Mariusz Fornalczyk przeżywał ostatnio niesamowity czas. Praktycznie co mecz Korony Kielce zdecydowanie się wyróżniał, wreszcie zaczął dawać ofensywne konkrety, częściej podnosił głowę i rzadziej ulegał emocjom. Za ciosem poszedł teraz w reprezentacji U-21, więc na “Świętą Wojnę” z Radomiakiem Radom musiał wychodzić naładowany pewnością siebie i przekonaniem, że znów może błysnąć. Tym razem jednak wszystko poszło dla niego nie tak i kto wie, czy coraz częściej nie będzie musiał mierzyć się z podobnymi okolicznościami.
Fornalczyk długimi fragmentami był dziś nawet potrajany przez Radomiaka. Przeważnie najbliżej niego grał Jan Grzesik, a do pomocy szli mu Abdoul Tapsoba i Marco Burch. W efekcie skrzydłowy kielczan do przerwy nie zrobił sztycha, defensywa gości schowała go do kieszeni. W pewnym momencie 22-latkowi zaczęły puszczać nerwy i wdał się w pyskówkę z Grzesikiem. Z tego najbardziej dał się zapamiętać.
Korona Kielce – Radomiak Radom 1:3. Fornalczyk w cieniu, Capita bohaterem
W drugiej połowie Fornalczyk mógł się już nieco bardziej wykazać, ale i wtedy zawiódł. Gdy najsłabszy w ekipie z Radomia Bruno Jordao doprowadził do straty przed własnym polem karnym, a Pedro Nuno idealnie podał, ofensywny lider Korony niepotrzebnie przyjmował piłkę i strzelił niecelnie. Później kilka razy szarpnął w swoim stylu, lecz na koniec nie znajdował podaniami swoich kolegów. Najlepszą akcję przeprowadził z Pięczkiem, ale to lewy wahadłowy dobrze dośrodkował i mógł mieć pretensje do Adriana Dalmau, że zabrał mu drugą w tym meczu asystę. Hiszpan uwolnił się spod krycia i bardzo źle strzelił głową.
Bohaterem widowiska faktycznie został dynamiczny skrzydłowy, tyle że nie ten, po którym najprędzej się tego spodziewano. Capita znów pokazał, że potencjał ma niesamowity i nie jest tylko ciekawostką z meczów przeciwko Legii Warszawa. Po wejściu z ławki w efektownym stylu zdobył dwie bramki, sprawiające, że całościowo Radomiak w tym sezonie rywalizację z Koroną wygrywa bezdyskusyjnie, bo przecież jesienią wbił jej cztery sztuki.
Nim Capita celebrował pierwszą bramkę, musiał poczekać cztery i pół minuty, aż analiza na wozie VAR wykaże, że nie znajdował się na spalonym po prostopadłym podaniu Golubickasa (później ośmieszył Godinho i nie dał szans Mamli).
A przecież bardzo długo oglądaliśmy remis ze wskazaniem na Koronę. Gorąca otoczka wokół tego meczu na początku zdecydowanie udzieliła się też piłkarzom i szybko obejrzeliśmy dwa gole. W obu przypadkach po stałych fragmentach drużynom tracącym brakowało klasy w defensywie. Najpierw Agouzoul uznał, że wystarczy się przypatrywać strzelającemu Rescie i ten może jakimś cudem nie trafi. W drugim przypadku najpierw Długosz pozwolił na dośrodkowanie Wolskiemu, a później Smolarczyk w trochę juniorski sposób przegrał walkę o pozycję z Burchem, który w ostatnich tygodniach przeżywa swój zdecydowanie najlepszy czas w Polsce, odklejając od siebie łatkę piłkarskiego niewypału.
Nieskuteczność Korony Kielce
Koroniarze mogli sobie pluć w brodę po kolejnych zmarnowanych sytuacjach. Długosz i Nuno byli nieprecyzyjni, Trojak jakimś cudem nie domknął zgrania Dalmau, a na koniec sam Hiszpan kopnął prosto w Kikolskiego przy stanie 1:2. Strzeboński miałby przypadkową asystę, z nieudanego strzału wyszło mu podanie. No i nie zapominajmy o opisanej już szansie Fornalczyka.
W Radomiaku największą robotę zrobili rezerwowi i dzięki temu podopieczni Joao Henriquesa zameldowali się w pierwszej dziesiątce tabeli Ekstraklasy. Przewaga nad strefą spadkową staje się komfortowa, po tej kolejce w najgorszym razie będzie wynosiła dziewięć punktów. Korona ma punkt mniej, dziś przełknęła gorycz porażki po raz pierwszy od ośmiu meczów.
Na koniec słówko sędziowaniu. Szymon Marciniak prowadził spotkanie w typowy dla siebie sposób i generalnie bardzo dobrze wyważał proporcje, ale jednak brak żółtych kartek za “stemple” dla Jordao (to byłoby wykluczenie) i Wolskiego muszą wpłynąć na obniżenie jego noty.
Zmiany:
Legenda
Fot. Newspix