Reklama

„Problem” Barcelony. Jak Lewandowski zyskał godnego zastępcę

Kamil Warzocha

06 maja 2025, 12:26 • 7 min czytania 6 komentarzy

Robert Lewandowski z zielonym światłem od lekarzy na rewanż z Interem to informacja świetna, ale paradoksalnie – jak na liczby „Lewego” – nie najbardziej wyczekiwana przez kibiców Barcelony. „Jak to możliwe?”, część z was mogłaby zapytać, skoro Robert wiele razy w tym sezonie udowadniał, że potrafi być kluczowy w największych meczach. Powody są dwa, nazywają się: Ferran Torres i Alejandro Balde.

„Problem” Barcelony. Jak Lewandowski zyskał godnego zastępcę

W żadnym wypadku nie wyganiamy polskiego napastnika ze składu na rzecz innego piłkarza. Musielibyśmy być niespełna rozumu, żeby twierdzić, że Barca nie potrzebuje Lewandowskiego. No nie, chyba nikt nie miałby ochoty zderzyć się z tak daleko idącą tezą, a przynajmniej nie w tym momencie. Ale w dyskusji o Robercie istnieje przestrzeń na inny temat, mianowicie: pozycja „dziewiątki” w ekipie Hansiego Flicka jest na tyle dobrze obsadzona, że właśnie tam brak podstawowego zawodnika wadzi najmniej.

Reklama

Lewandowski a zmartwienia Barcelony w Lidze Mistrzów

Można to pokazać na prostych przykładach. Wypada Lewandowski – wchodzi Ferran. Schodzi z boiska Ferran – jego miejsce może zająć Dani Olmo. Brzmi nieźle, prawda? Zwłaszcza że obaj Hiszpanie, nawet z Olmo w roli fałszywej „dziewiątki”, bardziej pasują profilem do stylu Barcelony. Są bardziej ruchliwi, częściej uciekają na wolne pole, a przez to są uniwersalni i trudniejsi do pokrycia.

Ale na innych pozycjach, gdzie Barca też straciła piłkarzy przez urazy, nie jest już tak kolorowo. Posypał się wspomniany Balde, w 2025 roku fizycznie i piłkarsko grający jak topowy wahadłowy, wreszcie na miarę swojego talentu – zostaje Gerard Martin, cechami przypominający lewego obrońcę na środek tabeli LaLiga. I powiedzmy, że mniej naturalne opcje z konieczności, czyli Inigo Martinez (lewonożny stoper) oraz Hector Fort, 18-latek z ewidentnymi brakami na ten poziom.

Złapał kontuzję Kounde, jeden z najlepszych prawych obrońców na świecie – kaszana, z konieczności musi zastąpić go Eric Garcia (ekskluzywna „zapchajdziura”, ale naturalnie stoper/defensywny pomocnik) albo Araujo, środkowy obrońca z wiedzą o grze na prawej stronie, acz z rażącym deficytem piłkarskiego IQ jak na standardy tej pozycji i ogółem aktualnej filozofii Barcelony w zarządzaniu linią obrony.

No więc, przy okazji rywalizacji z Interem największe obawy kibiców Barcelony były i nadal są skierowane w boki obrony, a nie na to, kto w polu karnym będzie polował na bramki. Status Lewandowskiego, przy całym szacunku kibiców „Dumy Katalonii do jego postaci, nie miał tu większego znaczenia.

Ferran Torres odrodził się jak feniks z popiołów

Duża w tym zasługa Ferrana Torresa, któremu nigdy nie poświęcaliśmy większej uwagi, bo zwyczajnie na to nie zasługiwał. W pewnym okresie w skali europejskiego futbolu był zwykłym barcelońskim fusem, kimś w rodzaju drogiego i przestrzelonego transferu rezerwowego za 55 mln euro. Do momentu, gdy Barcelonę prowadził Xavi, Ferran kompletnie nie wyglądał jak piłkarz warty takiej ceny. Ale odkąd za sznurki pociąga Hansi Flick, mamy do czynienia z jego najlepszą wersją w całej karierze.

To o tyle nietypowe, że w przeszłości na reprezentanta Hiszpanii spadało mnóstwo krytyki. I to – zaznaczmy – reprezentanta naprawdę cenionego, który od września 2020 roku rozegrał w barwach „La Furia Roja” 49 spotkań oraz zanotował w nich 21 goli i 5 asyst. Grał na dużych turniejach, był tam ważną postacią, dokładał swoje w eliminacjach i tak jak zaskarbił sobie zaufanie Luisa Enrique, tak nie zmieniło się to w przypadku Luisa de la Fuente. W dodatku do Manchesteru City brał go Pep Guardiola, a z powrotem do Hiszpanii, do Barcelony, Xavi.

Gdyby nie Hansi Flick, można by sądzić, że Ferran został obdarzoną miłością bezwarunkową przez hiszpańskich trenerów. A to właśnie Niemiec uwydatnił rzeczy, które w Ferranie dostrzegali inni szkoleniowcy, a których nie mógł zobaczyć przez długi czas kibic Barcelony. On widział piłkarza nie do końca zdefiniowanego, bez jednej cechy wiodącej, nieskutecznego. Poza tym pod względem mentalnym kojarzącego się z Alvaro Moratą, który nie wprost, ale przyznawał, jak kruchą ma psychikę.

Z płotki do rekina. Jak Ferran Torres stał się godnym zastępcą Lewandowskiego

Ferran Torres, szczególnie na początku 2023 roku, też miał swoje problemy:

Czułem się, jakbym wpadł w bezdenną otchłań. Nigdy wcześniej nie byłem tak załamany. Obiecałem Xaviemu, że znów będę sobą i oddałem się w ręce psychologa. Zazwyczaj chodzę raz lub dwa razy w tygodniu. Pomogła mi też rodzina, mam bardzo zdrowe środowisko […] Nie jestem winny ceny, jaką chciano za mnie zapłacić. Chciałem przyjść, ponieważ to jest Barça. Wiem, że w Barcelonie presja jest bardzo wysoka i latem sięgnąłem dna. Widziałem siebie w ślepym zaułku. Mój sezon nie był dobry i byłem zestresowany. Po meczu przeciwko Napoli nie byłem z siebie zadowolony. Potem odpadnięcie z Eintrachtem… Rozegrałem wiele meczów bez gola i miałem obsesję na ich punkcie. Potem w presezonie doznałem kontuzji i miałem zły okresmówił Hiszpan na łamach „La Vanguardia”.

Pierwsze pół roku w Barcelonie, jeszcze przed ściągnięciem „Lewego” w lipcu 2022 roku, Hiszpan miał całkiem solidne (7 goli i 6 asyst). Ale jako że trafił do klubu przeżywającego trudny okres przejściowy, tworząc linię ataku z Depayem i Aubameyangiem, był właściwie z automatu uznany za zawodnika, który ma wznieść Barcę ku górze. Tylko że to nie miało prawa bytu. Wbrew ciężkiej metce, cięższej niż choćby Lewandowskiego czy Kounde, a podobnej do Raphinhi.

Presja rosła, a sezon 2022/2023 w wykonaniu Torresa był naprawdę okropny. 45 meczów, 1884 minuty, 7 goli i 3 asysty. Gdy widziało się takie statystyki i kwotę 55 milionów euro, którą Barca wyłożyła w styczniu 2022 roku, można było złapać się za głowę.

Po sezonie 2022/2023, a nawet po trochę lepszym 2023/2024, wydawało się, że Ferran Torres jest stracony. Że nie ma szans, żeby na nowo zyskał na wartości i grał na miarę wydanych na niego pieniędzy. W Barcelonie, która w ostatnich latach musiała gimnastykować się w spełnianiu zasad FFP i widełek płacowych, mało który piłkarz bardziej nadawał się do sprzedaży. Ze stratą, owszem, ale wielu kibiców słusznie mogło zadawać pytanie: po co trzymać takiego piłkarza? Ni to skrzydłowego, ni napastnika, ze średnią skutecznością, co najwyżej solidnym dryblingiem i szybkością.

Po nijakim piłkarzu nie ma śladu. W Barcelonie ma kto strzelać gole

W dodatku pojawił się Lewandowski, później ściągnięto Roque (kurtyna), narodził się Yamal, był też Raphinha. W latach 2023-2024 Ferran Torres dostał kilka sygnałów od losu, że w Barcelonie robi się dla niego za ciasno. Ale on, zamiast odejść, wkręcił sobie do głowy, że jest… rekinem. Nazwał go tak jeden z reprezentacyjnych kolegów, piłkarz Barcy to podłapał i zaczął propagować do takiego stopnia, że raz powiedział: – Tak, chciałbym chociaż przez jeden dzień zobaczyć, jak to jest być rekinem.

Wokół przemiany Ferrana powstał osobny kult mentalności rekina, memy, żarty, a nawet marka ubrań. Gdy Hiszpan miał gorszy okres, wbrew temu, gdy mówił, jak uporządkował sprawy mentalne, kibice oczywiście drwili z jego metamorfozy. „Jesteś płotką” często słyszał, choć nic sobie z tego nie robił. Patrząc na to, co wyprawia dzisiaj, dobrze, że nie dał złamać się krytyce. Bo to po prostu inny, lepszy piłkarz.

Inny, czyli bardzo przydatny i potrzebny Barcelonie, szczególnie teraz. Już nie memiczny, tylko skuteczny. Żołnierz Flicka, napastnik odciążający Lewandowskiego, a czasami grający u jego boku. W wielu momentach złoty rezerwowy, a w nagłych przypadkach, takich jak kontuzja czy przemęczenie Polaka, jego godny zastępca. Same liczby Ferrana sprawiają, że Katalończycy mogą żyć w miarę spokojnie, gdy jest na boisku. A przecież dochodzi jeszcze masa mniej widocznej pracy na boisku: pressing, gra bez piłki, pomoc na własnej połowie.

Ma się wrażenie, że dopiero w tym sezonie poznajemy te wszystkie atuty, za które za zamkniętymi drzwiami chwalili go trenerzy. No i te statystyki: 43 mecze, 1768 minut, 19 goli i 4 asysty, „konkret” średnio co 76 minut. To brzmi jak standard zawodnika klasy światowej, którego jeszcze rok temu nikt o zdrowych zmysłach nie przypisałby takiemu piłkarzowi jak Ferran Torres.

Nie wiemy, czy strzeli dziś gola z Interem, ale zrobił to tydzień temu, dobrze wykonując swoją robotę. On sam też wie, jak wygląda hierarchia, ale przecież ani Ferran, ani kibic Barcy nie będzie narzekał, że wrócił Robert Lewandowski. Ba, to świetna informacja pod tym kątem, że siła ognia drużyny wzrośnie. Hiszpan pewnie pojawi się od 1. minuty, Polak wejdzie na boisko z ławki – to najbardziej prawdopodobny scenariusz, w którym (co z perspektywy czasu szokuje) jedna część nie odstaje od drugiej.

CZYTAJ WIĘCEJ O BARCELONIE NA WESZŁO:

Fot. Newspix

6 komentarzy

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Hiszpania

Hiszpania

Kiedy skończyła się perfekcja? Anatomia kryzysu jedenastek Lewandowskiego

Wojciech Górski
15
Kiedy skończyła się perfekcja? Anatomia kryzysu jedenastek Lewandowskiego
Reklama
Reklama