Gdy Łódzki Klub Sportowy zatrudniał Ariela Galeano, z ciekawością zerkaliśmy w kierunku pierwszoligowca, żeby przekonać się, czy pomysł z zatrudnieniem 28-latka z Paragwaju sprawdzi się w polskich realiach. Po kilku tygodniach nie zapowiada się na to, że decyzja trafi do księgi wizjonerstwa naszego futbolu. Co najwyżej do jej prześmiewczego odpowiednika.
ŁKS z Arielem Galeano nie przegrał trzech pierwszych meczów. Ba, dwa z nich wygrał! Problem w tym, że im dalej w las, tym gorzej. Przed tygodniem rewolucja paragwajskiego trenera i przejście na system z trójką obrońców sprawiła, że w dwadzieścia minut Wisła Płock strzeliła łodzianom trzy gole, zamykając mecz. Szkoleniowiec wrócił do czwórki defensorów, ale sytuacja się powtórzyła. GKS Tychy objął prowadzenie i dwadzieścia minut później wygrywał już 3:0.
Gdyby jednak chodziło tylko o suche wyniki, sprawa byłaby do odratowania. Nie chodzi. Chodzi o to, co dzieje się między meczami, jak paragwajski trener pracuje, bo to właśnie stąd bierze się to, co potem wyprawia ŁKS na boisku. Krótko mówiąc: pozytywne komentarze z ojczyzny Galeano nie pokrywają się z opinią polskich piłkarzy.
28-latek z Paragwaju trenerem ŁKS-u. Szaleństwo? Pracował z gwiazdami, zdobywał tytuły
Łódzki Klub Sportowy zawodzi. Piłkarze rozczarowani nowym trenerem
Opinie o Arielu Galeano, które płyną z wewnątrz zespołu, stawiają pod ogromnym znakiem zapytania to, czy wykonywana na co dzień praca ma sens. Paragwajczyk preferuje południowoamerykański styl zarządzania. Dużo luzu, bazowanie na relacjach, oddawanie inicjatywy piłkarzom. W przypadku, w którym dotyczy to szatni, z którą Galeano z powodu bariery językowej (nie zna zbyt dobrze języka angielskiego) nie potrafi się dogadać, generuje to kłopotliwe sytuacje.
Mówiąc wprost: zespół kompletnie nie rozumie tego, co ma grać. Nie tylko od strony taktycznej, ale i ludzkiej. Zmiany ustawienia, rotacje w składzie — to wszystko wprowadza chaos i poczucie niezrozumienia. Gorzej, że latynoskie metody treningowe Galeano także budzą spore wątpliwości. Ci bardziej wściekli zawodnicy niespecjalnie już kryją się z tym, że „gramy tak, jak trenujemy” — mówią to kibicom, wyjaśniając, skąd ich obecna forma.
Wiadomo, że nie usprawiedliwia to błędów indywidualnych, poszczególnych sytuacji, ale… wszystko z czegoś wynika. Ciężko o to, żeby piłkarze grali dobrze, gdy nie czują się pewnie i komfortowo. Ciężko z kolei czuć się pewnie, gdy zawodzi przygotowanie do meczów. Część piłkarzy twierdzi, że pracy nad taktyką w zasadzie nie ma. Jest za to rondo i poluzowanie zasad, których mocno pilnował poprzednik, Jakub Dziółka.
Strategia meczowa jest omawiana na krótkich odprawach, nikt nie zagłębia się w szczegóły, więc wszystko rozsypuje się w praktyce. Nawet zmiana systemu na trójkę z tyłu nie była ćwiczona w należyty sposób. Można mówić, że Dziółce w Łodzi nie wyszło, że nie wyglądało to dobrze, ale jednak standard pracy zdaniem wielu osób z wewnątrz był wyższy.
W środowisku coraz głośniej mówi się o tym, że projekt Łódzkiego Klubu Sportowego w tym kształcie nie ma sensu. I nie chodzi o nawoływanie do rewolucji, ścinania wszystkich głów. Po prostu o konieczność naprawienia błędu, jakim było powierzenie drużyny Galeano, bo ciężko sobie wyobrazić, że zespół podniesie się z tym szkoleniowcem za sterami. Sezon jest stracony, jednak czas myśleć o kolejnym, żeby jesienią nie obudzić się z ręką w nocniku.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix