak z portalu XYZ.

Składa się na to nie tylko wynik sportowy, ale premia za drugie miejsce w Pro Junior System. W Poznaniu najbardziej dumni są właśnie z tego, że mistrzostwo wywalczyli z tak licznym gronem adeptów akademii na murawie. Zresztą, nagroda dla Mateusza Skrzypczaka z Jagiellonii też ucieszyła ludzi z Lecha. W końcu to ich człowiek, wychowanek. Pod względem minut młodzieżowców Lecha wyprzedziły tylko Zagłębie Lubin i Korona Kielce.

W Koronie połączenie młodzieży z sukcesem sportowym przyniosło Jackowi Zielińskiemu nie tylko nominację w kategorii trenera sezonu, lecz i nowy kontrakt. Jego poprzednia umowa zakładała prolongatę o dwanaście miesięcy, ale zamiast tego klub podsunął mu dłuższą umowę, na lepszych warunkach.

— Nie musiałem, ale chciałem — podsumował z uśmiechem Łukasz Maciejczyk, nowy właściciel klubu.

Jakże sympatyczniej w porównaniu z buńczucznym „bo chcemy i możemy” rozdającego miliony z budżetu miasta byłego radnego z Płocka.

CZYTAJ WIĘCEJ O GALI EKSTRAKLASY NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK

48 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama