Fantastyczne widowisko w finale Pucharu Polski, trwająca klątwa Pogoni Szczecin, znakomity Ryoya Morishita i pytania nad głową Goncalo Feio. Co wiemy po piątkowym starciu Pogoni Szczecin z Legią Warszawa?

Pogoń – Legia. Osiem wniosków po finale Pucharu Polski
Widowisko, które przejdzie do historii
Co by nie mówić – różne bywają piłkarskie finały. Czasami zdarzają się takie, jak na mundialu w Katarze, kiedy w pewnym momencie obie drużyny zaczynają już jazdę bez trzymanki. Częściej jednak gra przypomina szachy, gdzie jedni i drudzy przede wszystkim starają się nie popełnić błędu, nie stracić bramki, nie dać przeciwnikowi najmniejszej przewagi. Wygrywa strach i ostrożność. Wystarczy spojrzeć zresztą na Ligę Mistrzów, gdzie w sześciu ostatnich finałach strzelała tylko jedna drużyna.
Przemek Michalak wczorajszy mecz nazwał najlepszym finałem Pucharu Polski w XXI wieku. I właściwie trudno z tym polemizować. Siedem bramek, zwroty akcji, ogromny ciężar gatunkowy, dwie czołowe polskie drużyny, które grały o uratowanie sezonu. To było widać, to było czuć, to mogło się podobać. Nawet bardzo.
System pucharowy to specjalność Legii
Warszawiacy w systemie pucharowym (Liga Konferencji i jej eliminacje oraz Puchar Polski) wyeliminowali: Caernarfon, Broendby, Dritę, Molde, Miedź Legnica, ŁKS Łódź, Jagiellonię Białystok, Ruch Chorzów, a teraz Pogoń Szczecin.
Zostali wyeliminowani przez: Chelsea FC.
Legia chyba umie w puchary. Zdecydowanie bardziej niż w ligę.
Żewłakow ma twardy orzech do zgryzienia
No i co teraz? – można zapytać. Ocena pracy Goncalo Feio naprawdę nie jest łatwa. Z jednej strony mamy to co powyżej – świetny bilans w pucharach, ćwierćfinał Ligi Konferencji, sezon zakończony z kolejnym trofeum, zapewniającym grę w Europie w nadchodzącym sezonie. Z drugiej strony Legia w lidze jest dopiero piąta, a sam Portugalczyk okazał się mniej więcej taki, jakim się go spodziewano – postrzegający świat przez pryzmat my vs oni (a oni to nieraz inni członkowie klubu), pokazujący środkowe palce kibicom Broendby, przypisujący sobie sukcesy (ściągnięcie Kovacevicia), ale porażek już nie (błędy Kovacevicia).
– Albo Feio, albo Żewłakow. Ktoś z tej dwójki musi odejść, a nie wydaje mi się, żeby Michał podpisywał kontrakt z Legią, żeby współpracować z Feio. Legia może nie mieć składu na tytuł mistrzowski, to bardzo prawdopodobne, a do tego może trafić się faza ligowa w europejskich pucharach. Natomiast jeśli będzie ciąg na tytuł mistrzowski, to bez Goncalo Feio. Wtedy będą ze 2-3 transfery poważne, ale ze zmianą trenera – oceniał wczoraj na Weszło TV Wojtek Kowalczyk.

Zastrzyk finansowy dla Legii
Nie chodzi nawet o premię z tytułu zwycięstwa w finale Pucharu Polski (5 mln złotych), co otwarcie furtki do zarobku w europejskich pucharach. A wpływy z niego z pewnością są zakładane w budżecie Legii. Do jakich dziur może prowadzić brak awansu, w przypadku zapisania już premii w budżecie – najlepiej pokazuje przykład… Pogoni Szczecin.
O jakich kwotach mówimy? Wczoraj na łamach Weszło analizował to Kamil Warzocha:
- udział w jakiejkolwiek fazie eliminacji to potencjalny zarobek rzędu 175 tys. euro (tak było w tym sezonie)
- w przypadku spadku do el. LK, leżą do wzięcia kolejne setki tysięcy euro
- awans do fazy ligowej LE to ponad 4 mln euro dla klubu
- awans do fazy ligowej LK to z kolei ponad 3 mln euro
- zakładając, że LE jest poza zasięgiem Pogoni i Legii: zwycięstwo w fazie ligowej LK – 400 tys., remis – 133 tys.
- rekompensata za odpadnięcie z el. LK: 750 tys. euro w IV rundzie, 550 tys. euro w III, 350 tys. euro w II, 150 tys. euro (w tym sezonie)
Kilka, może kilkanaście milionów. Puchar Polski trampoliną do dużej kasy
Finał w majówkę to kapitalny pomysł
Zbigniew Boniek najwyraźniej wyszedł z założenia, że najlepiej pochwalić się samemu, bo inaczej nikt nas nie pochwali.
A i jeszcze jedno…..ta data, ta godzina rozpoczęcia, ten doping, ci kibice. Mamy jeden z najlepszych Finałów 🏆 w Europie‼️‼️‼️Tak trzymać i brawa dla tych co to wymyślili 😜😜😜
— Zbigniew Boniek (@BoniekZibi) May 3, 2025
Ale właściwie trudno się nie zgodzić. Gdy trzeba krytykować PZPN, krytykujemy, ale organizacja Pucharu Polski w takiej dacie, na takim stadionie, to absolutny top. Nawet jeśli wciąż są pewne niedociągnięcia organizacyjne (jak choćby problemy z wejściem na stadion), to patrząc całościowo – nie mamy się czego wstydzić w Europie.
Pogoń Szczecin jak mityczny Syzyf (zero tituli)
Właściwie trudno przebić to co wydarzyło się w zeszłym roku, gdy Pogoń pierwsze trofeum w historii miała bliżej, niż na wyciągnięcie ręki. Prowadziła z pierwszoligową Wisłą Kraków, dochodziła dziewiąta minuta doliczonego czasu gry… A jednak, udało się to wszystko wypuścić z rąk.
Ale może też dlatego wydawało się, że rok później, nieco ciszej, nie będąc w finale wyraźnym faworytem, uda się dojechać do końca. Nic z tego. Nawet jeśli Pogoń gra ładnie dla oka, od kilku sezonów notuje naprawdę solidne wyniki, czegoś brakuje.
Portowcy przypominają mitycznego Syzyfa, tak jak on tocząc mozolnie wielki głaz na szczyt góry. Napocą się, natrudzą, wykonają ogromną pracę. A gdy będą już u szczytu, kamień spadnie na sam na dół i pracę trzeba będzie zacząć od początku.

Jak zareaguje Pogoń na finiszu sezonu?
To pytanie o tyle ważne, że Pogoń wciąż ma szanse na wejście do europejskich pucharów przez ścieżkę ligową. Potrzebuje do tego trzeciego miejsca w lidze, a do zajmującej je Jagiellonii traci tylko dwa punkty.
– Po przegranym finale rok temu byłem załamany, miesiącami dochodziłem do siebie. Teraz nie mogę iść mentalnie w dół. Muszę ciągnąć zespół – deklarował po przegranym finale Kamil Grosicki.
Grosicki zagrzewa drużynę do walki. “Rok temu byłem załamany, teraz nie mogę iść w dół”
Przed Portowcami mecze z Radomiakiem, Motorem Lublin, Lechią Gdańsk i na koniec z Jagiellonią. Wyrwanie z rąk białostoczan miejsca w europejskich pucharach i przezwyciężenie załamania po utraconej szansie na tytuł, byłoby godne podziwu.
Z drugiej strony – zajęcie czwartego miejsca w lidze, podczas gdy w pucharach grałaby czołowa trójka i piąta Legia, byłoby najbardziej pogoniowe w historii. Alex Haditaghi natychmiast zrozumiałby na czym polega jej urok.
Kapitalny Ryoya Morishita
„Nie ma co się nad tym rozwodzić – MVP finału Pucharu Polski. Fenomenalny występ. Gol, dwie asysty, efektowne (i efektowne) dryblingi” – oceniał jego występ w finale PP Michał Kołkowski.
Ale Morishitę należy docenić za coś więcej, niż tylko za występ w finale. Pierwsze półrocze w Legii skończył bez liczb, ale w tym sezonie jego bilans to już rewelacyjne 13 bramek i 13 asyst we wszystkich rozgrywkach.
Poza tym – może zagrać gdzie tylko Goncalo Feio sobie wymarzy. W tym sezonie Japończyk nie był próbowany jedynie na środku obrony i na prawej stronie defensywy. Nie wiemy jak na stoperze, ale jako boczny obrońca Morishita także poradzi sobie bez problemu. A poza tym gra jako skrzydłowy, wahadłowy, środkowy pomocnik, ofensywny pomocnik, fałszywy napastnik. I niemal wszędzie dowozi.

Pozycje na boisku, na których w tym sezonie grał Ryoya Morishita
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Pogoń to polski Tottenham, a Szkurin może grać jak Ronaldo [REPORTAŻ]
- Trela: Triumf logiki, nie metafizyki. Wygrała Legia, bo wygrał futbol
- Najlepszy młody stoper w Polsce. Czy Jan Ziółkowski zrobi karierę?
fot. Newspix.pl