W Stali Mielec spadek nie odbywa się w ciszy. Lokalne media dopiero co publikowały dowody na nieprawidłowości w zarządzaniu klubem. Teraz Janusz Niedźwiedź strzela do prezesa Jacka Klimka. — Prezes zapowiedział mojemu agentowi Piotrowi Tyszkiewiczowi, że będzie nas niszczył publicznie w świecie sportu — mówi w „Przeglądzie Sportowym” szkoleniowiec w odpowiedzi na rozmowę z prezesem Stali.

Trwa nie najlepsza passa prezesa Jacka Klimka, którego kibice Stali Mielec prześmiewczo nazwali „Władcą Excela”, zarzucając mu doprowadzenie do spadku klubu i roztrwonienie dorobku europosła Tomasza Poręby, który, sterując klubem z tylnego fotela, wprowadził go do Ekstraklasy. W niedawnej rozmowie z Weszło Klimek atakował krytyków swojej pracy.
— Tylko garstce się wydaje, że jesteśmy Manchesterem United i walą mnie, dlaczego nie gramy w pucharach — mówił prezes Stali.
Klimek: Tylko garstce się wydaje, że jesteśmy Manchesterem United
Szef klubu w „Przeglądzie Sportowym” rozliczał nieudany sezon, wskazując, że „zatrudnienie trenera Niedźwiedzia było kompletną pomyłką w wielu aspektach i tu stawiam kropkę”. Jacek Klimek stwierdził też, że szatnia „odetchnęła” po zwolnieniu szkoleniowca. Były trener Stali uznał, że tego już za wiele i trzeba odpowiedzieć.
Ekstraklasa. Janusz Niedźwiedź o prezesie Stali Mielec: Mówił, że będę latał po sądach jak Ojrzyński, że może mi nie płacić
Janusz Niedźwiedź uważa, że jego współpraca z przełożonym przez siedem miesięcy była „naprawdę dobra”. — Mówię o komunikacji, regularnych spotkaniach, dyskusji, nad czym pracujemy z drużyną, co warto udoskonalić w Stali, czy o sytuacjach, kiedy zwyczajnie z prezesem piliśmy kawę i rozmawialiśmy — opowiada.
Wszystko zepsuło się nagle, jednego dnia: w momencie zwolnienia.
— Gdy podpisywałem kontrakt w Mielcu, obie strony ustaliły, zapisały i zaakceptowały punkt na wypadek przedwczesnego rozstania. Na zakończenie współpracy wystarczyło podać sobie ręce i życzyć powodzenia. Niestety, doszło do formy szantażu — tłumaczy trener.
Janusz Niedźwiedź stwierdził, że Jacek Klimek chciał obniżyć o połowę należne mu odszkodowanie. Nie chodziło jednak o zwykłą propozycję, zaproszenie do negocjacji, do których — jak sam twierdzi — byłby skłonny usiąść.
— Były naciski w stylu, że jeśli nie zgodzę się na warunki prezesa, to, cytuję: „Będę latał po sądach jak Ojrzyński i dostawał pieniądze w ratach”. Że „może mi nie płacić przez trzy miesiące, a później mogę iść do sądu”. Padły słowa, które nie nadają się do cytowania publicznie. Prezes Klimek przekazał mojemu agentowi w mało kulturalny sposób, że skorzysta z każdej okazji do szkalowania mnie w świecie piłki. Miałem być niszczony.
Były trener wyznał, że Klimek wplątał w sprawę także siedmioletniego syna Niedźwiedzia, jednak nie wyjawił, w jaki sposób. Przyznał też, że ostatecznie klub rozliczył się z nim w należyty sposób. W rozmowie trener punktuje też zarzuty o jakość swojej pracy w Mielcu i wskazuje na liczbach, dlaczego prezes Jacek Klimek jego zdaniem mija się z prawdą w ocenie jego dorobku.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Żona Kallmana żegna Polskę: Benjamin był nikim, nienawidzony przez fanów
- Kto był najlepszym piłkarzem ligi dla Przemysława Michalaka z Weszło?
- Czy Raków wyciągnął już konsekwencje wobec kibiców-rasistów?
fot. Newspix