Reklama

Wreszcie! Paweł Wąsek na podium w Lahti! Pierwszy raz w karierze

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

22 marca 2025, 18:28 • 4 min czytania 14 komentarzy

Sezon skoków zbliża się do końca, a wszyscy Polacy nadal skaczą tak kiepsko, jak skakali. Wszyscy? Nie, jeden, jedyny nieugięty Paweł Wąsek stawia opór powszechnej przeciętności. I to jak stawia! Dziś w Lahti po raz pierwszy w karierze stanął na podium zawodów Pucharu Świata. Tak jak Olek Zniszczoł sezon temu, tak i on zajął trzecie miejsce. I oby było to pierwsze pudło z wielu w karierze Pawła.

Wreszcie! Paweł Wąsek na podium w Lahti! Pierwszy raz w karierze

Paweł Wąsek pierwszy raz na podium Pucharu Świata

Nie ma sensu pisać zbyt wiele o występach pozostałych Biało-Czerwonych. Z kronikarskiego obowiązku więc: Aleksander Zniszczoł i Jakub Wolny przepadli dziś w Lahti w kwalifikacjach. Maciej Kot zawalił skok w pierwszej serii. Kamil Stoch skoczył solidnie, ale wylądował na 31. miejscu (choć można się kłócić, czy sędziowie nie zawyżyli not Janowi Hoerlowi, który minimalnie Kamila wyprzedził), kompletując tym samym swoiste bingo – w karierze zajął bowiem, jak na portalu X zauważył Adam Bucholz, każdą lokatę w zawodach Pucharu Świata od 1. do 50.

Cóż, jest to jakieś osiągnięcie.

Reklama

Do drugiej serii weszła ostatecznie dwójka Dawid Kubacki i Paweł Wąsek. Ten pierwszy był w trzeciej dziesiątce, co najwyżej mógł delikatnie zapunktować (i to zrobił, zajął 23. miejsce). Paweł za to skoczył bardzo, ale to bardzo solidne 127 metrów. Tuż po nim jury – z niewiadomego powodu – obniżyło belkę. I oglądaliśmy potem jak jeden po drugim – niemal wszyscy rywale lądują bliżej od Wąska. Odskoczyło tylko dwóch: Anze Lanisek, który huknął fantastyczne 131 metrów, i Stefan Kraft, lądujący o pół metra dalej od Wąska.

Do obu Paweł miał całkiem spore straty, stąd myśleć o ataku na wyższe lokaty w drugiej serii było trudno. Raczej należało skupić się na obronie – bo aż dziewięciu gości traciło do Pawła maksymalnie osiem oczek. A znajdujący się tuż za nim Manuel Fettner – ledwie 1.1 punktu. Dlatego z niepokojem czekaliśmy na to, co stanie się w drugiej serii. Czy Paweł wytrzyma? Czy Fettner zaatakuje? A może ktoś inny wyskoczy z drugiego szeregu i przyłoży ponad 130 metrów?

CZYTAJ TEŻ: PO WYPADKU W WIŚLE CZUŁ LĘK PRZED SKAKANIEM. TERAZ JEST LIDEREM KADRY

I jak wyszło? No tak, że faktycznie atakowali. Andreas Wellinger skoczył 127,5 metra. Philipp Raimund i Manuel Fettner zgodnie po 127. Paweł wiedział więc, że musi postarać się o skok co najmniej taki, jak w pierwszej serii. A może nawet i nieco lepszy. Gdy siadał na belce, wskaźniki pokazywały, że musi wylądować na 128. metrze. Gdy wybił się z progu, wyglądało, że poleci tak daleko. Gdy wylądował… okazało się, że brakło pół metra.

Więc zaczęło się liczenie.

1.1 punktu straty Fettnera. Ale skok bliższy o pół metra. Ale Austriak lepiej stał z punktami za wiatr. Ale Paweł miał z kolei lepsze noty. Szybko to wszystko analizowaliśmy, nie chcąc przeciągać oczekiwania, jakie fundują realizatorzy transmisji. I co nam wyszło?

Reklama

Ano wyszło, że jest podium. O sześć dziesiątych punktu przed Fettnerem.

Po kilku konkursach, w których był blisko. Po solidnym skakaniu przez cały sezon. Po ciągnięciu naszych skoków przez ten smutny jak piz… sezon, dał nam trochę polotu i finezji na niemalże sam jego koniec. Paweł Wąsek był światełkiem w tunelu przez większość konkursów tej zimy. I wreszcie to światełko rozbłysło. Jeszcze nie pełną mocą – w końcu nie wygrał – ale wystarczająco mocno, by blask ten odbił się w trofeum, które otrzyma dziś za trzecie miejsce.

I oby był to dobry prognostyk nie tylko na jutrzejszy konkurs duetów czy zawody w Planicy, kończące za tydzień sezon, ale i cały kolejny sezon. Bo Pawła stać na to, by na stałe wbić się do czołówki i walczyć w Pucharze Świata o duże rzeczy. Dziś to pokazał.

I niech pokaże jeszcze wiele razy.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Live

LIVE: Kosmiczne meczycho! Hiszpania pokonała Holandię w karnych

Michał Kołkowski
17
LIVE: Kosmiczne meczycho! Hiszpania pokonała Holandię w karnych