Lech Poznań tym razem rozminął się z mokrą szmatą, nie dał plamy na finiszu sezonu i świętuje mistrzostwo Polski. A jak wiadomo, sukces zawsze ma wielu ojców, każdy chętnie wypina pierś po ordery. Na gorąco wskazujemy tych, którzy w szeregach Kolejorza naszym zdaniem mogą się dziś prężyć z największą dumą.

Kandydatów do wymieniania było rzecz jasna znacznie więcej, spokojnie możecie jeszcze kogoś do tej listy dopisać. Mogliby tu jeszcze być Joel Pereira, Antonio Milić, Antoni Kozubal i tak dalej. Ale w pierwszej kolejności to nie oni przychodzą nam na myśl.
Pięciu głównych bohaterów mistrzowskiego Lecha
Niels Frederiksen (i jego sztab)
Wiadomo, że gdyby Felix w końcówce trafił do bramki zamiast w słupek, a bliżej do piłki w doliczonym czasie miał któryś z zawodników Piasta zamiast Mario Gonzaleza, narracja dotyczące duńskiego trenera zapewne byłaby mniej entuzjastyczna (choć trudno byłoby nie zauważyć wielu pozytywów z przekroju całego sezonu). Skoro jednak wszystko dobrze się skończyło dla poznaniaków, tym bardziej można skupić się na pozytywach po roku pracy Frederiksena i jego ludzi.
Bo to nie jest tak, że oni przyszli na gotowe i dostali do prowadzenia świetną maszynę, którą należało jedynie lekko naoliwić. Nie, oni przejmowali Lecha po wiosennym rozpadzie pod wodzą Mariusza Rumaka. Musieli naprawdę wiele poprawić, żeby osiągnąć sukces. Wystarczy zresztą spojrzeć na to pod kątem indywidualnym. Afonso Sousa właśnie teraz jest w życiowej formie. Joel Pereira jesienią rozegrał najlepszą rundę – jeśli nie w karierze, to na pewno na polskiej ziemi. Tak długo rozczarowujący Ali Gholizadeh był kapitalny wiosną i stał się jedną z czołowych postaci ligi. Mikael Ishak strzelił więcej goli niż w sezonie mistrzowskim sprzed trzech lat. Znakomicie wkomponowano do zespołu Antoniego Kozubala, który wcześniej rozegrał w Ekstraklasie 23 minuty.
Naprawdę trzeba byłoby mieć dużo złej woli, żeby postępy tak wielu poszczególnych zawodników przypisać czynnikom pobocznym, niezależnym od tego, kto pracuje z zespołem.
A przy tym Frederiksen ze sztabem – na czele z Sindre Tjelmelandem – wypracował widowiskowy, ofensywny i powtarzalny styl gry. Czasami brakowało planu B, Lech nie potrafił też odwracać losów meczów, ale chyba nikt nie będzie dyskutował z tezą, że w przekroju całego sezonu to właśnie Lecha oglądało się najprzyjemniej.
Jednocześnie warto podkreślić, że Lech będąc mocno zorientowanym na ofensywę potrafił też dobrze bronić. W statystyce xG dla goli straconych tylko Raków był lepszy. Pewien balans został zachowany. To dobrze wróży w kontekście europejskich pucharów.

Mikael Ishak
Szczerze mówiąc, w poprzednim sezonie w pewnym momencie można było zacząć wątpić, czy Lech jeszcze będzie miał pożytek z Ishaka jak za najlepszych czasów. Długo w jego organizmie dawały o sobie znać skutki boreliozy, przytrafiały się też inne kontuzje i wiosną drużynie przez wiele tygodni brakowało swojego kapitana.
Teraz Szwed wrócił w wielkim stylu i był chyba jeszcze lepszy niż w 2022 roku. Pewnych rzeczy nie przeskoczy. Nie będzie biegał tak szybko jak Benjamin Kallman, toczył tylu pojedynków z obrońcami co Patryk Makuch czy pressował jak Imad Rondić. Jego wpływ na zespół, nie tylko czysto boiskowy, jest jednak potężny, a w najważniejszym aspekcie spełnił wszystkie oczekiwania. 21 goli i 5 asyst to znakomity wynik. Doświadczony napastnik udźwignął olbrzymią odpowiedzialność, bo gdyby zawodził lub był niedysponowany, nie byłoby kogo za niego wprowadzić. O Fiabemie szkoda gadać, a Mario Gonzalez przydał się dopiero na sam koniec.
Już nie trzeba się zastanawiać, czy warto było przedłużać kontraktem z Ishakiem na rekordowych warunkach.
Tak, warto było. Spłacił to z nawiązką.
Afonso Sousa
Przychodził jako aktualny młodzieżowy reprezentant Portugalii, kosztował niemało, a bardzo długo dawał jedynie przebłyski. Sezon 2023/24 mógł uznać za stracony. Nie ukrywał, że u Johna van den Broma i Mariusza Rumaka nie miał radości z gry, przestał cieszyć się piłką. Do tego męczyły go kontuzje. Wielu zaczynało się zastanawiać, czy jeszcze coś z niego będzie.
No i jest. Sousa czarował w tym sezonie i chyba jako jedyny może zabrać Koulourisowi tytuł MVP całych rozgrywek. Portugalczyk najczęściej w lidze wznosił się na poziom przerastający resztę. Na koniec to on strzelił decydującego gola z Piastem. 13 bramek i 5 asyst bez wykonywania rzutów karnych w zespole, w którym jest tak wielu zawodników z dobrymi statystykami ofensywnymi to dorobek zasługujący na duże uznanie.
Szkoda tylko, że coś czujemy w kościach, iż Sousa latem będzie jednym z pierwszych do odejścia, oczywiście za duże pieniądze. Z drugiej strony, rok temu mówił nam, że chciałby zagrać z Lechem w Lidze Mistrzów, a okazja na to będzie właśnie teraz…

Ali Gholizadeh
O rany, ileśmy sobie pożartowali z jego przeciągającego się powrotu na boisko! Lech pobijał swój rekord zakupowy, biorąc kontuzjowanego zawodnika, który miał wrócić w ciągu kilku tygodni, a wrócił dopiero w grudniu. Formę prezentował mizerną, a w kwietniu 2024 uraz mu się odnowił i to był dla niego koniec rozgrywek. Masakra.
Gdy poprzedniego lata pojawiały się doniesienia o możliwym powrocie Gholizadeha do Iranu, wielu mogło kibicować dopięciu transakcji i odzyskaniu przynajmniej części kasy. On jednak został i sukcesywnie budował swoją pozycję u Frederiksena. Zaczynał jako rezerwowy. Małym przełomem był występ w Lubinie, gdy po raz pierwszy zagrał od początku pod wodzą Duńczyka i zaliczył kapitalną asystę. Dobrych chwil było coraz więcej, mimo że Irańczyk ciągle był głównie zmiennikiem. Dopiero w tej rundzie od meczu w Szczecinie oglądamy takiego piłkarza, jakiego w założeniu mieliśmy oglądać już od ponad roku.
Gholizadeh. Wiosną można go tylko chwALIć
Gholizadeh z ostatnich trzech miesięcy to ekstraklasowy kozak, kluczowa postać w decydującej fazie sezonu. Technika, błyskotliwość, polot i wreszcie brak ociężałości w bieganiu sprawiły, że za ten okres chyba nikt na polskich boiskach nie mógł się z nim równać. Pytanie, co dalej, bo to już tradycja, że co okienko chcą go kluby w ojczyźnie.
Bartosz Mrozek
Skromny chłop, po cichu robi swoje. Nie jest zawodnikiem głośnym czy efektownym, wiele już na starcie zyskuje dobrym ustawieniem, co sprawia, że potem nie musi się wyciągać jak struna. Nawet jeśli bramkarzem sezonu zostanie Kacper Trelowski, to Mrozek również zasługuje na docenienie. Przez cały sezon utrzymywał dobry, równy poziom, a to na tej pozycji jest najważniejsze.
Facet stojący między słupkami nawet przez chwilę nie był problemem Lecha w tym sezonie. Jasne, pojedyncze słabsze momenty znajdziemy, że wspomnimy niedawnego gola Radomiaka na 2:2 w doliczonym czasie, ale nie ma ludzi bezbłędnych.
Lech pewnie liczy się z tym, że najpóźniej za rok go sprzeda. 25-26 lat to idealny wiek dla bramkarza, żeby ruszać na najgłębsze wody.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:
- Sousa bohaterem Kolejorza! Lech Poznań mistrzem Polski 2024/25!
- Niels Frederiksen już wie, jak uczci zdobycie tytułu. “W Danii to była głośna historia”
- Lech, Raków, Jaga, Legia – do Europy wjeżdżamy na galowo
- Marek Papszun o sezonie Rakowa: “W kluczowych meczach sędzia popełnił błędy”
PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. Newspix