Reklama

Ukraina rozbiła Polskę. Do awansu potrzeba cudu

Sebastian Warzecha

01 maja 2025, 17:53 • 6 min czytania 19 komentarzy

Wczoraj polscy hokeiści dali się ograć Włochom, dlatego dzisiejsze starcie z Ukrainą miało być kluczowe w walce o awans. Tym bardziej że Ukraińcy przed startem spotkania mieli dokładnie tyle punktów, co Polacy – czyli sześć. Teraz nasi sąsiedzi mają ich jednak więcej. Tak jak wczoraj Włosi, tak i oni dziś pokonali nas bowiem wysoko – 4:1. A to oznacza, że na awans do Elity mamy co najwyżej matematyczne szanse.

Ukraina rozbiła Polskę. Do awansu potrzeba cudu

Hokej. Ukraińcy lepsi od Polaków

Reklama

Ukraina. Beniaminek, ale groźny

Dwa miejsca. Tyle co roku otwiera się na awans do hokejowej Elity. Polacy skorzystali z jednego z nich w 2023 roku, jednak rok temu nie zdołali się w światowej czołówce utrzymać. Jednak sam fakt, że tam zagościli – po 22 latach i sezonach błąkania się po niższych dywizjach – był wielkim sukcesem naszego hokeja. Celem na ten rok było z kolei to, by do tej Elity wrócić jak najszybciej tylko się da. Dwa pierwsze mecze Polakom wyszły dobrze – pokonali w nich Rumunów i Japonię. Wszyscy jednak zdawali sobie sprawę z tego, że to dwie najsłabsze ekipy w grupie.

Prawdziwym wyzwaniem miały okazać się trzy ostatnie mecze w walce o awans.

I już pierwszy z nich pokazał nam, dlaczego tak właśnie można było przewidywać. Włosi – którzy wcześniej przegrali nieco niespodziewanie z Ukrainą – rozpoczęli mecz z Polakami od straconej bramki, ale im dłużej trwało spotkanie, tym większą przewagę zyskiwali. I ostatecznie wygrali wysoko – 4:1. Biało-Czerwonym mocno skomplikowało to życie, bo po zakończeniu wszystkich wczorajszych spotkań okazało się, że mają o punkt mniej od Italii i tyle samo oczek co Wielka Brytania oraz Ukraina. Innymi słowy: by mieć pewność, że się awansuje, trzeba było wygrać dwa pozostałe mecze – właśnie z Brytyjczykami i naszymi sąsiadami ze Wschodu.

Na pierwszy ogień poszli Ukraińcy. Beniaminkowie tegorocznych mistrzostw w Dywizji 1A, ale równocześnie kadra o całkiem sporym potencjale, podobna do naszej. Przed laty Ukraińcy grali bowiem na najwyższym poziomie i nie spadli z niego przez osiem edycji, od 1999 do 2006 roku. Dopiero w 2007 z Elity wylecieli i, jak do tej pory, nie wrócili. W tym roku jednak postanowili, że chcą awansu na tej samej zasadzie, co Polacy przed dwoma laty – w roli beniaminka Dywizji 1A próbują od razu przejść wyżej.

I w sumie doskonale te mistrzostwa zaczęli – z Wielką Brytanią zdobyli cenny punkt, doprowadzając do dogrywki. Z Włochami tak samo, tyle że ostatecznie wygrali. Rumunię rozbili z kolei 4:0.

Innymi słowy: Polacy doskonale wiedzieli, że rywale będą groźni. Zresztą grali z nimi sparingi przed mistrzostwami – jeden wygrali 3:2 po dogrywce, a drugi przegrali… też 2:3 i też po dogrywce. Stąd można było oczekiwać dziś naprawdę wyrównanego meczu. I tak właśnie było.

Gra na remis

Początkowo w meczu mało się działo. Obie ekipy przede wszystkim pilnowały własnej bramki, ofensywne zapędy czy to nasze, czy Ukraińców, były raczej ograniczone. Owszem, ostatecznie oba zespoły oddały po siedem strzałów, ale były to uderzenia na ogół niegroźne, z którymi spokojnie radzili sobie albo bramkarze, albo defensywa, albo w ogóle nikt, bo po prostu nie było takiej potrzeby. Na lodzie trwały hokejowe szachy, wyczekiwanie na błąd rywala.

Jako pierwsi ten błąd – już w drugiej tercji – popełnili Polacy. W 24. minucie Ukraińcy trafili do naszej bramki, jednak analiza wideo wykazała, że Andriej Denyskin celowo kopnął krążek do siatki. A to oznaczało, że trafienie trzeba odwołać. To jakby nakręciło Polaków i niedługo potem – gdy Denyskin wylądował na ławce kar – ci rzucili się do ataku. Gra w przewadze na tych mistrzostwach wychodziła nam średnio (co utrudniało nam życie, bo dwa lata temu była naszym wielkim atutem), jednak tym razem udało się wykorzystać tę szansę. Po świetnej akcji Polaków krążek do bramki skierował Alan Łyszczarczyk.

Tak więc jak wczoraj z Włochami, tak i dziś zaczęliśmy od prowadzenia. Efekt – jak się okazało – też był taki sam.

Choć na koniec drugiej tercji było jeszcze w porządku. Polacy wobec naporu Ukraińców – podrażnionych utratą bramki – zaczęli gubić się nieco w defensywie. Efektem były łapane przez nich kary, co utrudniało nam dodatkowo życie… ale Ukraińcy bramkę strzelili akurat wtedy, gdy na tafli byli wszyscy zawodnicy. John Murray, bramkarz Biało-Czerwonych, leżał jeszcze na lodzie po poprzedniej interwencji, a krążek poleciał pod kij Wiktora Zacharowa. Ten skorzystał z odsłoniętej bramki i wyrównał w 33. minucie meczu.

I taki wynik utrzymywał się, gdy obie ekipy schodziły na przerwę.

Katastrofa w trzeciej tercji

W ostatniej odsłonie gry Polacy zaliczyli jednak kilka poważnych błędów. W 43. minucie Zacharow trafił do siatki po raz drugi, świetnym strzałem w okienko pokonując Murraya. Przede wszystkim jednak o utracie bramki zaważyła seria pomyłek w defensywie Biało-Czerwonych. Najpierw łatwa strata krążka, potem nieprzypilnowanie rywala na przedpolu bramki. W efekcie zrobiło się 1:2. Polacy musieli rzucić się do ofensywy i to zrobili.

Podobnie jednak jak wczoraj, tak i dziś byli w tym bardzo nieskuteczni. Raz po raz uderzali na bramkę rywali, ale albo w nią w ogóle nie trafiali, albo świetnie bronił bramkarz Ukraińców.

I tak mijały kolejne minuty, aż… to nasi rywale trafili po raz trzeci. Znów spore błędy popełniła nasza defensywa, znów na przedpolu świetnie odnalazł się zawodnik z Ukrainy – tym razem Stanisław Sadowikow. Sytuacja robiła się więc coraz gorsza, a w końcu stała się fatalna, gdy w 55. minucie sam na sam z polskim bramkarzem znalazł się Danił Tracht i zdobył czwartą bramkę dla naszych rywali. Więcej goli nie padło, Polacy przegrali więc drugi z rzędu mecz na tych mistrzostwach takim samym wynikiem.

Awans? Szanse są iluzoryczne

Równocześnie Biało-Czerwoni już nie tyle skomplikowali sobie życie, co sprawili, że awans rozpatrywać trzeba w kategoriach cudu. W ostatnim meczu grupowym Polacy zmierzą się bowiem z reprezentacją Wielkiej Brytanii, która ma dziewięć punktów. Tyle samo mają Ukraińcy, a siedem oczek – Włosi. My z sześcioma punktami zajmujemy czwarte miejsce w grupie. Sęk w tym, że w ostatniej kolejce Włosi grają z Rumunią, a Ukraińcy z Japonią.

Żebyśmy awansowali, najprostszy scenariusz jest następujący:

  • Włosi przegrywają z Rumunami;
  • Ukraińcy wygrywają z Japonią lub przegrywają, ale po dogrywce;
  • Polacy pokonują Wielką Brytanię w regulaminowym czasie gry.

O ile w punkt drugi jesteśmy jak najbardziej skłonni uwierzyć, o tyle porażka Włochów i nasza wygrana wydają się w tej chwili niemal niemożliwe. Stąd najpewniej wypada pogodzić się z tym, że awansu w tym roku nie będzie. I liczyć na to, że uda się w kolejnej edycji mistrzostw. Tegoroczna bowiem zdecydowanie nie poszła po naszej myśli.

Polska – Ukraina 1:4 (0:0, 1:1, 0:3)

  • 1:0 – Łyszczarczyk 26′
  • 1:1 – Zacharow 33′
  • 1:2 – Zacharow 44′
  • 1:3 – Sadowikow 51′
  • 1:4 – Tracht 55′

Czytaj więcej o innych sportach na Weszło:

fot. NewsPix.pl

19 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama